Świadectwa mocy różańca oraz nowenny pompejańskiej

Przedstawiamy poruszające świadectwa osób modlących się nowenną pompejańską. Poznaj często tragiczne, lecz mające wspaniałe zakończenia historie ludzkiego życia!

To działa Matka Boża

Nigdy wcześniej nie słyszałam o nowennie pompejańskiej, nie słyszałam o Matce Bożej z Pompejów, a tajemnic różańca uczyłam się chyba przed pierwszą komunią świętą, więc bardzo dawno temu. To, co chcę opisać, nawet dla mnie –osoby racjonalnej, z modlitwą mającej bardzo mało wspólnego – wydaje się dziwne i logicznie nie do wytłumaczenia. 

Do rzeczy: w mój dość spokojny, szczęśliwy świat jak grom z nieba spadła choroba mojej mamy. Kobiety energicznej, zadbanej i aktywnej. Lekarz, jeden z najlepszych neurologów w Warszawie, podczas konsultacji i na podstawie wyników bez pardonu i jakiego­kolwiek wyczucia postawił diagnozę rzadkiej i prowadzącej w szybkim tempie do śmierci choroby neuronu ruchowego. Resztę kazał sobie doczytać w Internecie. Powiedział, że nawet jeśli inni lekarze tego nie stwierdzą, to i tak to jest ta choroba. Mówił: „Proszę pani, ja się na tym znam. Ja z tego żyję”. 

Zgodnie z zaleceniami pana doktora zaczęłam czytać, czym jest ta choroba. Każde zdanie budziło coraz większe przerażenie. Przecież to nie może się zdarzyć. Już rak jest lepszy, bo chociaż daje nadzieję. Dalej były badania w najlepszych klinikach neurologicznych, konsultacje u profesorów i kręcenie głową przez lekarzy, bo wyniki badań były złe. Z przerażeniem i bezsilnością zaczęłam się modlić. Modliłam się uparcie, prosząc o cud i nadzieję. Szukając jakiejś „skutecznej” modlitwy, trafiłam na tę stronę i pomyślałam, że jeżeli Matka Boża obiecała, że nie odmówi pomocy osobie proszącej, to mnie też nie odmówi. 

Zachowałam się troszkę jak dziecko, wierząc, że skoro obiecała, to dotrzyma słowa. Konkretnie w każdym różańcu prosiłam, by podejrzenie choroby SLA zostało wykluczone. Tak modliłam się od września trzy razy dziennie – ja, osoba, która nawet na niedzielnej mszy świętej nie mogłam wytrwać, bo się zwyczajnie nudziłam, więc praktycznie nie chodziłam do kościoła. I nagle 9 grudnia trafiamy do szpitala na Banacha. Znowu badania i okazuje się, że w mięśniach nic tragicznego się nie dzieje, oczywiście, niektóre są uszkodzone, ale nie idzie to mózgowo. Pani docent stwierdziła, że to nic strasznego, że z tym się po prostu żyje. I nie wiem, jak to tłumaczyć. Nie wiem, co mówić. Wiem jedno i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej – to działa Matka Boża. Myślę, że z różańca to już chyba do końca życia nie zrezygnuję. Zachęcam wszystkich do modlitwy, różaniec ma naprawdę wielką moc! 

Monika

Królowa Różańca Świętego nr 61
Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!

…i wspieraj katolickie czasopisma! Mnóstwo ciekawych tekstów o duchowości pompejańskiej oraz świadectwa!

Zobacz Zamów PDF

Obwiniałam siebie i Boga

Tak jak obiecałam Najświętszej Matce Bożej, chciałabym podzielić się swoim świadectwem. O nowennie pompejańskiej dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. Zobaczyłam na portalu społecznościowym świadectwo innej osoby.

Zaczęłam szukać informacji i postanowiłam zawierzyć Matce Bożej całe swoje życie. Od lat cierpiałam na chorobę zwaną nerwicą natręctw i napady lęku. Przeszłam z tą chorobą bardzo wiele złych dni, rozpacz i ból towarzyszyły mi każdego dnia. Obwiniałam siebie i Boga, nieustannie zadając pytanie: „Dlaczego ja?”. Nigdy nie uzyskałam na nie odpowiedzi… 

Rozpoczęłam studia, niby dorosłe życie, miałam kochającego wówczas chłopaka, wspierającą rodzinę, a jednak brak spokoju i jasności umysłu utrudniał mi do tego stopnia życie, że pojawiły się nawet myśli samobójcze. Przeszłam tysiące terapii, od lekarza do lekarza… Leki również przyjmowałam i to w bardzo wysokich dawkach, ale tak naprawdę wszystko pomagało tylko na trzy, cztery miesiące, po czym znowu wracał koszmar choroby. Diagnoza: OCD – trzy litery, które rujnowały mi skutecznie życie. Później wyszłam za mąż, troszkę mi się poprawiło. Myślałam – super teraz mogę żyć na całość, bez zasad, reguł… Niestety, choroba dała o sobie znać. 

Chciałam poukładać swoje życie, chciałam zostać mamą, urodzić dziecko. Jednak miałam kolejny atak, najsilniejszy w życiu. Wtedy pojawiła się myśl, że nikt ani nic na całym świecie na całej ziemi nie jest w stanie mi pomóc. I tak było – na ziemi nie, ale zapomniałam przecież o Matce Bożej i Panu Bogu, którzy czynią cuda. Niebo się dla mnie otworzyło. Zaczęłam odmawiać nowennę każdego dnia, krok po kroku. Zaczęłam modlić się swoimi słowami do Pana Boga, do Matki… i każdego dnia czułam się coraz lepiej i lepiej. Nie mogłam w to uwierzyć… 

Dziś, gdy piszę to świadectwo, mija 10 miesięcy, odkąd czuję się bardzo dobrze. Natręctwa jeszcze cały czas się pojawiają, leki, niepokój również, ale już w znacznie mniejszych ilościach i mogę normalnie żyć, cieszyć się każdym dniem. Jestem jeszcze na lekach i na razie boję się z nich schodzić, ale wierzę, że i w tej kwestii cudowna Matka Boża zadziała (w odpowiednim czasie). Pragniemy również z mężem dziecka i w tej intencji również będę się modlić. Wiem, że jeśli taka będzie wola Pana, to spełni się to, czego pragnę. Obiecałam, że teraz będę modlić się codziennie, również moja relacja z Bogiem z każdym dniem staje się coraz silniejsza. 

