Letni numer „Królowej Różańca Świętego” nie zapowiał się nadzwyczajnie. Ot, praca jak zawsze, kilkanaście zarwanych nocy, wzmożony wysiłek w upale. Nic, czego nie można by wytrzymać. Wszystko szło w dobrym kierunku, do czasu… Karetka i oddział intensywnej opieki medycznej skutecznie przerwały bieg prac. Nie tylko plan wydawniczy nowego numeru stanął na krawędzi przepaści…
Mając sporo czasu na rozmyślania w szpitalnym łóżku, analizowałem działania naszej Fundacji Pomocników Królowej Różańca Świętego. Większosć naszych działań opiera się na spontanicznych, wysiłkach dwóch osób z wykorzystaniem prywatnych środków. Wystarczy jednak małe zachwianie równowagi, jak nagła utrata zdrowia, a plany obracają się wniwecz.
Prac nie ubywa. Coraz więcej mamy wyjazdów w teren, na spotkania różańcowe, coraz więcej pracy nad stronami internetowymi, które stawiają sobie za cel rozpowszechnianie różańca oraz dostarczanie potrzebnych informacji dla osób zagrożonych duchowo, zniewolonych i opętanych. Znikąd pomocy i tylko dzięki Niebu przy wsparciu finansowym garstki Czytelników, inicjatywy te wciąż istnieją.
Dzięki doraźnym akcjom udaje się utrzymać nasze czasopismo w takiej formie i w tej liczbie stron. Przyszłe projekty wydają się skazane na upadek z powodu brak funduszy i rąk do pracy. Zdaję sobie sprawę, że jako świecka organizacja mamy ograniczoną wiarygodność, nie otrzymamy takiego wsparcia, jak instytucje kościelne i zakonne. Chociaż działamy tak, jak one i w tym samym celu.
Niech miarą naszego zaangażowania będą dziesiątki tysięcy listów, najczęściej z prośbą o pomoc, otrzymanych przez ostatnie lata, na które odpisujemy zawsze. Niech punktem odniesienia będzie dwadzieścia milionów odsłon strony pomocowej www.egzorcyzmy.katolik.pl i drugie tyle naszych stron różańcowych. Oto skala potrzeb i pracy, opartej na tylko dwóch osobach.
Co, jeśli jednej z nich zabraknie?
– Nasz patron, bł. Bartolo Longo, pisał, że jeśli „dzieło powstało z wyraźnej woli Boga, musi ono udać się bez względu na ludzi”. Dlatego jesteśmy dobrej myśli. Kiedy pięć lat temu, z tysiącem złotych w kieszeni, otworzyłem Wydawnictwo Rosemaria, wiedziałem, że nie ma ono służyć mnie, ale Maryi. Kochani, jak trzeba być naiwnym, aby otwierać firmę z pieniędzmi, które nie starczą na jej utrzymanie w pierwszym miesiącu? Po ludzku patrząc, to nie miało prawa się udać. A dziś, widząc, do jak wielu ludzi udało się dotrzeć z nowenną pompejańską, różańcem, pomocą, czasopismem, które trzymasz w rękach – nie mam wątpliwości, że nie ma tu grama naszej zasługi, jest tylko przychylność Nieba. I wsparcie małego grona naszych Czytelników, którzy pragną rozpowszechniać z nami różaniec, „Królową Różańca Świętego”, a czasem składają ofiary serca na jego rozwój.
Dlatego zachęcam i Ciebie do poznania i wspierania naszych działań (zob. str. 43 i strona www.pkrs.org.pl).
Do zobaczenia!