Prawdziwe i fałszywe objawienia w Gietrzwałdzie

Spójrzmy na obrazek: jest to jeden z najbardziej rozpowszechnionych wizerunków, który przedstawia objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie, często powielany w różnych publikacjach. Widzimy na nim Maryję na klonie, przed którą klęczą cztery kobiety. Pierwsze dwie młode dziewczyny identyfikujemy z wizjonerkami: Justyną Szafryńską i Barbarą Samulowską. Za nimi widać kolejne dwie osoby, które także zdają się mieć wizje. Kim one są?

Można powiedzieć, że epizod, o którym będzie mowa w tym artykule, jest niemal całkowicie przemilczany w publikacjach o objawieniach gietrzwałdzkich. Jednak, kiedy sięgniemy po książki z epoki, takie jak opracowanie Romana i Samulowskiego pt. „Objawienia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie”, to zderzymy się zarówno z licznymi opisami znanych wydarzeń, jak i z wiadomościami, których wartość z czasem zrewidował Kościół. Przedstawiam poniższą historię, ponieważ rzuca ona światło na podstępne zakusy złego ducha, który nawet wobec tak nadzwyczajnych przejawów obecności Maryi, jakimi było jej objawienie, próbował swoich podstępnych ataków, zwodząc pobożnych ludzi, a nawet próbując oszukać same wizjonerki.

Ponieważ o objawieniach Szafryńskiej i Samulowskiej pisaliśmy w przedostatnim numerze „Królowej Różańca”, zatem, aby się nie powtarzać, odsyłam czytelników do wydania 64 (zobacz tutaj). Podsumujmy tylko, że objawienia rozpoczęły się w czerwcu 1877 r. i zakończyły we wrześniu tego samego roku. Wizjonerkami były wspomniane dziewczyny, Justyna oraz Barbara. Maryja odmawiała wspólnie z nimi różaniec i odpowiadała na liczne pytania, najczęściej w odpowiedzi zachęcając do codziennej modlitwy różańcowej i porzucenia grzechu. Proboszcz miejscowej parafii, ks. Augustyn Weichsel, przyglądał się tym wydarzeniom z początkową ostrożnością, z czasem dał im wiarę, będąc zarazem wielkim wsparciem dla wizjonerek.

Fałszywe objawienia

Jedna z najstarszych publikacji o objawieniach w Gietrzwałdzie to wspomniana książka Samulowskiego i Romana. W swoim opracowaniu, po charakterystyce dwóch pierwszych wizjonerek, autorzy przedstawiają dwie kolejne osoby. Katarzyna Wieczorkówna to wówczas 23-letnia kobieta, skromna i o łagodnym usposobieniu, pochodząca z ubogiej rodziny. Jak piszą: „Łatwo poznać po niej, że jej myśli niewiele zajmują się tym światem. Twarz jej jest jakby nieco znużona, i cała wygląda tak, jakby jej żal było, że musi odpowiadać na zapytania”.

Natomiast Elżbieta Bilitewska w roku objawień miała 46 lat; była wdową i matką, ubierającą się skromnie i nieprzywiązującą się do spraw materialnych. Autorzy broszury zauważają, że „W mowie jest bardzo poważna. Zwykle, gdy się odezwie, to daje pewne wskazówki, co się Najświętszej Pannie podoba, a co nie”.

Rzekome wizje Bilitewskiej i Wieczorkówny zostały przez nie zgłoszone ok. dwa tygodnie po pierwszym objawianiu Maryi Justynie Szafryńskiej. Wcześniej bywały w tłumie wiernych. 12 lipca 1877 r. Bilitewska oznajmiła, że przez krótką chwilę widziała na klonie „popiersie niewiasty z koroną na głowie”. Po dwóch dniach ujrzała postać kobiety stojącej nad klonem. 13 lipca widzenia zgłosiła także Katarzyna Wieczorek, która następnie 15 lipca „Zobaczyła wyraźniej i patrzała dłużej na Matkę Boską”.

