Wolność jaką daje Bóg. Piotr

Przed więzieniem popadłem we wszystkie problemy, jakie tylko są możliwe. Czyli uzależnienie od narkotyków, alkoholu, psychotropów, a jak już doszła kokaina, to się wszystko posypało. Bo żeby zasnąć, piłem alkohol.Żeby się uspokoić, brałem jakieś tabletki. Żeby zdobywać pieniądze na narkotyki, nauczyłem się kłamać, oszukiwać. – Rozmowa z Piotrem

Panuje przekonanie, że z więzenia wychodzi się takim samym albo gorszym, niż się weszło. Ale ty spotkałeś w więzieniu Pana Jezusa. Wyszedłeś lepszy?

Przed więzieniem popadłem we wszystkie problemy, jakie tylko są możliwe. Czyli uzależnienie od narkotyków, alkoholu, psychotropów, a jak już doszła kokaina, to się wszystko posypało. Bo żeby zasnąć, piłem alkohol.Żeby się uspokoić, brałem jakieś tabletki. Żeby zdobywać pieniądze na narkotyki, nauczyłem się kłamać, oszukiwać. W tym byłem wyspecjalizowany. Tak mnie pociągnęło to zło, że ja już nie umiałem czynić dobrze. Aż przyszła kryska na Matyska. Spraw się tyle uzbierało, że nie było innego wyjścia, jak tylko mnie zamknąć w więzieniu. Byłem zagrożeniem nie tylko dla swojej rodziny i dla ludzi, których oszukiwałem, ale też dla siebie samego.

Jaki wyrok?

Dostałem 24 lata więzienia. Tak Pan Jezus pokierował, że mi to wszystko zbił do 11, a po 8,5 roku mnie wypuścili za dobre sprawowanie.

Tam, w więzieniu nikogo nie było ze mną. Zobaczyłem, że koledzy nie mogą mi pomóc, że mama, siostra są bezradne. Że ogromu tych spraw nikt nie jest w stanie ogarnąć. Zobaczyłem, że żaden człowiek nie może mi pomóc. Powiedziałem w modlitwie: „Panie Boże, ja po prostu nie potrafię swoim życiem kierować, bo jeżeli tak się uzależniłem od wszystkiego i doprowadziłem do takiego zniewolenia, to znaczy, że nie potrafię. Tyle wyroków mi się zbiera. Pomóż mi i poprowadź mnie. Wyzbywam się swojej woli, będę się starał podporządkować Tobie. Niech na mnie spadną jakieś ciężary, czy doświadczenia. Proszę, uratuj mnie!”. Wtedy zacząłem interesować się tym, co się dzieje w więzieniu. Okazało się, że przychodzą tam siostry.

Siostry zakonne?

Nie. Z neokatechumenatu i z bractwa więziennego. Przychodzą na każdy oddział na dwie godziny. Odmawiają koronkę do miłosierdzia, czasem różaniec. Przynoszą Pismo Święte, obrazki, rozmawiają. Mówią o Chrystusie, to znaczy mówią, jaki jest Chrystus, kim On jest.

Kiedy zacząłem się modlić, Pan Bóg dawał mi już dobre myśli. Przede wszystkim na początku pokazał mi ogrom tego zła. To było trudne, ale było potrzebne… Pokazał mi, jaką krzywdę robiłem żonie, dzieciom, jak oni cierpieli. Otworzyły mi się oczy. Pokazał, jak upokarzałem siebie uzależnieniami. Jak bardzo dałem się ponieść przez szatana. Pokazał mi różnicę między dobrem a złem. I ja po prostu już Go zacząłem słuchać.

Wiele odpowiedzi na moje pytania dawały mi właśnie siostry. Tak jakby siostry były jego ustami. I ksiądz kapelan, który tam przychodził. On też raz czy dwa w tygodniu starał się mnie odwiedzać. To, co czułem i myślałem, potwierdzało się w ich słowach. Takiego Chrystusa poznawałem i tak to się kształtowało. Na początku jeszcze dalej żyłem w swoich problemach, bo i wódkę piłem, i narkotyki brałem.

„Bóg zawsze przy mnie był”

W więzieniu?

Tak. Tłumaczyłem Panu Jezusowi, że ja nie mogę przestać, bo ja jestem uzależniony. Bo wiesz, ja nie wiedziałem, jak to jest żyć bez narkotyków. Dostawałem, jak to się nazywa, nieuzależniające środki psychotropowe na uspokojenie. Trafiłem do więzienia po ośmiu latach ćpania. Myślałem, że nie ma dla mnie życia bez narkotyków i tam je załatwiałem. Stąd, stamtąd i miałem. Pan Jezus cały czas mi mówił poprzez Pismo Święte, żebym starał się odejść od świadomego zła. Siostry mi tłumaczyły, że mi coś się wydaje niemożliwe, ale zaryzykuj, postaraj się od tego odejść, a On ci w tym pomoże. I tak malutkimi kroczkami rzucałem nałogi, ale narkotyków nie.

W końcu rzuciłeś.

W pewnym momencie Pan Jezus dał mi takie doświadczenie. Stało się coś, co mogło zaważyć na moim wyroku, na tym, że nie mógłbym wyjść wcześniej. Wtedy zacząłem się modlić. Mówię: „Panie, widzę jakie to jest złe. Teraz grozi mi kara. Ja już odstępuję od tego. Nie chcę. Obiecuję Ci, że skończę z tym”. I On mi dał siłę.

Wtedy sprawa, która normalnie w więzieniu skończyłaby się jakimiś problemami, spełzła na niczym. Uratował mnie, nic się nie stało. Od tego czasu przestałem cokolwiek złego robić. Zacząłem szukać Pana Boga, bo On mimo tego wszystkiego, co ja w życiu zrobiłem złego, dał mi tyle darów. On pochyla się nade mną, nie karze mnie, wyprowadza z tego wszystkiego. Skoro tak, to muszę poznać Boga. I zacząłem Go szukać w Piśmie Świętym, które ksiądz mi przyniósł też nie od razu, bo chciał najpierw wyczuć, czy ja nie chcę tego traktować jak zabawkę. Zacząłem je codziennie czytać. Tak Duch Święty mnie kształtował.

To były takie moje osobiste interpretacje, czasem złe, ale to wszystko prostowałem z księdzem, z siostrami. Zacząłem poznawać, że Bóg nas kocha, że On po prostu nic nie chce od nas, nie chce nas skrzywdzić, że On cierpi ze mną w tym więzieniu. Że dla niego najważniejsze jest to, żeby mnie zbawić. Nie żebym miał pieniądze czy powodzenie wśród kolegów, ty­lko po to, żebym żył wiecznie. Dlatego muszę znieść niektóre ograniczenia, ciężary, łzy, żeby być doskonalszym. I wiesz, co zacząłem zauważać? Że robiąc tak, jak Pan Jezus chce, zbieram dobre owoce. Ludzie mi zaczęli ufać, matka mi zaczęła ufać, zacząłem być zdrowszy. Miałem lepsze myśli.

Pan Jezus okazał się łagodnym przyjacielem, który po prostu stale był przy mnie. Obojętnie, czy byłem z kolegami, którzy się śmiali ze mnie, czy z takimi, którzy też wierzyli albo mnie straszyli. On zawsze przy mnie był i zawsze mi pomagał, wiesz? I to się objawiało w takich dużych znakach.

Jakie znaki dawał ci Bóg?

Kiedyś Go poprosiłem: „Panie, nie jestem godzien, żebym miał jakieś znaki, bo kim ja jestem? Ale jestem tak słaby i zrozpaczony, że ja bym chciał dostać jakiś znak, bo ja po prostu nie wytrzymam psychicznie, nikogo tu nie mam”. I dostawałem znak, np. czytałem jakieś zdanie i w tym momencie ktoś wypowiadał akurat te słowa, które ja czytałem. To tak jakby mnie klepnął w ramię.

Więzienie mocno ogranicza możliwości grzechu. Jednak w końcu wychodzisz i zderzasz się ze światem, musisz radzić sobie w pełnej wolności. Przeszedłeś do tej nowej rzeczywistości z Panem Jezusem?

Tak, bo właśnie muszę powiedzieć, że Pan Jezus przygotowywał mnie do tego. Już wcześniej słyszałem z ust niektórych, że „ty nie dasz rady”. Jeden więzień powiedział: „Piotr Pana Boga chce oszukać. W wię­zieniu tylko się stara, a potem wyjdzie i będzie robił to samo”. Były potem głosy, że jestem zamknięty, nie mam dostępu do pokus, dlatego na wolności nie dam sobie rady. Pan Bóg dawał mi wszystkie opcje do przemyślenia, Przygotowywałem się na to na trzy lata przed wyjściem. Wiedziałem, że jestem narkomanem, alkoholikiem, lekomanem.