Szukałam przez lata ratunku w lekarzach, w terapiach, w lekach. Nie zauważyłam, że ratunek jest w różańcu, w modlitwie, w Panu. Dziś jestem inną osobą, staram się pomagać innym, staram się żyć dobrze – tak, aby każdego dnia być z siebie dumna. Wszystkie swoje sprawy, całe życie zawierzyłam Panu Bogu. Kiedyś pytałam: „Dlaczego? Dlaczego ja?”. Dziś mówię: „Dziękuję! Dziękuję Ci Panie, że mi dałeś moją chorobę, bo dzięki niej zbliżyłam się do Ciebie i mogę każdego dnia mówić, że jestem szczęśliwym, spełnionym człowiekiem”.

Kinga

Prenumerata "Królowa Różańca Świętego"

„Królowa Różańca Świętego” to czasopismo poświęcone Matce Bożej Różańcowej oraz nowennie pompejańskiej.

Zobacz

Zmiana sposobu myślenia

Do niedawna życie w zgodzie z dekalogiem było mi obce. Byłam letnim katolikiem i prowadziłam na pozór uporządkowane życie. Przede wszystkim postawiłam mężczyznę na pierwszym miejscu, a jak wiadomo, tylko jeśli na pierwszym miejscu będzie Pan Bóg, to wszystko inne na właściwym.

Po zakończeniu toksycznego związku, zerwanych za­ręczynach i innych życiowych perturbacjach przyszedł czas na stany depresyjne, lęk, brak poczucia sensu życia. Ciągle płakałam, zamknęłam się w sobie. Mocno kulały relacje z rodzicami.

To dzięki Maryi udało mi się wyjść z tego silniejszą. W ciągu niespełna dwóch lat odmówiłam trzy nowenny pompejańskie, czwartą przerwałam. Modliłam się głównie o siły i przemienienie mojego życia. Podczas odmawiania różańca czułam, jak to wszystko, co mnie dusiło, powoli jest mi odbierane. Zrozumiałam, w jak toksycznej relacji tkwiłam, uważając to za szczęście. Dostrzegłam swoje deficyty, wady i błędy. Ciągle nad sobą pracuję.

Moja przemiana trwa przez cały czas. Dziś zaczęłam moją kolejną nowennę pompejańską, a kilka lat temu jedyny różaniec, jaki miałam, to ten będący pamiątką pierwszej komunii świętej. Wiem, że póki trwam w modlitwie, jestem na właściwej drodze.

Proście o wiele i ufajcie. Maryja doskonale wie, czego nam potrzeba, trzeba tylko otworzyć się na działanie Jej i Ducha Świętego.

Magdalena

Książka: Godzina Łaski dla świata

Godzina Łaski dla świata

Książka, która przybliża przesłanie Maryi Róży Duchownej. Zawiera orędzia, historię objawień oraz nabożeństwo na Godzinę Łaski.

Zobacz

Dzięki łasce od Maryi mamy dom

Wczoraj zakończyłem nowennę pompejańską w intencji o bezpieczne schronienie, godne warunki do życia i rozwoju, ciepłą zimę i pokój w sercu dla całej mojej rodziny. Nowenna pompejańska stała się częścią mojego życia. Pierwszy raz usłyszałem o niej, będąc w trudnej sytuacji sercowej kilka lat temu. Straciłem rachubę, ile razy ją odmówiłem. Wiele razy zostałem wysłuchany i otrzymałem dokładnie to, o co prosiłem. Raz zostałem wysłuchany w sprawie, w której modliłem się o coś, co nie wyszło mi na dobre. Dostałem to, o co prosiłem, w przełomowym momencie nowenny, w dzień rozpoczęcia części dziękczynnej. Wierzę, że Bóg udzielił mi tej łaski, żebym zobaczył, jak bardzo zaślepiony i zagubiony byłem. Innymi razy zamiast tego, o co prosiłem, otrzymywałem lepsze zrozumienie sytuacji, a za każdym razem pokój serca i radość z więzi z Najukochańszą Matką Maryją.

Za pośrednictwem nowenny pompejańskiej wyprosiłem między innymi uzdrowienie mamy z choroby nowotworowej, naprawienie trudnej relacji, przygotowanie warunków mieszkalnych, uwolnienie z nałogu masturbacji.

To świadectwo byłoby zbyt długie, gdybym chciał opisać wszystko dokładnie, dlatego dzisiaj chcę napisać o łasce, którą otrzymałem, odmawiając ostatnią nowennę pompejańską.

Niecałe dwa miesiące temu rozpaczałem z powodu swojej sytuacji życiowej i trudnej sytuacji rodziny. Odkąd sprzedaliśmy dom rodzinny z powodu trudności z opłacaniem kredytu hipotecznego, moja rodzina zmagała się z problemem mieszkaniowym. Szukaliśmy swojego miejsca za granicą, gdzie często zmienialiśmy miejsce zamieszkania, jednak wszędzie czuliśmy się jak nieproszeni goście. Po wielu latach modlitw wróciliśmy do Polski, do miejsca, które otrzymali rodzice w darowiźnie kilka lat wcześniej. Na działce znajdował się dom, a raczej ruina domu, którą przed laty zamieszkiwał nasz krewny. Brak bieżącej wody, kanalizacji, brak ogrzewania, przepalona instalacja elektryczna, która dawała o sobie znać przy zapalaniu światła, dwa pomieszczenia, z których jedno pełniło funkcję kuchni, salonu i sypialni, a drugie było zamieszkałe przez tatę od lat będącego w separacji z mamą i całą resztą rodziny. Przez napiętą sytuację w rodzinie nie mieliśmy sił i chęci do pracy nad tym domem. Dzięki mamie, która zawsze stawała na wysokości zadania, udało się podłączyć wodę miejską i zainstalować piec, żebyśmy mogli cieszyć się podstawowymi warunkami.