Samulowski i Roman, spisując zeznania Bilitewskiej i Wieczorkówny, zauważyli istotne rozbieżności. Otóż Szafryńska i Samulowska widziały Maryję „w pozycji siedzącej na złotym tronie”, nowe „wizjonerki” ujrzały Maryję albo stojącą z koroną na głowie i Dzieciątkiem Jezus, albo z rozpuszczonymi włosami, bez Jezusa na ramionach. Kiedy księża (w tym biskup warmiński, ksiądz dr Filip Krementz) wypytywali o treść objawień, początkowo relacje Bilitewskiej oraz Wieczorkówny były wtórne i nic niewnoszące. Kiedy Szafryńska i Samulowska relacjonowały objawienia ze szczegółami, Bilitewska tylko dodawała coś od siebie, np. że widziała przy Maryi „czterech przecudnych aniołków”.

Początkowo w relacjach Bilitewskiej i Wieczorkówny nie było nic przeciwnego wierze. W trakcie objawień obie uzurpatorki klęczały nieco z boku i symulowały ekstazy. Jednak z czasem ich relacje zaczęły być coraz mniej zrozumiałe.

Diabeł w przebraniu Maryi

Zanim przejdziemy do tego, jak ujawniono zmowę dwóch kobiet, zatrzymajmy się na chwilę nad innym mało znanym epizodem. Otóż 10 sierpnia 1877 r., Justyna Szafryńska udała się do krawcowej Barbary Henning, aby w jej domu przymierzyć żakiet. Tam straciła przytomność i miała wizję Maryi, która nakazała jej codzienne przychodzenie w to miejsce. Nazajutrz przyszła ponownie wraz z Barbarą. Sytuacja się powtórzyła: obie straciły siły i miały wizję Maryi, która zapowiedziała dalsze objawienia w tym miejscu. Kiedy powiedziały o tym proboszczowi, ten zabronił im wracać do krawcowej. Kiedy nie mogły zrozumieć tej decyzji, kazał im zapytać o to Maryję wieczorem przed klonem. Odpowiedź Matki Bożej była krótka: „Macie słuchać księdza proboszcza”. Kiedy spytały, czym było widzenie u krawcowej, Maryja odrzekła: „To było dzieło diabła”.

Wróćmy do dwóch uzurpatorek. Choć Maryja na samym początku objawień zapowiedziała, że będzie ukazywać się do 8 września, to Bilitewska i Wieczorkówna tego właśnie dnia obwieściły, że Maryja miała obiecać im dalsze wizje. Skąd ta zmiana? Otóż „chciała (…) pocieszyć parafian gietrzwałdzkich i wszystkich katolików Warmii, że w dniu, w którym oni święcą uroczystą pamiątkę jej narodzenia, nie pozbawi ich cudownego objawienia się swego” i dlatego wyznaczyła trzy doroczne dni widzeń.

Tak więc po tym, kiedy prawdziwe objawienia ustały we wrześniu 1877 r., Bilitewska i Wieczorkówna utrzymywały, że mają je nadal. Przez kolejne dwa lata przekazywały orędzia, których treść budziła niedowierzanie i była coraz bardziej wątpliwa teologicznie. Pierwsza z kobiet utrzymywała, że ma widzenia świętego Józefa, który został duszą i ciałem wzięty do nieba. Rozpoczęły też nocne nabożeństwa ku czci tego świętego, jednak reakcje ze strony duchownych, w tym biskupa Krementza, doprowadziły do zdystansowania się Kościoła od domniemanych wizjonerek.

Dodajmy, że obie nie przechodziły pomyślnie badań lekarskich, a dalsze badania dowiodły, że stany ekstaz były udawane. W 1880 r. skruszona Wieczorkówna przyznała się do zmowy z Bilitewską. Jest dość prawdopodobne, że Bilitewskiej i Wieczorkównie imponował uzyskany rozgłos i atencja pielgrzymów, wśród których nie brakowało osób z wyższych sfer, które obdarzały je przesadnym szacunkiem, a nawet całowały po rękach. Wieczorkówna zeznała, że podczas nocnych spotkań z Bilitewską uzgadniały treści rzekomych orędzi z nieba. Wieczorkówna krótko po przyznaniu się do winy i odbyciu pokuty, w porozumieniu z ks. Weichselem oraz biskupem Krementzem, została przyjęta do zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia.

Wizjonerki i symulantki

Jak widzimy, diabeł na różne sposoby próbował siać kąkol. Od wzbudzenia pychy i dotknięcia osobistych ambicji, wykorzystując małostki, poprzez skłanianie do kłamstwa, chciał osiągnąć swój cel, jakim było ośmieszenie lub umniejszenie powagi prawdziwych objawień. Zwróćmy uwagę, że o ile prawdziwe objawienia trwały nieco ponad dwa miesiące, to fałszywe utrzymywały się ponad dwa lata.

Należy też odnotować fakt, że poza dwiema fałszywymi wizjonerkami, do proboszcza Weichsla zgłaszały się inne osoby, które twierdziły, że miały wizje lub stany ekstatyczne. Osoby te nierzadko cierpiały na różne zaburzenia lub omamy wzrokowe. Nie brakowało niedowiarków i intrygantów. Maryja czasem dawała zalecenia, jak ma zachowywać się tłum, mówiąc Szafryńskiej i Samulowskiej, aby ludzie nie tylko stali, ale uczestniczyli w modlitwie. Powiedziała też wprost, że ci, którzy mówią: „Co tam mamy modlić się do klonu”, zostaną ukarani. Ponadto Matka Boża zauważyła intrygancką obecność Bilitewskiej, dając tajemnicze pouczenie. Szafryńska i Samulowska miały wizje czterech trumien: najpiękniejsza przeznaczona była dla księdza Augustyna Weichsela, dwie kolejne dla nich samych, a ostatnia dla Bilitewskiej. Trudno odczytać ten symbol, jednak wydaje się być on ostrzeżeniem dla fałszywej wizjonerki.

I w końcu trzeba też zauważyć, jak liczne trudności tworzyła pruska administracja i niemieckojęzyczna prasa, aby zdyskredytować objawienia w Gietrzwałdzie. W dobie kulturkampfu Maryja – która mówiła w polskim dialekcie, była solą w oku pruskich urzędników, którzy z demoniczną nieraz złośliwością próbowali oduczyć polskie dzieci modlitwy w ich ojczystym języku. Oddajmy za to, że niemiecki proboszcz i biskup rzetelnie podeszli do sprawy badania prawdziwości objawień. Mimo to, aż sto lat trzeba było czekać, aby Kościół katolicki oficjalnie uznał prawdziwość objawień w Gietrzwałdzie.

Opisany przypadek Bilitewskiej i Wieczorkówny niech będą dla nas ostrzeżeniem przed zbyt łatwowiernym uleganiem wszelkim pogłoskom o czyichś objawieniach czy orędziach. Ponadto niech będą przestrogą przed ludzką małostkowością i pychą, którą zły duch może wykorzystać, aby uderzyć w Boże dzieło. Niech też całościowa historia objawień w Gietrzwałdzie skłania nas do pokładania pełnego zaufania Kościołowi w jego procesie rozeznawania prawdziwości objawień. Czasem na oficjalne i ostateczne rozwiązanie należy poczekać z pokorą, której tak bardzo nie znosi zły duch.


Źródła: „Objawienia Najświętszej Maryi Panny” Roman i Samulowski z komentarzem oraz „Sekret Gietrzwałdu” ks. J. Orcho­wskiego – zobacz na www.rosemaria.pl

Przeczytaj także:

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Marek

Woś

Redaktor naczelny KRŚ, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista, człowiek od "brudnej roboty".

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x