Iść przez życie trzeźwo i godnie
O problemie alkoholizmu rozmawiamy z ks. Leszkiem Woźnicą, oratorianinem i duszpasterzem Apostołów Trzeźwości.
Problem alkoholizmu pojawia się w wielu polskich rodzinach. Czy jest to faktycznie duży problem społeczny, czy to tylko rozdmuchana do przesady kwestia?
Według oficjalnego raportu w Polsce alkoholu nadużywa dzisiaj 12% społeczeństwa. Jest to potężna rzesza. Mówi się oficjalnie, że uzależnionych w Polsce jest milion osób. Znam statystyki, które przekazywał pan doktor Krystian Niełacny z Ostrowa Wielkopolskiego, który mówi o trzech milionach uzależnionych osób w Polsce. I mówi o tym, że codziennie w Polsce upija się pięć milionów osób. Czyli te dwa miliony, które jeszcze uzależnione nie są, są na prostej drodze, by w to uzależnienie wpaść.
Jeśli zatem jest to rzeczywiście liczba pięciu milionów osób, to należałoby pomnożyć tę liczbę przez cztery – bo tyle osób średnio liczy polska rodzina. Oznacza to, że w Polsce z alkoholem bezpośrednio lub pośrednio styka się 20 milionów ludzi, czyli połowa społeczeństwa. Jest to wielka tragedia. Hitler, chcąc zniszczyć narody słowiańskie, w tym Polskę, mówił, by każdemu w ciągu roku dać po trzy litry czystego spirytusu. Wtedy Słowianie staną się niewolnikami zbrodniczego reżimu. Dzisiaj w Polsce według oficjalnych danych jest 9,4 litra czystego spirytusu na mieszkańca na rok. Oficjalne wyniki często są zaniżane, a więc możemy zobaczyć, jak wielka tragedia nas dotyka. Hitler doskonale wiedział, w jaki sposób nas zniewolić, a dziś sami wpadliśmy w to zniewolenie.
W tym zetknięciu z liczbami wydaje się, że nie można już w zasadzie wyodrębniać jakiejś klasy społecznej, która jest mocniej narażona na alkoholizm. Czy można mówić o „dziedziczeniu” choroby alkoholowej?
Choroba alkoholowa, z którą styka się wiele osób w naszej ojczyźnie, ale również na całym świecie, nie jest chorobą dziedziczną. Niektórzy byliby skłonni zaliczać ją do chorób dziedzicznych, jednak badania – szczególnie japońskie – pokazują, że nie jest to choroba dziedziczna. Jeśli ona się pojawia, to najczęściej jej przyczyną jest tzw. obyczaj pijacki, który towarzyszy naszemu życiu, a zwłaszcza w naszych rodzinach. Dziecko od początku swojego życia widzi, że na różnych uroczystościach odbywających się w domu musi być alkohol. On zawsze jest, także podczas świąt religijnych i patriotycznych. Dziecku wydaje się, że bycie z alkoholem to nic groźnego. Obyczaj pijacki jest według znawców i według mojego osobistego doświadczenia najczęstszą przyczyną popadnięcia w chorobę alkoholową. Należy jednak wykluczyć, że jest to choroba dziedzicznie przekazywana.
Alkoholizm ma objawy choroby. Jakie są te najczęściej występujące?
Najbardziej podstawowym objawem jest to, że ktoś, kto styka się z alkoholem – obojętnie, w jakiej postaci, czy to wódka, czy piwo – nie potrafi powiedzieć sobie „dość”. Nieraz ludzie popadają w częste upijanie się i niejednokrotnie nie są związani chorobą alkoholową. Najgorzej jest wtedy, gdy dana osoba nie potrafi powiedzieć po prostu „nie”, „dosyć”.
Jakie są początki duszpasterstwa trzeźwości w Polsce?