Mimo to ten rok przeżyłem w kryzysie, w walce wewnętrznej i modlitwie. Podejmowałem działania, żeby odmienić sytuację, jednak wszystkie kończyły się fiaskiem. Zawsze czegoś brakowało, środków finansowych, sił psychicznych, fizycznych, czułem, że ktoś podrzuca mi ciągle kłody pod nogi i poddawałem się, nierzadko obarczając winą Boga.

Postanowiłem odmówić po raz kolejny nowennę pompejańską w intencji o potrzebne warunki mieszkalne, tym razem zmieniło się wszystko. Tata spokorniał i przeniósł się do garażu. Pojawiły się siły do zmiany i nadzieja. Mój brat, który wcześniej nie brał pod uwagę remontu domu ze względu na tatę, zaproponował odremontowanie części domu, która nadawała się już tylko do wyburzenia. Podjęliśmy decyzję i w miesiąc czasu zburzyliśmy pół domu, wykonaliśmy prace betonowe, murarskie, przykryliśmy dach, wstawiliśmy okna. Znajomi, którzy odwiedzali nas w tym czasie, z niedowierzaniem patrzyli na metamorfozę domu, w którym mieszkaliśmy. Pogoda nam sprzyjała, często mówiłem, że to pogoda dla nas. Pojawiały się środki na potrzebne materiały, dobrzy ludzie, były również trudności, którym stawiliśmy czoła. My sami uważamy to, co otrzymaliśmy, za cud, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze niespełna dwa miesiące temu byliśmy zrezygnowani i zalęknieni z obawy przed nadchodzącą zimą, niezdolni do podjęcia tak wielkiego przedsięwzięcia.

Martwiliśmy się również o opał. Od lata próbowaliśmy kupić węgiel. Udało się dopiero niecałe dwa tygodnie temu, w trakcie trwania nowenny. Dzisiaj mamy nadzieję na lepszą przyszłość, bezpieczny kąt oraz perspektywę ciepłej zimy. 

Kochani, jeśli zmagacie się z czymś, zwróćcie się do naszej Maryi, dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych!

Kocham Cię, Królowo Maryjo!

Łukasz

Książka: Historia Sanktuarium w Pompejach

Historia sanktuarium w Pompejach - opr. twarda Bartolo Longo

Nowenna pompejańska, Sanktuarium w Pompejach, Obraz Matki Bożej Pompejańskiej… Nie mielibyśmy tego bez Bartola Longo! Jeśli chcesz poznać, kim był i o czym pisał, powinieneś poznać jego wielkie, poruszające dzieło życia. "Historia sanktuarium w Pompejach" to zapis łask Matki Bożej Pompejańskiej i tego, jak opuszczone i biedne Pompeje zamieniły się w kwitnące wiarą i miłosierdziem miejsce, z którego zaczęły promieniować łaski na cały świat!

Zobacz

Dostałam coś znacznie lepszego

Moją nowennę zakończyłam 28 lutego, modliłam się w intencji prywatnej. Czy ją otrzymałam? Niestety, na razie nie, ale kto wie, może kiedyś otrzymam, a może to nie jest moment, w którym jestem na nią gotowa? Choć nie ukrywam, że czuję zawód, dlaczego Bóg nie spełnił mojej prośby. 

Myślę, że to być może przeze mnie, bo w trakcie trwania nowenny pominęłam jedną część różańca – część chwalebną, oczywiście nie celowo. Zwyczajnie zapomniałam o tej części. Nie wiem, czy właśnie z tego powodu Bóg mnie nie wysłuchał, że powinnam była zacząć nowennę od nowa, a ja ją kontynuowałam, ale wyjaśniłam w głębi duszy Bogu, dlaczego tak się stało. Myślałam, że mnie zrozumiał, ale jak widać intencja albo została anulowana, albo Bóg ma inne plany lub jeszcze na nią nie czas, ale trochę się z tym pogodziłam. 

Jednak nowenna w pewnym sensie coś mi dała. Co prawda, nie spełniło się to, o co prosiłam Boga, ale dostałam coś znacznie lepszego, a mianowicie zapragnęłam być bliżej Boga. Któregoś dnia zaczęłam potrzebować coraz częstszego uczestnictwa we mszy świętej, przyjmować komunię świętą, słuchać słowa Bożego, co dla innych może oznaczać, że coś ze mną nie tak. Ale tak głównie twierdzą ateiści, a osoby wierzące będą doszukiwać się w tym działania samego Boga. 

W każdym razie taki sygnał dostałam podczas nowenny. Wiem, że gdy nie przyjmuję przez dłuższy czas komunii, czuję głód, słabość, niemoc w trudnościach, ale gdy zaczęłam ją częściej przyjmować, poczułam wewnętrzną siłę, łatwiej mi zmagać się z trudnościami i moimi słabościami, mam chęci do działania oraz czuję spokój i siłę. 