I co dalej?

Pojawił się pomysł od kolegi, żeby wyjść za pieniądze. On mi chciał pomóc, ale ja sobie pomyślałem, że skoro siedziałem za oszustwa, to jeżeli to ma być coś szemranego, choć nasz kolega chciał dobrze, to ja chcę zaufać Panu Bogu. Powiedziałem koledze: „Nie gniewaj się, wiem, że chcesz mi pomóc, ale ja chcę po prostu, żeby Pan Bóg zadecydował o mnie, nawet jeśli mam siedzieć dwa lata dłużej”. Pamiętam to jak dziś.

Okazało się, że plan Boży był oczywiście dużo lepszy ponieważ musiałem przejść jeszcze sześciomiesięczną terapię, na której dużo się dowiedziałem. Gdybym jej nie przeszedł, być może trafiłbym w dalsze problemy. Ponieważ ja cały czas myślałem, że kiedy wyjdę, to będę sobie piwko pił. Ale jak człowiek jest uzależniony, to nie może ani po piwko sięgnąć, ani po jakąś kreseczkę, ani po nic, bo zaczyna się to samo. I wtedy właśnie jedno piwko mogłoby spowodować, że za dwa tygodnie bym już pił dwa dziennie,  w końcu bym po papieroska szedł, po narkotyk i tak dalej.

Pan Bóg mnie umocnił w całkowitej wstrzemięźliwości. Na terapii postanowiłem przed Chrystusem, że nie będę tego robił, To On dał mi taką moc i wyszedłem już po terapii, będąc całkowicie przygotowanym do wolności, nie chcący pić, nie chcący palić, nie chcący brać narkotyków.

„Modliłem się codziennie koronką do Miłosierdzia Bożego. Nie miałem różańca…”

Co dalej, po wyjściu?

Od razu pojechałem do mamy. Miałem takie pragnienie w sercu, po tylu krzywdach, które jej wyrządziłem. Chciałem do niej pojechać, żeby zobaczyła, że jestem dobry, żeby ją umocnić, że nie piję, nie palę, że się będę starał.

Poszedłem do pracy do tego kolegi, bo bardzo mi pomagał już wcześniej. Nauczyłem się na nowo kontaktu z klientami, bo przecież byłem jak zwierzę. Nauczyłem się obsługi komputera, wysyłania maili, nabrałem ogłady.

Tak więc Pan Bóg nie zostawia człowieka ot tak. Kiedy człowiek naprawdę uchwyci się Pana Boga i staje z Nim w prawdzie, takim jaki jest i całkowicie Mu ufa, to mimo tego, że się potyka, że jest słaby, mówi: „Twoja wola niech się wypełnia”. Pan Bóg stoi wiernie przy człowieku. Ważne, żeby przy tym Bogu też stać i ufać. Ja całkowicie Mu się oddałem. Powiedziałem: „Nie chcę nic od nikogo, Panie Boże, chcę tylko od Ciebie to, co Ty dajesz. To jest bezpieczne, Tobie zaufałem, Ty mnie prowadź!”.

Nigdy mnie jeszcze nie zostawił, nawet jak na początku szatan mnie straszył, że jak upadłem, czy zgrzeszyłem, nie wyszło mi, to zaraz miałem lęki, że Pan Bóg mnie teraz ukara, że coś zabierze, że ode mnie odejdzie. A to wszystko Pan Jezus prostował właśnie taką miłością. Ja Go kocham po prostu i chcę być dobry, już nie, że ze strachu, tylko z miłości i wdzięczności. Poznałem już, że Jego drogi są dobre.

Po trzech miesiącach od wyjścia o mało nie najechałem autem na jakąś panią. Wyszedłem i chciałem już ją chyba wyzywać, ale patrzę: siostra z bractwa! „Witam, no to musimy się spotkać!”. Okazało się, że zaczynają się katechezy wprowadzające. Na wszystkich byłem, przyjęli mnie jako jedynego. W ten sposób Pan Bóg mi pomógł no i zacząłem chodzić na Eucharystię. Tam się modliłem, a rano codziennie słucham Słowa Bożego i homilii w Radio Maryja. I tak mnie Pan Bóg trzyma. Jestem już na wolności dwa lata i nie chcę pić, nie chcę ćpać, bo to mi nic nie daje. Mam coraz lepsze myśli, jestem coraz zdrowszy, coraz bardziej ludzie mi ufają. Owoce Boże po prostu tak się rozmnożyły, że ja już naprawdę nie chcę. Wiadomo że to z miłości, ale nawet gdyby nie było tej miłości to sama mądrość Boża wychodzi w tych owocach.

Wracając do bractwa więziennego, rodzi się takie pytanie. Co przeciętny katolik, który chciałby coś zrobić dla więźniów, może uczynić? Czego więźniowie potrzebują najbardziej?

No to właśnie mam tu podkreślone, co już przygotowałem. Miałem takie natchnienie, że coś mam tobie powiedzieć. W więzieniu przychodził ktoś, kto mógł odpowiedzieć mi na moje pytania dotyczące Boga. Rozszerzyć to, co sam miałem pod ręką i w głowie. Jak gdyby usta Boże. Jeżeli mówimy o więźniach wierzących, pomocą jest właśnie Pismo Święte, takie źródła, z których on mógłby się dowiedzieć o Chrystusie. Natomiast o niewierzących, uważam, że na siłę nie wolno ewangelizować. Na pewno trzeba mu dać poczucie bezpieczeństwa. Trzeba starać się w nim wzbudzić taką jakąś relację, zaprzyjaźnić się, nawet na początku nie mówić o Bogu, tylko dać od siebie coś po prostu jako osoba. Czy wysłać list, czy wpłacić na wypiskę, czy wysłać paczkę czy kawę. Nie naciskając tego człowieka w kierunku Boga, ale powiedzieć mu, że ja kocham Boga i robię to z tego powodu. Bo kiedyś w jego sercu padnie to pytanie wobec ciebie albo wobec Boga: „Dlaczego ta osoba pomaga? Kto to jest?”.

Trzeba dać miłość, która jest wyrażana we wszelaki sposób. Czy to list, czy widzenie, czy załatwienie jakiejś sprawy. Żeby on poznał, że jest miłość. On sam zacznie się interesować. Pan Bóg mu powie: „To ja jestem w rękach tego człowieka. Bo ten człowiek mnie kocha.” To samo się urodzi w tym czło­wieku. Chrystus mówił, żeby po prostu pokazywać swoimi czynami. Nieważne, kto kim jest, trzeba pomagać nawet niewdzięcznikom, pomóc tym niewierzącym i to samo z siebie zrodzi później wdzięczność i zastanowienie. A Pan Bóg już sobie poradzi.

Ważne jest też to, że wiedziałem, że ludzie z bractwa kochają Boga. Że są szczerzy i nie ma w nich podstępu wobec mnie. Że mogę im ufać, że chcą dla mnie dobrze, tak jak Bóg. Nie mają interesu, by mnie okłamać, tylko chcą służyć Bogu. Bo wiesz, więźniowie to przeważnie są ludzie, którzy popadli w zło najczęściej świadome i dotknęli zła, dotknęli owoców tego zła. Generalnie bagno. I w takim świecie nie ma zaufania, nawet jak sprzedaje się narkotyki. Nie ma takiego całkowitego bezpieczeństwa, szczerości. Zawsze się człowiek obawia, że drugi mu weźmie, że go zabije, albo sprzeda, że ktoś go napadnie. To jest świat, w którym jest właśnie zawiść, zazdrość ta cała ciemnia szatańska. I on może nawet nie wiedzieć, że jest inny świat.

” Gdy czytałem Pismo Święte, Pan Bóg posługiwał się słowem.”

Jeśli ktoś chciałby się włączyć do bractwa więziennego albo w czymkolwiek pomóc, co można zrobić?

Tutaj nie ma jednego szablonu. Może być człowiek, który będzie potrzebował, żebyś mu słał tylko pocztówki i będzie się cieszył. Będzie taki, który będzie potrzebował książkę albo żebyś mu przypilnował syna, żeby chodził do szkoły. Żebyś mu dobre słowo powiedział. Różne ludzie mają potrzeby, jeżeli będą mogli tobie ufać i to będzie szczera pomoc, no to piękny dar dla takiego człowieka. To niesiesz mu Chrystusa, nie ma większego daru, jak zanieść komuś Pana Jezusa!

W każdym mieście jest bractwo więzienne, oni cię chętnie zawsze przyjmą, szczególnie osobę, która nie jest karana. Zostajesz wolontariuszem i chodzisz do zakładu karnego.

Jak wyglądają takie spotkania?

