Drogami przemiany

Gdy kończyłem poprzedni artykuł, wśród różnych pytań znalazły się między innymi te odnoszące się do prognozowania szans na poprawę skazanych objętych formalnym wsparciem religijnym oraz tych, którzy takiego wsparcia nie mają wcale. Przypomnijmy, że według rysu historycznego rozwinięta pomoc religijna pojawiła się po I wojnie światowej i jej współczesną reaktywację można datować na koniec lat 80. ubiegłego stulecia. W poczuciu wywalczonej wolności udział w Mszach Świętych, nabożeństwach, rekolekcjach miał wręcz charakter euforyczny. Umożliwiono kapelanom nieskrępowane wchodzenie do jednostek karnych. Coraz liczniej pojawiali się tam także świeccy wolontariusze. Odnotowano przypadki udzielania skazanym sakramentu bierzmowania, a nawet chrztu świętego. Nie oznacza to, że w więzieniach dochodziło do masowych nawróceń i więźniowie stawali się ideałami. Niestety ich pierwotny zapał dość szybko stygł i od lat na przykład udział w Eucharystii oscyluje na poziomie ponad 30%. Te smutne dane każą się zastanowić nad sensem zabiegów religijnych w placówkach zamkniętych. Pesymistyczne spojrzenie można szybko rozwiać, odwołując się do naukowych danych. Wiadomo przecież, że żaden człowiek nie rodzi się z zakodowaną agresją. Nie stwierdzono też genetycznych uwarunkowań wywołujących zachowania przestępcze. Patologiczne zachowania mają zawsze charakter nabyty. To świat uczy ułomnych postaw i próbuje niwelować obiektywne normy. Zatem można, a nawet należy próbować człowiekowi skazanemu ukazać jaśniejszą stronę życia. Trzeba wyjaśnić, dlaczego istnieje sens wewnętrznej przemiany. Ta będzie znacząca, możliwa i trwała, jeśli zostanie odniesiona do Boga. Owszem, są skazani, których do poprawy motywuje brak rodziny, bliskości z dziećmi, jednak dość często te względy okazują się niewystarczające. Także więźniowie, którzy szukają ratunku w Bogu, mówią zupełnie o czymś innym niż to, co opisywaliśmy w sprawie nawróceń w strukturach wspólnoty protestanckiej. Nie chodzi o to, aby negować możliwość „namacalnego” doświadczenia Boga, niemniej proces nawrócenia jest zazwyczaj żmudny, długi i pozbawiony duchowych „fajerwerków”. Potwierdzają to też osobiste doświadczenia autora artykułu. W czasie prowadzonych badań znalezienie spisanych świadectw więźniów wyznania rzymskokatolickiego okazało się nie lada wyzwaniem. Na rynku wydawniczym większość publikacji pochodzi z nurtu protestanckiego, katolickich nie ma prawie wcale. Problem ten wyjaśnił mi przynajmniej pobieżnie były skazany, który obecnie prowadzi ośrodek dla byłych więźniów. Zapytany, dlaczego tak się dzieje, odpowiedział krótko: „A czym tu się chwalić?”. W tych słowach chyba zamyka się istota ciężkiej pracy poprawczej. Wzlotów i upadków, moralnych strat i moralnych zysków. Słowem, nawrócenie każdego człowieka, tego za kratami i tego na wolności, trwa całe życie i może się zakończyć pełnym zwycięstwem dopiero w chwili śmierci. Jest to nieustanna walka o bycie z Bogiem „dzisiaj” i w wieczności. Do końca życia każdy dzień człowieka, który poważnie traktuje sprawy wiary, to nieustanna walka. Oto jedna z takich historii, która wpisuje się w powyższe rozważania: Andrzej został skazany prawomocnym wyrokiem na 11 lat pozbawienia wolności za zabójstwo. W czasie spisywania tego świadectwa był izolowany od 8 lat. Opowiada, jak już trzeci rok z rzędu uczestniczy w zorganizowanej pielgrzymce pieszej do Częstochowy. Jak mówi, przez wiele lat nic nie słyszał o Bogu, teraz zaś pielgrzymkowe zmęczenie, trud, odciśnięte stopy ofiaruje Najwyższemu jako wotum za duchowe ocalenie. Przypomina sobie, jak pierwszy raz wyruszył na pątniczy szlak. Tak jak za pierwszym razem, podczas kolejnych pielgrzymek ujmuje go niezwykła gościnność gospodarzy mających domostwa na trasie przemarszu. Nie przeszkadza im też, że Andrzej jest więźniem na przepustce. Dla nich takie spotkanie to także szansa na usunięcie zakorzenionych stereotypów. Według Andrzeja w więzieniu trudno spotkać dobrego człowieka, ale jeszcze rzadziej spotyka się bezinteresowność i dobre czyny. Ta dobroć doświadczana na trasie pielgrzymki była i jest niczym młot uderzający w zatwardziałą skorupę otaczającą jego serce. Po pielgrzymce wraca się do więzienia „zarażony” dobrem, przepełniony wiarą i nadzieją. Czy bohater tej historii się nawraca, czy zmienia się jego życie? A jeśli za jakiś czas trafi do zakładu karnego jako recydywista, to był na drodze nawrócenia czy nie? I jeśli się poprawi, a powie Bogu „nie” na chwilę przed śmiercią, to co wówczas z jego przemianą? Trudno znaleźć obiektywne kryteria, aby mówić o nawróceniu, pełnym nawróceniu bądź szukać opisujących tę rzeczywistość słów pokrewnych. Wszystko bowiem, gdy zachodzi, dokonuje się w głębi ludzkiego jestestwa, a tam pełny wgląd ma tylko Wszechmogący. Opinie ludzkie mogą być bardzo zawodne i obarczone wysokim ryzykiem błędu.
0 0 głosów
Oceń ten tekst

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x