Pieszo do Lourdes

W tym roku mija 160. rocznica objawień w Lourdes. Mnie dane było pójść tam pieszo w 2001, 2007 i w zeszłym roku przy okazji mojej pielgrzymki do Fatimy.

W poprzednim numerze opisywałem sanktuarium w Le Puy, przez które również szedłem. Opuszczałem je z żalem 13 września, gnany brakiem czasu, ponieważ chciałem zdążyć do Fatimy na 13 października, na rocznicę ostatniego objawienia i cudu słońca. Byłem już miesiąc w drodze i pokonałem ponad 1500 kilometrów, jednak do celu pozostało mi drugie tyle i tylko 30 dni. Do Lourdes, przez które chciałem iść, miałem ponad 450 kilometrów i musiałem tam dojść w 9 dni, chcąc trzymać się planu. Nie było to jednak łatwe, bo już gdy wyszedłem z doliny, w której położone było Le Puy, niebo zaczęło się chmurzyć, co wróżyło, że w nocy będzie padać. Musiałem więc poszukać jakiegoś dachu, żeby nie moknąć. Ledwo go znalazłem w starym, rozwalającym się garażu – lunęło. I tak już było przez następnych parę dni, jednak zawsze pod koniec dnia, dzięki opiece Maryi, udawało mi się znaleźć dach nad głową. Gdy pod koniec dnia zaczynało padać, znajdowałem akurat a to schron dla pielgrzyma, a to drewnianą budkę, most, stodołę czy szałas na drewno, chociaż teoretycznie szanse na to były znikome.

Książka: Lourdes. Wezwanie do pokuty

Lourdes. Wezwanie do pokuty ks. Józef Orchowski

Książka przygotowana na 160. rocznicę objawień w Lourdes! W przystępnej formie przybliża historię wezwania Maryi do różańca. Poznaj objawienia, które ponad pół wieku przed Fatimą otrzymała 14-letnia córka młynarza, Bernadetta Soubirous.

Zobacz

Grota LourdesJednak tutaj natrafiłem na problem, ponieważ nie miałem dość dokładnej mapy. Pokazywała ona, że do Lourdes wiedzie tylko jedna droga, która przechodziła w autostradę. Kiedy na nią wchodziłem, podjechali do mnie policjanci na motorach, którzy akurat przejeżdżali, i kazali mi się wycofać i iść bocznymi drogami, których w ogóle nie było na mojej mapie. Boczne drogi nie szły wzdłuż autostrady, tylko zupełnie w bok, więc prawdopodobnie nadkładały kilometrów i w rzeczywistości zamiast 20 musiałbym ich pokonać 25 albo więcej. Nie do końca też wiedziałem, czy rzeczywiście doprowadzą mnie do celu. Poza tym było już po 15.00, a ja chciałem zdążyć na wieczorną procesję maryjną ze świecami, która zaczynała się o 21.00. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Cofnąłem się do autostrady i poszedłem nią. Rozpędziłem się, jak tylko mogłem, i z różańcem w ręku i modlitwą na ustach gnałem przed siebie, aby czym prędzej przejść odcinek autostrady i nie narażać siebie i innych na wypadek, a także na spotkanie z policją, która z pewnością nie byłaby dla mnie miła, gdyby mnie zobaczyła.

Przez dwie i pół godziny przeszedłem 12-kilometrowy odcinek autostrady i gdy dochodziłem już do jej końca, który przechodził w normalną drogę, i wydawało mi się, że się udało, zobaczyłem jakiś podejrzany samochód stojący przy wylocie, jakby miał awarię. On jednak czekał specjalnie na mnie i gdy tylko mnie zobaczył, od razu pojawiły mu się światła koguta na dachu. Podjechał do mnie na sygnale i wyskoczyło z niego trzech młodych policjantów w cywilu, ale zaraz pomachali mi przed oczami swoimi „blachami” i dyskretnie pokazali mi broń, której nie zawahaliby się użyć, gdybym tylko robił jakieś problemy. Poprosili mnie o paszport i spytali, co tutaj robię i dlaczego idę autostradą. Chyba o to im chodziło, nie wiem do końca, bo mówili tylko po francusku, a ja do nich po angielsku, więc nie rozumieliśmy się zbyt dobrze.

