Święta Teresa z Lisieux i „mały cud”

W jubileuszowym roku 150. urodzin i 100. rocznicy beatyfikacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus przyjrzyjmy się bliżej wydarzeniu, które miało kluczowy wpływ na jej duchowy rozwój. Nazwała je „łaską Bożego Narodzenia” lub „małym cudem”.

Mała Tereska  po śmierci swojej mamy stała się bardzo wrażliwa i często płakała. Jako najmłodsza w rodzinie była przez wszystkich rozpieszczana i wyręczana. Nieraz wpadała w złość i dąsała się, gdy coś było nie po jej myśli. A kiedy uświadamiała sobie, że sprawiła komuś przykrość, zalewała się łzami. Czasami sama nie wiedziała, dlaczego płacze. Jak zapisała w swoich „Dziejach duszy”: „kiedy przestawałam płakać z powodu samej winy, płakałam dlatego, że przedtem płakałam”. Czuła wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony tak bardzo chciała być dobra i grzeczna, a z drugiej nie potrafiła zapanować nad swoimi emocjami, potrzebą zdobywania pochwał i skupiania na sobie uwagi otoczenia. Im stawała się starsza i nabierała większej świadomości, tym bardziej czuła się bezradna. Przez wszystkich była traktowana jak dziecko. Nawet jeśli kilka razy zauważyła potrzebę pomocy w obowiązkach domowych czy choćby przyszła jej chęć, by zaścielić własne łóżko, to i tak zawsze ktoś inny zrobił to już za nią wcześniej. A Tereska zamiast odczuwać rzeczywistą chęć pomocy, chciała raczej zasłużyć na pochwały i docenienie ze strony starszych sióstr.

Już wtedy mała dziewczynka miała w sercu pragnienie wstąpienia do karmelu. Tereska gorliwie się modliła, podejmowała praktyki pokutne i doskonaliła się w cnotach. Nadal nie potrafiła jednak sobie poradzić ze swoją dziecięcą jeszcze wrażliwością i dręczącymi ją skrupułami. Niewiele znaczące sytuacje potrafiły wyprowadzić ją z równowagi i sprowokować do płaczu. Wiedziała, że może to być poważną przeszkodą w podjęciu życia zakonnego.

Jeden moment

„Dniem, w którym otrzymałam łaskę dojrzałości, czyli całkowitego nawrócenia, był dzień 25 grudnia 1886 roku. – Wróciliśmy właśnie z Pasterki, podczas której miałam szczęście przyjąć Boga siły i mocy” – tak Teresa rozpoczyna opis cudu, którego doświadczyła w Noc Bożego Narodzenia. W drodze powrotnej z kościoła cieszyła się, że będzie mogła wziąć z kominka swoje buciki i rozpakować ukryte w nich prezenty. Choć miała już 13 lat, nadal lubiła ten świąteczny zwyczaj. Wiedziała, że jej ukochany tatuś lubił przyglądać się jak zachwycała się otrzymanymi niespodziankami. Jego radość potęgowała jej szczęście. Tej nocy, jak podkreśla Teresa: „Jezus chciał mi jednak pokazać, że wyzwalając mnie z dziecinnych słabostek, odbierze mi również te niewinne radości”. Otóż tatuś, zmęczony, spojrzał na buciki znudzonym wzrokiem, czyli nie tak jak Teresa się spodziewała, i powiedział coś, co bardzo ją zabolało. Od razu w jej oczach pojawiły się łzy. Celina, najbliższa jej siostra, zasmuciła się, bo znając wrażliwość Tereski, wiedziała jak to się dalej potoczy.

Jednak trzynastoletnia dziewczynka przyznała, że wtedy nie była już sama. Jezus, który w jednym momencie przemienił jej serce, dał jej siłę, by zareagować zupełnie inaczej niż do tej pory. Wróciła do swojego ojca, wzięła buciki i z radością wyciągała upominki, czym jak zawsze go rozweseliła. Celina myślała, że to sen, ale Teresa wiedziała, że odzyskała już na zawsze wewnętrzną moc, którą utraciła wraz ze śmiercią swojej matki. W „Dziejach duszy” zapisała: „tej nocy promiennej, która jaśniała doskonałościami Trójcy Przenajświętszej, Jezus, słodkie małe Dzieciątko, w jednej chwili zmienił noc mojej duszy w strumienie światła… Tej nocy, w której z miłości ku mnie sam stał się słabym i cierpiącym, mnie uczynił silną i odważną, przyodziawszy w swą własną zbroję i od tej błogosławionej nocy nie uległam już w żadnej walce, ale przeciwnie, szłam ze zwycięstwa w zwycięstwo, rozpoczynając – rzec można – bieg olbrzyma”.

Jezus sprawił, że wrażliwość, która do tej pory była dla niej uciążliwa, stała się pomocna w uważności na wszystkie poruszenia serca i rozpalała do coraz większej miłości. Uzdrowił i przemienił w niej to, co sama przez prawie 10 lat próbowała zmienić własnymi siłami. Od tego momentu przestała płakać i koncentrować się na sobie, a skupiła się całkowicie na swoim Oblubieńcu, który złożył w jej sercu wielkie pragnienia. Była w stanie dla Niego znieść wszystkie trudy i cierpienia. Nic nie zdołało jej w tym powstrzymać. Dojrzała do całkowitego wypełnienia Jego woli. Otworzyła się także na innych, okazując im życzliwość i łagodność. Jej słowa i gesty były przepełnione miłością, której sama doświadczyła od Boga. Została napełniona mocą do tego, by przejść przez wszystko, co działo się w kolejnych latach – łącznie ze śmiertelną chorobą – które nazwała najpiękniejszym etapem swojego życia.

Nowa tożsamość

Po wstąpieniu do karmelu przyjęła imię Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Dziecię Jezus od pamiętnej Nocy Bożego Narodzenia stało jej się szczególnie bliskie. Odkryła, że skoro Bóg stał się jeszcze słabszy i bardziej bezbronny od niej samej, to nie można się Go bać. Jedyne, czego pragnęła, to miłością odpowiadać na Jego miłość. Chciała być zawsze jak dziecko przed Bogiem, swoim Ojcem. Dziecięctwo duchowe stało się jej nową tożsamością. Czym ono jest według Teresy? Kilka miesięcy przed śmiercią, będąc już w ciężkim stanie, z wielkim trudem powiedziała: „To znaczy uznawać, że się jest niczym, oczekiwać wszystkiego od Boga, tak jak małe dziecko oczekuje wszystkiego od swego ojca; niczym się nie kłopotać, nie zabiegać o nic dla siebie. (…) Zostałam więc zawsze mała, a jedyne moje zajęcie to zbieranie kwiatów – kwiatów miłości i ofiary – i ofiarowywanie ich Bogu, aby Mu sprawić przyjemność. Być małym to jeszcze nie przypisywać sobie cnót, które się pełni, uważając, że jest się zdolnym do czegokolwiek, ale uznać, że Bóg wkłada w ręce swego dziecka skarb, aby go używało według potrzeby. (…) A wreszcie – to nie zniechęcać się swymi błędami, gdyż dzieci upadają często, ale są zbyt małe, aby sobie zrobić wiele złego”.

Można podsumować, że być małym to być pokornym, ufnym i wewnętrznie wolnym. Mała droga, którą niestrudzenie podążała Teresa, doprowadziła ją do wielkiej świętości. Nie pozostawiła po sobie obszernych dzieł teologicznych, a została Doktorem Kościoła.

Gdy trudno nam poradzić sobie ze swoimi słabościami, poprośmy św. Teresę o wstawiennictwo. Niech wyprosi nam „łaskę Bożego Narodzenia”, której sama doświadczyła, abyśmy nie liczyli na własne siły, ale na moc Boga, dla którego nie ma nic niemożliwego.

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Magdalena

Buczek

Dziennikarka

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x