Ich misyjna droga
Jak wyjaśnia diecezjalna zelatorka ADŚ Lidia Wajdzik, zaangażowanie misyjne od dawna towarzyszy modlitwie tej wspólnoty. W intencji misjonarzy jest odmawiana Nowenna Pompejańska. Wspierali misjonarzy pracujących m.in. na Madagaskarze, w Tanzanii, Brazylii, Kamerunie, Papui-Nowej Gwinei, na Ukrainie, prosząc ich m.in. o odprawianie mszy św. gregoriańskich za zmarłych kapłanów z ADŚ, za dusze w czyśćcu cierpiące, o beatyfikację lub kanonizację sług Bożych czy błogosławionych. Członkowie Apostolstwa włączając się w adopcję sercem, wspierają edukację dzieci z misyjnych parafii. – Zawsze interesowaliśmy się problemami naszych misjonarzy. W odpowiedzi na to zainteresowanie ks. Konrad Caputa zaprosił nas przed rokiem na poświęcenie kościoła, w którego wyposażaniu też pomagaliśmy. A my, widząc, jak mocno rozwija się modlitwa ADŚ i Nowenna Pompejańska u nas, a ostatnio także w Czechach, postanowiliśmy przy tej okazji podzielić się z parafianami ks. Konrada darem tej modlitwy – wspomina pani Lidia. Tak rozpoczęło się tłumaczenie materiałów na temat ADŚ i modlitw na język suahili, a część tych folderów już trafiła do Tanzanii. Obecnie tłumaczeniem objaśnień do Nowenny Pompejańskiej zajmują się księża z Uniwersytetu Jordana w Morogoro. – Cieszymy się, że ta modlitwa rozwija się również w Afryce, i staramy się pomóc, wysyłając od nas materiały oraz różańce – dodaje zelatorka. Podczas tej wyprawy do Shirati w rozmowach z ks. Caputą poruszany był problem braku środków na naukę dzieci w parafialnej szkole, na edukację dzieci z sierocińca, a także na kształcenie młodzieży, zwłaszcza tej, która pragnie w ten sposób przygotować się do życia kapłańskiego czy zakonnego. ADŚ z Podbeskidzia tak pokochało dzieci z Shirati, jak kilka lat wcześniej te z Madagaskaru.To nasze dzieci!
Lidia Wajdzik pokazuje już dwa okazałe arkusze wypełnione małymi fotografiami. Na każdej jest dziecko, które otrzymuje pomoc od członków ADŚ naszej diecezji i archidiecezji katowickiej. – W kontekście wielkiej biedy, którą widziałam w Afryce, wiem, jak jest ważne, by dzieci miały szansę na naukę i choć jeden posiłek dziennie. Zdajemy sobie sprawę, że to nie są żadne luksusy, a ten posiłek to często miseczka kaszy czy ryżu. To tyle, żeby przeżyć, przetrwać – wyjaśnia i przyznaje, że z obawą przekazywała wspólnocie prośbę misjonarza. Tymczasem odzew przeszedł oczekiwania i w ciągu kilku miesięcy opieką udało się otoczyć 64 dzieci. Miesięczny koszt utrzymania dziecka w szkole to blisko 100 zł, które darczyńcy przekazują do Shirati za pośrednictwem specjalnego konta utworzonego przez wydział misyjny kurii w Krakowie. Do gromady rodziców adoptujących sercem tanzańskie dzieci dołączyło wiele osób, małżeństwa, a także parafialne wspólnoty ADŚ ze swymi kapłanami. Swoich adoptowanych podopiecznych mają m.in. grupy ADŚ z Istebnej, Ciśca, Przyborowa, parafii św. św. Katarzyny i Małgorzaty w Kętach i św. Elżbiety w Cieszynie, a nawet z Jastrzębia i Głowienka k. Krosna. Wraz ze swoimi parafianami misyjną adopcję serca podjęli też duszpasterze, m.in. ks. Marian Mazurek z Malca i ks. Mateusz Kierczak z Lesznej Górnej. Swoje adoptowane dziecko mają też: Misyjna Jutrzenka ze Skoczowa i uczniowie oraz nauczyciele zespołu szkół katolickich z Cieszyna oraz redakcja „Królowej Różańca Świętego” z Poznania. Wiele osób z ADŚ swoim misyjnym zaangażowaniem zapaliło całe rodziny. Tak np. Jolanta Linnert z Zaborza wciągnęła do współpracy wszystkie swoje dzieci. – U nas to nie są ogromne kwoty, a u nich pozwalają na przeżycie przez cały rok. Już wcześniej adoptowałam dziecko z Kamerunu. Kiedy teściowa z bratanicą wróciły w zeszłym roku z Tanzanii i przekazały, jak trudne jest życie tamtejszych dzieci, razem z mężem Wiarosławem adoptowaliśmy jeszcze dwójkę. Swoich mamy troje, a łącznie – szóstkę. W utrzymaniu jednej adopcyjnej pociechy pomaga też nasza rodzina. Cieszę się, że możemy choć trochę poprawić ich los. Modlimy się za nie i nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji – podkreśla Monika Wajdzik z Kostkowic. – W taką adopcję na odległość angażowaliśmy się już wcześniej i postanowiliśmy z żoną Małgorzatą kontynuować ją poprzez adopcję dwojga dzieci z Shirati. Jesteśmy katolicką rodziną, mamy pięcioro dzieci, z których czworo żyje, a jeden syn zmarł. Wiemy, co to znaczy wychować dziecko, i rozumiemy, jak ważna jest pomoc, gdy bieda w rodzinie nie pozwala na realizację jego podstawowych potrzeb. Czujemy, że dając innym, otrzymujemy więcej błogosławieństwa Bożego i dobra, które spływa na naszą rodzinę. A drugim darem jest modlitwa, która pomogła nam odzyskać nadzieję po śmierci syna, a teraz poprzez nią zawierzamy Bogu wszystkie nasze dzieci, także adoptowane – mówi Piotr Bury z Istebnej. Grażyna Fleszar z Bielska-Białej przyznaje, że misyjnego zapału uczyła się przez lata od klawerianek, sióstr bł. Marii Teresy. – Rodzice wpoili mi zasadę, że człowiek wart jest tyle, ile pomoże drugiemu. Razem z mężem idziemy z nią przez życie, więc kiedy usłyszałam od Lidii, że Sebastian z Shirati potrzebuje pomocy, nie zastanawialiśmy się wcale. Kiedy okazało się, że czeka na nią Kathia, też nie wahaliśmy się. Patrzymy na ich zdjęcia ze ściśniętym sercem, bo widać, że pozują w za dużych butach, które dostały tylko do zdjęcia… Jak można im nie pomóc? – pyta retorycznie Grażyna Fleszar. – Myślimy o nich i modlimy się za oboje, i po cichu marzymy, żeby Pan Bóg dał tyle sił, byśmy mogli im pomóc w ukończeniu szkoły, zdobyciu wiedzy – by same kiedyś były gotowe pomagać innym.Shirati dziękuje i prosi
Ksiądz Konrad Caputa od 31 lat jest misjonarzem fideidonistą w Tanzanii, w Shirati. – Kiedy przyjechałem, nie było kościoła, modlitwa odbywała się pod drzewem. Postawiliśmy kaplice, mamy kościół, który budowaliśmy 25 lat, jest cmentarz. W zeszłym roku była konsekracja, na którą przyjechali również przedstawiciele Apostolstwa Dobrej Śmierci stąd, z panią Lidią Wajdzik. Od początku w miarę możliwości starałem się pomagać dzieciom – początkowo tym z naszego misyjnego sierocińca i z parafialnej szkoły. Teraz, dzięki wsparciu członków ADŚ, udało się pomóc większej grupie, w tym także młodzieży, która uczy się w szkole średniej. Zapewniam o modlitwie i wielkiej wdzięczności moich parafian – podkreśla ks. Caputa. Jak zaznacza, w Tanzanii ludzie mocno żyją wiarą, wiedzą, że są zależni od Pana Boga. Na co dzień polecają siebie nawzajem opiece Boga. – Wierzą też jednak w złe czy dobre duchy i czasem trudno oddzielić te dobre przekonania od złych. Trzeba wyznaczać granicę między prawdą i kłamstwem, a także pamiętać, że przyjęcie chrześcijaństwa wymaga świadectwa, wiarygodności. Dlatego potrzebna jest modlitwa za misjonarzy, żebyśmy mieli siłę dawać świadectwo chrześcijańskiego życia. Ważne jest konkretne zaangażowanie w dzieła misyjne, ale niezwykle potrzebna jest pomoc w modlitwie o powołania dla miejscowych. To też bardzo pilna sprawa – dodaje ks. Caputa.Alina Świeży-Sobel