Dałem im dowód, który najstarszy z nich „wrzucił” na ich pokładowy komputer, aby mnie prześwietlić i zobaczyć, czy nie jestem notowany. W tym czasie próbowałem rozmawiać z pozostałymi. Mówiłem im po angielsku, że jestem pielgrzymem i idę pieszo z Polski przez Lourdes do Fatimy, pokazywałem im mój różaniec. Oni mówili po francusku, że po autostradzie nie wolno chodzić i że trzeba było iść naokoło bocznymi drogami. Ja na to pokazywałem im moją zniszczoną mapę, na której nie ma bocznych dróg. W końcu spytałem, jak daleko jest jeszcze do sanktuarium. Najmłodszy odpowiedział, że około 8 kilometrów, czym mnie załamał, bo myślałem, że już prawie jestem na miejscu. Poza tym obawiałem się, że mogą mi dać mandat za chodzenie po autostradzie i stwarzanie zagrożenia. W końcu ten, który wziął mój dowód, wrócił z samochodu i oddał mi go, jeszcze uprzednio zrobiwszy mu zdjęcie komórką. W sumie nie wiem, czy mógł tak zrobić, ale jak miałem mu to powiedzieć. Byłem szczęśliwy, że mi go oddał i że nie biorą mnie już za jakiegoś terrorystę, za którego w pierwszej chwili chyba mnie wzięli.

W końcu przybiliśmy piątki i pożegnaliśmy się, jednak do końca nie wiem, czy za jakiś czas nie przyślą mi do domu jakiegoś francuskiego mandatu. Straciłem z nimi trochę cennego czasu, więc znowu szedłem szybko, żeby zdążyć, tym bardziej że musiałem jeszcze zrobić zakupy, bo kończyło mi się jedzenie i baterie do aparatu. Góry przybliżyły się bardziej i trochę to wszystko przypominało mi nasze Zakopane, w którym byłem równo dwa miesiące wcześniej.

Sanktuarium w Lourdes
Sanktuarium w Lourdes

W końcu o 19.00 doszedłem do Lourdes i minąłem tablicę z napisem, przy której zrobiłem sobie zdjęcie. Potem zrobiłem także zakupy w pobliskim Lidlu. Im bliżej centrum, tym więcej hoteli, pensjonatów i restauracji. W końcu wszedłem w główną ulicę pełną sklepów z dewocjonaliami. O 20.00 przekroczyłem most na rzece Gave de Pau i bramę sanktuarium. Miałem więc jeszcze godzinę, aby pójść do groty objawień i pomodlić się przy Jej figurze. Powoli zapadał zmrok. Minąłem krzyż przy wejściu i szedłem aleją, dochodząc do statuy Maryi, która jest zwrócona ku swojemu sanktuarium ze złożonymi rękoma, w których trzyma różaniec, cała biała przepasana niebieską szarfą, z koroną na głowie. Podświetlona, wygląda nieziemsko pięknie, choć to tylko Jej marna imitacja, która w żadnym stopniu nie oddaje Jej prawdziwego piękna. Modliłem się przy Niej przez chwilę i poszedłem dalej do groty, chociaż jeszcze wcześniej po drodze wstąpiłem do kościoła, trochę po cichu licząc, że może uda mi się zdążyć na jakąś ostatnią dzisiaj mszę świętą. Jednak kościół był właśnie zamykany, a ja zostałem z niego wyproszony przez księdza, który trzymał klucze.

