Wzorujmy się na rzeszach świętych nauczycieli, prawdziwych apostołów różańca. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort w „Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” uczy, że „Zdrowaś Maryjo” odmawiane dobrze, czyli uważnie, nabożnie i pokornie jest – zgodnie ze świadectwem świętych –wrogiem szatana, którego zmusza do ucieczki; młotem, którego miażdży; jest uświęceniem duszy, radością aniołów, pieśnią wybranych, kantykiem Nowego Testamentu, weselem Maryi i chwałą Trójcy Przenajświętszej. Współcześni „szaleńcy” Maryi, to wielcy święci i błogosławieni: o. Pio, Maksymilian Maria Kolbe, Jan Paweł II, Bartolo Longo – budowniczy sanktuarium różańca świętego w Pompejach. Jego droga do świętości oparta była na natchnieniu, jakie usłyszał w głębi serca: „Kto szerzy różaniec, ten jest ocalony”. Kilka wieków wstecz takie słowa Maryi w swoim sercu usłyszał św. Dominik.
RÓŻAŃCOWA DRABINA
Teraz też na swojej drodze życia spotykamy „szaleńców różańcowych” – można by tak powiedzieć o wielu, którzy różańca nie wypuszczają z rąk. Spotkałam kapłana, który swoim świadectwem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Od wczesnych lat dzieciństwa różaniec był dla niego szkołą wytrwałości i gorliwości. W różańcowym korowodzie trwa do dziś.
Swoim życiem pokazuje, czego nauczył się od Maryi i jakie dary Boże za Jej wstawiennictwem otrzymał na przestrzeni swojego życia. Wystarczy go słuchać – mówi o Bogu, o Dziewicy Maryi – spojrzeniem życzliwych, roześmianych oczu i ust; mówi ustami pokoju, nadziei i radości; mówi ustami dziecka. Ubrany w góralski ornat nabożeństwo rozpoczyna w gwarze melodyjną przyśpiewką o Maryi. Nieraz zastanawiałam się, kiedy znajduje czas na codzienne odmawianie całego różańca świętego. Przecież prowadzi rekolekcje w kraju i zagranicą. Wdrożył w życie nowatorską metodę krzewienia idei wesel bezalkoholowych, kulturę trzeźwości i trzeźwego stylu życia, ma wiele osiągnięć w budowaniu wizerunku godnego życia na niwie publicznej i społecznej, rozszerza kult Matki Bożej Bolesnej i Pompejańskiej, i jako asystent kościelny sprawuje opiekę nad nabożeństwem sobót różańcowych, i wiele innych… I – uświadomiłam sobie – to Maryja jest dla nas narzędziem łaski, a czerpiąc z Niepokalanego Serca Maryi, które rodzi nas do miłowania Miłości ponad wszystko, można wiele. I zrozumiałam, że łatwiej temu niezwykłemu kapłanowi budować w swoim sercu rzeczywistość prawdziwą, stworzoną przez Boga; że łatwiej mu z różańcowej drabiny zahaczyć o Niebo i prowadzić swoją trzódkę do zmartwychwstania w Królestwie Boga.
NIEGASNĄCE PRAGNIENIE
Ksiądz prałat Władysław Zązel, bo o nim mowa, od 37 lat jest proboszczem w parafii Najświętszego Imienia Maryi w Kamesznicy w diecezji bielsko-żywieckiej. W swoim życiu zawsze dostrzega dyskretną obecność Maryi. Niegasnące pragnienie sławienia Jej imienia sprawia, że pod jego stopami ziemia staje się Maryjna. O różańcu i o roli tej modlitwy, mówi tak:
„Wszystko zaczęło się pod strzechą rodzinnego domu. W mojej pamięci pozostał obraz, kiedy w pierwsze piątki miesiąca mama przystrajała ołtarzyk z Najświętszym Sercem Pana Jezusa i przy zapalonych świecach, całą rodziną (a klęczało nas ośmioro) odmawialiśmy akt poświęcenia i intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa. Znane było nam dzieciom, że rodzice należeli do Żywego Różańca i w pierwszą niedzielę wymieniano tajemnice. Zawsze widzieliśmy mamę z różańcem, nawet wtedy, gdy wychodziła w pole do roboty, czy do pasienia owiec i krów. Wieczorami mimo zmęczenia, klękała z ojcem, zachęcając sercem nas – gromadkę małych dzieci – do odmawiania modlitwy różańcowej. Byłem już kapłanem, a mama często pytała: »Synu, czy zmówiłeś już różaniec?«. Każdy przyniesiony do domu przez ojca obraz z pielgrzymek z Kalwarii Zebrzydowskiej, Ludźmierza czy z Częstochowy, otaczany był w domu wielką czcią.
Mama mi opowiadała, że wnet po urodzeniu mnie (byłem wówczas trzecim synem, a potem przyszły jeszcze kolejne dzieci), tata uklęknął przy kołysce i westchnął: »Ej kieby łon tam był księdzem« – takie westchnienie powtórzyła i mama po przeczytaniu historii o rodzinie, gdzie pięciu synów poszło na księży. Bóg przyjął i spełnił pragnienie i moich rodziców. 20 marca 1967 roku, kiedy to arcybiskup Karol Wojtyła udzielił mi święceń kapłańskich. Śmiało mogę powiedzieć, że z Matką Bożą Pompejańską wiąże się też moje powołanie kapłańskie, choć dla mnie wówczas nie nazywała się Pompejańska.
Pochodzę z Dębna Podhalańskiego, niewielkiej wioski w powiecie nowotarskim. Od szkoły podstawowej marzyłem, aby zostać księdzem. Tak to jakoś za mną szło. Pamiętam swoją podróż do księży Pallotynów do Wadowic po siódmej klasie, by prosić o przyjęcie. To były jeszcze czasy głębokiej komuny i akurat wtedy rozwiązano to małe seminarium i trzeba mi było po wakacjach starać się o przyjęcie do liceum ogólnokształcącego w Nowym Targu. Byłem synem gazdy, trzeba było wiele pomagać w gospodarstwie i nie było wiele czasu na naukę. Wstawało się wczas rano o trzeciej, co by jeszcze parę owiec ostrzyc, i o siódmej wsiadać w autobus i jechać do Nowego Targu. Nie było łatwo. Czasem dwója wpadła. Czworo nas chodziło do szkoły; przy jednej lampie naftowej, przy jednym stole wszyscy odrabiali lekcje, bo to jeszcze były czasy, kiedy u nas w Dębnie nie było elektryczności. Mnie z nauką schodziło najdłużej. Więc gdy przyszedł czas przygotowania się do matury, razem z kolegą wiedzieliśmy, że będzie to niełatwy egzamin dojrzałości. Ten kolega gdzieś usłyszał (może w Krakowie, bo chodził jakiś rok do księży Pijarów do małego seminarium), o nowennie – 54 dni odmawiania całego różańca.
Zaczęliśmy już od 1 września, pilnując jeden drugiego. Zmówiłeś? Zmówiłeś? Nieraz było trudno, bo spać się chciało. Ale jeden drugiego pilnował. I co? Po 54 dniach nam to już tak weszło w krew i tak się dało zorganizować czas, żeśmy przedłużyli i cała maturalna klasa nam zeszła na odmawianiu – jak się okazało – nowenny pompejańskiej. Idąc do matury, postawiłem taki zakład: »Panie Boze, jak chces cobym księdzem został, to spraw, zebym maturę zdoł.«. Zdałem tę maturę i potem już nie miałem wątpliwości, że Pan Bóg chce mnie mieć tym księdzem. Gdy szedłem do matury, tata mnie uspokoił: »Zdos, to zdos, a nie, to nie, robić i jeść jest co.«. Uwolnił mnie od wyrzutów sumienia, ale ja po cichu marzyłem, aby spełniły się pragnienia rodziców. A że nasza modlitwa różańcowa nazywa się nowenną pompejańską, dowiedziałem się dopiero jako ksiądz tu, w Kamesznicy i w Skoczowie.
Przewodniczyłem wiele razy Eucharystii na Kaplicówce i modlitwom różańcowym w czasie nabożeństw pompejańskich. Stale zachęcam i dziś Was, drodzy czytelnicy, też zachęcam, abyśmy modlili się zawsze z żywą nadzieją i dziękowali Maryi za niestrudzoną miłość macierzyńską, za miłość ofiarną i jej prowadzenie do Syna. Różaniec odmawiałem dalej w seminarium i odmawiam cały czas, aż do dzisiaj. Taka nowenna na całe życie, odmawiam ją już ponad 50 lat. Idąc do seminarium, w podaniu napisałem, że chciałbym sławić imię Matki Bożej, której opiekę czuję na każdym kroku. Matka Boża sama mi w tym pomaga, bo tytuł wezwania każdej parafii, w której pracowałem, był związany z Matką Bożą. W Jordanowie, dziś już koronowane, sanktuarium Matki Bożej; w Zakopanem, parafia Najświętszej Rodziny przy Krupówkach; w Gdowie, parafia Narodzenia NMP. Kiedy w 1976 roku przybyłem do Kamesznicy, dwie istniejące kaplice miały wezwania Matki Boskiej, Szkaplerznej – na Grapce i Matki Boskiej Królowej Świata – w Górnej Kamesznicy. Miejsce pod nowy kościół parafialny zostało wskazane jeszcze przez księcia kard. Adama Sapiehę.
Starania o budowę przerwała wojna, a w czasach PRL-u uzyskanie zgody u władz nie było łatwe. W czerwcu 1978 roku przyjechał do Kamesznicy ksiądz kardynał Wojtyła. Zwierzyłem się mu, że jest wniesione podanie, ale gdzie ten kościół stawiać? Czy jeden budować, czy dwa? A ksiądz kardynał Wojtyła: »Jak trzeba dwa, to buduj dwa.«. Zawróciło mi się w głowie, po wielu kłopotach, z jednego zezwolenia powstały dwa kościoły pod Maryjnym wezwaniem i plebania. Widzę w tym spełnienie mojej obietnicy wobec Matki Najświętszej, którą złożyłem tuż po maturze” – wspomina ksiądz Władysław, który od ponad 30 lat pełni również funkcję kapelana Związku Podhalan, i w tej roli służy Gaździnie Podhala, jak nazwał Matkę Bożą Ludźmierską papież Jan Paweł II, gdyż to Ona jest patronką Związku. Jej figurka jest również w Kamesznicy u Górali Żywieckich.
Jako diecezjalny duszpasterz trzeźwości ksiądz Władysław jest przekonany, że to Matka Boża Pompejańska natchnęła go i dała możliwość działania w sprawie trzeźwości narodu. Ksiądz Władysław, parafrazując Jej słowa w Kanie Galilejskiej: „Synu, umiaru nie mają”, zauważył, że na tym polu żniwo wielkie, ale robotników mało, lecz nie może ich zabraknąć, bo jak mawiał bł. Bronisław Markiewicz: „Polska albo będzie trzeźwa, albo jej wcale nie będzie”.
MIŁOŚĆ JEST SIŁĄ
Niech ten przykład miłości i bezgranicznego zaufania Maryi stanie się siłą, która nas ożywi i umocni w wytrwałej modlitwie. Bądźmy wierni wezwaniom Maryi i módlmy się codziennie na różańcu, aby dla współczesnego świata dotkniętego różnymi zagrożeniami i wyniszczonego duchowym głodem, uprosić obfity pokarm z nieba, aby Maryja była dla nas dalej przedziwną pomocą i obroną.