„Ogłoś ludziom, że za ich grzechy zbliża się kara Boża. Zaraźliwa choroba będzie trapić całą ludność. Ludzie jak muchy będą padać nagłą śmiercią. Zachęcaj wszystkich do pokuty i modlitwy – gdy się nawrócą, kary nie będzie. Zwłaszcza niech ludzie modlą się na różańcu, rozważając życie i mękę Pana Jezusa”.
Po tych słowach Maryja ukazała Mikołajowi długi różaniec, składający się z piętnastu tajemnic.
Mikołaj był ubogim pasterzem. Pracował u bogatego gospodarza w Grąblinie. W wolnym czasie szedł do pobliskiego lasu, gdzie przed zawieszoną na drzewie kapliczką z Matką Bożą na klęczkach odmawiał różaniec. Pewnego dnia zobaczył w tym miejscu piękną Panią w białej szacie, od której usłyszał powyższe słowa. Był to rok 1850.
Matka Boża ratuje życie
Ta niepozorna kapliczka z maleńkim obrazkiem okazała się być zaczątkiem ogromnego dzieła. A miało ono początek w roku 1813.
Był październik. Po stoczonej pod Lipskiem bitwie, w której wojska Napoleona poniosły klęskę, Tomasz Kłossowski został ciężko ranny. Był on kowalem w Izabelinie koło Lichenia. Wyczerpany mężczyzna ostatkiem sił doczołgał się do pobliskich zarośli. Tam ściskał w ręku medalik z Matką Bożą i prosił o łaskę życia. Kiedy słońce zmierzało ku zachodowi, kowal ujrzał Najświętszą Panienkę ubraną w piękną, amarantową suknię, złoty płaszcz i koronę na głowie. Jej spojrzenie było pełne smutku, a do piersi tuliła białego orła. Podeszła do Tomasza, schyliła się i obiecała powrót do zdrowia i ojczyzny. W zamian poprosiła tylko o odnalezienie Jej wizerunku i umieszczenie go w miejscu, gdzie każdy będzie miał do niego dostęp i mógł poprzez ufną modlitwę dostąpić łask.
Jak obiecała Maryja, tak też się stało. Kłossowski wyzdrowiał i wrócił w swoje rodzinne strony. Wiele lat poszukiwał wizerunku Matki Bożej, jaki zapamiętał z dnia objawienia. Dopiero wracając z pielgrzymki do Częstochowy w 1836 roku, we wsi Lgota zauważył w zawieszonej na drzewie kapliczce obrazek, na którym Matka Boża wyglądała dokładnie tak, jak podczas objawienia. Na obrazku widniał napis: „Królowo Polski, udziel pokoju dniom naszym”. Kowal poczuł niezwykłą ulgę i radość.
Odnalezienie wizerunku pozwalało mu na wypełnienie prośby Matki Bożej. Po uzyskaniu zgody właściciela zabrał obrazek ze sobą. Przez pierwsze osiem lat obraz wisiał u niego w domu i dopiero po uzdrowieniu z ciężkiej choroby zrozumiał, że ten wyjątkowy wizerunek musi być dostępny dla wszystkich. Udał się więc do grąblińskiego lasu i umieścił go w kapliczce na sośnie. Na tym kończy się niejako pierwszy etap długiej drogi niezwykłego obrazu.
Maryja mówi o losach Polski
Drugim opatrznościowym mężem miał być pasterz Mikołaj Sikatka. Jemu to powierzyła Maryją swoją misję. Jednak Mikołaj, chociaż głęboko wierzący i oddany Bogu, z obawy przed drwinami nikomu nie powiedział o prośbie Matki Bożej. Maryja jeszcze kilka razy w letnich miesiącach roku 1850 objawiała się pasterzowi, prosząc go o modlitwę i nawołując okoliczną ludność do porzucenie grzechu, nawrócenia i pokuty. Zachęcała do odmawiania różańca jako modlitwy o wielkiej mocy dla naprawy życia i nawrócenia świata. Podczas ostatniego objawienia przekazała pasterzowi przesłanie:
„Gdy nadejdą ciężkie dni, ci, którzy przyjdą do tego obrazu i będą się modlić i pokutować, nie zginą. Będę uzdrawiać chore dusze i ciała. Ile razy ten Naród będzie się do mnie uciekał, nigdy go nie opuszczę, ale obronię i przygarnę do swego Serca, jak tego Orła Białego. Obraz niech będzie przeniesiony w godniejsze miejsce i niech odbiera publiczną cześć. Przychodzić będą do niego pielgrzymi z całej Polski i znajdą pocieszenie w swych utrapieniach. Ja będę królowała memu Narodowi na wieki. Na tym miejscu wybudowany zostanie wspaniały kościół ku Mej czci. Jeśli nie zbudują go ludzie, przyślę aniołów i oni go wybudują”.
Po tym objawieniu, mimo strachu przed wyśmianiem, pasterz w końcu zaczął nawoływać do nawrócenia, modlitwy i pokuty. Jednak jego napomnienia w większości przypadków nie odnosiły skutku. Szerzyło się pijaństwo, hulanki i swawole.
W sierpniu 1852 roku okolice Lichenia nawiedziła epidemia cholery. Mieszkańcy wsi i miasteczek zaczęli masowo umierać. Wtedy dopiero niewierni zaczęli przypominać sobie słowa Sikatki o zbliżającej się zaraźliwej chorobie. Zaczęły się masowe pielgrzymki do kapliczki w grąblińskim lesie, by tam upraszać zdrowie i ochronę przed zarazą. I tak jak obiecała Maryja, wszyscy, którzy do niej przybywali, nie doświadczyli choroby bądź zostali uzdrowieni. Te cudowne zdarzenia dały w końcu ludziom dowód na autentyczność objawień pasterza.
Ksiądz Florian Kosiński, ówczesny proboszcz parafii w Licheniu, pisał o tych wypadkach: „W parafii, której liczba komunikujących wynosiła 924 osoby, tego roku (1852) umarło 82 wiernych. Tak wielką liczbę zgonów odczytano jako znak, doszukując się w nim kary Bożej za ludzkie grzechy. Osoby dotknięte śmiercią bliskich i pełne lęku o swoje życie zaczęły wierzyć słowom Mikołaja. Wielu modliło się przed obrazem zawieszonym na sośnie, a niektórzy przypisywali wstawiennictwu Maryi swoje ocalenie”.
Nie można było już dłużej zwlekać ze znalezieniem godniejszego miejsca dla cudownego wizerunku. Miejscowy biskup nakazał przeniesienie go do dotychczasowego kościółka w Licheniu. Jednak sława obrazu stawała się tak wielka, że już w 1856 roku w miejscu kościółka stanęła duża, murowana świątynia, do której zmierzali pielgrzymi z całego kraju. W 1967 r. kardynał Stefan Wyszyński ukoronował Cudowny Obraz Matki Bożej Licheńskiej koroną papieską.
W 1994 roku dzięki inicjatywie księdza proboszcza Eugeniusza Makulskiego rozpoczęto budowę obecnego sanktuarium w Licheniu.
W roku 1999 przybył tutaj Jan Paweł II, a w 2006 obraz Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski został umieszczony w ołtarzu głównym. Tak oto kończy się droga skromnego obrazka z sosny do jednej z największych na świecie Bazylik. Tego niezwykłego cudu mogła dokonać tylko Maryja.