Poszedłem więc pod grotę, gdzie mogłem wreszcie spokojnie uklęknąć, zrzucić plecak i podziękować Jej, że udało mi się tutaj dojść po 41 dniach pielgrzymowania i pokonać w tym czasie ponad 2000 kilometrów. Poprosiłem Ją jeszcze o opiekę w dalszej drodze do Niej do Fatimy, aby dodała mi sił na kolejne 20 dni, bym mógł przez ten czas przejść jeszcze 1000 kilometrów, które mi pozostało, i o opiekę nad moją rodziną, przyjaciółmi i nad moją Ojczyzną. Jestem dokładnie w miejscu, gdzie w 1858 roku Maryja ukazywała się św. Bernadetcie Soubirous i powiedziała jej w miejscowym dialekcie: „Que Soy Era Immaculada Councepciou”, co znaczy: „Jestem Niepokalanym Poczęciem”, aby potwierdzić dogmat o Jej niepokalanym poczęciu ogłoszony cztery lata wcześniej przez papieża Piusa IX. Dzisiaj w miejscu objawienia na skale stoi Jej figura, a pod nią przykryte grubą szybą bije cudowne źródło, z którego Maryja poleciła napić się i obmyć Bernadetcie. Dzisiaj każdy może zrobić to samo, jednak musi skorzystać ze specjalnych kranów, do których poprowadzona jest woda ze źródła.


reklama

Nabożeństwo 20 sobót
Różaniec pompejański, © Fot. arch. red.

Piękne różańce z kamienia 

Piękne i wytrzymałe różańce z wzorem Matki Bożej Pompejańskiej. Znajdź coś dla siebie!

Zobacz tutaj


Podszedłem do kranów i z jednego z nich napiłem się wody i przemyłem swoje oczy, modląc się o uzdrowienie ich z jaskry, jeśli to jest zgodne z wolą Bożą. Dopiero następnego dnia, kiedy opuściłem sanktuarium, zabrałem ze sobą wodę dla moich krewnych i znajomych, którzy jej potrzebują. Kiedy odszedłem od groty, spotkałem grupę pielgrzymów z Białegostoku, którzy przyjechali tutaj autokarem, a potem mieli jechać do Fatimy. Powiedziałem im, że przyszedłem tutaj pieszo z Polski, co ich bardzo poruszyło. Zapytali, czy czegoś nie potrzebuję, a ja poprosiłem ich tylko o modlitwę, bo cóż więcej mi potrzeba? Następnego dnia spotkałem ich znowu i jeden z nich dał mi 50 euro, z prośbą, żebym się za niego modlił. Robiłem przez resztę drogi, a pieniądze przydały mi się rzeczywiście na dewocjonalia dla rodziny. Rozstaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.

Już niedługo miała zacząć się procesja ze świecami, schodziło się coraz więcej ludzi, a ci, którzy nie mogli chodzić, byli przywożeni na wózkach przez swoich opiekunów. Powoli plac pod sanktuarium zapełniał się tysiącami pielgrzymów z całego świata. Wypatrywałem polskich flag i wsłuchiwałem się, czy gdzieś nie było słychać języka polskiego. Zadzwoniłem jeszcze do domu, aby powiedzieć mojej mamie, że doszedłem szczęśliwie i że za chwilę rozpoczyna się procesja ze świecami, w której ona też kiedyś brała udział, kiedy była tutaj z pielgrzymką. Jednak musiałem już kończyć, bo właśnie minęła 21.00 i wszystko się zaczęło. W całej Europie, we wszystkich sanktuariach maryjnych ludzie jednoczyli się w tym momencie na modlitwie do swojej Matki: na Jasnej Górze, w La Salette, Lourdes i Fatimie. Tutaj, w Lourdes szli w procesji ze świecami, odmawiając różaniec w różnych językach i śpiewając: „Ave Maria”. Szedłem razem z nimi, czując się częścią tej wielkiej wspólnoty Dzieci Maryi, aby oddać cześć i chwałę naszej Matce. Widziałem polskie flagi, ale trudno mi było się do nich przecisnąć z plecakiem w przemieszczającym się tłumie, który jeszcze do tego zaopatrzony był w kapiące świece. Dałem więc sobie spokój z próbą dołączenia do rodaków i skoncentrowałem się na modlitwie.

