„No cześć, to ja!” Tak zazwyczaj zaczyna telefoniczną rozmowę Krzysztof Jędrzejewski, nasz redakcyjny kolega. I tak zaczął dziś gdy zadzwonił do nas ze swojej pieszej pielgrzymki do Fatimy. Tak, pieszej. Do Fatimy!
Krzysztof właśnie dotarł do Le Puy-en-Velay we Francji. Znajduje się tu sanktuarium – katedra Matki Bożej i ogromna (22,70 m wysokości, ważąca 835 ton) statua Matki Bożej Królowej Francji. Francuzi składają swoje prośby i podziękowania w tym miejscu już od ponad 1500 lat. Krzysztof opowiedział nam o tym pięknym miejscu, udało mu się dostać na szczyt posągu, do którego pielgrzymi mogą wejść.
Le Puy-en-Velay jest położone mniej więcej w połowie drogi między Luboniem a Fatimą. Cała trasa liczy ok. 3000 km, a do przebycia Krzysztofowi pozostało jeszcze ok. 1400 km. Musi się śpieszyć aby zdążyć na 13 października – tego dnia chce uczestniczyć w maryjnych uroczystościach. Każdego dnia pokonuje 50-70 km, choć zdarzało się, że musiał iść 250 km w niecałe 3 dni, jak wtedy, gdy szedł na beatyfikację Jana Pawła II – zobacz tutaj. Pisał wtedy m.in.:
Spotkałem Polaków, którzy mimo ładnej pogody mówili, że idzie deszcz i że jutro na beatyfikacji będzie padać. Nie wierzyli, że idę pieszo z Polski, a tym bardziej, że zdążę do Rzymu na jutro, bo miałem do przejścia jeszcze jakieś 100 km. Gdy wyszedłem z Viterbo, nagle zaczęło padać i lało już do wieczora, ale ten deszcz orzeźwił mnie, nie dał mi zasnąć i dodał sił.
Około 22 doszedłem do głównej, dwupasmowej drogi na Rzym. Do Watykanu miałem jeszcze jakieś 45 km. Chcąc zdążyć, musiałem więc iść całą noc, bez snu. Odpocząłem chwilę i ruszyłem dalej. Samochody gnały z dużą prędkością jak oszalałe. (…) Około 2 w nocy przystanąłem na chwilę, by odpocząć. Bez ściągania plecaka oparłem się o murek, który był przy drodze, by po chwili stracić przytomność. Nie wiem zupełnie, jak to się stało. Po prostu nagle zapadła ciemność i tylko słyszałem jakiś szum w oddali. Zapomniałem gdzie jestem i kim jestem, i że posiadam ciało. Czułem się jak szmata, którą ktoś rzucił i leży gdzieś w kącie. Po chwili dotarł do mnie ból. To on mnie otrzeźwił, przypomniał mi i uświadomił, że żyję, co robię w tamtym miejscu i co się ze mną stało.
Kliknij, aby zobaczyć trasę pielgrzymki:
Ekstremalne pielgrzymki piesze
Dla Krzysztofa to już kolejna z pielgrzymek wiodących przez Europę po sanktuariach maryjnych. Był już dwukrotnie w Jerozolimie i Pompejach, zwiedził wiele sanktuarium w niemal wszystkich krajach naszego kontynentu (owocem tych pielgrzymek są liczne reportaże w „Królowej Różańca Świętego”. Idzie przed siebie, nie zabierając niemal żadnych pieniędzy i tylko najważniejsze rzeczy. Do Fatimy wybiera się już dugi raz (zob. reportaż z pierwszej pielgrzymki).
Zapytaliśmy gdzie ostatnio spał? – Rozbił swój namiot w jakimś lesie, podkreślał iż był to wyjątkowo ciemny i gęsty las, prawdziwe odludzie. Krzysztof w swoich pielgrzymkach nie korzysta bowiem z hoteli, śpi zazwyczaj w namiocie przy drodze, na łące, w lesie. Nie jest to bezpieczne, często także jest narażony na złą pogodę gdy podczas ulewy namiot przemoknie albo obecność zwierząt. Takie są trudy pielgrzymowania. Prawdziwego pielgrzymowania, jakie znane jest od początków chrześcijaństwa. Nieraz bowiem słyszy się o pielgrzymach, którzy zbierają pieniądze aby mieć na noclegi w hotelach lub podążą za nimi samochód, który wiezie bagaże i zapewnia opiekę. To są raczej wyprawy turystyczne, niż pielgrzymki. Krzysztof jest sam, idzie dźwigając swój ciężki plecak przez ponad 3 tysiące kilometrów. Codziennie naraża się na niepogodę czy niebezpieczeństwo na drodze. Każdego dnia jednak modli się na różańcu i prosi o opiekę Matkę Najświętszą. W końcu idzie do Niej… A Ona nie zawiodła Krzysztofa w jego licznych pielgrzymkach.
Niech i teraz Maryja mu błogosławi!
Trasa
Zobacz także wybrane artykuły:
- Reportaże Krzysztofa Jędrzejewskiego z wypraw po świecie
- Wybrane teksty:
Obiecuję codziennie wspomnieć o Panu w modlitwie. Niech Bóg Pana szczęśliwie prowadzi.
Jestem pod wrażeniem wypraw i siły ducha Pana Krzysztofa,chciałabym kiedyś przeczytać książkę jego autorstwa,czytam wszystkie artykuły w „naszym”czasopiśmie ale to za mało,wierzę,że kiedyś skusi się Pan na opisanie większości podróży w książce,czego Panu serdecznie życzę.Takie zawierzenie całkowite siebie Maryi naszej Matce godne podziwu.
Chciałabym,by kiedyś Rosemaria zorganizowała gdzieś spotkanie autorskie z Panem Krzysztofem,myślę,że wiele dobrego wniosłoby do niejednego życia.