W tym numerze, na zakończenie cyklu poświęconego ciekawostkom różańcowym, proponujemy wymagającą historię o koronach. Poezja księdza Jana Twardowskiego wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. Jeżeli wczytamy się dokładnie w te krótkie, nierzadko rymowane utwory, może się okazać, że zawarte w nich przesłanie będzie dla nas wyzwaniem, być może niewygodnym. Przykład takiego tekstu stanowi wiersz pt. „Korona”:
tulić Jego głowę z pierwszymi włosami
w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną
w Nazarecie głaskaną Maryi rękami
kto przytuli do siebie z koroną cierniową.
Czasem wśród chrześcijan można usłyszeć zdanie: „Wolę Boże Narodzenie od Wielkanocy”. I choć Kościół zgodnie przekonuje, że święta Wielkiejnocy są najważniejsze, to preferencje wiernych co do świętowania bywają odmienne. Przyczyn można doszukiwać się w atmosferze. Boże Narodzenie poprzedza uroczysta wigilia z mnóstwem potraw, których wyczekujemy cały rok. Spotykamy się z bliskimi, obdarowujemy prezentami. Za oknami nierzadko prószy śnieg. Domy ozdabiają choinkowe światełka. W nocy wychodzimy całymi rodzinami na pasterkę. Jest inaczej niż zwykle. Uroczyście. Pięknie. Budzi się nadzieja na szczęście. Święta Zmartwychwstania trwają krócej i wiążą się z innego rodzaju wysiłkiem. Wypada wstać rano na rezurekcję, zjeść „wczorajszą” święconkę. Rodziny nie zjeżdżają się tak chętnie jak w grudniu… To jednak tylko tło. Prawdziwego powodu można doszukiwać się w tym, co opisał ks. Twardowski…
Boże Narodzenie jest poprzedzone adwentem – radosnym oczekiwaniem, podczas którego wpatrujemy się w Dzieciątko Jezus schodzące do nas po roratnej drabince – z nieba na ziemię. Z kolei w trakcie Wielkiego Postu skrępowani spoglądamy na umęczonego Jezusa w koronie cierniowej. Tak, chętnie przytulamy do siebie „Jego głowę z pierwszymi włosami / w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną”. Korony cierniowej się boimy. Jezus o tym wie. Nie bez powodu stwierdził:
„Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9, 58).
No bo przecież „kto przytuli do siebie [głowę Syna Człowieczego] z koroną cierniową”… Staramy się trzymać na bezpieczną odległość od cierpiących, by przypadkiem ciernie, które ich ranią, nie dosięgnęły także i nas. Znamy historie z życia świętych, którzy godzili się na przytulenie Jezusa
w koronie cierniowej. Takiego wyboru dokonał ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Święty oddał życie za Franciszka Gajowniczka – współwięźnia w obozie koncentracyjnym. Przypominam tę historię, ponieważ wedle opowieści Marianny Kolbe – matki świętego – jej syn miał w dzieciństwie widzenie. Ojciec Maksymilian, zanim wstąpił do zakonu franciszkanów, nosił imię Rajmund. Po jego męczeńskiej śmierci matka opowiedziała o jego spotkaniu z Matką Bożą. Wedle słów pani Kolbe 12-letniemu Rajmundowi ukazała się Matka Boża, która podała mu dwie korony do wyboru: białą – symbolizującą czystość, niewinność – oraz czerwoną oznaczającą męczeństwo. Chłopiec zapytany o to, którą z nich wybiera, miał odpowiedzieć, że obie.
