Za życie mojej córeczki
W lipcu 2016 roku dopadła mnie okropna choroba jelit. Po prawie dwóch miesiącach wyniszczającej mój organizm biegunki okazało się, że jestem w ciąży. Lekarze nie dawali mi szans na donoszenie, a jednak ciąża się utrzymała. Kiedy odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest OK, okazało się, że ciąża uszkadza moją wątrobę. Nie było to groźne dla mnie, bo wątroba się regeneruje, ale groziło śmiercią mojego dziecka. Do końca ciąży żyłam w strachu o życie mojej córeczki i prawie od początku ciąży odmawiałam nowennę. Odmówiłam chyba trzy czy cztery i wierzę, że to dzięki Najświętszej Panience udało mi się urodzić moją córkę. Dalej odmawiam nowennę za zdrowie dziecka. Stała się ona jakby częścią mojego życia.Anna
Przyznał, że jest alkoholikiem
Od dwóch lat odmawiam nowennę pompejańską, w różnych intencjach. Były też takie, których z tego czy owego powodu nie dokończyłam. Ktoś ciągle przeszkadzał, abym się nie modliła. Jedna z nich została odmówiona za syna. Ze łzami w oczach prosiłam Matkę ukochaną, aby syn wyrwał się ze złego towarzystwa, z którym pił alkohol. On nie chciał, abym się mieszała w jego życie. Po krótkim czasie, jak się modliłam, rozwaliło się towarzystwo, koledzy wyjechali za granicę (za nich też się modliłam), a mój syn przyszedł sam z siebie z prośbą, abym mu pomogła, bo jest alkoholikiem i chce z tym skończyć. Był w szpitalu, a teraz jest w klinice dla alkoholików i wierzę w siłę modlitwy. Maryja nigdy mnie nie zawiodła. Były ciężkie czasy, żeby dokończyć modlitwę, zło nie chce dopuścić, abyśmy się modlili. Krótko przed zakończeniem nowenny przeżywałam momenty, że zamykały mi się oczy, ale w trakcie nowenny prosiłam Michała Archanioła, aby odpędził zło ode mnie.Bami
Różaniec ma wielką moc
Składam moje pierwsze świadectwo zgodnie z obietnicą daną Najświętszej Maryi Pannie z Pompejów. Jest to moja pierwsza nowenna. Modliłam się w intencji uregulowania spraw hormonalnych. W lipcu ginekolog zdiagnozował u mnie torbiel na jajniku wielkości około pięciu centymetrów. Kazał przyjść za miesiąc na wizytę kontrolną, by zobaczyć, czy torbiel się wchłania. Niestety torbiel się nie wchłonęła i pojawiła się druga torbiel. Lekarz zdiagnozował także powiększony jajnik. Za mniej więcej dwa miesiące kazał przyjść na wizytę kontrolną. Jeżeli torbiele nie będą się wchłaniać, to będzie mnie czekała operacja. Byłam przybita, bardzo się bałam, a jednocześnie odczuwałam duży spokój i przekonanie, że muszę trwać w modlitwie. Mateńka dawała mi siły na każdy dzień. 17 października skończyłam odmawiać nowennę. Wczoraj, czyli 19 października, byłam u ginekologa na wizycie kontrolnej i stał się cud – po torbielach ani śladu. Powiększony jajnik jest prawidłowej wielkości. Różaniec ma wielką moc. Dziękuję, Maryjo, za łaski, siłę i wielką radość, którą mi podarowałaś.Marta
Uratowane małżeństwo
Nowennę pompejańską odmawiałam kolejny już raz. Przy każdej odmawianej nowennie otrzymałam łaskę, o którą się modliłam. Zaczęłam kolejną nowennę, kiedy po trzech dniach odmawiania spadła na mnie jak grom z jasnego nieba wiadomość o tym, że mój mąż odchodzi ode mnie, bo ma kochankę. Świat mi się zawalił. Odłożyłam różaniec z pretensją do Boga, jak to się mogło stać. Zarzucałam, że się modlę, a spotyka mnie coś takiego. Po dwóch dniach doszłam do wniosku, że bez Maryi i Jej Syna sama nie dam rady. Zaczęłam odmawiać nowennę od początku z wielką wiarą i nadzieją, że Maryja mnie wysłucha. I tak się stało po miesiącu – mój mąż nie chciał już rozwodu i wrócił do mnie. Nie tak od razu wszystko się układało, ale najważniejsze, że z nami był, ze mną i naszymi dziećmi. Kocham go i dziękuję Maryi i Jej Synowi za uratowanie naszego małżeństwa.Justyna
Jakby Maryja była obok mnie
Witam serdecznie wszystkich, którzy wahają się lub nie są do końca przekonani do nowenny pompejańskiej. Odpowiedź brzmi: „Tak, tak, tak, oto moje świadectwo”. W 2015 roku moja żona oznajmiła mi nieoczekiwanie, że chce rozwodu. Wszelkie próby rozmów kończyły się krzykiem i obelgami pod moim adresem. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem idealny i pewnie niejedno mógłbym poprawić, ale żeby zaraz takie kroki podejmować… Mój świat się zawalił, nie wiedziałem, co robić. Z dnia na dzień było gorzej. Zacząłem mieć myśli samobójcze, trzymałem się tylko dzięki córce, której wyrządziłbym ogromną krzywdę, a którą bardzo kocham. Udało mi się jednak namówić żonę na separację. „Spróbujmy. Jeśli po pół roku nie zmienisz zdania, rozwiedziemy się” – powiedziałem. I tak wyprowadziłem się do rodziców. Tam moja mama, która jest osobą bardzo wierzącą, dała mi małą książeczkę z nowenną pompejańską. I tak zacząłem odmawiać różaniec. Dzień po dniu moje samopoczucie znacznie się polepszało. W trakcie modlitw czułem, jakby Matka Boża była tuż obok mnie, do tego stopnia, że po pewnym czasie zacząłem odliczać dni, które jeszcze zostały do końca, bo byłem pewien, że jak skończę, to wszystko będzie dobrze. I tak też się stało. Pod koniec nowenny wypadały urodziny córki. Spędziliśmy razem całą niedzielę, nawet żona dała się namówić. Gdy odwiozłem je do domu, rozszalała się burza i żona poprosiła mnie, żebym został, bo się boją. Wiatr był tak silny, że złamał dwa 30-letnie drzewa na podwórku. I tak zostałem i jesteśmy razem. Później dowiedziałem się, że żona miała romans – przebaczyłem jej ze względu na córkę, a modlitwa pomaga mi bardzo w życiu codziennym.Mariusz
Czasami miałam już dosyć
To moje drugie świadectwo. Pierwsze dotyczyło prośby o pracę dla mnie i męża po długich poszukiwaniach. Pracę znaleźliśmy. Ja na początku części dziękczynnej, mąż tuż po jej zakończeniu. To świadectwo dotyczy uzdrowienia mojego męża. Ma on zaledwie 32 lata i bardzo cierpiał z powodu choroby stawów – jest to dna moczanowa. Objawia się ona tym, że co jakiś czas występują ataki bólu, opuchnięcia i sztywnienia stawów. Atakuje różne stawy. W przypadku mojego męża są to palce u stóp i kolana. Podczas ataku musi poruszać się o kulach. Ból jest nie do zniesienia, nawet przykrycie kołdrą czy lekkie dotknięcie jest bardzo bolesne. Do tego dochodzi gorączka. W grudniu 2016 roku mąż przyjechał do domu z zagranicy na przerwę bożonarodzeniową. Tuż po świętach przyszedł atak trwający kilka dni. Mąż zamiast spędzać miło czas z rodziną, leżał w łóżku, ogromnie cierpiąc. Przedłużył pobyt w Polsce, aby nadrobić czas, który miał spędzić z nami. Niestety kilka dni po tym, jak doszedł do siebie, pojawił się kolejny atak. Tak było przez cały styczeń. Nigdy nic takiego się mu nie przydarzyło. Kilkudniowa choroba, trzy dni przerwy i znów atak. Mimo przestrzegania rygorystycznej diety i przyjmowania mocnych leków, które bardzo obciążają między innymi wątrobę, nie było poprawy. Mąż otrzymał skierowanie do specjalisty. Niestety okazało się, że na wizytę trzeba czekać kilka miesięcy. Wtedy też (w lutym) rozpoczęłam nowennę z prośbą o uzdrowienie. Podczas całej nowenny nie było żadnej poprawy. Byliśmy załamani. Mąż stracił pracę. Jest dekarzem, więc bez zdrowych stawów nie było mowy o pracy. Czasami miałam już wszystkiego dosyć. Pojawiały się w głowie pytania o sens modlitwy, ale postanowiłam, że się nie poddam, i wytrwałam. W marcu mąż odstawił leki. Stwierdził, że skoro i tak nie pomagają, to nie ma sensu niszczyć sobie wątroby. Całą naszą nadzieję pokładaliśmy w Maryi. W ostatnich dniach nowenny mąż dostał kolejnego ataku, który zakończył się dwa dni po zakończeniu modlitwy. Był to przełom marca i kwietnia. Jest październik. Od tamtej pory mąż nie miał żadnych ataków. Nie brał żadnych leków. Dopiero kilka dni temu spuchło mu trochę kolano, ale atak trwał trzy dni i już jest dobrze. Poza tym podejrzewamy, że to niekoniecznie atak tej choroby, bo dzień przed atakiem mąż nadwyrężył kolano podczas wysiłku po długiej przerwie. Oboje jesteśmy pewni, że to Matka Boża nam pomogła. I jesteśmy jej bardzo wdzięczni.Beata
Wysłuchana co do dnia
Dzielę się tym, że moja modlitwa została wysłuchana. Miałam beznadziejną sytuację w pracy, która wiązałaby się z poważnymi kłopotami, być może utratą pracy, utratą dużej części dochodów, zaprzepaszczeniem wielu lat ciężkiej pracy, które obróciłyby się wniwecz. Kiedy dowiedziałam się, że sytuacja jest patowa, zaczęłam odmawiać nowennę. Już kolejnego dnia pojawiła się nadzieja na rozwiązanie sprawy. Miałam wtedy dziwny sen – szłam przez kościół – naprzeciwko mnie kapłan trzymający hostię, która wyleciała mu z rąk, poszybowała przez kościół i wpadła w moje ręce. Ten sen odebrałam jednoznacznie jako sygnał, że moja modlitwa została wysłuchana. Po tygodniu jednak okazało się, że ostatnia szansa na załatwienie sprawy upadła. Otrzymałam negatywną decyzję w sprawie, w której się modliłam. Polecono mi podjąć kroki prawne, żeby sprawę zakończyć pomyślnie. Można było teoretycznie przerwać modlitwę, ponieważ nie było już żadnej drogi rozwiązania tej sprawy. Kontynuowałam ją jednak, bo to 45 minut dziennie było dla mnie azylem bezpieczeństwa. Nie podjęłam tych kroków prawnych i raz jeszcze wbrew logice podjęłam te same kroki, by sprawę załatwić. Minęła część błagalna nowenny – ostatnie dni były ciężkie, ponieważ od jakiegoś czasu nic się w mojej sprawie nie ruszało. Trudno było wytrzymać to napięcie – czekałam na złe wieści, które miały zmienić moje życie zawodowe z dnia na dzień. Rano pierwszego dnia części dziękczynnej (modlę się wieczorami) moja modlitwa została wysłuchana. W sytuacji całkowicie beznadziejnej zdarzył się cud. Chcę podkreślić, że przez cały okres odmawiania nowenny sytuacja pozostawała bardzo ciężka. Część dziękczynną odmawiałam już, rzeczywiście dziękując. Zostawiam to świadectwo jako dowód, że Ktoś nad nami czuwa, gdy wydaje się, że zostaliśmy całkiem sami. I dla wszystkich, którzy tego potrzebują. W 2009 roku ze strony www.pompejanska.rosemaria.pl dowiedziałam się o nowennie pompejańskiej. Desperacko sprawdzałam codziennie, czy są nowe świadectwa. Modliłam się o sprawę, w której teoretycznie nie zostałam wysłuchana. W praktyce z perspektywy lat widzę, że scenariusz życia, który wtedy się zmieniał (wobec tych zmian się opierałam), zmienił się na lepsze. Kimkolwiek jesteś, wiedz, że kiedy modlisz się za pomocą tej modlitwy, Ktoś rzeczywiście ciebie słucha.Rita
Czułam się, jakby odebrali mi moje rodzone dziecko
Zacznę od tego, że w listopadzie 2011 roku zostaliśmy z mężem rodziną zastępczą, a już w marcu 2012 roku do naszego domu przywieźliśmy czteromiesięczną dziewczynkę, odebraną ze szpitala. Zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia. Spotkania z rodzicami biologicznymi były sporadyczne i brakowało nawiązania więzi emocjonalnej między nimi. Pomimo tego i innych niekorzystnych warunków niesprzyjających rozwojowi dziecka sąd rodzinny po trzech latach postanowił oddać dziewczynkę do rodziców biologicznych. Był to najgorszy okres mojego życia. Czułam się, jakby odebrali mi moje rodzone dziecko, miałam żal do wszystkich i wszystkiego na ziemi i w niebie. Codziennie myślałam, co się z nią dzieje, jak się czuje. Odwiedzać jej nie mogłam, dzwonić również. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską, modliłam się o powrót Oli do naszego domu. Po ośmiu miesiącach dziecko wróciło do nas w bardzo złym stanie, pobite, wygłodzone i zamknięte w sobie. Gdy nas zobaczyła w drzwiach szpitala, uśmiechała się od ucha do ucha. Powiedziała do mnie: „Mamusiu, nie płacz już, będzie dobrze”. Miała wtedy cztery latka. Zaraz po tym złożyliśmy wniosek do sądu o adopcję Oli, ale ani sąd, ani rodzice biologiczni nie zgadzali się na to, i wtedy znowu przyszła mi z pomocą modlitwa w nowennie pompejańskiej. Prosiłam Najświętszą Matkę o możliwość zaadoptowania Oli. Zaczęłam ją odmawiać 1 marca 2017 roku. Po dwóch tygodniach miała się odbyć rozprawa w tej sprawie. Rodzice biologiczni dalej nie zgadzali się na nasz wniosek. Nasz adwokat poprosił sąd o przełożenie rozprawy, abyśmy mogli porozmawiać z jej rodzicami. Tydzień później spotkaliśmy się z nimi. Po szczerej rozmowie dokonał się cud – rodzice Oli zgodzili się na naszą adopcję, nawet dostaliśmy to na piśmie. Po prawie pięciu latach sprzeciwu. Na kolejnej rozprawie rodzice podtrzymali swoją decyzję. Sąd nie miał już argumentów, żeby nie przyznać nam tej adopcji. Wszystkie te cudowne zdarzenia działy się jeszcze w części błagalnej nowenny. Teraz dziękuję każdego dnia Matce Bożej Pompejańskiej za wstawiennictwo, za wszelkie łaski, orędownictwo i troskę. Dziękuję Bogu łaskawemu za Kochaną Córeczkę.Małgorzata
Piwo przestało nam smakować
Niedługo upłynie rok, jak odmówiłam moją pierwszą nowennę pompejańską. Dawniej nie znałam nawet dobrze wszystkich tajemnic różańca, a teraz nie wyobrażam sobie dnia bez modlitwy różańcowej. Od kilku lat bardzo lubiłam wieczorami napić się piwa. Nie było dnia bez tego trunku. Piwo stało się dla mnie i dla mojego męża codziennym nawykiem i często nie kończyło się na jednej butelce. Najpierw tłumaczyłam sobie, że to normalne i wszyscy piją piwo. Przecież to nie jest nie wiadomo jak mocny alkohol. Z czasem jednak czułam, że niestety jesteśmy uzależnieni i nie potrafimy ot, tak przestać pić. Rok temu usłyszałam o nowennie pompejańskiej i długo zastanawiałam się, czy dam radę odmawiać tyle różańców. Uwierzyłam w to, że tylko Matka Boża może mi pomóc, i zaczęłam się modlić. Prosiłam Maryję o uwolnienie mnie i mojego męża z tego nałogu. Już w czasie odmawiania pierwszej części czuliśmy obydwoje, że coś się zmienia, że piwo przestaje nam smakować i nie mamy potrzeby picia. Matka Najświętsza uwolniła nas całkowicie od tego okropnego nawyku. Dziękuję Ci, Matko ukochana, za tę łaskę. Od tej pory nie rozstaję się z różańcem. Dziękuję Ci, że zawsze jesteś ze mną i prowadzisz do swego Syna Jezusa.Agnieszka
Uzdrowienie
14 sierpnia, po miesiącu badań, szukania, niepewności i oczekiwania na konkretną diagnozę, moja mama usłyszała od jednego z lepszych radiologów słowa: „Ta zmiana jest w 95% złośliwa”. Chodziło o zmianę w piersi. Wtedy też zaczęłam się na poważnie martwić. I od razu pomyślałam: „Jeszcze mam w zanadrzu nowennę pompejańską”. 15 sierpnia, w tak ważnym dniu święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zaczęłam się modlić. Zawsze się obawiałam, że będzie ciężko, ponieważ mam dwójkę malutkich dzieci i milion obowiązków, że nie wytrwam, że to będzie tylko zwykle odklepywanie formułek… Udało mi się. Modlitwa dawała nadzieję, spokój, a 8 września, w dzień, w którym świętuje się urodzin Maryi, mama otrzymała diagnozę: brak komórek nowotworowych. Nawet teraz, gdy to piszę, jestem w szoku i czasem nie dowierzam jeszcze w ten cud, który wydarzył się w naszym życiu. Radiolog kazał, mimo wyników biopsji, zrobić jeszcze raz rezonans, ponieważ nie widzi korelacji między tym, co widział na USG, a wynikiem biopsji. A mama mówi: „Bo to jest mój mały cud”. Modliłam się ja, modliła się cała rodzina, przyjaciele, nawet dalsi znajomi… Tylu ludziom jestem wdzięczna, bo dali nam coś pięknego – modlitwę! A Matka Boża nas wysłuchała i wyprosiła u swego Syna uzdrowienie dla mojej mamy. Dziękuję Ci, Mateńko! Dziękuję Ci, Jezu! Jesteście tak wielką nadzieją w tym jakże trudnym czasie.Anna
Wreszcie stabilizacja!
Pragnę napisać o niezwykłej mocy nowenny pompejańskiej. Odmawiałam tę modlitwę parokrotnie i za każdym razem działy się rzeczy niesamowite. Dawałam już tutaj świadectwo, teraz czas na następne. Dwa lata temu mój mąż był zagrożony utratą pracy, było tak źle, że brygadzista powiedział mu, że kierownik ma na biurku jego wymówienie. Ja w tym czasie byłam w trakcie odmawiania nowenny o dobrą pracę dla męża. Jeszcze w trakcie odmawiania części dziękczynnej sytuacja w zakładzie diametralnie się zmieniła, przyszły zamówienia, kierownik powiedział, że nikogo nie będzie zwalniał, a po miesiącu dał mężowi podwyżkę. W tej chwili zakład, który miał być zamknięty, prosperuje bardzo dobrze, a ludzie w nim pracujący dostali kolejną dużą podwyżkę i nowe zamówienia. Głęboko wierzę, że dzieje się tak za sprawą Najświętszej Panny. Prowadzę własną skromną działalność, całymi latami moje zarobki były za małe, by żyć, za duże, żeby umrzeć. Postanowiłam poprosić Matkę Boską o wsparcie poprzez nowennę. Od tego czasu mam tyle zleceń, że czasami muszę odmawiać z powodu braku czasu. Wreszcie w naszej rodzinie zapanowała stabilizacja finansowa i brak martwienia się o jutro. Nie wymiar materialny jest tutaj jednak najważniejszy. Nasze małżeństwo przechodziło wielowymiarowy kryzys, który wzmagały jeszcze trudności finansowe. Czasami myślałam o rozwodzie, ale powstrzymywało mnie od tego dziecko. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam modlić się nowenną, nasze problemy powoli zaczęły rozwiązywać się „same”. Mąż zaczął częściej przystępować do spowiedzi (przedtem spowiadał się raz w roku), przystępuje do komunii świętej, modli się. Złagodniał, uspokoił się. U mnie pogłębiła się wiara, nie potrafię już funkcjonować bez Eucharystii, msza święta bez przystąpienia do komunii jest dla mnie niepełna. W domu zapanował większy spokój, powoli odbudowujemy dawne relacje. Wiem, że to wszystko dzięki Matce Boskiej. Ona wie, czego nam potrzeba, nawet jeśli my sami o tym nie wiemy i o to nie prosimy, i udziela potrzebnych łask. Dziękuję Ci za wszystko, Najświętsza Panno, i miej nas w dalszym ciągu w swej opiece, amen.Joanna
„Macie chore dziecko!”
Chciałabym w tym miejscu podziękować Matce Bożej za wszystko, co dla mnie uczyniła w ostatnim czasie. Gdy po prawie 13 latach dowiedziałam się, że jestem trzeci raz w ciąży, byłam szczęśliwa. Bardzo pragnęliśmy dziecka i cieszyliśmy się, że będziemy je mieć, a może to będzie dziewczynka, po dwóch chłopcach?! Nasza radość nie trwała jednak długo. W trzynastym tygodniu ciąży poszliśmy na badania prenatalne i tam czekał nas koszmar. Okazało się, że nasz dzidziuś nie ma kości nosowej, a to może świadczyć o tym, że ma zespół Downa. Pani doktor bardzo niemiło przekazała nam tę informację. Brzmiało to jak wyrok, jak pewnik – macie chore dziecko. Byłam przerażona. Po wyjściu z gabinetu przytuliłam się do męża i powiedziałam z pewnością, że ja urodzę zdrowe dziecko! Bałam się strasznie, ale w drodze do domu przypomniałam sobie o nowennie pompejańskiej. Nigdy jej nie odmawiałam, ale teraz wiedziałam, że muszę uprościć Matkę Bożą, aby wstawiła się za moim dzieckiem, żeby było zdrowe! Wieczorem uklękliśmy do nowenny. Cała rodzina: ja, mąż i nasi dwaj synowie. Chłopcy nie wiedzieli o diagnozie, ale o zdrowie dzidziusia modlili się chętnie. Odmawiała ją też moja siostra. Ja ponadto codziennie uczestniczyłam we mszy świętej. Od tego trudnego dnia, 15 grudnia, do dnia porodu – codziennie. Po skończonej pierwszej nowennie postanowiliśmy codziennie odmawiać jedną część różańca. 1 maja już sama zaczęłam drugą swoją nowennę o szczęśliwe rozwiązanie, szybki poród i zdrowie dla dziecka i matki. Szczęśliwie po dwóch tygodniach od zakończenia drugiej nowenny urodziłam synka. Zdrowego synka! Żadnego zespołu, a nosek piękny tak jak cały nasz Jędrek. Gdy usłyszałam jego płacz, prosiłam panią doktor, żeby sprawdziła, czy jest zdrowy. Odpowiedziała, że tak pięknie płaczą tylko zdrowe dzieci. Do tego na porodówce spędziłam godzinę i dwadzieścia minut, ledwo mąż zdążył dojechać do nas. Chciałabym podziękować Matce Bożej za wszystko. Dzięki Jej wstawiennictwu mamy zdrowe dzieciątko. A lekarz to tylko człowiek, który nie jest nieomylny, coś widzi, a czegoś nie widzi! Tak jak u naszego Jędrka – pani doktor nie widziała kości nosowej, chociaż była, i nie widziała szóstego paluszka u prawej rączki, który niestety jest! To jednak tylko kosmetyka. Jak skończy dziesięć miesięcy, to się z nim rozprawimy! Dziękuję i nigdy nie przestanę dziękować za naszego synka!Barbara
Przezwyciężony kryzys
Z nowenną pompejańską spotkałam się pierwszy raz rok temu. Opowiedziała mi o niej przyjaciółka. Byłam pełna podziwu dla ludzi, którzy ją odmawiali, ponieważ wiedziałam, że nie jest to łatwa modlitwa. Zastanawiałam się nieraz, czy ja byłabym w stanie jej podołać. Życie jednak dało mi tę okazję, bo znalazłam się w bardzo ciężkiej sytuacji. Moje małżeństwo przechodziło straszny kryzys i każdy kolejny dzień tylko go nasilał. Wszystko było nie tak, nie potrafiliśmy z mężem normalnie ze sobą rozmawiać, ciągle na siebie krzyczeliśmy. Były momenty, że nie mogłam na niego patrzeć, i pewnie z wzajemnością. Dużo się w tym czasie modliłam, prosiłam Boga o pomoc, by dał mi siły, abym wytrwała w tym trudnym dla nas czasie. A fakt, że mieszkamy za granicą, nam tego nie ułatwiał, bo byliśmy tu sami, bez rodziny, która mogłaby nas w jakimś stopniu wesprzeć. Pewnego dnia postanowiłam, że spróbuję odmówić nowennę pompejańską najlepiej, jak potrafię. I ku mojemu zdumieniu wcześniejsze obawy, że sobie nie poradzę, że nie starczy mi czasu i siły, były bezpodstawne, bo nasza kochana Matka Boża daje nam niewyobrażalnie dużo sił i pomaga, abyśmy na modlitwę znaleźli czas i siłę. Odmawiałam nowennę wszędzie, gdzie się dało – w domu, w pracy, w drodze do pracy i do domu, każdą wolną chwilkę poświęcałam naszej kochanej Mateńce. Pierwsze dni były spokojne i nic nie zapowiadało kłopotów. Dodam, że kryzys w małżeństwie się pogłębiał mimo tego, że odmawiałam nowennę i głęboko się modliłam. Były momenty, że wątpiłam, czy moja modlitwa ma ogóle sens. Zły bardzo skutecznie chciał mnie zniechęcić i wykorzystał do tego mojego męża. Był bardziej nadpobudliwy, ciągle się ze mnie śmiał, że odmawiam nowennę pompejańską. Mówił, że Bóg nie pomoże rozwiązać naszych problemów. Szczerze, bardzo bolały mnie jego słowa, ale z drugiej strony wiedziałam, że jego zachowanie może być reakcją obronną złego. Czytałam świadectwa innych ludzi, którzy mieli podobne momenty. Nie poddałam się i dalej modliłam się do Najświętszej Panienki o pomoc. I tak trwałam do 54. dnia z większymi i mniejszymi przeszkodami. Efekty mojej modlitwy nie były widoczne od razu, tak jak to było u niektórych ludzi, jednak każdy kolejny dzień przynosił zmiany we mnie i w moim mężu. Coraz mniej czepialiśmy się siebie, coraz mniej też się kłóciliśmy. Nie wiem, jak to jest możliwe, ale Najświętsza Panienka, nasza kochana Mama, każdego dnia wlewała w moje i mojego męża serce miłość, ciepło i zrozumienie. Od nowenny minęło ponad pół roku. Jesteśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem. Wspieramy się, kochamy i szanujemy swoje zdanie. Wszystko zmieniło się nie do poznania i chociaż musiałam przejść przez piekło tu na ziemi, było warto dotrwać do tej chwili. Dziękuje Ci, Najświętsza Panienko, za pomoc. Wiem, że to Ty uratowałaś moje małżeństwo. Będę Ci za to wdzięczna zawsze. Pragnę dodać, że jestem w trakcie odmawiania drugiej w swoim życiu nowenny pompejańskiej, w innej intencji, i mam głębokie przekonanie i wiarę, że i tym razem zostanę wysłuchana. Módlcie się do naszej Mamy. Ona nam wszystkim pomaga, nawet jeśli wydaje się, że sytuacja jest beznadziejna. Dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych.Małgorzata
Dziś jesteśmy razem szczęśliwi
Piszę moje świadectwo po blisko dwóch latach od wysłuchania mojej prośby zawartej w nowennie pompejańskiej. W roku 2013 moje małżeństwo dotknął wielki kryzys. Nie rozpisując się za bardzo – po prostu zawiodłem jako mąż i ojciec dwójki wspaniałych córek. Podjęliśmy decyzję o separacji, chociaż żona, która również jest osobą wierzącą i praktykującą, zaczęła się zastanawiać nawet nad rozwodem. Po dwuletnim okresie separacji, który był chyba najgorszy w moim życiu, natknąłem się na nowennę pompejańską. Kiedy o niej przeczytałem, czułem, że muszę spróbować. W trakcie jej odmawiania nasza sytuacja małżeńska wcale się nie poprawiała, a momentami wręcz przeciwnie, a ja cały czas słyszałem w głowie dziwne podszepty typu: to nie ma sensu, odpuść sobie, nic z tego nie będzie itp. Mimo to dotrwałem do końca nowenny i wtedy poczułem wielki wewnętrzny spokój o moje małżeństwo. Z czasem ten spokój zaczęła również dostrzegać moja żona. Po ponad roku od jej zakończenia zdecydowaliśmy z żoną, że spróbujemy od nowa. Dziś jesteśmy razem szczęśliwi i nie wracamy do tego, co było. Jestem pewien, że przez tę nowennę nasza wspaniała Matka Maryja wyprosiła u naszego Pana łaskę pojednania. Polecam wszystkim wątpiącym i przeżywającym trudne, a nawet beznadziejne sytuacje (moja momentami taka była), aby z całych sił zawierzyć i zaufać naszej najukochańszej Mamie – Maryi, która nie zostawi nas samych. Trzeba tylko bezgranicznie Jej zaufać i cierpliwie czekać na łaski.Bartek
Pomyślałam: „Jeszcze mam w zanadrzu nowennę pompejańską!”
14 sierpnia, po miesiącu badań, szukania, niepewności i oczekiwania na konkretną diagnozę, moja mama usłyszała od jednego z lepszych radiologów słowa: „Ta zmiana jest w 95% złośliwa”. Chodziło o zmianę w piersi. Wtedy też zaczęłam się na poważnie martwić. I od razu pomyślałam: „Jeszcze mam w zanadrzu nowennę pompejańską”. 15 sierpnia, w tak ważnym dniu święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zaczęłam się modlić. Zawsze się obawiałam, że będzie ciężko, ponieważ mam dwójkę malutkich dzieci i milion obowiązków, że nie wytrwam, że to będzie tylko zwykle odklepywanie formułek… Udało mi się. Modlitwa dawała nadzieję, spokój, a 8 września, w dzień, w którym świętuje się urodzin Maryi, mama otrzymała diagnozę: brak komórek nowotworowych. Nawet teraz, gdy to piszę, jestem w szoku i czasem nie dowierzam jeszcze w ten cud, który wydarzył się w naszym życiu. Radiolog kazał, mimo wyników biopsji, zrobić jeszcze raz rezonans, ponieważ nie widzi korelacji między tym, co widział na USG, a wynikiem biopsji. A mama mówi: „Bo to jest mój mały cud”. Modliłam się ja, modliła się cała rodzina, przyjaciele, nawet dalsi znajomi… Tylu ludziom jestem wdzięczna, bo dali nam coś pięknego – modlitwę! A Matka Boża nas wysłuchała i wyprosiła u swego Syna uzdrowienie dla mojej mamy. Dziękuję Ci, Mateńko! Dziękuję Ci, Jezu! Jesteście tak wielką nadzieją w tym jakże czasem trudnym życiu.Anna
Różaniec to lekarstwo na wszystko
Obiecałam napisać swoje świadectwo o mocy nowenny pompejańskiej, więc to czynię. W kwietniu mój mąż upadł na rękę, bolała go i spuchła, więc poszedł do lekarza. RTG wykazało guza kości i podejrzenie nowotworu złośliwego. Natychmiastowe skierowanie na szpital onkologiczny celem dalszego leczenia. Szok, ogromny strach, rozpacz – nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co nas spotkało. Wtedy postanowiłam po raz kolejny zwrócić się do Matki Bożej i błagać o zdrowie dla męża. Była to moja czwarta nowenna pompejańska. O wstawiennictwo prosiłam też św. Ritę, św. Faustynę, św. Charbela – szturmowałam niebo na wszelkie sposoby. Mąż w tym czasie przechodził kolejne badania, między innymi tomografię komputerową, które cały czas wskazywały na nowotwór złośliwy. Za kilka dni miał mieć jeszcze zrobiony rezonans magnetyczny – ja przez cały ten czas odmawiałam nowennę pompejańską, wierząc i ufając, że Mateńka mnie wysłucha. Po badaniu RM okazało się, że to jest torbiel, a nie nowotwór złośliwy! Lekarz prowadzący stwierdził, że mąż musiał chyba mieć bardzo silne wsparcie „tam z góry”. Teraz mąż czuje się dobrze, ręka jest sprawna, po ostatnie, po ostatniej kontroli lekarz powiedział, że zakończył leczenie. A to wszystko dzięki nowennie – pamiętajcie, moc różańca jest wielka! Naprawdę Matka Boża wysłucha każdego, kto Jej bezgranicznie zaufa.Joanna
Zaproponowali mi aborcję
Chciałam podzielić się cudem, który za pośrednictwem naszej kochanej Matki dotknął moją nowo narodzoną córeczkę. Bardzo chcę podziękować mojej cioci, która odmówiła nowennę w intencji mojej córki Alicji. Oto nasza historia: W 21. tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córki torbiele na lewym płucu. Lekarze z mojego miasta, którzy niestety nie posiadali wystarczającej wiedzy na temat tej choroby, zaproponowali mi usunięcie ciąży. Według nich Alicja miała mieć usunięte całe lewe płuco i urodzić się bardzo chora. Wybaczyłam już im tę propozycję. Znalazłam pomoc w innym mieście, gdzie diagnozowano moją córeczkę aż do porodu. Z każdą kolejną wizytą w szpitalu okazywało się, że zmiany na płucu się zmniejszają. Ostatni raz było je widać w sierpniu. We wrześniu urodziłam, mała miała zrobiony tomograf i okazało się, że… zmiany całkowicie zniknęły. Alicja ma zdrowe płuca. Ja wierzę, że to cud, i to cud za pośrednictwem Maryi. Dziękuję Ci, Matko, za to, że zaopiekowałaś się naszą córeczką. Amen.Agnieszka