Procesja w Lourdes
Procesja w Lourdes

Procesja skończyła się po 22.00 i ludzie rozeszli się na swoje noclegi. Poszedłem pod grotę, aby jeszcze chwilę się pomodlić. Zgromadziła się tutaj jakaś włoska grupa, która prawdopodobnie będzie miała czuwanie. Było około 23.00, kiedy przeszedłem po moście na drugi brzeg rzeki, aby poszukać jakiegoś miejsca, żeby rozbić namiot. Musiałem to zrobić dyskretnie, bo oficjalnie na terenie sanktuarium jest to zabronione. W końcu znalazłem osłonięte miejsce nad brzegiem rzeki, z dala od latarń i kamer monitorujących teren. Jednak gdy już prawie miałem rozbity namiot, przyszedł jakiś gość. W pierwszej chwili pomyślałem, że to strażnik, który będzie mi kazał stąd iść, ale okazało się, że to jakiś Włoch, który chciał mnie wspomóc i dał jakieś drobne euro. Najpierw nie chciałem ich wziąć, ale jeśli ktoś chce zrobić dobry uczynek i mnie wspomóc, to nie powinienem mu odmawiać, aby nie pomyślał, że gardzę jego darem. Zresztą może Maryja mi go zesłała, bo na coś będą mi potrzebne te pieniądze. Podziękowałem mu, a on odszedł na swoje czuwanie. Zjadłem coś, umyłem się i poszedłem w końcu spać, dziękując jeszcze Maryi, że mogę to robić tak blisko Jej groty.

Około 6.00 obudziłem się, była sobota, 23 września. Pomodliłem się, wstałem, umyłem, zwinąłem namiot i poszedłem szybko w stronę groty, skąd dobiegały dźwięki rozpoczynającej się mszy. Im bliżej byłem, tym bardziej nabierałem pewności, że była to msza po polsku. Na miejscu okazało się, że jest to jakaś grupa górali. Dobrze jest tu być wcześnie rano i rozpoczynać dzień mszą świętą, w dodatku po polsku. Mimo że 2000 kilometrów od Ojczyzny, to jednak teraz pod tą grotą choć przez chwilę była Polska. Za sprawą nas, którzy tu przybyliśmy i sprawujemy Najświętszą Ofiarę po polsku. Wzruszyły mnie góralskie śpiewy i stroje i przypomniałem sobie, jak dokładnie dwa miesiące wcześniej byłem na Giewoncie, skąd „widać” całą Polskę. Teraz za sprawą tych górali to wszystko do mnie powróciło. Po mszy porozmawiałem z paroma z nimi i okazało się, że zaraz jadą do Fatimy, do której ja jeszcze będę szedł 20 dni. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że mi się to uda, ale ufałem Maryi, że doda mi sił i sprawi, że dojdę do Niej do Fatimy na czas, którego było coraz mniej.

Krzysztof Jędrzejewski w Lourdes
Krzysztof Jędrzejewski w Lourdes

Jednak zostałem tam jeszcze parę godzin, zanim wyruszyłem. Odprawiłem drogę krzyżową na pobliskiej Kalwarii, zwiedziłem kościół i podziemną bazylikę i kupiłem pamiątki dla rodziny i przyjaciół. A przede wszystkim napełniłem butelki cudowną wodą, którą dała nam Maryja, aby uzdrawiać nasze dusze i ciała. Przez to mój plecak będzie parę kilo cięższy, ale Ona doda mi sił, aby go nieść przez deszczowe Pireneje i upalną, górzystą Hiszpanię oraz spaloną pożarami Portugalię.

Pozdrowienia i podziękowania za modlitwę i wsparcie dla wszystkich, których spotkałem na swej drodze. Jeśli kogoś interesuje dalszy ciąg, czyli droga do Fatimy, to opisałem ją już w 29. i 30. numerze „Królowej Różańca Świętego”.

Krzysztof Jędrzejewski

KRZYSZTOF JĘDRZEJEWSKI filozof

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.
Wyszukaj jego teksty.


informacja

Wspieraj nas na wdowi grosz
Wspieraj różańcowe inicjatywy

Czy wiesz, że poza czasopismem "Królowa Różańca Świętego" mamy wiele innych inicjatyw? Jeśli podoba Ci się nasza praca, to wspieraj nasze inicjatywy.

Wybierz i wesprzyj projekt!


5 1 głos
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x