Poza tym dostrzegam więcej i coraz bardziej, czuję Bożą obecność w moim życiu na każdym kroku. Mogą być to ludzie uśmiechający się do mnie, nawiązujący ze mną kontakty, czego wcześniej nie było, czuję również szczęście, radość i ciepło na sercu, a to nie wszystko. Ale mogę powiedzieć, że Eucharystia daje życie. Sam Jezus powiedział „Jeżeli nie będziecie mnie spożywać, nie będziecie mieli życia w sobie” i to jest prawda – jem Eucharystię, mam życie, nie jem – nie mam siły, nie mam życia. Także chwała Bogu i naszej Pani. Dali mi chyba coś, czego potrzebowałam, choć o to nie prosiłam.

Michalina

Uratowanie życia i dar życia

W moim życiu odmówiłam 5 nowenn. W każdej otrzymałam wiele łask. Podczas pierwszej nowenny modliłam się o dobrego męża. Dostałam go. Drugą odmawiałam w intencji o jego nawrócenie. Jest wierzący. Trzecią o pokój i zgodę w mojej rodzinie. Jeszcze nie jest idealnie, ale sprawa jest bardzo złożona i skomplikowana. Aczkolwiek z dnia na dzień jest coraz lepiej. W czwartej nowennie prosiłam o drugie dziecko, bo mieliśmy problemy. W tej chwili moja córeczka kończy 7 miesięcy. 

Moją ostatnią nowenną pompejańską, i myślę, że najważniejszą, była prośba o opiekę nad całą moją rodziną. Nowennę zakończyłam wczoraj, ale nie sądziłam, że tak szybko i tak mocno odczuję jej skutki i działanie.  To była nowenna, którą było mi najciężej skończyć. Szatan kładł mi takie kłody pod nogi, że myślałam, że w połowie przerwę. 

Parę dni temu otrzymałam wiadomość, która zwaliła mnie z nóg. Mój mąż otarł się o śmierć. Sprawa jest bardzo głośna, chodzi o wybuch metanu w kopalni. To był rejon mojego męża. W tym miejscu każdego dnia pracował. Parę godzin później miał być w tym miejscu. 

Jestem pewna, że to dzięki tej nowennie pompejańskiej tam go nie było. Jestem wdzięczna Maryi za otrzymane łaski.

K.

Przełamanie blokady

Od długiego czasu nie mogłam nakłonić syna, by spowiadał się regularnie. Syn przestał się spowiadać w każdy pierwszy piątek, ale także przed świętami, zaczął mnóstwo czasu spędzać na grach internetowych i popijać alkohol. Z uwagi na jego młody wiek, bardzo nas to niepokoiło. 

Poprosiłam Matkę Pompejańską o pomoc i gdy dochodziłam do połowy nowenny, Maryja już przyszła z pomocą. Udało się owocnie przeprowadzić rozmowę z synem, zgodził się i udał pojednać z Panem w konfesjonale, uzyskać odpust, bo właśnie pokierowało nas w takie okoliczności. Matko i Królowo Różańca Świętego, jak piękna jest Twa miłość, jak dobre jest Twe Niepokalane Serce. Dzięki i chwała Panu i Jego Matce.

Matko Pompejańska – dziękujemy Ci i uwielbiamy Twe miłosierne Serce. Ave Maryja!

Katarzyna

Wystarczy dać się Jej prowadzić!

Pragnę podzielić się swoim świadectwem dotyczącym nowenny pompejańskiej. Moje małżeństwo od samego początku było nieudane, tj. relacje z mężem bolały mnie okropnie, ciągłe niezrozumienia, brak chęci rozmowy, brak chęci podejmowania trudnych tematów i szukania rozwiązania problemów, w kółko ciche dni. Czas mijał, a między nami było z dnia na dzień gorzej. 

Mamy córeczkę, więc o nią chodziło mi najbardziej. Pragnęłam, aby miała normalny dom, szczęśliwą rodzinę, niestety, w ogóle nie potrafiliśmy się z mężem porozumieć i to dosłownie w niczym. Na nowennę pompejańską natykałam się bardzo często, ponieważ na portalu społecznościowym wyskakiwało mi wiele świadectw. Jednak mijały miesiące, a ja nie potrafiłam się do tego zabrać. Między mną a mężem był totalny brak szacunku, poniżenia z obu stron, właściwie zaczęło dochodzić już do przepychanek fizycznych. To był moment, którego się bardzo przestraszyłam. 

Wieczorami nie potrafiłam się modlić, praktycznie każdy dzień mojego małżeństwa przepłakałam. Wołałam do Boga, ale nic się nie zmieniało. Oboje z mężem staramy się chodzić co niedzielę do Kościoła, jednak pewnego dnia mój mąż stwierdził, że nie musimy tam chodzić co niedzielę. Wtedy zapaliła się w mojej głowie lampka, że bez Boga to już na pewno nasza rodzina się rozpadnie. Zanim rozpocznę swoją historię z nowenną, muszę jeszcze wspomnieć o tym, że im częściej zdarzały się między nami kłótnie, tym częściej miałam koszmary, budziłam się w nocy o godzinie trzeciej, czułam zapach spalenizny. Kiedy po kłótni z mężem szłam spać do drugiego pokoju, w nocy budziło mnie skrzypienie podłogi, kiedy to lekceważyłam i próbowałam dalej spać, coś jakby zbliżało się do mnie i wtedy uciekałam do łóżka męża. 

Nadal natykałam się na nowennę pompejańską i już wiedziałam, że chcę ją rozpocząć, tylko nie miałam ustalonej konkretnej daty, koszmary śniły mi się noc w noc, czułam lęk, czyjąś obecność. I właśnie ten moment, kiedy mąż stwierdził, że nie musimy chodzić do Kościoła tak często, był momentem przełomowym. Kolejnego dnia rano zaczęłam ją odmawiać. Podczas odmawiania czułam ogromny lęk, czyjąś obecność, gdy zbliżał się koniec, nagle pojawiał się szum w uszach, mdłości, silne parcie – nie potrafiłam klęczeć. Biegłam do toalety, wracałam i kończyłam nowennę. 

