Miłość pod niebem: Budowanie
„Na początku było Słowo” (J 1,1). Doskonale znamy ten werset Ewangelii. Być może mamy w pamięci także frazę zaczerpniętą z mitologii: „Na początku był Chaos”. Zastanówmy się, czy relacje, które budujemy, zwłaszcza w pierwszych fazach znajomości z kimś, kogo chcielibyśmy widzieć przy swoim boku jako życiowego partnera, bliższe są Słowu. czy raczej Chaosowi…
Początki relacji, nie tylko tych zorientowanych na budowanie związku, zależą od naszego temperamentu, (nie)śmiałości, tego, czy jesteśmy ekstra-, czy raczej introwertykami. Mają na nie wpływ nasze wcześniejsze życiowe doświadczenia. W psychologii mówi się o zjawisku wyuczonej bezradności. Dotyka ona człowieka, który mimo wielokrotnych wysiłków nie osiąga upragnionych, pozytywnych rezultatów. Często borykają się z nią uczniowie, którzy mocno się starają, by opanować materiał i otrzymać dobrą ocenę, a mimo wytężonej pracy odnoszą kolejne szkolne niepowodzenia. Osobom przeżywającym takie sytuacje, zmagającym się z wyuczoną bezradnością, towarzyszą między innymi obniżony nastrój, utrata motywacji i chęci do działania, wycofanie się.
Zjawisko to mocno kojarzy mi się z ewangeliczną sceną nieudanych połowów ryb, symbolizowanych przez płukanie pustych sieci. Przypomnijmy, co wówczas zrobił Pan Jezus: „Rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!». A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny». (…) Lecz Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5,4–8; 10b–11).
Kochani! Szukając miłości, modląc się o nią – nierzadko przez lata, wchodząc w kolejne relacje z nadzieją zbudowania trwałego związku i nie osiągając celu naszych pragnień, możemy powiedzieć do Pana: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili”. Nie powinniśmy jednak poprzestawać na tym zdaniu.
Rybacy po wielogodzinnym wysiłku czuli się wyczerpani. To nie było raczej „standardowe zmęczenie”. Musiało towarzyszyć mu poczucie bezsilności, bezradności. Mężczyźni (co też znaczące) wydawali się przejęci smutkiem. Udany połów ryb był bowiem dla nich źródłem utrzymania, gwarantem życia. Kolejne porażki, odnoszone raz po raz przez całą noc, a może i dłużej, mogły wpędzić ich w poczucie beznadziei. W to miejsce ryzyka, zagrożenia poczuciem utraty nadziei, wchodzi Pan Jezus z wymagającym poleceniem: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!”.
Jakże trudne musiały być te słowa dla Szymona! To on miał za zadanie nakłonić rybaków, by ponownie wyruszyli na łów… Apostoł jednak nie zamknął się na wskazówkę Chrystusa. Wyrażając szacunek wobec Niego, mówiąc: „Mistrzu”, informuje Jezusa o nieudanych wyprawach. Choć być może wszystko dookoła niego, a także w jego wnętrzu, mówi mu, że kolejny połów wydaje się bezsensowny, to jednak przezwycięża ten stan dzięki słowu Chrystusa i zgadza się po raz kolejny podjąć trud: „Na Twoje słowo zarzucę sieci”.
Można powiedzieć, że Szymon podobnie jak Abraham „wbrew nadziei uwierzył nadziei” (Rz 4,18). Połów przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Szymon miał zostać tym, który od teraz będzie „łowił ludzi”, a wypłynięcie na głębię zainicjowało i zbudowało wspólnotę. Stało się punktem wyjścia do kształtowania chrześcijańskiego życia („zostawili wszystko i poszli za Nim”).
Jak tę ewangeliczną mądrość przełożyć na praktykę budowania relacji międzyludzkich? Otóż dobrze, by starania o „złowienie” człowieka, który będzie naszym życiowym partnerem, odbywały się według zasady „na początku było Słowo”. Jak precyzuje św. Jan – „Bogiem było Słowo” (J 1,1). Słowo Boże stało się przyczyną, dla której Szymon po raz kolejny zarzucił sieci. Zrobił to, mimo że wszystko dookoła wskazywało na niepowodzenie, bezsens, beznadzieję… W ten mrok nocy, bezowocność wysiłków rybaków, wkroczył Chrystus ze swoją światłością.
