Przyznam, że podchodzę do tego fragmentu Ewangelii z drżeniem. To jedno z opowiadań, które od dawna mi towarzyszy i ma dla mnie szczególne znaczenie. Zapraszam więc do przyglądania się jej, kobiecie ze łzami – postaram się pokazać jej niezwykłą, proroczą wręcz, wrażliwość.
„Odpuszczone są jej liczne grzechy”
Zacznijmy jednak od końca perykopy. Zawiera ona zagadkowe stwierdzenie Pana Jezusa: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” (Łk 7,47). Wydaje się, że stwierdzenie opiera się na niekonsekwencji – skoro miłość jest skutkiem otrzymanego przebaczenia (druga część wypowiedzi), to kobieta nie mogła „bardzo umiłować”, a przez to dopiero doznać przebaczenia. Jedna z możliwych interpretacji mówi, że użyty przez św. Łukasza spójnik gr. hoti można tłumaczyć jako „ponieważ”, ale także jako „dlatego”, co umożliwia tłumaczenie jako: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, dlatego bardzo umiłowała”.
Pozostańmy jednak przy tłumaczeniu „ponieważ”, obecnym w większości polskich przekładów, a nade wszystko w Wulgacie. Przyjrzyjmy się miłości bezimiennej kobiety, ze względu na którą Chrystus odpuszcza jej liczne winy.
Zewnętrznie jej zachowanie przekracza granice skandalu. Kobieta wkracza na ucztę do faryzeusza. Nawet jeśli, co było w zwyczaju, miała ona kształt otwartego spotkania z wędrownym Rabbim, to przecież nie dla niej, nie dla jawnogrzesznicy, nie w domu człowieka szczycącego się drobiazgowym przestrzeganiem prawa. Jakby za mało było niestosowności samego pojawienia się kobiety w tym miejscu, podejmuje ona działanie wręcz gorszące. Już samo rozpuszczenie włosów przez kobietę w obecności obcych mężczyzn było nieprzyzwoite, a ona dodatkowo zaczęła całować stopy Nauczyciela. Dla zgromadzonych oba te gesty nosiły charakter jednoznacznie erotyczny. Jednak Pan Jezus ze spokojem przyjął jej posługę w zamian za pominięte gesty gospodarza domu. To ważna nauka – Chrystus przyjmuje miłość taką, na jaką stać człowieka, nawet jeśli wymaga ona jeszcze oczyszczenia i uświęcenia. Być może jedyną znaną jawnogrzesznicy formą wyrażania miłości były gesty erotyczne – mimo pewnej niestosowności nie została ona odrzucona.
Kobieta obmywa więc łzami nogi Jezusa, wyciera je włosami i naciera drogocennym olejkiem. Nasuwa mi się na myśl skarga Boga na Izrael wykrzyczana ustami proroka Amosa: „Piją czaszami wino i najlepszym olejkiem się namaszczają, a nic się nie martwią upadkiem domu Józefa” (Am 6,6). Faryzeusz w geście lekceważenia pomija namaszczenie głowy goszczącego u niego Jezusa. Według św. Ambrożego stanowi on figurę Narodu Wybranego, który odrzucił Mesjasza. Pozostaje więc w samouwielbieniu w legalnej poprawności i z oczami zamkniętymi na największy grzech opuszczenia Boga.
Proroctwo Ezechiela i prorocze łzy kobiety
Myślę też o innym proroctwie, mówiącym o płaczących: „Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy, i nakreśl ten znak Taw na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi” (Ez 9,4). Ezechiel otrzymuje ten rozkaz w czasie serii widzeń grzechów Izraela. Ukazane mu zostało odstępstwo od wiary, bałwochwalcze kulty wewnątrz Świątyni, w tym kulty solarne i kult płodności. Pośrodku tych wizji prorok ma odnaleźć tych, którzy mają w sobie ducha skruchy, którzy płaczem wynagradzają Bogu za odejście Jego ukochanego Narodu. Oznaczeni literą Taw, przypominającą w zapisie znak krzyża, zostaną ocaleni od kary Bożego gniewu. Chwilę potem znajduje się opis Chwały Bożej opuszczającej Świątynię Jerozolimską i odchodzącą z granic miasta na górę na wschód od niego (por. Ez 11,22-23).