Pierwsze dni były okropne, czułam nieustannie tę obecność, ogromny lęk, zarówno w dzień, jak i w nocy. Pojechaliśmy z mężem do pewnej miejscowości i kiedy przechodziliśmy obok kościoła św. Jacka, nasza trzyletnia córka zachciała pójść na plac zabaw, a nie znając tej drogi, zatrzymała się i oznajmiła, że nie chce tędy iść. Na to z moich ust padły słowa: „nic się nie martw, ja cię poprowadzę, tylko mi zaufaj”. Od razu wiedziałam, że to nie są moje słowa, że to Pan Jezus chce mi je przekazać. Poza tym znając siebie, nie zwróciłabym się w ten sposób do córki. Nie potrafiłam jednak dać temu wiary i kolejnego dnia w niedzielę usłyszałam w kościele Słowo Boże: „Duch Święty zamienia się w waszych rozmówców”. Po tym już wiedziałam, że to były słowa Jezusa skierowane do mnie. Lęk jednak nie minął w tamtym czasie. Z perspektywy czasu już wiem, że Bóg dopuścił do mnie to zło, abym mogła mu się całkowicie oddać we wszystkim. A tego się bałam. Bałam się tego, czego może ode mnie chcieć (takie poczucie miałam w sobie od lat dziecięcych). Będąc zupełnie wykończona tym cią­głym strachem, przechodząc znów obok kościoła św. Jacka (tak się złożyło, że byliśmy tam ponownie), w myślach powiedziałam do Pana, że zrobię wszystko, cokolwiek chce, żeby tylko zabrał ode mnie to zło. 

Tak się stało. Lęk i koszmary minęły, choć nie do koń­ca. Okropne koszmary miewałam wtedy, gdy zamie­rzałam się pojednać ze swoim tatą, z którym nie utrzymywałam kontaktu 10 lat. Jednak pomimo koszmarów, po przebudzeniu czułam ogro­mny spokój i opiekę Mat­ki Bożej. Wiele mogłabym opisywać, bo wiele się stało, m.in. pojednałam się z tatą (w dzień, w którym do niego napisałam, przypadało święto Matki Boskiej Anielskiej). On odpisał mi w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Miałam taką sytuację: będąc z dzieckiem na placu zabaw, w myślach wielbiłam Boga, czułam ogromną wdzięczność za wszystko co mam i Miłość do Niego. Nagle moje dziecko chciało pójść w inne miejsce. Nagle poczułam zapach róż, który z każdym krokiem był coraz bardziej intensywny. Rozglądałam się wszędzie, szukałam tych kwiatów, ale ich nie było. Wtedy przyszła do mojej głowy myśl, że to Matka Boża jest kojarzona z tym zapachem. Następnie zapach ten odczuliśmy, otwierając drzwi naszego mieszkania. W głowie pojawiła się myśl „Matka Boża chce nam powiedzieć, że ma nas w swojej opiece”. 

Kilka godzin później moja córka zaczęła wymiotować, trzy dni później musiałyśmy zostać w szpitalu. Wtedy też odczuwałam ogromny spokój, mimo iż wcześniej nawet katar córki wywoływał u mnie dosłownie histerie (przy 20 stopniach na zewnątrz potrafiłam ją ubierać w kurtkę, żeby wyzdrowiała z kataru). Dzięki nowennie stałam się o wiele bardziej spokojna. Budzę się rano i czuję w sobie szczęście, we wnętrzu, w sercu. Radość i ogromną wdzięczność za wszystko, co mnie spotyka, nawet za ból, który zadaje mi relacja z mężem. Mimo że nie poprawiła się tak, jakbym tego chciała, i on stał się bardziej spokojny, cierpliwy i nie występuje już między nami tak często przemoc słowna, a fizyczna wcale. Przede wszystkim nasza córka wychowuje się w normal­nej atmosferze. 

Odkąd rozpoczęłam nowennę, nieustannie czuję ogromną opiekę Matki Bożej, wiem, że czu­­wa nad naszą rodziną. Na każde pytanie, jakie zadaję Bogu, dostaję odpowiedź. Właściwie konkretną. Nawet słowo w sło­wo. Czy to w Piśmie Świętym, po które akurat sięgnę, czy w Ewangelii, czy gdziekolwiek indziej, bo Pan działa wszędzie i wszystkimi drogami stara się do nas dotrzeć. 

Przystąpiłam także do spowiedzi generalnej, staram się co tydzień przystępować do sa­kra­mentu pokuty, aby nie przyjmować świętokra­dzko Pana Jezusa do swo­je­go serca. Już wiem, że bez względu na to, co jest wokół mnie, co będzie dalej, to Jezus jest moją największą miłością, Jemu pragnę się oddawać każdego dnia, zawierzając każdą relację i każdą czynność. Jestem spokojna, bo czuję Jego obecność i miłość. Odmówiłam trzy nowenny pompejańskie, dwie z nich były o nawrócenie mojego męża i sakrament pokuty dla niego. Nie zostały jeszcze wysłuchane, ale wszystko pragnę zawierzać Bogu i wiem, że skoro jeszcze to nie nadeszło, to oznacza, że tak ma teraz być. 

Polecam serdecznie odmawianie nowenny pompejańskiej, jak również zawierzenie się Jezusowi przez ręce Maryi. Relacja, jaka tworzy się między człowiekiem a Bogiem, jest nie do opisania. To jest już ta pełnia szczęścia, bez względu na wynik każdej intencji. Jest jeszcze jednak ważna kwestia, którą pragnę poruszyć. Wiele ludzi boi się odmawiać nowennę ze względu na okoliczności, jakie mogą temu towarzyszyć, lęk, koszmary itp. 