Kościół podejmował już wiele problemów społecznych. Wtedy, gdy Polska znajdowała się pod zaborami w XIX wieku, zaborca, zwłaszcza rosyjski, ale też pruski, bardzo chętnie serwował Polakom alkohol, powstawały różne karczmy. Na ziemi wielkopolskiej również takie karczmy istniały, o czym wspomina Edmund Bojanowski w swoim „Dzienniku”, gdzie pisze o pożarze karczmy. Błogosławiony Edmund dziękował za to Bogu, bo jak sam mówił, będzie o jedno miejsce mniej, gdzie rozpijać się będzie Polaków. Bojanowski angażował się w działalność abstynencką, żeby ludzie stronili od alkoholu. Sam też założył bractwo trzeźwościowe. Był jego promotorem. Podczas odpustów na Świętej Górze przy współpracy z filipinami rozdawał tzw. karty trzeźwości. W XIX wieku dzięki ludziom światłym i świeckim wychodziły inicjatywy ku trzeźwości narodu. Wiedzieli oni bowiem, że jeśli Polska będzie trzeźwa, to będzie zdolna do zmartwychwstania.
Kościół jednak wprost zajął się tą trudną dziedziną życia, zwłaszcza ojcowie kapucyni. Pierwszym ośrodkiem, który powstał, by wspierać ludzi dręczonych alkoholizmem, był ośrodek działający prężnie po dziś dzień – Zakroczym, niedaleko Warszawy. Ojcowie kapucyni działali i nadal pracują na rzecz trzeźwości. Również bł. Władysław Kłopotowski, założyciel zgromadzenia sióstr loretanek, przez swoje pisma i działalność jako kapłan diecezjalny był wielkim promotorem ruchu trzeźwościowego. Początek tego ruchu przypada więc na wiek XIX, a później rozwijał się on głównie w latach międzywojennych, kiedy Polska odzyskała wolność. Na ten czas przypadają duże sukcesy tego ruchu, o czym świadczy minimalna liczba statystyczna wypijanego alkoholu w Polsce na okres przed drugą wojną światową. Przyszły jednak czasy wojennej zawieruchy, okres hitlerowskiej, a później sowieckiej okupacji, i znów zaborca wojenny ułatwiał Polakom dostęp do alkoholu. Nie wspominając już o czasach komunistycznych, gdy dostępność alkoholu była wysoka.
Nakreślił już ojciec pewną formę pomocy proponowanej przez duszpasterstwa trzeźwościowe. Są to kongresy, zakony zajmują się tym zagadnieniem, a wspomagają je świeccy. Jakie są dzisiaj narzędzia pomocy poszkodowanym i jak w ogóle dociera się do takich osób?
Z doświadczenia wiem, że osoba borykająca się z problemem alkoholizmu przeważnie pierwsza się nie zjawi. W znacznej mierze pojawiają się jako pierwsze osoby z jej bliskiego otoczenia. Okazuje się, że alkoholik w złą orbitę swojego zachowania wciąga nawet 14 osób, o czym wspomina pan Krystian Niełacny. Są to najczęściej bliscy i rodzina, przyjaciele, sąsiedzi. To te osoby przychodzą jako pierwsze, zgłaszają zaistnienie takiego problemu, i chcą go rozwiązać. Osoba współuzależniona musiała skierować prośbę do alkoholika, a ci często kierowali się do duszpasterstwa trzeźwości. Czyni to jednak i tak mała liczba uwikłanych, ponieważ – jak sami twierdzą – nie mają oni „żadnego problemu”. Choroba alkoholowa to choroba zaprzeczeń. Istnieją grupy Al-Anon, które skupiają osoby bliskie poszkodowanym przez nałóg. Praca, jaką w takich grupach podejmują osoby współuzależnione, nie tylko daje im rozwój, lecz często także staje się drogą dla osoby uzależnionej. Zwykle kończy się to kapitulacją alkoholika. To osoby najbliższe są w stanie efektywnie wpłynąć na alkoholika i doprowadzić go do wyjścia z uzależnienia poprzez nakłonienie za pomocą swojego przykładu do przyjścia na grupę wsparcia.
Mówimy teraz o pomocy długofalowej. Zdarza się jednak, że przechodząc gdzieś po mieście, napotykamy na pijaka, który prosi o pieniądze na chleb, lekarstwa i potrzebne do życia rzeczy. Jak wtedy reagować?
