3 listopada Kościół wspomina postać świętego Marcina de Porrès. Zapraszamy do lektury ostatniego już fragmentu książki „Ojciec ubogich. Św. Marcin de Porrès”. Tym razem przedstawiamy ostatnie chwile życia św. Marcina.
Śmierć Marcina
W sześćdziesiątym roku życia brat Marcin był czczony w całym Peru i poza jego granicami. Z pewnością święty nie szukał pochwał śmiertelników. Uważał sławę za śmiertelnego wroga, wiedział bowiem z własnego doświadczenia, jakie okrucieństwa zadały pycha i chciwość tak wielu dzieciom Bożym z samej tylko Limy. Sława przyszła do niego nieproszona. Dlatego też Marcin wiedział, że walka z pychą będzie trwała do końca jego życia, i obawiał się bez ustanku, że grzech przejmie jego czyste serce. W miarę otrzymywania coraz liczniejszych pochlebstw rosła też ilość wznoszonych przez niego modlitw, by Bóg Wszechmogący uwolnił go od takich nieskromnych pokus. (…)
Mimo tego Marcin pozostał w Limie, niespodziewanie ukazując się pewnego dnia w nowym habicie. Dla obcej osoby nie wydawałoby się to niczym dziwnym, jednak wywołało niemałe zdziwienie wśród pozostałych braci, ponieważ wydało się mocno odbiegać do charakteru zakonnika. W ciągu czterdziestu pięciu lat spędzonych w klasztorze ani razu nie widziano go bowiem w innym od jego pierwszego habicie.
Ojciec Juan de Barbazan, naśladujący Marcina swoim prostym stylem życia, zapytał go o tę zmianę. Podejrzewał bowiem, że mogła ona oznaczać czynione przez świętego przygotowania do podróży do Meksyku. Odpowiedź nie była jednak taka, jak się spodziewał, ale jeszcze bardziej szokująca.
– To jest habit – powiedział Marcin z uśmiechem – w którym zostanę pochowany.
Kilka dni później dopadła go wysoka gorączka. Bóg wyjawił mu, że to jego ostatnia choroba, przez którą już wkrótce miał opuścić ten świat. Przyjaciel świętego Marcina, Juan de Figueroa, w późniejszym czasie potwierdził te informacje, składając swoje świadectwo niespotykanej intuicji Marcina co do dokładnego czasu jego śmierci. A stało się to tak, że kiedy Juan został dotknięty ciężką sytuacją życiową i stracił wszystko, co posiadał, za jego nieszczęściem podążyła – wydawałoby się, że śmiertelna – choroba.(…)
Gdy ta zbliżała się coraz bliżej, Marcin żarliwie przyjął ostatnie sakramenty. Po gwałtownym ataku dał znak, że nastał czas, aby zwołać członków zakonu. Nawet i uzdrowiony przez niego arcybiskup Meksyku zjawił się wśród licznych dominikanów. Objąwszy ręce na krucyfiksie, niegdyś tak często przez niego całowanym w modlitwie, Marcin poprosił o przebaczenie za wszystkie urazy, jakie kiedykolwiek komukolwiek mógł spowodować i wyznał, że zachowywał się zbyt niestarannie w swojej służbie Bogu. Poprosił też o modlitwy za swoją duszę.(…)
Ciało Marcina, które dopiero teraz ujawniło skrywane dotąd blizny po licznych pokutach i samoumartwieniach, zostało umieszczone w surowej trumnie przed ołtarzem w głównym kościele. Zapalono świece, by rozproszyć panujące w jego wnętrzu ciemności, i w ten sposób dookoła Marcina powstała wyspa światła, w której zbierali się bracia, klęczący i połączeni w modlitwie.(…)
Książkę „Ojciec ubogich. Św. Marcin de Porrès” można zakupić zamawiając ją w sklepie internetowym rosemaria.pl bądź telefonicznie pod nr 61 868 73 45 (8-16).
Wydawnictwo Rosemaria udostępniło powyższe treści wyłącznie na potrzeby strony rozaniec.info. Prosimy o nie rozpowszechnianie ich dalej (na blogach, grupach, stronach społecznościowych itd.), ponieważ treści te są obwarowane prawem autorskim. Prosimy o uszanowanie tej zasady.