Kobieta z Ewangelii ma cechę proroka: dostrzega rzeczywistość oczami oświeconymi łaską i reaguje na nią w sposób miły Bogu. Widzi, że Chrystus został znieważony, ponieważ gospodarz odmówił Mu zwyczajowych gestów gościnności. Nie wiemy, co popchnęło ją do działania. Może już wcześniej słyszała nauczanie Jezusa, może od dawna chciała się z Nim spotkać – przecież nie nosiła stale przy sobie flakonu cennego olejku. A może wręcz przeciwnie, nosiła… i marzyła o tym spotkaniu, bojąc się podejść do Pana Jezusa. Na uczcie u Szymona pojawił się ten impuls, który umożliwił jej wyznanie miłości. Do opłakania były już nie tylko jej własne grzechy, ale szalone zlekceważenie Boga-Człowieka, dziejące się właśnie na jej oczach.
Kobieta wylewa więc łzy skruchy, spotęgowane miłosnym współczuciem wobec Jezusa. Święty Augustyn pisał: „I chociaż ucztował w jego domu, w sercu faryzeusza nie było miejsca, gdzie Syn Człowieczy mógłby skłonić głowę”. Ona chciała temu wynagrodzić, tak jak umiała, taką miłością, na jaką było ją stać. W jej gestach można dostrzec, że nie skupia się na sobie – wręcz zapomina o sobie, o poczuciu godności, nawet o własnym bezpieczeństwie (tak nieskromne zachowanie mogło spotkać się z brutalną reakcją faryzeuszy). Ważny jest On, Jezus, który godny był najlepszego przyjęcia, a spotkał się z potwarzą. Bezimienna płacząca obmywa stopy Chrystusa, o których Izajasz prorokował: „O jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, (…) który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, obwieszcza zbawienie” (Iz 52,7).
Proroctwo jakby natychmiast realizuje się dla kobiety. Zapowiadany przez Izajasza Mesjasz przynosi jej pokój i zbawienie, ogłaszając odpuszczenie grzechów. Więcej nawet, kobieta otrzymuje pochwałę: „bardzo umiłowała”. Warto zatrzymać się nad tym czasownikiem. W greckim oryginale pada tu słowo egapesen, czas przeszły dokonany od gr. agapao – kochać, miłować. W Nowym Testamencie taka forma pojawia się dwanaście razy, np. we fragmencie J 3, 16: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że syna Jednorodzonego dał (…)”. Właściwie w każdym innym miejscu Nowy Testament używa go do opisania nieskończonej miłości Boga wobec człowieka. Tylko w omawianej perykopie ewangelista odnosi je do ludzkiej miłości. Poruszające, że gest cudzołożnicy, który tak łatwo można by uznać za nieprzyzwoity, w oczach Boga ma wymiar niemal boskiej miłości. Myślę, że Jezusa ujęła szczerość kobiety oraz współczucie wobec Niego, wyrażone w skrusze nie tylko za jej grzechy czy grzech Szymona faryzeusza, ale także proroczy płacz nad Izraelem odrzucającym Zbawiciela.
Chwała Boża opuszcza Jerozolimę
W wizji Ezechiela, jak wspomniałam, Chwała Boża opuszcza Jeruzalem i zatrzymuje się na górze na wschód od miasta. Za chwilę podobnie opuści je Pan Jezus, udając się do Ogrodu Oliwnego, znajdującego się właśnie na wschód od Jerozolimy – by zostać pojmany i stracony. Czy płacząca jawnogrzesznica mogła o tym wiedzieć, kiedy namaszczała Jego stopy drogocennym olejkiem? Zapewne nie. Podobnie nie wiedziała o przyszłych faktach inna kobieta, Maria z Betanii, opisana przez św. Jana, wykonująca niemal taki sam znak tuż przed męką. O niej Jezus powiedział, że namaściła Go na Jego pogrzeb. Sądzę, że podobnie prorocki wymiar miał gest tej bezimiennej kobiety. Przecież „odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” – jej szalona miłość została wyrażona przed wybaczeniem, ale swoim skutkiem sięgała dużo dalej, co zauważył Jezus, mówiąc o miłości rosnącej proporcjonalnie wobec ogromu doświadczonego miłosierdzia.
Bezimienna kobieta ze łzami kochała niemal boską miłością, sięgającą ponad reguły linearnego czasu. Uczę się od niej współczucia Bogu, kiedy jest odrzucany, zwłaszcza w Jego Kościele. Razem z nią trenuję czułość wobec Jezusa spotykającego się z obojętnością w sakramentach świętych, a zwłaszcza z brakiem miłości wobec Eucharystii. U jej boku zdobywam się na wynagradzanie nie tylko za moje grzechy, ale za grzechy całego Kościoła.
Agata Skorupska-Cymbaluk