Z taką osobą, jeśli jest bardzo pijana, nigdy nie ma sensu rozmawiać. Jeśli jednak jesteśmy w stanie podjąć jakąś dyskusję, możemy na nią przystać. Miałem kiedyś taką sytuację, że podszedł do mnie podpity człowiek. Prosił o pieniądze, bo miał jakiś problem. Powiedziałem mu, że problem jest w nim, a pieniędzy nie dostanie, bo problem się pogłębi – pójdzie i kupi za to alkohol. Zaproponowałem mu przybycie na spotkanie anonimowych alkoholików. Proszę sobie wyobrazić, że osoba ta pojawiła się i obecnie nie pije już kilkanaście lat, a cały czas uczęszcza na mitingi. Ten człowiek w tej chwili jest trzeźwy. Taka rozmowa musi być konkretna: trzeba stwierdzić problem i pokazać wyjście z niego. Kiedy natomiast bezdomny prosi, nieraz będąc pijanym, to nigdy nie daję pieniędzy. Tego nauczyli mnie alkoholicy, że nie można dawać pieniędzy, bo zostaną one i tak wykorzystane na alkohol. Jeśli jest głodny, to trzeba nakarmić, ale z tym też trzeba uważać, bo alkoholik to bardzo sprytny człowiek. Z kolegami napije się alkoholu, później pokornie idzie prosić o żywność i dadzą mu się najeść, a do domu po pijanemu przychodzi rozrabiać. Jeśli więc możemy rozeznać sytuację, musimy skierować taką osobę do grupy anonimowych alkoholików albo do poradni trzeźwościowej. Można też podpowiedzieć, żeby udała się do lekarza po skierowanie na odwyk. Trzeba tym ludziom podpowiadać. W mojej 26-letniej pracy niejednokrotnie przyniosło to pozytywny efekt.
Czy istnieje relacja między pracą na rzecz trzeźwości, jaką podejmuje Kościół, a działalnością instytucji publicznych?
Zawsze jest taka relacja. Przy każdej gminie istnieją od wielu lat komisje do rozwiązywania problemów alkoholowych. Komisje te współpracują z instytucjami świeckimi i kościelnymi. Przez pewien czas sam należałem do takiej komisji. Kiedy zachodzi potrzeba, to zawsze można nawiązać kontakt. Wymieniamy się literaturą, ponieważ komisje dysponują dobrą i fachową literaturą dotyczącą choroby alkoholowej i trzeźwienia. Nieraz takie materiały otrzymywałem, zwłaszcza „Świat Problemów”, który jest bardzo dobrym pismem i bardzo pomaga w edukacji osoby uzależnionej. Druga strona otwiera się na Kościół, ale i sam Kościół chętnie podejmuje współpracę. W ten sposób rozwiązuje się problem, bo to nie tylko problem duszy człowieka, lecz także problem ludzkiego ciała i psychiki. Człowiek powinien całościowo do tej sprawy podejść. Niejednokrotnie ludzie przychodzą do mnie i myślą, że jestem jakąś czarodziejską różdżką, która od razu odmieni ich los. Do świętej pamięci prof. Dudry, psychiatry zajmującej się osobami uzależnionymi, również przychodzili alkoholicy, myśląc, że ona uleczy ich od razu. Choroba alkoholowa dotyka całego człowieka, dlatego ważna jest współpraca wielu jednostek, w tym Kościoła. Podjęta została także współpraca między Kościołem a ruchem Anonimowych Alkoholików.
Wspomniał Ojciec, że problem alkoholizmu to problem całego człowieka, jego duszy, psychiki i ciała. Czy osoba wierząca, która popadła w nałóg alkoholizmu, może leczyć się tylko u psychologów? Czy to jej wystarczy?
Może, ale to będzie zajęcie się tylko jedną sferą problemu. Często wielu ludzi przychodzi i chce leczyć się tylko za pomocą elementów religijnych, na przykład w sakramencie spowiedzi, co uważam za odpowiedzialne, bo pada tam wyznanie grzechów. Wielu nie utraciło wiary przez alkohol, a zdarzali się nawet tacy, którzy do Kościoła, będąc pijani, się przybliżają. Często uważają oni konfesjonał za bardzo ważne miejsce i chcą rozwiązać swój problem tylko za pomocą konfesjonału. Mówię alkoholikom, że jak długo chcą rozwiązywać problem za pomocą konfesjonału, tak długo konfesjonał jest dla nich wrogiem, dlatego że problem dotyczy cielesnej i psychicznej strony życia. A starożytna sentencja mówi: „Łaska buduje na naturze”. Żeby w sposób prawidłowy współpracować z łaską, którą dostajesz przy konfesjonale, trzeba pójść najpierw do lekarza, psychologa, a później przyjść do duchownego, by rozwiązać problemy moralne. Trzeba zająć się wszystkimi sferami życia, które dotknęła choroba.