Musicie wiedzieć, że Pan jest najpotężniejszy i to On o wszystkim decyduje. Czasem może sam dopuszczać do nas to zło, abyśmy się mu w zupełności oddali. On to robi dla naszego dobra. Chce nas doprowadzić do prawdziwego szczęścia. Nic nie stanie się bez zgody Boga, włos z głowy nikomu nie spadnie, jeśli On na to nie zezwoli. I o tym należy pamiętać. 

Sama Matka Boża prowadzi tę modlitwę, wygospodaruje dla nas czas, którego jak mogłoby się wcześniej wydawać, zupełnie nie ma. Wystarczy jedynie dać się Jej prowadzić i prosić każdego dnia, aby pomogła wytrwać w modlitwie. Ogrom łask, jakie spływają dzięki nowennie pompejańskiej, można liczyć i liczyć. Z Panem Bogiem.

Sandra

Żałuję, że nie znałam tej nowenny wcześniej!

Na stronę www.pompejanska.rosemaria.pl z nowenną pompejańską tak na prawdę wpadłam przypadkiem, dotychczas nie wiedziałam nawet o istnieniu takiej nowenny i później przez kilka dni chodziłam z pomysłem jej odmawiania. 

Modlitwę zaczęłam odmawiać 4 maja po gorzkich słowach, jakie usłyszałam od mojego męża. Stwierdziłam, że tylko to może pomóc, bo sytuacja była już tak beznadziejna, że myślałam, że będziemy musieli wziąć rozwód. Tak naprawdę od tego momentu mój mąż dopiero zaczął ze mną rozmawiać, a ja odzyskałam wewnętrzny spokój. 

Pierwszej nocy gdy odmawiałam modlitwę, na dachu domu było słuchać dziwne trzaski, których wcześniej nigdy nie było. Dzięki nowennie mój mąż został przy rodzinie, chociaż chciał odejść, a teraz na nowo odkrywamy piękno życia rodzinnego i małżeńskiego. 

Żałuję, że nie znałam tej nowenny znacznie wcześniej. Jak widać, nowenna pompejańska działa cuda i uratowała nasze małżeństwo. 

Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

Żona

Nawrócenie i schizofrenia

Odmówiłem dwie nowenny pompejańskie w intencji „o nawrócenie biednych grzeszników, z których ja jestem pierwszy”. Po pierwszej doszło u mnie do ogromnej zmiany w psychice. Mam diagnozę schizofrenii, w lipcu tego roku doświadczyłem jednego dnia takiego procesu jakby uwolnienia (to bardzo bolało, miałem też obraz lwa i Jezusa na krzyżu – pomyślicie, że to z choroby).

 W każdym razie poszedłem do innego psychiatry po tym, jak pani doktor stwierdziła, że wg niej nie jest to schizofrenia, bo nie doszło do rozpadu osobowości. Trzy razy byłem w szpitalu (w latach 2004, 2015 i 2017) i za każdym razem diagnoza była ta sama – schizofrenia. Po tym doświadczeniu w lipcu mam subiektywne odczucie, że dużo łatwiej mi się myśli, a przede wszystkim stawia granice w relacjach. Zupełnie inna jakość życia. 

Dzisiaj skończyłem drugą z tych nowenn i wierzę, że doświadczę całkowitego uzdrowienia lub uwolnienia. Same nowenny były ciężkie. Ale myślę, że było warto. 

Polecam nowennę w tej intencji osobom z problemami psychicznymi (próbowałem w intencji uzdrowienia, ale dopiero ta przyniosła trwałą zmianę). Wszystkim odmawiającym nowennę życzę wytrwałości i wielu łask Bożych!

Szymon

Otworzyłem demonom bramę na oścież!

Żyłem w wielkich grzechach nieczystości przez prawie 20 lat. Nie chodziłem do kościoła. Popełniałem grzechy świętokradztwa, tj. przyjmowałem komunię bez spowiedzi po latach, bo byłem świadkiem na bierzmowaniu i ślubie (otworzyłem demonom bramę na oścież). Co tydzień brałem udział w bójkach, płaciłem za zęby, miałem wyrok za handel, o mało nie siedziałem w więzieniu. Przychodziłem z prostytutkami na dyskoteki. Byłem ochroniarzem na dyskotekach. Nakłaniałem swoją dziewczynę, aby brała tabletki wczesnoporonne, gdy było ryzyko, że mogła zajść w ciążę. Nienawidziłem ludzi.

Bluźniłem Bogu. Mówiłem, że się Go nie boję. Że Go nie ma. Że jedynie ja sam siebie mogę się bać. Potem miałem dwa razy depresję (już wiem że to przez pornografię i inne nieczystości), po każdym epizodzie byłem w rozpaczy. Podczas pierwszej depresji słyszałem głosy „Gdzie idziesz durniu?” itp., a podczas drugiej gdy patrzyłem w lustro, czułem obecność diabła (wtedy nie widziałem, że to on), który mówił, że już nie ma dla mnie ratunku. 

Miałem myśli, aby podpisać pakt z Szatanem, aby spełnić moje zachcianki (szczególnie te seksualne) i pozbyć się problemów. Nie widziałem, co się ze mną dzieje. Zacząłem szukać pomocy. Pomyślałem, że skoro nie radzę sobie z pornografią i masturbacją, to może jakiś seksuolog mi pomoże. Miałem też dziewczynę (teraz to moja żona), z którą chciałem wcielać porno w życie, te dewiacyjne, zwierzęce zachowania. Udałem się więc do seksuologa, który powiedział mi, że to normalne, że mam ogromne potrzeby, a przecież sięgnąłem w pornografii naprawdę drugiego dna. Oglądałem już nawet filmy, które nie są zgodne z naturą. Byłem w totalnej nędzy.

