Przykazania Boże – część 2

W kolejnym artykule analizować będziemy trzy kolejne przykazania Boże. Czwarte z nich rozpoczyna drugą tablicę Dekalogu. W wersji katechizmowej brzmi ono tak: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. W Starym Testamencie jest jeszcze istotne dopowiedzenie: „abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie” (Wj 20,12). Przykazanie to skonstruowane jest pozytywnie i zawiera się w nim konkretna obietnica Boża za jego wypełnienie.

Czcij ojca i matkę

Poszanowanie rodziców to bezwzględny obowiązek każdego dziecka. Należy się im wdzięczność za dar życia i wymagane jest posłuszeństwo. To u rodziców winno się szukać rady i zrozumienia. Rodzice powinni mieć też wsparcie od swoich dzieci, gdy już sami będą w podeszłym wieku. Obowiązkiem moralnym jest udzielenie im pomocy materialnej, pomocy w chorobie i prozaicznych czynnościach życiowych. W praktyce najczęściej jest tak, że dzieci stają się wierną kopią rodziców. Nauczone szacunku szanują. Nauczone miłości kochają. Wspierane będą wspierać… Niestety, nie wszędzie pozytywne wartości są przekazywane. Gorzej jest tam, gdzie tego nie uczyniono. Czy to jednak zwalnia z obowiązku oddawania czci rodzicom? Absolutnie nie. Czcić trzeba rodziców tych, którzy poświęcili się dzieciom oraz tych, dla których wychowanie dziecka stanowiło przymusowy balast lub dziećmi nie zajmowali się w ogóle. Robiąc rachunek sumienia, trzeba zadać pytania: „Jak ja traktuję swoją matkę, ojca?”, „Czy mogą liczyć na moją wszelaką pomoc?”, „A może, zaniedbując rodziców, szukam wygodnych usprawiedliwień?”, „A może też niechętny jestem wobec matki alkoholiczki, ojca narkomana, rodzica, który o mnie się nie troszczył?”. Tak, jak słońce świeci na złych i dobrych i nie oszczędza nikogo rzęsisty deszcz, tak i my winniśmy kochać rodziców – niezależnie, jakimi są. Różne są przecież koleje losu i życiorysy rodziców są rozmaite. Mają takie czy inne doświadczenia, niekiedy trudne dzieciństwo i osobiste zranienia. Może nie nauczyli się kochać, bo ich też tego nie nauczono. Przygotowując się do sakramentu pokuty i pojednania, trzeba uczciwie odpowiedzieć, czy ja kocham rodziców takich, jakich mam, a może to puste słowa niepoparte praktyką.

Nie zabijaj

Kolejne przykazanie: „Nie zabijaj” wskazuje na świętość ludzkiego życia. Absolutnie zabronione jest zadawanie śmierci niewinnej osobie. Zamierzone zabójstwo niewinnego człowieka pozostaje zawsze w poważnej sprzeczności z godnością osoby ludzkiej. Piąte przykazanie dotyczy nie tylko bezpośredniego sprawcy, ale i tych, którzy zabójstwo zlecili lub do niego podżegali. Wykracza się w nim znacznie dalej, aniżeli byłaby to tylko kwestia bezpośredniego mordu. Treść przykazania odnosi się też do ludzkich nałogów. Zabijają papierosy, narkotyki, nagminnie konsumowane odżywki. Człowiek naraża życie, wciskając „gaz do dechy” na drogach do tego nieprzeznaczonych. Poza tym zabójstwem będzie też przerwanie ciąży i żałosnym jest nazwać uśmiercenie bezbronnego dziecka zabiegiem. Trzeba podkreślić z całą mocą, że każda osoba, która takiego czynu się dopuszcza lub w nim współdziała, zaciąga ekskomunikę, a mówiąc inaczej, wyklucza się z Kościoła. Zabroniona jest również eutanazja. Nie pomogą tu żadne górnolotne hasła, jakoby w wielu przypadkach była to pomoc choremu. Opieka paliatywna jest dziś na tyle skuteczna, że doskonale niweluje nawet największy ból. Osobiście nie słyszałem, aby ktoś z uśmierzonym  cierpieniem domagał się śmierci. Dużo częściej pacjenci terminalni cierpią inny ból, którego nie da się złagodzić żadnymi środkami. Tęsknota chorego za bliskimi, których brak przy hospicyjnym łóżku lub posępne twarze odwiedzających, budzą niejednokrotnie przekonanie pacjenta, że może dobrze by było, gdyby już umarł.  Kolejny dramatyczny problem, wpisujący się w piąte przykazanie, dotyczy samobójstw. W tym kontekście trzeba wspomnieć trzy podstawowe sposoby działania szatana – kraść, zabijać, niszczyć. Jego wielkim zwycięstwem jest doprowadzenie człowieka do samozagłady. Odratowani samobójcy, zapytani o motywy działania, podkreślają przeważnie brak sensu życia. „Moje życie straciło sens, jestem nikomu niepotrzebny, wszystko w życiu straciłem”. Niestety, wielu ludzi w te diabelskie kłamstwa uwierzyło. Statystycznie częściej mężczyźni niż kobiety i duża grupa ludzi młodych, np. po zawodzie miłosnym. W żadnym wypadku samobójstwo nie może być usprawiedliwione. Nie chodzi też o to, aby wyrokować, jaki los spotka każdego z desperatów, z pewnością jednak nie ułatwi to nikomu wejścia do nieba. Zakazane jest też podżeganie do wojen, wywoływanie konfliktów zbrojnych. Nie da się także usprawiedliwić ludobójstwa, tłumacząc udział w zbrodni rozkazem przełożonych. Tak samo nie do przyjęcia jest polityka, w której ludzi starszych traktuje się jako zbędny balast, a młodych demoralizuje się pod pozorem tolerancji i wolności, zabijając w nich wrażliwość moralną. W rachunku sumienia trzeba postawić pytanie: „Czy może ja też to przykazanie łamię, a jeżeli tak, to w jaki sposób?”. Na przykład palacz powinien zerwać z nałogiem nikotynowym, a przynajmniej krok po kroku go ograniczyć. Nadużywając alkohol, też trzeba postanowić abstynencję lub zredukować jego spożywanie do takich rozmiarów, aby nie zagrażało to życiu i zdrowiu (patrz artykuł o warunkach dobrej spowiedzi świętej).

Nie cudzołóż

Obecnie nagminnie łamane jest kolejne z przykazań: „Nie cudzołóż”. Chrystus Pan w Ewangelii Mateuszowej dopowiada jeszcze: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27-28). Chcąc choć trochę zrozumieć istotę Bożego nakazu, trzeba zacząć od spraw najważniejszych. Bóg, będąc niepojętą Miłością, stworzył człowieka z Miłości i powołał do Miłości. Nie do seksu wypaczonego z prawdziwej miłości, nie pożądania nazywanego miłością, a właśnie do Miłości przez duże M. Bóg, konstytuując człowieka i powołując większość ludzi do sakramentu małżeństwa, ma dla swoich dzieci bardzo precyzyjny plan. Etap poznawania się, zakochania, narzeczeństwo i małżeństwo, w którym mężczyzna i kobieta stają się jednym ciałem również w akcie seksualnym i nigdy według Bożego zamysłu inaczej. Pomimo to człowiek, łamiąc Boże postanowienia, szuka argumentów, które mają jakoś usprawiedliwić jego grzeszne wybory. Znane są stwierdzenia: „Przecież przed ślubem trzeba się sprawdzić, nie kupuje się kota w worku, trzeba się dopasować” itd., itd. Kto jest więc mądrzejszy, człowiek czy Bóg? Łatwo mówić: „Wierzę w Boga”, ale czy wierzymy Bogu? A jeśli wybieramy zło, to po czyjej stronie stajemy? Czy wierzymy, że Bóg chce naszego szczęścia, czy szukamy tego szczęścia po swojemu, albo powiedzmy dosadniej: na warunkach diabła. Pomińmy już fakt, że rzadko pierwszy, drugi… partner seksualny zostaje mężem, żoną i skoro ma miejsce tak dokładne sprawdzanie przed ślubem, to skąd tyle rozwodów, zdrad, rozbitych rodzin? Prawdopodobnie w takich miastach, jak Poznań, Warszawa i pewnie wielu innych, przeważająca liczba pozwów rozwodowych wnoszona jest z powodu niewierności małżonki/małżonka. To skutki m.in. wcześniejszego współżycia, jak i nad wyraz dramatycznego uzależnienia od pornografii. Ocenia się, że ponad 80% mężczyzn na chwilę obecną ma z tym problem. Pornografia niszczy małżeństwa istniejące i te przyszłe. Pornografia jest wypaczeniem miłości. Człowiek uzależniony traktuje drugą osobę przedmiotowo. Ten drugi to podmiot użycia i ma zaspokajać żądze seksualne, a ewentualne zapewnienia o miłości mogą się okazać tylko słownym frazesem. Badania dowodzą, że dochodzi do poważnych spustoszeń w mózgu, a naukowcy porównują seans pornograficzny do przyjęcia dawki kokainy. Nie sposób też pominąć problemu małżeństw pozorowanych, czyli konkubinatów. Broniąc tego szatańskiego wytworu, można rzec następująco. Przecież właściwie niczym się taki związek nie różni od „tych” kościelnych ślubów i pozwala się bezpiecznie ewakuować. Zastanówmy się nad przysięgą małżeńską: Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. Niemal identyczne ślubowanie mogą złożyć sobie tzw. partnerzy. Spójrzmy jednak na tę przysięgę oczami konkubentów: Ja Rafał biorę ciebie Anno za swoją dziewczynę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość (partnerską) oraz że będę z tobą tak długo, jak nam będzie ze sobą dobrze. Tak mi dopomóż… (no właśnie, kto?). Trzeba dobitnie pokazać, jaka jest różnica pomiędzy propozycją Boga a diabła. Ślubuję ci miłość i wierność – w konkubinacie, póki mi się nie znudzisz, nie poznam kogoś innego. W małżeństwie dozgonnie i to niezależnie od twoich kaprysów, zachcianek, gorszych dni… Gdy będziesz tak piękny/piękna jak dzisiaj, czy za lat czterdzieści, gdy będziesz niedołężną staruszką, starcem. W konkubinacie kocham warunkowo, w małżeństwie bezwarunkowo. I każdy musi sobie odpowiedzieć, jakiej miłości szuka i czy mu odpowiada bycie „małżonkiem” na próbę ze wszystkimi tego konsekwencjami w życiu doczesnym i wiecznym. Nie sposób w tak krótkim artykule odnieść się do wszystkich wątków, które mieszczą się w omawianych przykazaniach. Chcącym zgłębić temat radzimy sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Odnaleźć tam można szczegółowe wyjaśnienie kwestii, które tu sygnalizowano bądź też pominięto. W kolejnym numerze omówimy cztery kolejne przykazania, stanowiące całość Bożej pedagogiki, zawartej na kamiennych tablicach.
0 0 głosów
Oceń ten tekst

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x