Marsz dla Królowej Polski w stulecie niepodległości, cz. II: Loreto
Poprzednio opisywałem w skrócie moją drogę przez Polskę, Czechy, Austrię, Słowenię i Włochy. Przybyłem do Loreto po 34 dniach marszu i pokonaniu ponad 1500 kilometrów, we wtorek, 2 października około 15.00. Dzień wcześniej szedłem w wielkiej ulewie i burzy. Całe szczęście pod wieczór przed Anconą udało mi się znaleźć nocleg na przykościelnej salce i przesuszyć rzeczy. Niestety nie wyspałem się, bo w sąsiednim pomieszczeniu do późna była próba chóru. Od rana, gdy mijałem Anconę, było bardzo pochmurnie i wszystko wskazywało na to, że będzie dalej padać. Jednak około południa przejaśniło się i gdy dochodziłem do Loreto, było już pogodnie.
To, co od razu przykuło moją uwagę, gdy byłem jeszcze daleko, to flaga polska powiewająca na wietrze na wzgórzu, na którym położone jest Loreto. Gdy już wszedłem na górę po kilkuset schodach, okazało się, że powiewa ona nad cmentarzem, na którym pochowano 1081 żołnierzy z 2. Korpusu Polskiego, którzy polegli, wyzwalając Loreto, Anconę i walcząc na froncie adriatyckim. Leżą tutaj, na włoskiej ziemi, u stóp sanktuarium naszej Matki, gdzie wsiąkła ich krew, z dala od Ojczyzny, ale może właśnie przez to, że spoczywają tutaj, ten kawałek ziemi staje się kawałkiem Polski.
Ze wzgórza roztacza się przepiękny widok na Adriatyk, a nad nim góruje bazylika Matki Bożej Loretańskiej. A oni leżą tu pośrodku, choć z dala od domu, to jednak tak blisko, u stóp swojej Matki, której dom, ten ziemski, jest w pobliżu. Modliłem się za nich przy ołtarzu z podobizną MB Ostrobramskiej, a potem przeszedłem z powrotem przez bramę z kopią rzeźby Chrystusa upadającego pod krzyżem z kościoła na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Szedłem schodami jeszcze wyżej, do sanktuarium Santa Cassa, czyli Domu Świętego, w którym kiedyś mieszkała Maryja. To w nim prawdopodobnie się urodziła, spędzała dzieciństwo i to w nim objawił się Jej archanioł Gabriel. To tu doszło do zwiastowania i niepokalanego poczęcia, więc to tu zaczęło się wszystko, całe nasze zbawienie. Tu także wychowywał się i spędzał swoje lata młodzieńcze Jezus.
Powstaje pytanie: jak to możliwe, skoro wszyscy wiemy, że Jezus i Maryja żyli w Nazarecie? Legenda mówi, że Ich dom z Nazaretu w cudowny sposób przenieśli do włoskiego Loreto aniołowie. Niektórzy w to wierzą, inni od razu traktują wszystko jako mistyfikację. Jednak prawdą jest, że Święty Dom Jezusa i Maryi od początków chrześcijaństwa był otaczany czcią w Nazarecie. Na przełomie III i IV wieku został zabezpieczony i obudowany bazyliką przez matkę cesarza Konstantyna, Helenę. Została ona później kanonizowana, między innymi za to, że przybyła do Ziemi Świętej i ufundowała we wszystkich miejscach związanych z Chrystusem i Maryją świątynie, a także odnalazła relikwie Krzyża Świętego.
Kiedy jednak Ziemia Święta została opanowana przez muzułmanów, aby uchronić Dom Święty przed zbezczeszczeniem i zniszczeniem, postanowiono rozebrać go i przewieźć w bezpieczne miejsce. Zadania tego podjęła się w 1291 roku włoska kupiecka rodzina De Angelis [czyli „aniołowie”, stąd legenda], która z pomocą zakonu templariuszy sfinansowała rozebranie domku i przetransportowanie go drogą morską początkowo do Ilirii w dzisiejszej Chorwacji, a następnie w 1294 roku do włoskiego Recanati, gdzie na pobliskim wzgórzu wszystkie jego części złożono z powrotem i zbudowano dookoła niego kościół. Miejsce to z czasem stało się jednym z najliczniej odwiedzanych miejsc pielgrzymkowych we Włoszech. Wokół niego powstało miasto Loreto, które z czasem rozrastało się coraz bardziej.
W XV wieku kościół przebudowano w potężną bazylikę, która mogła pomieścić tysiące wiernych, ściągających tutaj z całych Włoch i z odległych zakątków Europy. Domek w bazylice został z zewnątrz obudowany marmurem, z którego wykuto rzeźby przedstawiające sceny z życia Jezusa, Maryi i Józefa. Wewnątrz domku, w miejscu, w którym zamiast ściany przylegał on do nazarejskiej groty, umieszczono natomiast ołtarz, który przyozdobiono figurką Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Z czasem od palonych w środku świec przybrała ona czarny kolor. Ściany domku przyozdobiono w XV wieku freskami przedstawiającymi Maryję. Bezpośrednio nad domkiem wzniesiono kopułę, której wewnętrzną część przyozdabia malowidło przedstawiające Matkę Bożą Miłosierdzia, która swoim płaszczem zdaje się okrywać modlących się w domku pielgrzymów. Cała bazylika pokryta jest Jej wspaniałymi wizerunkami.
W XX wieku wokół świętego domku zaczęły powstawać kaplice narodowe. Polska została przyozdobiona freskami przedstawiającymi zwycięstwo króla Jana III Sobieskiego i jego wojsk pod Wiedniem w 1683 roku, a także cud nad Wisłą i marszałka Piłsudskiego. Obie bitwy uratowały Europę, pierwsza – przed zalewem islamu, a druga – komunizmu. Na sklepieniu umieszczono natomiast fresk przedstawiający Maryję jako Królową Polski, która razem z małym Jezusem odbiera koronę z rąk klęczącego przed Nimi św. króla Kazimierza Jagiellończyka i Jana III Sobieskiego. Po drugiej stronie stoją postacie w polskich strojach ludowych. W dolnej części sklepienia przedstawiono świętych patronów Polski. Zgodnie z ostatnim wezwaniem litanii loretańskiej, która mimo że powstała we Francji, to jednak dzięki Loreto stała się popularna, stąd rozeszła się na cały świat i stąd pochodzi jej nazwa. W ołtarzu kaplicy znajduje się obraz Serca Pana Jezusa nawiązujący do wizji św. siostry Faustyny. Postaci towarzyszą św. Jacek, św. Andrzej Bobola, św. Małgorzata Alacoque i św. Kinga.
Chodziłem po bazylice, podziwiając jej piękno i przepych, a zwłaszcza znajdujący się w centrum, obudowany marmurowymi rzeźbami domek. Jednak jego wnętrze kontrastuje z całym otoczeniem i świadczy o prostocie jego Mieszkańców. Nie widać w nim śladów bogactwa. Panują tu cisza i modlitewne skupienie. Klęczałem i modliłem się, mając świadomość, że jestem teraz w domu Jezusa, Maryi i Józefa. To tutaj mieszkali przez wiele lat. Te ściany przeszły ich obecnością, a po podłodze stąpały ich stopy. Czy może być świętszy dom na tej ziemi?
Dziękowałem za wszystko, co otrzymałem, za całe moje życie, że udało mi się tutaj szczęśliwie dojść i mogłem tu być i modlić się w różnych intencjach, a zwłaszcza za naszą Ojczyznę. Dotykałem cegieł, które kiedyś Oni dotykali, i całowałem je. Chciałem zrobić ich zdjęcia, ale obowiązuje tu zakaz fotografowania. Poza tym modli się tutaj wiele osób, którym nie chciałem przeszkadzać. Jednak zrobiłem je, gdy wróciłem tam później i byłem sam jeden przed figurką czczoną jako MB Uzdrowienie Chorych. Niestety jest to tylko jej kopia, bo XVI-wieczny oryginał spłonął w pożarze w 1921 roku. Nie był to jedyny pożar. 6 lipca 1944 roku na bazylikę spadły niemieckie bomby zapalające, wywołując pożar kopuły, pod którą znajdował się domek. Jednak na ratunek pospieszyli polscy żołnierze z 2. Korpusu Armii generała Andersa, którzy wyzwalali Loreto. Udało im się zagasić pożar i nie dopuścić do większych strat. Żaden z uczestników akcji nie został ranny i wszyscy twierdzili, że jej powodzenie zawdzięczali opiece Maryi. Wydarzenie to upamiętniają pamiątkowa tablica i witraż w kaplicy polskiej wykonany w 1954 roku przez Arturo Gattiego, autora także fresków, które wykonał przed wojną.
Każdego roku przybywają tu setki tysięcy pielgrzymów, choć teraz nie ma ich zbyt wielu. Pięć razy pielgrzymował do Loreto Jan Paweł II. Oczywiście będąc tutaj, trzeba być na Mszy Świętej, jednak okazało się, że tamtego dnia wieczorem były tylko różaniec i nieszpory, a Msza była w tym samym czasie w kaplicy dolnej, która jest pod bazyliką. Nie umiem na razie być równocześnie tu i tam, choć chciałbym. Ważniejsza jest Msza, więc poszedłem na nią, a potem wróciłem na kończący się różaniec do bazyliki i do domku, w którym jest pusto, bo wszyscy modlą się w świątyni. Byłem do końca i wyszedłem, gdy zaczynali zamykać.
Na zewnątrz było chłodno i nie wiedziałem, gdzie się podziać. Z platformy widokowej za murami sanktuarium patrzyłem na oddalone o parę kilometrów morze, nad którym zapadał zmrok. Nie wiedziałem, czy schodzić i rozbić się gdzieś nad jego brzegiem, bo było chłodno i trochę się chmurzyło i nie wiadomo było, co przyniesie noc. Przypomniałem sobie, że znajoma mówiła mi, że spała tu kiedyś u sióstr nazaretanek z Polski, które mają tutaj swój dom. Może tam miałem pójść. W pobliskiej kawiarni spytałem o nie. Okazało się, że jestem pięćdziesiąt metrów od nich, więc zadzwoniłem do drzwi i znalazłem tam nocleg pod dachem. Przyjęła mnie siostra Ewa, która jest w moim wieku. Po chwili rozmowy dowiedziałem się, że mieszkała kiedyś parę kilometrów ode mnie i razem stwierdziliśmy, że trzydzieści lat wcześniej chodziliśmy razem, w jednej grupie na poznańską pielgrzymkę na Jasną Górę. To Maryja sprawia, że dzieją się takie rzeczy i ludzie po latach spotykają się na drugim końcu świata.
Nie mogłem jednak z nią długo rozmawiać, bo następnego dnia, wcześnie rano musiałem ruszać dalej. Przede mną jeszcze Lanciano, Pompeje, Neapol i w końcu Rzym. Droga daleka, a czasu coraz mniej, jeśli chciałem zdążyć na 16 października – czterdziestą rocznicę wyboru papieża. Ufałem mimo wszystko, że Maryja, Królowa Polski, tutaj czczona w tak szczególny sposób, poprowadzi mnie stąd, spod swojego Domu, i doda mi sił na całą drogę.
PS Pozdrowienia i podziękowania dla siostry Ewy – nazaretanki.
Mogą zainteresować Cię też: