dr Robert Bryl
Waldek
Drodzy Czytelnicy, mając na względzie wszystkie uwagi zamieszczone w poprzednim numerze (patrz numer 32), przedstawiam kolejną odsłonę „transferu” do wspólnoty protestanckiej.
W tej historii poznamy Waldka. Pochodzi on z romskiej rodziny i swoje świadectwo składa jako recydywista. Jak twierdzi, był tak złym człowiekiem, że wymiar sprawiedliwości postanowił go izolować na 9 lat. Zajmował się między innymi wymuszaniem haraczy, a potencjalnych „podopiecznych” „odwiedzał” z kijem bejsbolowym. Wkładał im nogi do gotującego się oleju. Jak sam mówi: „jeszcze inne, i to o wiele gorsze, rzeczy robiłem. Nie miałem sumienia w ogóle, ani troszeczkę nie żałowałem swojego postępowania. Nienawidziłem ludzi”.
Więzienna resocjalizacja na wiele się nie zdała. Zaraz po wyjściu na wolność postanowił szybko stanąć na nogi. Powtórnie wdał się w nielegalne interesy. Zajął się dystrybucją narkotyków, nielegalnym handlem podróbkami (perfumy, ubrania), fałszowaniem zaświadczeń, wyłudzaniem kredytów itp. Jak przyznaje, jego myśli były skoncentrowane wokół jednego: „zarabianie pieniędzy, nieważne jak; ważne, aby je zdobyć. I muszę powiedzieć, że zarabiałem dużo pieniędzy tygodniowo, tyle ile człowiek uczciwą pracą musiałby pracować przez siedem–osiem miesięcy” – wyjaśnia.
Kluczowym momentem w życiu Waldka było poznanie Anny. To z nią postanowił związać się na stałe. Celowo nie użyliśmy określenia „zawarcie związku małżeńskiego”, ponieważ w ruchach protestanckich trudno sensu stricto o takim sakramencie mówić. Z ust „teścia”, członka zboru zielonoświątkowego w Katowicach, Waldek wielokrotnie słyszał o Chrystusie, ale w tamtym momencie jakiś Chrystus wcale go nie interesował.
„Pewnego dnia, gdy wróciłem z giełdy – była to piękna słoneczna pogoda, niedziela – zauważyłem, że u nas na ulicy Kasprowicza w Katowicach jest spore zamieszanie. Jak się okazało, była to grupa Romów z Niemiec, Francji, Włoch, Anglii, Argentyny i Brazylii, która przyjechała nam głosić Ewangelię. Zostaliśmy zaproszeni wszyscy do Kościoła Bożego w Warszawie. Postanowiliśmy pójść na to spotkanie z czystej ciekawości”. Kontynuując tę wypowiedź, Waldek stwierdza: „Byłem troszeczkę zaskoczony, że jakiś Jezus chce zbawić Romów, starych złodziei, krętaczy, oszustów, było to dla mnie niemożliwe. My Romowie mamy to we krwi” – podsumowuje.
W kościele przywitał ich pastor Adam Nowak. Mówił, że jest ktoś, kto się o nich troszczy. Jest ktoś, kto przebacza grzechy i nadaje sens każdemu życiu. Była też mowa o śmierci Jezusa. Waldek coś na ten temat wiedział, ponieważ stwierdza: „byłem katolikiem praktykującym”. Słowa te są o tyle niezrozumiałe, że nie wiemy, co ma na myśli, a wątku tego nie zechciał rozwinąć. Wiadomo natomiast, że na ewangelicznych spotkaniach zaczął pojawiać się regularnie. Podczas jednego z nich pastor zapytał, czy wśród uczestników jest ktoś, kto chce przeprosić Jezusa za swoje życie, zaprosić Go do swojego serca i pozwolić Mu przemienić życie. Przypominając tamte wydarzenia, Waldek wspomina: „Podniosłem rękę, wstałem i podszedłem do pastora, płacząc jak małe dziecko. Dużo ludzi skierowało oczy w moim kierunku i nie było mi wstyd, że płaczę. Pastor poprowadził mnie w modlitwie, wyznawałem moje grzechy i nie obchodziło mnie, czy ktoś słyszy te moje nawet najgorsze grzechy. Pastor pomodlił się za mnie i tego, co się stało, nie jestem w stanie opisać słowami”. Jak zapewnia, poczuł się lekki, wolny, pełen miłości i pokoju, stał się nowym człowiekiem. Nie chciał już kraść, oszukiwać ani uprawiać hazardu. Jego pragnienie skoncentrowane było na jednym – uwielbiać Boga.
Poczuł potrzebę studiowana słowa Bożego i w jednym momencie pokochał cały świat. Niedługo później postanowił oddać całkowicie życie Bogu poprzez, jak mówi, chrzest wodny. „Łaska Pana i moc Ducha Świętego była i jest wielka. Moja żona się nawróciła do Pana Jezusa – za co dziękuję Panu Jezusowi – a także moja teściowa się nawróciła, babcia mojej żony, i jeszcze wielu Romów u nas na ulicy, potwierdzając to chrztem wodnym”. Według zapewnień bohatera kolejne wspaniałe przeżycie to chrzest w Duchu Świętym. Od tej tamtej pory Jezus go prowadzi, aby głosił Ewangelię wszędzie, gdzie się znajduje.
Może trochę się usprawiedliwiając i zapominając o wolności i konsekwencjach ludzkich wyborów, mówi tak: „Szatan próbował mnie zastraszyć i wtrącił mnie do zakładu karnego za rzeczy, które uczyniłem w przeszłości, gdy nie znałem Chrystusa. Ale łaska Pana i pokój i miłość są wielkie. On tak pokierował moimi ścieżkami, że jestem w zakładzie karnym w Łodzi. Mam tu braci w Chrystusie, z którymi mogę się spotykać, czytać słowo Boże, modlić się, w imię naszego Pana Chrystusa głosić Ewangelię skazanym. Mimo krat i murów jestem wolnym człowiekiem w Panu moim Jezusie Chrystusie”.
Waldek dziękuje Bogu, że tak bardzo go przemienił. Jest wdzięczny za wszystko, czego dokonał Pan Jezus za pośrednictwem Ducha Świętego w jego życiu – prostego, zwykłego Cygana.
Uważny Czytelnik zauważy zapewne pewnie elementy wspólne, które łączą to świadectwo ze świadectwem zamieszczonym w poprzednim numerze. Tym razem staraliśmy się ograniczyć komentarz redakcyjny do minimum. Gdy będziemy zamieszczać świadectwa nawróceń dokonujące się na gruncie Kościoła katolickiego, zaistnieje możliwość ferowania własnych wniosków. Ponadto, aby wykluczyć identyfikację bohatera tej historii, imiona oraz niektóre dane zostały zmienione.
Mogą zainteresować Cię też: