Okolice Karwowa k. Włostowa w woj. świętokrzyskim… Ziemia pocięta falistą szachownicą pól, cienistymi wąwozami, przydrożnymi sadami i liściastymi zagajnikami. Sam Karwów jest niewielką wioską. Niewielką, ale szczególną. To miejsce urodzenia bł. Wincentego Kadłubka. Blisko miejsca, gdzie – jak głosi tradycja – stał jego rodzinny dom, w latach 90. XX w. wybudowano kaplicę ku jego czci. Nieopodal ze zbocza skarpy wypływa woda, która ma właściwości lecznicze. To źródełko bł. Wincentego. Woda jest krystalicznie czysta, niepozostawiająca osadu, ożywcza. Wartkim strumieniem wpływa do Opatówki. To miejsce sprzyja kontemplacji i modlitwie.
To tu Wincenty Kadłubek przyszedł na świat ok. 1150 roku. Jak pisał bp W. Bandurski, jeden z biografów błogosławionego, Kadłubek „był synem dość majętnych, a nader bogobojnych i prawych rodziców”, którzy prawdopodobnie byli związani z dworem krakowskim.
Życie Wincentego Kadłubka
Początkowe nauki pobierał Wincenty w Opatowie, Stopnicy lub Sandomierzu, bo tam właśnie funkcjonowały ówczesne szkoły kolegiackie. Następnie kształcił się w szkole katedralnej na Wawelu. Już wtedy nieźle pisał i dobrze znał łacinę, a ponieważ był synem rycerza, niewątpliwie interesował się również i sztuką wojenną. Dzięki protekcji bpa krakowskiego Gedki i przy finansowym wsparciu Kazimierza Sprawiedliwego Kadłubek następnie studiował w Paryżu i w Bolonii nauki wyzwolone i prawo. Niewykluczone, że przebywał też w szkole katedralnej w Chartres, gdzie m.in. zgłębiał duchowość św. Bernarda z Clairvaux.
Do kraju powrócił ok. 1185 r. i osiadł na dworze Kazimierza Sprawiedliwego. Najprawdopodobniej wtedy przyjął święcenia kapłańskie, do których był świetnie przygotowany dzięki wieloletniej nauce i kontaktom z duchowieństwem. Pełnił funkcję kapelana książęcego, był jego notariuszem, następnie kanclerzem; prowadził też szkołę katedralną na Wawelu, został wreszcie kanonikiem katedralnym. W tym czasie zaczął pisać „Kronikę polską”.
Najprawdopodobniej po śmierci Sprawiedliwego Wincenty przybył do Sandomierza i objął urząd prepozyta (czyli przełożonego) w kapitule kolegiackiej. Do jego obowiązków należało też m.in. duszpasterstwo i nauczanie. Został doradcą księcia Leszka Białego, pracował nadal nad „Kroniką polską”, a w 1208 r. przyjął konsekrację biskupią z rąk abp gnieźnieńskiego Henryka Kietlicza.
Kadłubek zamieszkał w domu biskupim na Wawelu. Zarządzał największą wówczas diecezją w Polsce, a jego doświadczenie i sposób bycia przyniosły krajowi wiele dobra. Z wszystkich podejmowanych zadań najważniejsza była jednak dla Kadłubka służba Boża (m.in. udział w powszechnym soborze laterańskim), a największą jego zasługą były starania o kanonizację bpa Stanisława ze Szczepanowa.
10 lat później, za zgodą papieża Honoriusza III, bp krakowski zrzekł się godności i urzędu, aby rozpocząć życie pełne pokuty i wyrzeczeń. Miał wówczas ok. 68 lat i pozostawał pod wpływem duchowości św. Bernarda z Clairvaux. Na ostatnie lata życia wybrał więc opactwo cystersów w Jędrzejowie, gdzie udał się pieszo, aby zostać mnichem. Reguła cystersów była surowa. Zakonnicy wstawali na dwugodzinny pacierz po północy, 7 razy w ciągu dnia spotykali się na wspólnej modlitwie, zachowywali posty, nosili zgrzebne habity, krótko spali. Ojciec Wincenty w swej pokorze zapewne przestrzegał wszystkich tych zasad, a w wolnych chwilach niestrudzenie pracował nad „Kroniką…”. Zmarł 8 marca 1223 r., po pięcioletnim pobycie w opactwie. Został beatyfikowany w 1764 r. przez papieża Klemensa XIII. Jego wspomnienie liturgiczne przypada na 9 października.
Gorliwy czciciel Eucharystii
W 1959 r. ówczesny bp Karol Wojtyła podczas kazania wygłoszonego w Jędrzejowie powiedział m.in.: „Wincentego nazywano mistrzem… I chciał nim być, ale w oparciu o swego Mistrza Chrystusa chciał świecić Jego żarem i promieniować Jego dobrocią i Jego miłością”. Miłość zaś to ogień. Tę swoją gorejącą miłość wyraził Kadłubek w sposób szczególny. Zapalił przed tabernakulum wieczną lampkę – najpierw w katedrze wawelskiej, a następnie najprawdopodobniej w kolegiacie Najświętszej Maryi Panny w Kielcach. Z czasem zwyczaj ten przyjął się w całej Polsce. Gest Kadłubka świadczy o jego wierze i nabożeństwie do Jezusa Eucharystycznego. Warto dodać, że zawsze kiedy Wincenty miał podjąć ważne decyzje, przebywał w obecności Jezusa, wpatrując się w Niego i wsłuchując się w Jego głos.
W cieniu Królowej Niebios i Matki Stwórcy
Kadłubek żył w czasach, kiedy Maryja była czczona w Kościele w sposób wyjątkowy. Postrzegano Ją jako szczególną orędowniczkę u Bożego tronu, jako Tę, która może wyprosić wszelkie łaski. Wincenty był z Nią mocno związany, czego potwierdzenie można znaleźć w chrześcijańskiej tradycji i ikonografii oraz w „Kronice polskiej”.
Wiemy już, że Kadłubek pozostawał pod wpływem św. Bernarda z Clairvaux. Ten wielki święty czasów średniowiecza jest nazywany pierwszym teologiem maryjnym. Do dziś odmawiamy jego głęboką modlitwę, nazywaną modlitwą św. Bernarda, a zaczynającą się od słów: „Pomnij, o Najmiłościwsza Panno Mario…”.
Święty Bernard obrał za patronkę założonego przez siebie zakonu cystersów Najświętszą Maryję Pannę Wniebowziętą. Tradycja podaje, że do opactwa jędrzejowskiego wstąpił Kadłubek m.in. dlatego, że klasztor ów nazywano wtedy domem Maryi. Ikonografia chrześcijańska często zaś przedstawia go jako pokornego zakonnika klęczącego u stóp Maryi. Genezy tych przedstawień należy upatrywać w jednym ze średniowiecznych podań. Otóż Wincenty najwcześniej przychodził na modlitwy. Pewnej nocy jednak się nie pojawił. Zaniepokojony opat Teodoryk udał się do celi zakonnika i zajrzał dyskretnie do wnętrza. Ujrzał Wincentego pogrążonego w ekstazie, modlitwie – a może rozmowie – z Maryją.
Do tej średniowiecznej legendy niewątpliwie nawiązał mało znany malarz Adrian Głębocki, który pod koniec XIX w. namalował do sandomierskiej katedry obraz pt. „Wizja bł. Wincentego Kadłubka”. Dostrzegamy na nim i zakonnika w ówczesnym stroju cysterskim, i Maryję, i opata Teodoryka będącego świadkiem objawienia. Warto tu zwrócić uwagę na sposób przedstawienia Matki Bożej. Jest Ona otoczona nieziemską poświatą i aniołami. Można odnieść wrażenie, że właśnie zeszła z obłoków, aby spotkać się ze swoim czcicielem, który wpatruje się w Nią z nieukrywanym zachwytem. Zarysowane w tle elementy średniowiecznej architektury podkreślają nastrój tajemniczości i mistycyzmu.
W dolnej części obrazu dostrzegamy z kolei przedmioty charakterystyczne dla błogosławionego. Jest tu skrzynia ozdobiona herbem Poraj (przypuszczalnie taki był herb biskupi Kadłubka) z infułą i klejnotami z jego insygniów. W prawej dolnej części obrazu znajduje się zapisany na zwoju tekst krótkiej modlitwy: „Błogosławiony Wincenty módl się za wszystkimi Twoimi współrodakami i przyczyń się za fundatorami i wykonawcami tego obrazu, o co Cię prosimy”; w lewej części widnieje tom „Kroniki polskiej”, zaś pośrodku – pergaminowe karty i pióro.
Większość z nas kojarzy nazwisko Kadłubka z tytułem „Kroniki polskiej”. Niewiele osób wie jednak, że to dzięki niemu opowiadamy dzieciom legendy o Popielu, Kraku i Wandzie, o smoku wawelskim. Opowieści te właśnie Kadłubek zapisał w swojej „Kronice…”. Warto dodać, że na kartach tego dzieła pojawiają się także wątki maryjne. Przywołajmy jeden z nich. W IV księdze „Kroniki…” Kadłubek zapisał: „Rzymianie wybudowali na cześć Apollina świątynię (…). Pytali wyroczni, jak długo istnieć będzie? Otrzymali zdumiewającą odpowiedź: «Dopóki dziewica nie porodzi». Oni jednak sądząc, że to się nigdy zdarzyć nie może (…), świątynię nazwali wieczną. Atoli w tej chwili, gdy błogosławiona Dziewica porodziła, owa wieczna budowla sama runęła i zamieniła się w proch”. Słowa te wyrażają myśl, że Maryja jest Tą, która zwyciężyła wszelką herezję. Runęła ona jak świątynia Apollina. Pamiętajmy też, że bł. Wincenty jako pierwszy wprowadził imię Maryi do literatury polskiej, nazywając Ją Królową Niebios i Matką Stwórcy. Niech zatem uczy nas on tej szczególnej miłości i oddania się Maryi.