Warto zwrócić uwagę na to, że w toku rozważania tajemnic różańcowych także spotykamy dwie korony – najpierw cierniową, nałożoną na głowę Jezusa, a później tę, za pomocą której Maryja została symbolicznie ukoronowana na królową nieba i ziemi. Pierwszą spotykamy przy okazji odmawiania tajemnic bolesnych, drugą – podczas rozważania tajemnic chwalebnych. To ważne, ponieważ modlitwa różańcowa może nam pomóc pogodzić się z tym, że w życiu człowieka są obecne dwa aspekty – chwile piękne, pełne szczęścia, w których zbliżamy się do nieba, przeżywamy prawdziwą Bożą radość, oraz momenty trudne, w których doświadczamy bólu, cierpienia i głębokiego smutku. Często nie potrafimy zrozumieć, dlaczego spotykają nas rzeczy tak krańcowo różne. Niemniej każdy człowiek doświadcza w swoim życiu zdarzeń, które mógłby nazwać tajemnicami bolesnymi. Przeżywa także chwile, które mógłby określić jako tajemnice radosne, a nawet takie momenty, które zasługiwałyby na miano tajemnic światła czy tajemnic chwalebnych. Perspektywa przyglądania się temu, co dzieje się w naszym życiu, właśnie według takiego różańcowego klucza może pomóc nam zaprosić Boga do wszystkich tajemnic, których doświadczamy.
Tak często zapraszamy do nich inne osoby. A Boga dopiero wtedy, gdy potrzebujemy pomocy. Gdy przydarza nam się jakaś przykrość, chociażby była drobiazgiem, opowiadamy o niej z pasją, często wielu osobom, chcąc zwrócić uwagę innych na siebie. Kiedy w naszym życiu wydarzy się coś radosnego, od razu chwytamy za telefon i dzwonimy do bliskich, by podzielić się dobrą wiadomością. I bardzo dobrze, że tak robimy. Ale może warto od czasu do czasu odwrócić kolejność? I najpierw „połączyć się” z Bogiem, by podziękować Mu za szczęście, którego doświadczyliśmy. A zanim zaczniemy opowiadać spotkanym znajomym o jakiejś drobnej przykrości, która stała się naszym udziałem, spróbujmy w pierwszej kolejności oddać ją Bogu. W Jego obecności i radości, i smutki nabierają innego znaczenia.
I wreszcie korona. Symbol, wokół którego skupiliśmy nasze rozważania. W obecności Boga również nabiera innego znaczenia. Gdybyśmy przeprowadzili ankietę i zapytali ludzi o to, z czym im się kojarzy korona, padłyby różne odpowiedzi. Prawdopodobnie wiele osób powiedziałoby, że to symbol władzy, godności królewskiej. Niektórzy wskazywaliby np. na korony wręczane kobietom przy okazji konkursów piękności. Pojawiałyby się skojarzenia z dążeniem do osiągnięcia maksimum, zdobycia zaszczytów. Dla niewielu osób pierwszym skojarzeniem byłaby korona z cierniami, które raniły głowę Jezusa.
Często stajemy przed wyborem „korony”, o której zdobycie będziemy się starać. Pytanie o to, jaką „koronę” chcemy posiadać, jest pytaniem o to, co jest dla nas ważne, czemu jesteśmy w stanie poświęcić czas i podporządkować życie, do czego dążymy. Taką „koroną” może być sukces finansowy, powodzenie u płci przeciwnej, popularność w towarzystwie… I żadna z tych rzeczy nie jest sama w sobie zła. Tylko zdarza się,że my – albo po prostu świat – czynimy z nich fałszywe błyskotki, które odwracają naszą uwagę od prawdziwych skarbów.
Nie tak dawno temu w „Królowej Różańca Świętego” (w numerach od 22. do 26.) pojawiały się artykuły z cyklu „Wyspa skarbów”. Wspólnie przyglądaliśmy się w nich temu, co stanowi prawdziwą wartość dla chrześcijan. Przypominaliśmy sobie zaproszenie Jezusa do tego, by gromadzić sobie skarby w niebie, i zwróciliśmy uwagę na to, że nasze serca powinny być tam, gdzie są prawdziwe skarby (por. Mt 6, 19–21).
Dobrze by było, gdybyśmy pamiętali, że takim skarbem jest nie tylko głowa Dzieciątka Jezus z „pierwszymi włosami”, którą przytulamy, rozważając radosną tajemnicę narodzenia, lecz także głowa Chrystusa z koroną cierniową, którą tulimy, rozważając tajemnice bolesne.