Nikt nie potrafił mi pomoc. Aż w końcu stojąc przy maszynie w swojej pracy, zacząłem płakać. Zacząłem mówić do Boga, żeby mnie zostawił, że nic od Niego nie chcę. Dopytywałem, gdzie On był przez ten czas, kiedy mój ojciec mnie gnębił. I w tym samym czasie dostałem dar poznania, że to wszystko, co się ze mną dzieje, to jest działanie Szatana. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Zacząłem widzieć, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Od razu poszedłem do swego psychologa-seksuologa powiedzieć, że już nie potrzebuję jego pomocy. Lecz to nie był koniec moich problemów. Nałóg był zaawansowany. W końcu wybrałem się do spowiedzi. 

Przez jakieś 15 lat nie byłem u szczerej spowiedzi, czyli od pierwszej komunii (później bywałem kilka razy, ale świętokradczo). Trząsłem się w konfesjonale. Ksiądz pytał, czy nikogo nie zabiłem, bo czuje, że jest ze mną źle. Powiedziałem mu że nie, ale że żyję bez ślubu itp. Nawet nie mogłem nic więcej z siebie wykrztusić. Ksiądz mnie nie rozgrzeszył. Potem moja dziewczyna powiedziała mi, że jest pielgrzymka do Sanktuarium Maryjnego w Krypnie. Wybraliśmy się tam razem. Podczas pielgrzymki odbyłem rozmowę z księdzem i wyspowiadałem się po łebkach, mając zrujnowane sumienie, ale ksiądz dał mi rozgrzeszenie, bo chyba widział, że chcę się zmienić. Na pielgrzymce po raz pierwszy w życiu odmówiłem różaniec, a właściwie powtarzałem po wszystkich. 

Kiedy już doszliśmy do Sanktuarium, podczas mszy poczułem powiew ciepłego wiatru, który mnie otulał (nie wiem jak to wytłumaczyć), a ja tylko płakałem i przepraszałem Boga za to, że tak żyłem (dziś wiem, że to było objęcie Matki Bożej). Przepłakałem tak całą mszę. Potem wyjechałem z dziewczyną za granicę. Zacząłem chodzić do kościoła, spowiedzi i komunii. Nałóg stopniowo ustępował, ale dalej upadałem. Wziąłem ślub z moją dziewczyną. Demon zaczął zdradzać swoją obecność. Dostawałem paraliży sennych (wcześniej, gdy żyłem w grzechach, też występowały, ale tylko typowy paraliż ciała bez tego widzenia na jawie), moje ciało spało, a ja widziałem dziwne rzeczy. 

Po kolejnym upadku i zaraz po spowiedzi dostałem wizji, jak Bóg do mnie mówił „jeżeli będziesz czynił dobro, to będzie wszystko dobrze, a jeżeli nie to…” i ujrzałem demona stojącego nad moim łóżkiem, który miał wyciągnięcie swoje sine łapska nade mną, złapał mnie od lewej strony i zaczął mnie dusić, po czym zaczynałem jęczeć i żona mnie wybudzała z tego stanu. Te sytuacje się powtarzały, ale w innej formie dręczeń. Miałem też tak, że wpadając w stan tego paraliżu, czułem, że szatan nadchodzi. A ja zaczynałem się modlić. Wystarczyło powiedzieć w myślach „Ojcze nasz” i widziałem blask oraz słyszałem uderzenie, jakby demon był uderzany Bożym światłem. Kolejny raz wystarczyło powiedzieć, zacząć pozdrowienie anielskie, czyli jedno słowo „Zdrowaś” i demon był nokautowany, a ja się budziłem z tego stanu. I tak dalej przeplatały mi się upadki ze spowiedziami. W końcu wstąpiliśmy do róży małżeństw. 

Kolejny punkt zwrotny w moim życiu nastąpił, gdy moja żona już z małą nowo narodzoną córeczką wróciła do Polski, by zająć się spadkiem, który dostała po ojcu, a ja zostałem jeszcze w pracy za granicą. Upadłem znowu i to jeszcze w większe bagno niż wcześniej. Na drugi dzień znowu pobiegłem do konfesjonału cały roztrzęsiony. Z jakiś miesiąc później przyjechała do mnie żona z córeczką, a ja trafiłem na nowennę pompejańską w Internecie. Nie widziałem dla siebie ratunku. Zacząłem z żoną 54-dniową modlitwę różańcową. To była katorga, bo Maryja chłostała demona, który był do mnie przytwierdzony i mi obrywało się rykoszetem. To było prawie jak modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu. Odmawialiśmy całą nowennę przez 54 dni, ja na kolanach, a żona z córeczką na rękach po 4 godziny dziennie (tak 4 godziny, bo miałem nachodzenie mgły, brak skupienia, cierpienie przy wypowiadaniu kolejnych dziesiątek), a pracowałem wtedy po 12 godzin dziennie. To była wojna. 

Miałem nachodzenie cienia na mnie podczas modlitwy i szereg innych problemów podczas modlitwy po duszenie mnie w nocy. Wytrwaliśmy i zmówiliśmy całą nowennę. Dopiero od tamtej pory zostałem całkowicie uwolniony od pornografii i masturbacji. Dziś mija ponad 5 lat, jak jestem wolny od tego zniewolenia duszy, mamy trójkę dzieci, a żona jest ze mną szczęśliwa. Codziennie modlimy się różańcem. Jeżeli masz ten nałóg czy jakikolwiek inny i czytasz to, to choćbyś uważał, że ta modlitwa ci nie pomoże, to wiedz, że tak podpowiada ci sam diabeł, bo chce, abyś został potępiony na wieki. On istnieje i najbardziej atakuje księży, potem mężczyzn, bo jak ma księdza, to ma całą parafię, bo jak ma ojca, to ma całą rodzinę itp. Potem atakuje matki i siostry zakonne itd. Ta modlitwa to modlitwa zbawienia, modlitwa wolności, modlitwa przebaczenia i uzdrowienia i nie ma innej potężniejszej modlitwy jak ta. Jest ona jak bombardowanie atomowe całego piekła, które nieraz ciągnie się za jednym człowiekiem, chociażby takim, jakim ja byłem. 

