W cieniu duszy Chrystusowej cz. 2

Matka Paula była mistyczką. Doświadczała ekstazy, widzeń Matki Bożej, św. Jana Chrzciciela, cierpiącego Chrystusa czy aniołów. Słyszała głos samego Jezusa. W 1922 r., kiedy z powodu choroby nie mogła uczestniczyć w Eucharystii i bardzo cierpiała z tego powodu, niespodziewanie usłyszała wyraźny, wewnętrzny głos: „Ja jestem w tobie!”. Zrozumiała wtedy, że Jezus w niej żyje, że jest obecny w jej duszy! Ta prawda stała się dewizą jej życia. Pojęła, że wnętrze jej duszy jest mieszkaniem Zbawiciela. To w jej głębi odnajdywała Boga samego i rozmawiała z Nim językiem miłości, zwracała się do Niego w różnych sytuacjach i trwała w Nim nieustannie.
Jego wspaniałość podobna do światła… Ha 3, 4
Stało się dla niej również jasne to, że Jezus do każdego z nas przychodzi w Komunii Świętej nie z „krótką wizytą”, ale po to, aby w nas zamieszkać.
"Matka Mistycznego Ciała", A. Hyła, 1956 r.
„Matka Mistycznego Ciała”, A. Hyła, 1956 r.,, Fot. © I. Marciniak OV
„Bóg-Człowiek przychodząc do duszy dobrej woli, ozdobionej łaską uświęcającą, zaczyna zakładać w niej sobie mieszkanie” – pisała matka w swoich pismach. I chociaż obecność w nas Jezusa pod postacią chleba i wina zależy – mówiąc dosadnym językiem – od soków trawiennych, to Jego mistyczna obecność w nas się nie kończy! On pozostaje tam nadal. Stąd już tylko krok dzieli nas od słów, które zapisał w „Liście do Galatów” św. Paweł: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Warto w tym miejscu przywołać opis przyjęcia Komunii Świętej ukazany boliwijskiej mistyczce Catalinie Rivas. Oto, co Zbawiciel jej ukazał: „Wewnętrzny impuls kazał mi skierować wzrok na pewną osobę, która wyspowiadała się przed mszą świętą. Kiedy ksiądz umieścił Świętą Hostię na jej języku, blask światła, podobnego do czystego złota, przeszedł przez tę osobę, najpierw przez jej plecy, potem otoczył ją z tyłu, następnie dookoła jej ramion, a na końcu dookoła głowy. Pan powiedział: «Oto jak raduję się, obejmując duszę, która przychodzi z czystym sercem, aby Mnie przyjąć». Głos Jezusa był głosem szczęśliwej osoby”. Tak przyjęta Komunia Święta sprawia, że Jezus zamieszkuje w duszy. Nie tylko ubogaca ją wszystkimi potrzebnymi łaskami, ale w niej żyje! A skoro tak, to nie możemy przechodzić obok tego obojętnie! Czy wypada zostawić samego w domu gościa, którego właśnie zaprosiło się do siebie? Jakby to w ogóle wyglądało i co pomyślałby sobie o nas zaproszony? A tak właśnie najczęściej postępujemy z Jezusem… Gdy po przyjęciu Komunii Świętej zaraz zapominamy o Tym, którego właśnie zaprosiliśmy do mieszkania naszej duszy, i nie pamiętamy o Jego obecności, to On w nas oczywiście jest, ale czuje się zwyczajnie skrępowany i choćby chciał w nas działać, nie uczyni tego w tej sytuacji, bo… szanuje nasz wybór! Jeżeli Jezus przychodzi do nas, aby wejść w naszą codzienność i ubogacić ją swoją obecnością, to absolutnie nie wypada ograniczyć się do krótkiego dziękczynienia po Jego przyjęciu. Po zakończeniu Eucharystii trzeba jeszcze trwać w modlitwie i w wewnętrznym skupieniu. Rzecz w tym, aby skupić swoją uwagę na Jezusie, a potem zanieść Go do naszych domów. Jezus „potrafi w nas i przez nas wszystko zdziałać, co tylko Bóg Najwyższy zamierzył dokonać przez rodzaj ludzki”, jak pisała matka Paula. Istotne jest, aby świadomie żyć obecnością Jezusa; aby pozwolić Mu działać w naszej codzienności i wykonywać z Nim wszystkie nasze prace. Odwołajmy się jeszcze raz do pism Catalina Rivas. Po zakończeniu mszy świętej Jezus powiedział do niej: „Nie wychodź w pośpiechu, kiedy msza jest skończona. Zostań na moment w Moim towarzystwie, ciesz się nim i pozwól Mi cieszyć się twoim. Zapytałam Go: «Panie, jak długo zostajesz z nami po Komunii?». Odpowiedział: «Przez cały czas, póki ty chcesz zostać ze Mną. Jeśli będziesz mówić do Mnie przez cały dzień, zwracając się do Mnie w czasie wypełniania swoich obowiązków, będę cię słuchał. Jestem zawsze z tobą. To ty Mnie opuszczasz. Wychodzisz po mszy świętej i uważasz, że obowiązek się skończył. Nie pomyślisz, że chciałbym dzielić twoje życie rodzinne z tobą, przynajmniej w dniu Pańskim. Ale cieszę się, gdy Mi mówisz o swoim życiu, gdy pozwalasz Mi uczestniczyć w nim jako członkowi rodziny czy najbliższemu przyjacielowi. O, jak wiele łask człowiek traci, nie zostawiając Mi miejsca w swoim życiu!…»”. Powróćmy do matki Pauli. Boleśnie przeżywała to, że większość ludzi po przyjęciu Jezusa do swego serca opuszcza Go, o czym zapewnił ją sam Zbawiciel: „Jest wiele dusz, które czczą mnie szczególnie utajonego w Najświętszym Sakramencie, ale mało kto pamięta o mojej bytności w nich”. Tajberówna doskonale wiedziała, że życie człowieka to „bój o los Boga żyjącego w duszy”. Tę prawdę zaszczepiła swoim duchowym córkom – siostrom ze Zgromadzenia Najświętszej Duszy Chrystusa Pana – i przekazywała ją wszystkim, których Bóg postawił na drodze jej życia…

Matka Mistycznego Ciała

Matka Paula otaczała ogromną czcią Maryję. Uważała Ją za mistrzynię swego życia wewnętrznego. W grudniu 1941 r. napisała swoisty dialog z Maryją, który zatytułowała: „Rozmowa duszy z Najświętszą Maryją Panną”. Ją samą nazywała Matką Mistycznego Ciała. Pisała m.in.: „Bogarodzica (…) nie tylko zrodziła Boga-Człowieka, czyli Głowę Ciała Mistycznego, lecz także stała się Matką Ciała Mistycznego Jezusa Chrystusa, czyli Matką Kościoła. Matka Najświętsza, z tytułu swej godności macierzyńskiej, spełnia więc wyjątkową rolę w Ciele Mistycznym i ma szczególną moc nad szatanem, spod którego wpływu pragnie wyrwać cały rodzaj ludzki”. W zgromadzeniu założonym przez matkę Paulę znajduje się jeszcze jeden obraz autorstwa Adolfa Hyły. To wizerunek Maryi, Matki Mistycznego Ciała. Malowidło ukazuje – w pewnym sensie – znane nam wszystkim wyobrażenie Niepokalanej. Niemniej wizerunek ten różni się nieco od znanych nam przedstawień. Maryja stoi na kuli ziemskiej z rozłożonymi rękami. Wokół globu możemy dostrzec wyłaniające się spod chmur cielsko węża, który zwraca ku Niej swój łeb. Ona jednak nie reaguje na jego obecność. Ubrana w białą suknię przepasaną złotym pasem i w czerwony płaszcz, z królewskim diademem na głowie, spod którego spływa biały welon, spogląda z łagodnością i ze spokojem na każdego, kto na Nią patrzy. Jej głowę otacza podwójna aureola, a całą postać spowija świetlista mandorla. Z lewej strony obrazu możemy dostrzec wyciągniętą w geście błogosławieństwa dłoń. Ponad głową Maryi unosi się gołębica Ducha Świętego, a po prawej stronie artysta ukazał oblicze Dzieciątka Jezus. Motyw ręki wysuniętej z chmur pojawiał się już na starochrześcijańskich malowidłach w katakumbach i na sarkofagach. Był też obecny w malarskich przedstawieniach biblijnych (często w scenach ukazujących ofiarę Izaaka, w których właśnie dłoń Boża zatrzymuje ramię Abrahama chcącego zabić syna; stąd zresztą wzięło się najprawdopodobniej powiedzenie: „Niech ręka Boska broni!”). Zauważmy, że dłoń wychodząca z chmur jest jednocześnie otoczona trójkątem, który w chrześcijaństwie stanowi atrybut Trójcy Świętej. Bardzo często w sztuce trójkątny nimb otacza też głowę Boga Ojca. Skoro znamy już znaczenie tego symbolu, nietrudno odczytać sens obrazu Hyły. Artysta ukazał moment zwiastowania, wcielenia Syna Bożego za sprawą Ducha Świętego. Jednocześnie przedstawił całą Trójcę Przenajświętszą i Jej Oblubienicę, Maryję, która przyjmuje propozycję Bożą, aby stać się Matką Jezusa. Warto w tym miejscu dodać, że dzień Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny jest jednocześnie świętem patronalnym Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana z tej racji, że w chwili wcielenia Syna Bożego w łonie Maryi została stworzona Jego dusza. Jak wiemy, w zgromadzeniu w sposób szczególny czczona jest właśnie dusza Chrystusa. Trzeba też podkreślić, że Hyła ukazał Maryję jako Matkę Mistycznego Ciała Chrystusa, czyli Matkę Kościoła. Tytuł ten nadał Maryi papież Paweł VI w 1964 roku. Matka Paula zmarła rok wcześniej. Nie wszyscy wiedzą, że to ona jako pierwsza czciła Maryję jako Matkę Kościoła i przepowiedziała takie święto, które obchodzimy w kalendarzu liturgicznym tuż po uroczystości Zesłania Ducha Świętego.

Na ostatnie czasy…

Chrystus Zmartwychwstały, Miłosierny, Promieniujący… Dwa niezwykłe obrazy dane nam na czasy ostateczne. Dwa obrazy tego samego mistrza. Oba niezwykle piękne, wyraziste, poruszające i wyrażające prawdę o miłości Boga do człowieka, a także ukazujące każdemu drogę do zjednoczenia z Bogiem. Na tym pierwszym Jezus wyłaniając się z mroku, wychodzi do człowieka ze zdrojem łask tryskających z serca i z dłonią uniesioną w geście błogosławieństwa. Na drugim wizerunku stoi – jak w słońcu – w aureoli światła i czeka na każdego z nas z otwartymi ramionami, tak jakby chciał każdego z nas przygarnąć, przytulić, uspokoić. Pójdźmy, póki jeszcze czas. W Nim nasze ocalenie. Jedyne…
0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Izabela

Marciniak

Polonistka, w "Królowej Różańca Świętego" pisze głównie na temat sztuki sakralnej oraz o literaturze religijnej.
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x