św. o. Pio. Współcierpiący z Ukrzyżowanym

Święty ojciec Pio jest jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych świętych XX wieku. Z pewnością większość z nas jest w stanie choć w kilku zdaniach scharakteryzować jego postać. Na czym polega fenomen jego świętości? Czy współczesny człowiek może nadal czerpać z głębi jego życia duchowego?

Święty Jan Paweł II w homilii podczas kanonizacji św. o. Pio w Rzymie mówił: „Jakże aktualna jest duchowość krzyża, którą odznaczał się w życiu pokorny kapucyn z Pietrelciny! Nasze czasy muszą odkryć jej wartość, aby otworzyć serca na nadzieję. Przez całe swoje życie starał się coraz bardziej upodobnić do Ukrzyżowanego, jasno zdając sobie sprawę, że został powołany, by w sposób szczególny współpracować w dziele odkupienia. Bez tego nieustannego odniesienia do krzyża nie da się zrozumieć jego świętości”. W duchowości krzyża i zjednoczeniu z cierpieniem Chrystusa wzrastał od najmłodszych lat. Jezus ukazał mu się po raz pierwszy, gdy mały Franciszek Forgione miał zaledwie 5 lat. Bóg szczególnie wybrał go i obdarował. A chłopiec odpowiedział sercem otwartym na to, co nadprzyrodzone, co może wypływać jedynie z głębokiej i zażyłej relacji z Bogiem.

Mając 15 lat, wstąpił do nowicjatu kapucynów. Rok później przyjął habit zakonny i imię Pio. Jednak kolejne etapy formacji i studiów teologicznych przeplatane były pobytami w domu rodzinnym z powodu poważnych problemów zdrowotnych. Niektórzy uważali, że reguła zakonna jest zbyt surowa dla niego i obawiali się, że nie dożyje do święceń kapłańskich. Jednak br. Pio, choć był słaby fizycznie, miał silny charakter i wolę, by się nie poddać i wytrwać na drodze powołania. 10 stycznia 1910 r. został kapłanem. Przez sześć kolejnych lat przebywał znów w rodzinnych stronach, a potem został skierowany do klasztoru w San Giovanni Rotondo ze względu na korzystny dla niego klimat. Miał być tam tylko przez pewien czas, a miejsce to stało się jego „domem”, gdzie pozostał przez ponad pół wieku, aż do śmierci. Górskie powietrze nie sprawiło jednak, że dolegliwości całkowicie ustąpiły. Jego cierpienie trwało i w nim coraz ściślej jednoczył się z Ukrzyżowanym Zbawicielem. W jednym z listów z 1913 r. zapisał słowa, które Jezus do niego skierował: „Nie bój się cierpienia, które zsyłam na ciebie, bo dam ci również siłę do jego przetrwania. Moim pragnieniem jest, żeby twoja Dusza doznała oczyszczenia przez codzienne cierpienie. Nie bój się szatana, który będzie cię gnębił, gdyż pozwoliłem na to, nie przejmuj się też, że świat odwróci się od ciebie. Nikt nie może odnieść zwycięstwa nad tym, który cierpi z miłości do mojego Krzyża, bo Ja go ochronię”.

Ojciec Pio odprawiający Eucharystię, z widocznymi stygmatami na dłoniach
Ojciec Pio odprawiający Eucharystię, z widocznymi stygmatami na dłoniach Fot. © Wikicommons

Ślady męki Jezusa

Ojciec Pio brał udział w męce Jezusa poprzez swoje cierpienia zarówno fizyczne, jak i duchowe. Wiele godzin spędzał na modlitwie, podejmował umartwienia i często pościł. A wszystko to ofiarował za innych, za tych, którzy powierzali się jego modlitwom, za grzeszników i cały świat. Zatapiał się w rozważaniu cierpień Jezusa.

20 września 1918 roku po porannej mszy świętej jak zwykle w ramach dziękczynienia klęczał na chórze przed krucyfiksem i kontemplował oblicze Ukrzy­żo­wanego. Odczuł w tym momencie błogi pokój i od­po­czynek duszy, w którym pogrążyły się także wszystkie jego zmysły.

Opisał to mistyczne doświadczenie następująco:

„(…) zobaczyłem przed sobą tajemniczą postać, podobną do tej, którą widziałem wieczorem 5 sierpnia, różniącą się tylko tym, że z jej dłoni, stóp i boku ściekała krew. Jej wzrok mnie poraził, tego, co czułem w tym momencie w sobie, nie umiałbym opowiedzieć. Czułem, że umieram, i byłbym umarł, gdyby nie zainterweniował Pan, podtrzymując moje ser­ce, które czułem, że wyskakuje z piersi. Obraz postaci zniknął, a ja zobaczyłem, że dło­nie, stopy i bok były zranione i ściekała z nich krew. Proszę sobie wyobra­zić, jakiej udręki doświadczyłem wtedy i jakiej doświadczam ciągle prawie każdego dnia. Rana serca broczy krwią, zwłaszcza od czwartku wieczorem aż do soboty. (…) Umieram z bólu z powodu udręki i zamieszania, jakie potem nastąpiły, a których doświadczam w swej duszy. Boję się, że umrę z wykrwawienia, jeśli Pan nie wysłucha jęków mojego biednego serca”.

Od tego momentu na cie­le o. Pio widoczne były rany, które Chrystus miał na swoich dłoniach, stopach i boku. Wcześniej przez kilka lat doświadczał jedynie bólu w tych miejscach, ale pozostawały one ukryte.

Później miał jeszcze jedno doświadczenie. Odczuł trudny do zniesienia ból włóczni przeszywającej bok. Stygmaty nie tylko powodowały straszne cierpienie i obficie krwawiły, ale stały się także przyczyną wielu problemów w relacjach ze współbraćmi, przełożonymi, a także z władzą kościelną. Nikt nie potrafił w sposób racjonalny ani naukowy wytłumaczyć tego, co działo się z o. Pio. Był w tym cierpieniu osamotniony i niezrozumiany podobnie jak Zbawiciel. Modlił się, by te rany zniknęły. Nie można było ich wyleczyć, a z drugiej strony nie ulegały one zakażeniu i nie ropiały. Ludzie czuli wręcz wokół nich delikatny zapach kwiatów.

Ojciec Pio z wielką pokorą znosił wszelkie trudy i przykrości z tym związane: zmiany opatrunków co kilka godzin, jak również tłumy ludzi, którzy przybywali, aby go zobaczyć, wyspowiadać się u niego czy uczestniczyć w sprawowanej przez niego Eucharystii. Na pewien czas odebrano mu możliwość sprawowania sakramentów i odpowiadania na listy. Decyzje przełożonych przyjął w posłuszeństwie, przestrzegając wszelkich zakazów. Na wzór swojego Mistrza i z miłości do Niego oddał wszystko, co było bliskie jego sercu. Pragnął całym swoim życiem odpowiedzieć na miłość Jezusa, który pewnego razu powiedział mu: „Mój synu, nie wierz w to, że moja agonia trwała tylko trzy godziny. Moja agonia nadal trwa i będzie trwała do końca świata ze względu na Dusze, które bardzo umiłowałem. Dlatego wszyscy powinni czuwać, nikomu nie wolno zasnąć. Moja Dusza szuka wciąż choć odrobiny litości w sercu człowieka, ale ludzie nie chcą odwzajemnić Mojej ogromnej miłości. To potęguje Moje cierpienie i przedłuża agonię. A najgorsze jest to, że ludzie są obojętni, nie wierzą we mnie i gardzą Moją miłością”.

Ograniczony dostęp

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Magdalena

Buczek

Dziennikarka

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x