Nie składaj broni! Weź miecz i wytnij legiony piekielne ze swojego życia i życia twojej rodziny! To miecz różańca, który daje moc i siłę Najpotężniejszej Królowej Anielskiej! To miecz wykuty miłością Boga Ojca dla Maryi Matki Boga! Weź ten miecz do ręki, a na pewno wygrasz życie i Niebo. Amen.

Tomasz

Ona jest moją Królową w złocie z Ofiru!

Skończyłam moją pierwszą nowennę pompejańską w pierwszą sobotę miesiąca nabożeństwem wynagradzającym Niepokalanemu Sercu Maryi. Nie planowałam, kiedy wypadnie jej koniec, a możliwość uczestniczenia w tym nabożeństwie, jako ukoronowanie mojej nowenny, przyjęłam jak kolejną łaskę. Wiele ich otrzymałam, podobnie jak osoba, w której intencji ją odmawiałam. Boję się, czy zdołam wszystkie opisać, aby nie uronić niczego, co oddaje Panu Bogu chwałę.

Któregoś dnia uświadomiłam sobie z wielkim bólem, że mój ukochany mąż tkwi głęboko w sidłach ojca kłamstwa. To, co do tej pory przeczuwałam i docierało do mnie przez okres kilku lat małymi przebłyskami, nagle stanęło mi przed oczyma w całej swojej szpetocie. Od tego momentu, zanim powierzyłam wszystko modli­twie, podjęłam wiele bardzo głupich kroków. Mało, że głupich, także wprost pchających mnie w ten sam śmiertelny grzech, który gubił mojego męża.

Jednak Dobry Bóg nie zostawił mnie na pastwę sobie samej i stawiał na mojej drodze wiele pomocnych drogowskazów, między innymi o. Dolindo Ruotolo, św. Augustyna wraz ze św. Moniką, św. Teresę z jej „Twierdzą wewnętrzną”, św. Józefa, a na koniec także św. Katarzynę ze Sieny, z jej „Dialogiem z Bożą Opatrznością”. Prosiłam ich gorąco o wsparcie, może to właśnie św. Katarzyna Sieneńska ostatecznie doprowadziła mnie do nowenny pompejańskiej? W końcu sięgnęłam po różaniec, a moja troska była tak wielka, że poświęcenie 1,5 godziny na tę modlitwę nie było dla mnie wyrzeczeniem. Gdy przychodziły rozproszenia, prosiłam O. Dolindo: „Módl się ze mną” i moja uwaga wracała na właściwy tor. 

Maryja zaczęła od naprawy mojej własnej duszy. Powoli, jakby to opisała św. Katarzyna, zaczął się budzić pies mojego sumienia. Podczas modlitwy przypominałam sobie moje własne zaniedbania, dawno zapomniane grzechy, których rangę dotąd umniejszałam. Często płacz żalu nad własnym zepsuciem i moralną ślepotą przerywał mi różaniec, ale były to dobre łzy, oczyszczające i obnażające moją małość, dające wolność i przynoszące ulgę. Tylko stanięcie w prawdzie swojej duchowej biedy pozwala w pełni poddać się prowadzeniu Matki do Ojca.

Podczas nowenny zaostrzyły się moje trwające od dwóch miesięcy problemy zdrowotne, dręczyły mnie częste dreszcze. Na skutek niemożności przyjmowania większości pokarmów pojawił się głód, a na koniec żółtaczka. Któregoś wieczoru, pod wpływem przejmującego zimna postanowiłam trzecią część różańca odmówić na siedząco w łóżku. Mąż stanął koło mnie i z troską w głosie (a nic nie wiedział o mojej modlitwie, a tym bardziej intencji), kilkakrotnie powtórzył: „to nic nie da, pokuta nic nie da”. Poczułam, że oprócz niego jest także drugi autor tych słów, który chce mnie zniechęcić i zawrócić z drogi modlitwy. Osobowe zło, któremu zależy na odciągnięciu dzieci od Ojca. To tylko mnie upewniło i umocniło. Jeśli Bóg jest ze mną, któż jest przeciwko mnie?

Powierzyłam także moje dolegliwości Jezusowi przez Maryję. Na dwa tygodnie przed zakończeniem nowenny diagnostyka wykluczająca i spływające „skądś” natchnienia ukazały mi przyczynę mojego schorzenia, a zastosowana dieta eliminująca gluten przyniosła natychmiastowy, piorunujący powrót zdrowia.

A co z moją intencją? Mój mąż jest człowiekiem o twardym karku, ale już wiem, że Maryjny kwiat zakwitł, być może nawet już przemienił się w maleńki owoc i pokaże się w swoim czasie w całej swojej okazałości. Założył i nosi Medalik Niepokalanej, co jakiś czas widzę go z otwartym Pismem Świętym. Nie jest tak, że pokusy zostały pokonane raz na zawsze, ale widzę, że z nimi walczy. W ogóle fakt, że zaczął postrzegać swój grzech w kategoriach grzechu jest wielkim cudem, bo dotąd była to dla niego fraszka igraszka, nieszkodliwe przyjemności, coś, co się mężczyźnie od życia należy.

Nie wiem, jak to się wszystko dalej potoczy, ale wiem, że toczyć się będzie z Maryją. Ona jest moją Królową w złocie z Ofiru, najwyższej próby, wypalonym w ogniu cierpienia. Pan Bóg dał nam Królową, która nam służy i uczy miłości do Boga. Jeśli ktoś ma obawy, że Maryja przesłoni mu Jezusa, niech je porzuci. Maryja jest przezroczysta, Jezus jak Słońce przez nią przenika, a Ona na niego wskazuje.

Jola

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x