Jezus tak samo może wejść w świat naszych „nieudanych połowów”, w przeżywaną przez nas pustkę i samotność, jest w stanie rozjaśnić mroki codzienności. Zwraca się do nas słowami: „Wypłyń na głębię”. O tym wezwaniu mówił Jan Paweł II do młodych zebranych na Polach Lednickich w 2000 roku: „Dziś te Jezusowe słowa kieruję do każdego i każdej z was. Wypłyń na głębię! Zawierz Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie, i na nowo wypłyń na głębię! Odkryj głębie własnego ducha. Wnikaj w głębie świata. Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego wieku oczekują twojego świadectwa. Nie lękaj się! Wypłyń na głębię! – jest przy tobie Chrystus. Sercem obejmuję każdego i każdą z was. Stale proszę Boga, aby prowadził was przez życie w świetle i mocy Ducha Świętego. Niech łaska Chrystusa zawsze wam towarzyszy”.
Drodzy! Aby budować piękne relacje oparte na miłości, konieczne jest „odkrycie głębi własnego ducha”, przyjęcie Słowa Bożego, które powinno być fundamentem wszelkich więzi. Zdarza się jednak, że popadamy w „wyuczoną bezradność”. Zmęczeni niepowodzeniami, zniechęceni, dotknięci samotnością rezygnujemy, poddajemy się, nie odpowiadamy na wezwanie do podjęcia kolejnego wysiłku, nie przyjmujemy zaproszenia do „wypłynięcia na głębię”. Taką postawą nie pomagamy Panu Bogu, który chce okazać nam swoje wsparcie.
Zdarza się również, że u początku relacji uczuciowych stoi Chaos, nasze nieuporządkowanie i słowo inne niż Boże. Często jest nim wyraz „ja” lub… „ty”. Bywa, że szukamy tylko spełnienia naszych egoistycznych dążeń („ja”) lub jesteśmy niepokojąco zapatrzeni w drugą osobę („ty”), która zaczyna pełnić w naszym życiu funkcję bożka. Obie te drogi nie prowadzą na głębię, ale raczej na mieliznę. Jeżeli na niej osiądziemy, nie uda nam się zbudować czegoś trwałego. Pragnąc bliskości z drugim człowiekiem, chcemy dzielić z nim życie we wspólnym domu – do tego dąży miłość.
Warto przypomnieć sobie słowa Chrystusa o dobrej i złej budowli. Pamiętamy, że dom zbudowany na piasku, który może być metaforą egoizmu lub niezdrowej fascynacji partnerem, nie ostał się, gdy przyszły wiatr i deszcz… Za to mimo burz, które przecież zdarzają się w życiu, nie runął ten dom, który był wzniesiony na skale (por. Mt 7,24–29).
Spójrzmy, jak pięknie ten obraz łączy się z historią rybaka Szymona, któremu Pan Jezus nadał imię Piotr, nazwał go Skałą… Stało się to po wyznaniu przez Apostoła wiary w Chrystusa Mesjasza. Przypomnijmy sobie, co powiedział Pan: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,18–19).
Czy słowa te nie przywodzą nam na myśl konkretnych skojarzeń? Przecież związek dwojga ludzi, węzeł małżeński, rodzina to formy „Kościoła Chrystusowego”, „Kościoła Domowego”, wspólnoty, która dla każdego z jej członków chce szczęścia – na ziemi i w niebie.
Kochani! Pan Bóg wie o naszym lęku przed samotnością, o bólu będącym skutkiem nieudanych znajomości, o zranieniach wyniesionych ze związków, które się rozpadły, o naszej tęsknocie i pragnieniu trwania w miłości… Chce unieść nas na fali nadziei, która „zawieść nie może” (Rz 5,5) i wyprowadzić na głębię, by obdarzyć nas pełnią życia. On wie, czego tak naprawdę potrzebujemy, i daje nam to we właściwym czasie… Zaufajmy słowu Bożemu, które mówi, że „wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3,1), także na miłość. Miłość, która jest cierpliwa i – jak każde dzieło Boga – przerasta wyobrażenia człowieka (por. Koh 3,11). Zaufajmy Mu. On „uczynił wszystko pięknie w swoim czasie” (Koh 3,11).
Mogą zainteresować Cię też: