Gdzie ta radość? W kręgu malarskiej wizji Arthura Hughesa

Motyw Bożego Narodzenia był i wciąż pozostaje ulubionym tematem w ikonografii. Większość malarzy ten przełomowy dla ludzkości moment ukazywała w sposób niezwykle radosny i pogodny. Istnieją jednak i takie przedstawienia Bożego Narodzenia, które skłaniają bardziej do refleksji i zadumy niż do radości.
Noc ciemna się kończy, dzień jasny przybliża, Dlaczego więc płaczesz, wszak wiesz o tym, Panie, Że dziecka nikt nigdy nie przybił do krzyża? s. Jadwiga Stabińska
Boże Narodzenie to chyba najradośniejszy czas w całym roku. Wszyscy dobrze znamy ten niemal sielankowy, radosny nastrój: poruszająca biel kruchego opłatka, drżące źdźbła sianka na białym obrusie, pachnące żywicą gałązki jodły lub świerku, spokojny płomień świecy wigilijnej, rozświetlona choinka, przywołujące czas dzieciństwa figurki z szopki betlejemskiej, anioły i aniołki, wzruszające kolędy, udekorowane odświętnie domy, rodziny zasiadające przy świątecznych stołach. Niewątpliwie czas ten jest wyjątkowo radosny. Przecież z wysokiego nieba do człowieka przychodzi sam Bóg…

Motyw Bożego Narodzenia był i wciąż pozostaje ulubionym tematem w ikonografii.

Niejeden szanujący się artysta chętnie przedstawiał w malarskich wyobrażeniach swoją wizję przyjścia na świat Syna Bożego. Większość malarzy ten przełomowy dla ludzkości moment ukazywała w sposób niezwykle radosny i pogodny. Istnieją jednak i takie przedstawienia Bożego Narodzenia, które skłaniają bardziej do refleksji i zadumy niż do radości. Jednym z takich dzieł jest obraz mało znanego, XIX-wiecznego artysty angielskiego, Arthura Hughesa. Swoją wizję Bożego Narodzenia namalował on pod koniec I połowy XIX wieku, kiedy pozostawał pod wpływem Bractwa Prerafaelitów, grupy młodych malarzy angielskich, którzy zbuntowali się przeciwko ówczesnej sztuce – w ich mniemaniu pozbawionej wartości moralnych – i postanowili malować obrazy, które niosłyby jakieś ważne przesłanie, ideę godną uwagi. Zachwyciło ich malarstwo średniowieczne i wczesnorenesansowe, sprzed czasów Rafaela (i dlatego nazwali siebie prerafaelitami). Podejmowali tematy poważne, niejednokrotnie religijne. Świetlisty koloryt, nastrojowość, tajemniczość, elementy mistyki, dbałość o każdy detal – to charakterystyczne cechy warsztatu prerafaelitów, dzięki którym ich przedstawienia – odczytane w odpowiedni sposób –  zyskiwały często znaczenie głębsze, symboliczne.

W takim właśnie klimacie Hughes namalował swoje Boże Narodzenie.

Na pierwszym planie jego obrazu dostrzegamy Maryję pochyloną nad nowonarodzonym Dziecięciem. Boża Rodzicielka adoruje małego Jezusa, owijając Go jednocześnie w pieluszki. Towarzyszą Jej aniołowie: jeden z nich trzyma Dzieciątko w swoich dłoniach, drugi latarnię, której światło rozprasza nocne ciemności. Warto dodać, że spoglądają oni w górę, gdzie artysta ukazał trzy inne anioły, symbolizujące w sztuce Trójcę Przenajświętszą (wystarczy tu wspomnieć chociażby o słynnym przedstawieniu Trójcy Świętej prawosławnego mnicha, Andrieja Rublowa). arthur_hughes_boze_narodzenie Hughes zaprezentował swoją osobistą wizję Bożego Narodzenia. I trudno się z tym nie zgodzić. Scena ta niesie jednak głębsze, symboliczne przesłanie. Wpatrując się uważniej w namalowany obraz, można zauważyć, że w zasadzie… trudno w nim o tak charakterystyczną dla Bożego Narodzenia atmosferę radości! Twarze Maryi i aniołów są pełne zadumy i smutku. Warto podkreślić, że Matka Boża nie owija Jezusa w zwykłą, tradycyjną pieluszkę, lecz w tzw. powijaki – długie kawałki płótna, których używano jeszcze w XVIII wieku. Przypominają one płótna, w które niegdyś owijano ciała zmarłych przed złożeniem do grobu. Nietrudno też spostrzec, że Maryja trzyma w dłoni kawałek materiału w taki sposób, jakby właśnie miała otrzeć spływające po policzkach łzy. Scena ta stanowi jakby zapowiedź późniejszych, bolesnych wydarzeń z życia Matki Bożej i Jej Syna. Z kolei towarzyszący Jej aniołowie symbolizują niewiasty, które pomogły Maryi owinąć w płótno zdjęte z krzyża ciało Chrystusa. Zwróćmy uwagę, że Hughes w swojej wizji narodzin Bożego Syna nie przedstawił ani osoby świętego Józefa (Opiekun świętej Rodziny nie żył w chwili śmierci Jezusa!), ani pastuszków, ani Mędrców ze Wschodu, tak przecież charakterystycznych dla bożonarodzeniowej scenerii. Skupił swoją uwagę na Zbawicielu i Jego Matce, która miała stać się Współodkupicielką ludzkości. Tę misję podjęła już w chwili zwiastowania i wypełniała ją przez całe życie, towarzysząc swojemu Synowi szczególnie podczas Jego bolesnej męki i śmierci krzyżowej.

Królowa Różańca Świętego nr 23Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!

…i wspieraj katolickie czasopisma!

Zobacz Zamów PDF

Spoglądając na ukazaną przez artystę Maryję,

trudno oprzeć się wrażeniu, że wypowiedziane czterdzieści dni później w świątyni jerozolimskiej proroctwo Symeona: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2, 35) tak naprawdę zaczęło wypełniać się już w betlejemskiej grocie! Boża Rodzicielka z pewnością cierpiała z powodu odrzucenia Jezusa przez mieszkańców Betlejem. Wszak – parafrazując nieco słowa kolędy – można powiedzieć, że „nie było dla Niego miejsca w Betlejem, w żadnej gospodzie” i dlatego przyszedł na świat „w stajni, w ubóstwie i chłodzie”. Która z matek nie cierpiałaby w takiej sytuacji? Warto podkreślić, że ukazane przez artystę miejsce narodzin Jezusa tak naprawdę ma niewiele wspólnego z tradycyjną szopką bożonarodzeniową. W głębi obrazu można dostrzec jedynie fragment żłóbka i jakieś ukryte pod nim zwierzątko (nawet nie wiemy, czy jest to owieczka!). Miejsce to pozostaje ciemne, wąskie, niskie i ciasne, zdecydowanie bardziej przypominające wnętrze grobowca niż przestrzennej groty, gdzie pasterze udawali się na nocleg, zaganiając swoją trzodę. Jeden z aniołów niemalże dotyka pleców Maryi, a rozświetlającą ciemność latarnię próbuje „ustawić” w taki sposób, aby jak najbardziej rozjaśnić to mroczne wnętrze i nadać postaciom – ów charakterystyczny dla prerafaelitów – świetlisty koloryt. Kiedy w taki sposób odczytamy symbolikę tego obrazu, przestaniemy mu się tak zwyczajnie „przyglądać”. Dostrzegając wpisany w to bożonarodzeniowe przedstawienie smutek, zaczniemy malarską wizję Hughesa zwyczajnie „przeżywać”, a przekazane przez artystę treści z pewnością skłonią nas do zadumy i refleksji…

Czy jednak w takim ujęciu tematu można doszukiwać się bożonarodzeniowej radości?

Zdecydowanie tak, choć nie przejawia się ona w tradycyjnym, może niekiedy wręcz sielankowym charakterze tych świąt. Jest ukryta głębiej. Jeśli uświadomimy sobie, że w takiej właśnie, symbolicznej koncepcji swojego przedstawienia Hughes chciał podkreślić, że zbawczą ofiarę Jezus Chrystus podjął już w momencie swoich narodzin, odnajdziemy tę prawdziwą i głęboką radość płynącą z Bożego Narodzenia. Szał przedświątecznych zakupów, kosztowne prezenty, stroiki, ślicznie udekorowana choinka i inne świąteczne ozdoby – choć niewątpliwie piękne i może nawet niektórym potrzebne – nie stanowią jednak o istocie tych świąt! Była nią, jest i pozostanie radość wypływająca z faktu, że tak Bóg „umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16).
0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Izabela

Marciniak

Polonistka, w "Królowej Różańca Świętego" pisze głównie na temat sztuki sakralnej oraz o literaturze religijnej.
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x