Marta podekscytowana wróciła do domu. Od progu krzyknęła:
– Mamusiu! Pojedziemy całą klasą na wycieczkę do Warszawy! Na cztery dni!
Będziemy zwiedzać zamek i pałace, i pójdziemy nawet do teatru. Do przyszłego tygodnia musimy wpłacić 450 złotych.
Mama popatrzyła na Martę i spokojnie odpowiedziała:
– Ależ Martuś, ja nie mam tyle pieniędzy. 450 złotych musi nam starczyć na cały tydzień na jedzenie, środki czystości, na wszystko, co jest potrzebne w domu. Zniszczyły ci się buty, trzeba będzie kupić nowe, popsuła się pralka, musimy mieć pieniążki, aby zapłacić mechanikowi. Nie możesz tyle wydać na wycieczkę klasową!
Marcie zrobiło się bardzo przykro. Poszła do swego pokoju i długo płakała. Jednak, kiedy się uspokoiła, uznała, że mama ma rację. Spojrzała na stare, brzydkie buty, pomyślała, że chciałaby mieć nowsze, ładniejsze. Na wszystko nie wystarczy. Chociaż było jej bardzo smutno, powiedziała następnego dnia pani w klasie, że na wycieczkę nie pojedzie.
Każdego dnia prosimy Pana Boga w różnych naszych potrzebach: o dobre zdrowie, o pomoc w lekcjach, o dobrą pogodę na wędrówkę w góry. I wiemy, że Pan Bóg czasem naszych próśb wysłuchuje, czasem jednak nie.
Sam Pan Jezus też wiele razy modlił się do swojego Ojca i prawie zawsze otrzymywał to, o co prosił. Ale jeden raz stało się inaczej. Było to wieczorem w Wielki Czwartek. Pan Jezus, jako Syn Boży, był świadomy tego, co Go czeka. Wiedział, że źli ludzie zamkną Go w więzieniu, będą Go bili, a potem włożą Mu na ramiona ciężki krzyż, na którym Go zabiją. Ale Pan Jezus był także człowiekiem. I jak każdy człowiek bał się męki i śmierci. Tak bardzo się bał, że Jego pot na czole był czerwony od krwi. I modlił się: „Ojcze, jeśli można, oddal ode Mnie ten kielich”, czyli oddal cierpienie. Natychmiast jednak dodawał: „Nie Moja, lecz Twoja wola niech się stanie.
Pan Jezus wiedział, że to, co Go czeka, będzie bardzo trudne, wiedział jednak też, że jest to konieczne, bo przez mękę i śmierć, a potem też zmartwychwstanie zbawi świat, dzięki czemu wszystkim ludziom otworzy drogę do nieba.
Kiedy my o coś Pana Boga prosimy, też zawsze powinniśmy dodać na końcu słowa: „nie moja, lecz Twoja Panie Boże wola niech się stanie”. Jeśli Pan Bóg naszej prośby nie spełni, to nie dlatego, że nas nie kocha! Pan Bóg lepiej od nas wie, co będzie dobre dla nas i dla innych ludzi. Może czasem choroba jest komuś potrzebna, bo dzięki niej będzie szanował własne zdrowie. Jedynka z klasówki przypomni uczniowi, że trzeba się uczyć. A czasem może okazać się, że to, o co prosimy jest po prostu krzywdzące dla drugiej osoby!
„Bądź wola Twoja” to znaczy Panie Boże ja wierzę, że chcesz mojego dobra i lepiej ode mnie znasz moje potrzeby. Ja Ci ufam i wierzę, że cokolwiek się stanie, Ty pomożesz mi przez to przejść.
Niestety nie zawsze przychodzi to łatwo. Rzeczywiście gdy chodzi o jakąś drobną rzecz łatwiej jest pogodzić się ze startą (tego że Pan Bóg nie uwzględni naszych planów:) ). Gdy chodzi jednak o wielkie cierpienie drugiej osoby np. niewinnego dziecka trudno jest nam się pogodzić z wolą Bożą. Nie znam osobiście nikogo kto patrząc na swoje dziecko np. cierpiące i umierające na raka lub inne bolesne schorzenie powie „taka jest Wola Boża”; w nieustannej modlitwie, płaczu i innych błaganiach ufa jednak że Bóg okaże miłosierdzie