Celem przybliżenia postaci najsłynniejszego mnicha z historii 950 lat opactwa benedyktynów w Lubiniu, naszkicujemy obraz życia, cnót, łask i cudów oraz starań o jego beatyfikację.
Sługa Boży ojciec Bernard urodził się w 1575 roku w Wąbrzeźnie (obecne województwo kujawsko-pomorskie) jako Błażej Pęcharek. W wieku 12 lat udał się do Kolegium Jezuickiego w Poznaniu. Tam uczył się przez 12 lat i w wieku 24 lat wstąpił do opactwa benedyktynów w Lubiniu. Po 4 latach, wyniszczony ofiarnym życiem, zmarł w 1603 roku w opinii niezwykłej świętości, o czym świadczy fakt, że już 6 lat po jego narodzeniu się dla nieba życiorys ojca Bernarda pojawił się w katalogu świętych Królestwa Polskiego wydanym w odległym Krakowie.
Czytając poniższe rozważania, warto zwrócić uwagę, że ojciec Bernard jest w pewnym sensie nam bardzo bliski, a w pewnym aspekcie bardzo daleki. Bardzo bliski, ponieważ może być dla nas wzorem w wypełnianiu obowiązków, a bardzo daleki, gdyż jego gorliwość nie we wszystkim powinna być naśladowana, choć pozostaje inspirującym ideałem miłości do Zbawiciela.
Bernard z Wąbrzeźna. Przyjrzyjmy się jego życiu
W czasie pobytu w Kolegium Jezuickim w Poznaniu wychowawcy stawiali go za wzór ucznia. Poza czasem nauki oddawał się modlitwie, uczestniczył w nabożeństwach, wspierał ubogich i uprawiał surową ascezę.
Pałał niezwykłą miłością do Pana Jezusa cierpiącego. Jedna z opowiadanych o nim historii mówi o tym, że w Wielki Piątek z kolegami poszedł wcześnie rano na nabożeństwo i zastał zaryglowaną bramę miasta. Niezmiernie tym zmartwiony, zaczął się gorliwie modlić, następnie przeżegnał bramę, która sama się otworzyła i sama zamknęła. Fama tego wydarzenia była tak duża, że odnotowano je w niezależnych źródłach.
Ten nastolatek był też nadzwyczaj wrażliwy na potrzeby ubogich i nie tylko dzielił się z nimi chlebem, ale bywało, że skazywał się na własne żebranie. Niejako skłaniał się do dzielenia życia z ubogimi, a przy tym działy się rzeczy niezwykłe, ponieważ ubodzy, otrzymawszy chleb od Błażeja, bywali cudownie uzdrawiani, a on – chcąc uniknąć rozgłosu – usuwał się.
Rozważanie męki Zbawiciela prowadziło go do surowej ascezy. Znany jezuita, ks. Wojciech Tobolski, spowiednik świętego Stanisława Kostki, publicznie zaświadczał, że miał osobiste widzenia, w których dostrzegał Błażeja, jak – otoczony wielką jasnością – surowo chłostał się w swoim pokoju. Jezuita osobiście przekonał się o prawdziwości tych widzeń, stąd otaczał chłopca szczególnym szacunkiem.
Zanotowano też, że pilnie unikał okazji do zgorszenia, stroniąc od nieodpowiedniego towarzystwa kolegów.
Jak widać ten chłopak był już wtedy nadzwyczaj dojrzały, nawet doskonały, co może wydawać się wręcz niewiarygodne. Należy jednak pamiętać, że wśród świętych mamy przykłady osób, które wyróżniały się w podobny sposób, jak choćby święty Alojzy Gonzaga czy Stanisław Kostka.
Bernard z Wąbrzeźna u benedyktynów
W wieku 24 lat wstąpił do opactwa w Lubiniu, przyjmując imię Bernard i tym samym obierając za patrona wielkiego czciciela Matki Bożej, św. Bernarda z Clairvaux. W jego życiu zmieniły się więc obowiązki stanu i powołania, tak że stał się gorliwcem w zachowaniu Reguły, co bardzo szybko docenił ówczesny opat – uważany za największego opata w historii lubińskiego klasztoru – i wbrew przepisom, które wymagały posiadania święceń kapłańskich i odpowiedniego stażu zakonnego, ustanowił go jeszcze jako diakona magistrem nowicjatu. Także tu ujawniła się niezwykła dojrzałość duchowa Bernarda. Włączał się w wykonywanie najniższych posług nowicjuszów, słynął z łagodności, ale wiadomo, że miłość trzeba czynić zgodnie z prawdą, toteż bywał stanowczy, choć w niezwykły sposób. Pewnego razu któryś z nowicjuszów nie chciał przyjąć należnej mu dyscypliny, na co magister zaczął zdejmować habit, aby przyjąć ją na siebie, a wtedy winowajca się skruszył i ochotnie zmienił zdanie.
Jego gorliwość nie ograniczała się do formacji nowicjuszów, wkrótce bowiem wywołał spore poruszenie w całej wspólnocie, gdy zaczął bezpośrednio bądź przez pośrednictwo opata napominać innych współbraci. Wytworzyła się trudna sytuacja, ale i tu ojciec Bernard wykazał się Bożym geniuszem, można by rzec heroiczną pokorą, ponieważ dowiedziawszy się, że któryś z braci ma do niego żal, w stosownych okolicznościach udawał się do niego, padał na kolana i przepraszał, że sprawił mu przykrość. W taki sposób zjednywał sobie oponentów.
Należy pamiętać, że tę nadzwyczajną pokorę łączył z wyjątkową surowością życia, wręcz skrajną ascezą, co jeszcze bardziej podnosi wartość jego pokory. Bywa przecież, że ludzie ascetyczni mają skłonność do wynoszenia się nad innych, a tu mamy coś przeciwnego. Odnośnie praktyk ascetycznych, to nosił bardzo ostrą włosiennicę, stalowy pasek i surowo chłostał się dyscypliną, czego nie zaniechał, mimo że wskutek tego osłabł mu wzrok. Ktoś może pomyśleć, że to przejaw masochizmu, ale wiemy, że wśród świętych można znaleźć analogiczne przykłady, a niezwykłość takiej postawy wyjaśnia apostoł: „Miłość Chrystusa przynagla nas, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli”.
Nadzwyczajne poświęcenie było też widoczne w jego życiu modlitwy. Wiadomo, że wiele godzin adorował Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie oraz wpatrując się w Niego na krzyżu, dlatego na wizerunkach jest najczęściej przedstawiany jako wpatrzony w Pana Jezusa ukrzyżowanego. Na służbę Bożą, czyli liturgię godzin, przychodził znacznie wcześniej i tak, znużonego czuwaniem, widywali go bracia niekiedy leżącego na gołej ziemi.
Płonął też ogromną miłością do Pana Jezusa Eucharystycznego, co przejawiało się w częstych wzruszeniach w czasie dziękczynienia po Mszy Świętej. Z okresu życia benedyktyńskiego zachowały się zeznania naocznego świadka o tym, że pewnego razu po Mszy Świętej przyszedł do zakrystii jakiś strapiony szlachcic z chorym bratem, na co ojciec Bernard miał odpowiedzieć: „Nie frasujcie się – Pan Bóg was wspomoże” i pobłogosławił chorego, na co ten natychmiast odzyskał zdrowie.
Gdy spoglądamy całościowo na życie klasztorne Bernarda, uderza fakt, że ten niezwykły człowiek, który mógł zrobić wielką „karierę” duchowną, żył zupełnie innymi wartościami, miłością do Pana Jezusa i gorliwością w wypełnianiu Jego woli.
Zobacz galerię zdjęć z Lubinia!
Surowa asceza, długie modlitwy w zimnym kościele i gorliwość w wypełnianiu obowiązków najprawdopodobniej przyczyniły się do ciężkiej choroby, być może gruźlicy. Bracia zachęcali go, aby wezwać lekarza, on jednak odpowiadał, że to już mu nie pomoże. Zapamiętano, że chorobę znosił nadzwyczaj dzielnie. Zmarł w wieku 28 lat w oktawie Bożego Ciała, całując postać Chrystusa wiszącego na krzyżu. Po jego śmierci w kościele przez pewien czas widywano przedziwne światła, a kwiaty i zioła kładzione na jego grobie nabierały cudownej mocy i zabierano je nawet do Warszawy.
Dokonało się wiele łask i cudów za wstawiennictwem sługi Bożego, tu wspomnijmy dwa, związane z Grodziskiem Wielkopolskim. Pierwszy – wg tradycji na początku XVII wieku, w czasie zarazy, gdy wszystkie ujęcia wody były zatrute, a największa studnia wyschnięta, ojciec Bernard miał znakiem krzyża sprawić, że pojawiła się woda, nie tylko czysta, ale i mająca moc, która ratowała pijących ją, zaraza zaś wkrótce ustąpiła. Drugi cud dokonał się w roku 1620, kiedy w mieście ponownie srożyła się choroba. Podczas odprawianej przez mieszkańców procesji ukazała się na niebie nad kościołem postać zakonnika z krzyżem, otoczonego jasnością, którego rozpoznano jako ojca Bernarda. Po pielgrzymce do jego grobu zaraza ustąpiła. W tym roku mamy 400. rocznicę tego wydarzenia, a potwierdza je dokument podpisany przez burmistrza i notariusza miasta. Warto też wspomnieć inne cudowne wydarzenie, otóż w 1626 roku biskup poznański, będąc śmiertelnie chorym, modlił się przy grobie ojca Bernarda i – jak publicznie oświadczył – ujrzał świątobliwego ojca, proszącego Matkę Bożą o zdrowie dla niego. Tu sługa Boży ukazuje się jako szczególny czciciel i orędownik u Matki Najświętszej.
Zobacz galerię zdjęć o. Bernarda!
Może pojawić się pytanie: dlaczego sługa Boży nie został jeszcze beatyfikowany? Nie ma wątpliwości co do autentycznej opinii jego świętości – wręcz przeciwnie. Jedną z przyczyn takiego stanu jest fakt, że historię lubińskiego opactwa znaczą kataklizmy dziejowe, jak wojny i zarazy, co skutkowało z kolei grabieżami i niszczeniem dokumentów.
Obecnie trwa proces beatyfikacyjny ojca Bernarda. Oznacza to, że jest ustanowiony trybunał beatyfikacyjny i powołana komisja historyczna, która ma ocenić prawdziwość i wiarygodność dokumentów i na tej podstawie przygotować opinię odnośnie życia, cnót, łask i ciągłości oraz trwałości kultu prywatnego, aż po dziś dzień.
Trzeba przyznać, że szczególnym cudem jest też to, że mimo najróżniejszych zawieruch dziejowych prawie w każdym pokoleniu podejmowano starania o beatyfikację ojca Bernarda. To pokazuje, że sługa Boży jest ponad tym wszystkim, czego się człowiek lęka, i dlatego wypada się zachęcać do szukania opieki u niego.