Sierpień to w Polsce czas poświęcony szczególnej trosce o trzeźwość i abstynencję. Dlaczego akurat ten miesiąc został wybrany?
To ważny miesiąc, w którym wspominamy narodowe wydarzenia. Powstanie warszawskie było wielką ofiarą, dlaczego więc w tym miesiącu nie mielibyśmy ponieść mniejszej ofiary, podejmując z wyboru abstynencję? Po drugie cud nad Wisłą, wielkie zwycięstwo 15 sierpnia 1920 roku. W sierpniu obchodzimy również święto Matki Boskiej Częstochowskiej, która jest Królową naszego narodu. Jej najbardziej zależy, żeby Polska była trzeźwym narodem. Podpowiada nam to z częstochowskiego tronu. Dlatego miesiąc ten jest szczególnie poświęcony trzeźwości. Ponadto w sierpniu 1939 roku św. Maksymilian Maria Kolbe oddał życie za swojego brata. Jego ofiara była wielka i jest on obecnie patronem trzeźwości. Jest wielkim wsparciem i przykładem dla całego narodu, zwłaszcza dla osób pogrążonych w chorobie alkoholowej. Niektórzy twierdzą, że lepszym na to czasem jest Wielki Post.
Czy faktycznie obniża się statystyka spożywania alkoholu w tym czasie?
Sam osobiście nigdzie takiej statystyki nie uzyskałem. Według relacji jednak statystyka ta nie obniża się, ponieważ jest to miesiąc wakacyjny, są grille i inne spotkania, również wypady nadmorskie. Picie w Polsce w tym miesiącu jest pomnożone. Podejrzewam, że ilość spożywanego alkoholu się nie zmniejsza. Są jednak osoby szczególnie poświęcające się tej trosce o trzeźwość w tym miesiącu.
Czy istnieje złota reguła dla alkoholika? Dość przewrotnie można powiedzieć, że najlepiej jest po prostu nie pić. Czy jednak jest jakaś zasada, która pomogłaby osobom podatnym na alkohol nie wpaść w jego sidła?
Nie spotkałem takiej osoby, która chciałaby być uzależniona. Choroba przyszła w sposób podstępny. Złotą zasadą jest zainteresowanie się działaniem alkoholu, tym, jak wpływa na ludzi, jakie są ich świadectwa walki z chorobą. Istnieje obszerna literatura zawierająca historie wielu świadków dotyczące tego problemu. Należy więc zbadać problem. Nikt za mnie tego nie zrobi. Dorosła osoba posiadająca rozum powinna zastanowić się, czy ten środek nie okaże się zbyt szkodliwy. Niewątpliwie alkohol jest szkodliwy. Nie musi to być duża ilość, by zaszkodziła mojemu życiu. Znam takich alkoholików, którzy nie wypili wcale dużo alkoholu i mówią, że po krótkim czasie znaleźli się w sytuacji przymusu wypicia. Zdobycie wiedzy, że alkohol jest trucizną, że należy się nim posługiwać bardzo ostrożnie, to na pewno środek do tego, by uniknąć problemów z chorobą alkoholową. W Polsce mamy dzisiaj do czynienia z nowym potopem znaczonym alkoholizmem. Od wielu lat obserwujemy działalność ruchu Anonimowych Alkoholików, pionierskiego przedsięwzięcia, które przyszło do nas ze Stanów Zjednoczonych. Kiedy zaczynałem pracę jako duszpasterz trzeźwościowy, było niecałe tysiąc grup w Polsce. W tej chwili tych grup jest ponad dwa tysiące i znaleźć je można na każdym niemal kroku. Osoba, która ma problem alkoholowy, nigdy sobie nie poradzi, jeśli nie zetknie się z grupą anonimowych alkoholików. Sercem trzeźwienia jest ten ruch oparty na programie Dwunastu Kroków, w którym mamy odniesienie do Boga, do drugiego człowieka i do samego siebie. W tym programie człowiek odnajduje prostą drogę wyjścia z problemu. Życzę wszystkim uzależnionym w Polsce, aby odważyli się pójść na miting anonimowych alkoholików, aby zetknęli się z duchowym programem trzeźwienia, aby mu zawierzyli w sposób bezgraniczny. Jeśli tak będzie, to z największego dna można się podnieść i można iść w sposób trzeźwy i godny przez życie.
Mogą zainteresować Cię też: