Lourdes jest promieniotwórczą siłą duchową, która rzuca ożywiające iskry we wszystkich kierunkach…
25 lat temu, w 11. rocznicę zamachu na życie, 13 maja 1992 r., Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Chorego.
W liście do ówczesnego przewodniczącego Papieskiej Rady Duszpasterstwa Służby Zdrowia, kard. Fiorenzo Angeliniego, wyznaczył jego datę na 11 lutego – wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Po raz pierwszy obchodzono ten dzień we francuskim sanktuarium maryjnym, o którym nasz wielki rodak, św. Jan Paweł II, powiedział: „Lourdes to źródło, gdzie sumienie człowieka odnawia się”. Angielski pisarz Jan Oxenham na temat Lourdes wyraża opinię, że „jest dziś bez wątpienia jednym z największych faktów i jednym z najważniejszych czynników w życiu duchowym Francji i Europy.
Lourdes jest promieniotwórczą siłą duchową, która rzuca ożywiające iskry we wszystkich kierunkach na świat moralnie, umysłowo i duchowo zamglony, a zjawisko to odznacza się intensywnością i dobroczynnością, które wciąż się potęgują…
Lourdes jest autentycznym objawieniem dobroci Bożej, której świat z każdym dniem coraz bardziej potrzebuje”.
Natomiast francuski katolicki pisarz i filozof Franciszek Mauriac określa Lourdes, jako „miejsce świata, gdzie człowiek najbardziej pyszny wyzuwa się ze swojej fałszywej wielkości, miesza się w tłumie, od którego niczym się nie różni, chyba tylko liczbą i ciężarem grzechów. Tak jednak wzbiera w nim ufność jak w dziecku, które po lekkim ruchu warg swojej matki rozumie, że za chwilę uśmiechnie się i otworzy ramiona, że nadszedł moment, aby się w nie rzucił”.
Historia Lourdes rozpoczęła się w 1858 r.,
kiedy to Maryja objawiała się osiemnaście razy św. Bernardetcie Soubirous. Objawienia te były z woli Bożej służbą Maryi dla ludzkości, tak jak całe życie było służeniem Jej Synowi i nam, odkupionym.
Dlatego właśnie tam ludzie tak gorliwie modlą się do Maryi. Pierwsi, którzy doznali cudownego uzdrowienia, byli ludźmiwierzącymi z przekonania, pełnymi nadziei. Nie bojąc się zniewag, pokazali, że wiara może przenosić góry, że daje ona pomoc tam, gdzie zawodzi wiedza. Tej pewności potrzebują nie tylko chorzy, ale wszyscy żyjący w niepewności świata, który może zniszczyć sam siebie. Nie daliby rady znieść swoich cierpień i udręki tego niepowstrzymanego zapadania się, gdyby nie przekonanie, że ludzkim kresem jest życie wieczne.
Lourdes jest krokiem naprzód ku miłości. Tam Bóg bierze człowieka za rękę, przyciąga jego serce, który modląc się, rozmawia z Nim, bo On rozumie wszystkie ludzkie języki.
Wśród wielu wspaniałych przykładów niech powyższą prawdę przybliżą historie tych trzech osób : Ewy Lavalliere (1866–1929), Alexisa Carrela (1873–1944) i Ulli Jacobsson (1929–1982).
„Dobry Panie, grzeszyłam tymi darami.
Teraz zaś dzięki Ci, że przez te cierpienia pozwalasz mi odpokutować moje grzechy”.
Te słowa wypowiedziała Ewa Lavalliere, utalentowana francuska aktorka, żyjąca na przełomie XIX i XX wieku, kiedy bezpowrotnie utraciła urodę, której zawdzięczała sławę i bogactwo.
Eugenia Maria Paschalina Fenoglio przyszła na świat w poranek wielkanocny 1866 r. w Tulonie, w rodzinie krawieckiej. Jej ojciec był awanturnikiem i pijakiem. Terroryzował i bił całą rodzinę. Pewnego dnia matka z dziećmi uciekła do swojej matki chrzestnej do Perpignan. Tam Eugenia przeżyła radosne dni. 20 czerwca 1878 roku przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej w miejscowej bazylice, a w lipcu otrzymała sakrament bierzmowania. Spokój zakłócił 16 marca 1884 r. ojciec: wprosił się na obiad; wybuchła sprzeczka, która doprowadziła do postrzelenia przez niego matki. Matka zmarła po trzech tygodniach, a on sam popełnił samobójstwo. Eugenia natomiast przez pewien czas przebywała u krewnych i znajomych w Marsylii, Perpignan i Nicei. Czuła się jednak niepotrzebna, dręczyły ją myśli samobójcze i któregoś wieczoru postanowiła utopić się w rzece. Od tego czynu odwiódł ją nieznajomy mężczyzna, który, doceniając nieprzeciętną urodę Eugenii, skontaktował ją z dyrektorem wędrownej trupy teatralnej. Po czterech latach pobytu tam wyjechała do Paryża, gdzie zatrudniła się w chórze muzycznym teatru „Variete”. Następnie wyszła za mąż za arystokratę i dyrektora teatru Ferdynanda Samuela, który uczynił ją gwiazdą sceny teatralnej. Od 1901 r. zaczęła posługiwać się pseudonimem Ewa Lavalliere. Nazwisko to nosiła jedna ze słynnych kochanek króla Ludwika XIV, która pod koniec życia, nawróciwszy się, zamieszkała w klasztorze karmelitańskim.
Ewa odgrywała wielkie role, znani pisarze tworzyli utwory specjalne dla niej. Oklaskiwał ją cały Paryż. Najsłynniejsi przedstawiciele sztuki i literatury, koronowane głowy Europy składali jej wizyty. Fortuna uśmiechała się do niej ze wszystkich stron: otrzymywała entuzjastyczne recenzje i zainteresowanie ze strony Akademii Francuskiej. Będąc u szczytu kariery, nie stroniła od znajomości i romansów z innymi mężczyznami, w następstwie czego zerwała związek z mężem i nawiązała nowy z niemieckim producentem aspiryny – baronem Georgiem von Luciusem. Mimo tak wielkiej sławy i bogactwa kilkakrotnie próbowała popełnić samobójstwo.
26 maja 1917 r. wynajęła na trzy miesiące niewielki pałacyk w Porcherie koło Tours.
Tam spotkała się z miejscowym proboszczem parafii Chanceaux-sur-Choisille, ks. Chasteignerem. I on sprowadził rozmowę z Ewą na temat wiary. Wielka artystka oświadczyła: „Nie tylko nie wierzę w Boga, ale i w Szatana nie wierzę”. Kapłan nie miał zwyczaju pozostawiać swoich rozmówców z ich problemami. Toteż następnego dnia przyniósł Ewie Lavalliere „Żywot Marii Magdaleny” o. Henriego Lacordaire’a. Tydzień później, 3 czerwca, kobieta pojawiła się w kościele na Mszy Świętej, która stała się dla niej okazją do „naigrywania się z kazania i parodiowania śpiewów”. Jednak kolejny tydzień pod wpływem słów proboszcza, lektury, uczestnictwa we Mszy Świętej, a przede wszystkim łaski Bożej przyniósł całkowitą zmianę jej życia. Po 39 latach oddalenia się od Boga ponownie przystąpiła do sakramentów świętych. 19 czerwca 1917 r. jest dniem jej powtórnych narodzin.
Gdy rozpoczynał się sezon teatralny, opuściła Paryż i udała się do Lourdes, gdzie w małym pensjonacie prowadziła życie podobne do zakonnego. Szybko zerwała z przeszłością. Sprzedała swój dom na Polach Elizejskich z całym wspaniałym umeblowaniem i bogatą garderobą. Sprzedała też biżuterię, rozdając majątek na cele dobroczynne. Każdego dnia odmawiała różaniec i modlitwy Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, do którego wstąpiła, przyjmując imię siostry Marii od Najświętszego Serca Jezusowego. Stan zdrowia nie pozwolił na spełnienie jej najgorętszego pragnienia: wstąpienia do klasztoru. Robertowi le Flores, który w ostatnich latach jej życia przybył ją odwiedzić, wyznała: „Jeżeli będą pana o mnie pytać, niech pan powie wszystkim, którzy mnie znają, że widział pan najszczęśliwszą, najdoskonalej szczęśliwą kobietę”. Ostatni rok bardzo cierpiała, okupując tym samym grzechy z przeszłości.
51głos
Oceń ten tekst
Józef
Orchowski
Kapłan katolicki, proboszcz parafii fatimskiej w Bydgoszczy, pisarz Maryjny i różańcowy.