Zbiera się grupa, 2-3 cele, zawsze jest kilka osób i tam nie ma nawet mowy o tym, żeby coś się stało… Nie ma powodu, żeby się bać. Wiadomo, że niektórzy przychodzą dla rozrywki, bo w tym areszcie nie mają gdzie wyjść, pójdą na pół godziny posiedzieć i się śmieją. Czasem jest to krzyż. Ale być może będzie tak, że jeden się dzień pośmieją, a Pan Bóg tak zrobi, że już za tydzień przyjdą i będą głęboko wierzyć.

To tajemnica Bożego działania, która może skruszyć ich serca. Najważniejsze, że te siostry są, rozumiesz. Bo dla mnie ważne było, nawet takie cuda się działy, że ja sobie myślałem wieczorem: „Panie Boże, jakaś taka sytuacja była w moim życiu. Co ja zrobiłem źle?” albo „Co zrobić w takiej sytuacji?”, bo nie wiedziałem. Modliłem się, na drugi dzień szedłem na bractwo, te siostry same o tym mówiły. Padało jedno zdanie, które dawało mi odpowiedź na moje bardzo trudne zagadnienie. One nawet nie wiedziały, że mi to mówiły. Czy ewentualnie dały mi jakąś książkę, która zmieniła moje postrzeganie.

Czasem trafiła nagle do moich rąk gazeta więzienna. Tam, gdzie same te pornosy latają, nagle dostałem, bo przekazywałem z okna do okna gazetę. Nagle religijna gazeta do mnie wpadła, tam był artykuł o gościu, który się pomodlił do Chrystusa i na drugi dzień nie palił. Oddał się Chrystusowi właśnie po tym, jak był przestępcą w jakiejś zbrojnej grupie i na ence (oddziale dla niebezpiecznych więźniów – przyp. mw.). Pomyślałem, że też rzucę tak palenie, Wyobraź sobie rzuciłem raz. Próba była nieudana. Dwa miesiące później przygotowałem się do tego bardziej modlitwą i przestałem palić po dwudziestu pięciu latach. Naprawdę nie było łatwo, ale nie zapaliłem, przetrwałem i do dziś nie palę. Po dwudziestu pięciu latach.

I nie przytyłeś.

Nie przytyłem bo ćwiczyłem. Cały czas Pan Jezus mi dawał siłę do ćwiczeń. Dla narkomana, alkoholika jest to bardzo ważne. Nie można im zabrać alkoholu, narkotyków i nic w zamian im nie dać. Pan Jezus dał mi ćwiczenia i ja ćwiczę. No i nie wiem, czy znasz się na programie AA – dwunastu kroków? – Przeszedłem ten program w więzieniu i dopiero później do mnie dotarło, że Pan Jezus ze mną przeprowadził to całkowicie w więzieniu, On sam. Ja nawet nie wiedziałem, że przez to przechodzę. Dokładnie wszystkie te etapy z Nim przeszedłem. A na końcu już sam ewangelizowałem. Niosłem tę Dobrą Nowinę. Otwieraliśmy codziennie Pismo Święte, czytania na dany dzień i mówiłem o wolności, jaką daje Bóg ze wszystkich uzależnień i gadaliśmy. Także już ten ostatni krok zacząłem realizować niosąc innym posłanie.

Miałeś najlepszego Terapeutę cały czas przy sobie.

Dokładnie. Zrozumiałem, że uzależniony ma zaufać sile wyższej. To jest po to, żeby nie nakazywać niczego niewierzącym, aby oni też mogli dostać tę drogę i wyjść. Zobacz jaki Pan Bóg jest sprytny, tak kocha nawet tych niewierzących. Oni o tej „sile wyższej” nie mówią „Bóg”. A tak naprawdę to On im pomaga!

Już po rozmowie, Piotr przekazał mi zapiski, w których przedstawia swoje życie przed i po nawróceniu. Powiedział: „To świadectwo napisałem prostym językiem, żeby do każdego docierało”. Postanowiliśmy wydać je z myślą o potrzebach ewangelizacyjnych. Zachęcamy także Ciebie do jego zakupu – zysk ze sprzedaży zostanie przeznaczony na działania wśród więźniów.

5 1 głos
Oceń ten tekst
Photo of author

Marek

Woś

Redaktor naczelny KRŚ, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista, człowiek od "brudnej roboty".

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Urszula
Urszula
23 maja 2022 08:21

Naprawdę dostał 24 lata tylko za oszustwa?? :O :O

marek
Admin
marek
24 maja 2022 21:39
Reply to  Urszula

Kilka osobnych wyroków, które się tak zsumowały

2
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x