Dzieje obrazu pompejańskiego

Większość z nas zna losy obrazu pompejańskiego do dnia przywiezienia go do Pompejów 13 listopada 1875 r. na wozie obornika. Co działo się dalej? Jak na obrazie znalazła się św. Katarzyna? Oddajmy głos świadkowi tych wydarzeń!

Angelo Tortora zaraz po przybyciu do Doliny Pompejańskiej oddał obraz misjonarzom. Oprócz nich w kościele przy odpakowaniu obrazu był obecny stary proboszcz, bracia-kapłani Romuald i Gennaro Federicowie oraz rodzina hrabiny de Fusco. Nikt nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na widok tego malowidła, które nie zdradzało żadnych cech artyzmu, a które miało być przeznaczone do publicznego kultu. Zapadła zgoda, że obrazu w takim stanie nie można publicznie wystawić w kościele. Musiałem przystać na to, by obiekt tylu poszukiwań trafił do kąta za ołtarzem.

Następnego ranka zaczęliśmy w kościele naradzać się nad odnowieniem obrazu. Nie mieliśmy jednak czasu, aby go odesłać do konserwatorów w Neapolu. Uważano też, że ten stary i zupełnie zniszczony obraz nie jest wart większego wydatku na odnowienie. Wtedy proboszcz, ksiądz Giovanni Cirillo, powiedział: 

– Znam artystę, który maluje krajobrazy pompejańskie a obecnie pracuje nad amfiteatrem. To pan Guglielmo Galella, jest dobrym katolikiem i przychodzi do mnie do spowiedzi. Może podejmie się odnowienia obrazu za niską cenę albo może nawet uczyni to za darmo, skoro powiemy mu, jaki jest tego cel. Poprośmy go do nas.

Po krótkiej chwili zjawił się malarz Galella, a obejrzawszy obraz oznajmił, że renowacja zajmie sporo czasu.

– Ten obraz – powiedziałem do niego – podarowano nam, aby pomógł szerzyć nabożeństwo różańcowe wśród tutejszych mieszkańców. Kosztów renowacji nie może się podjąć kasa parafialna ani żadne stowarzyszenie, bo tu żadnego takiego nie ma. Koszty te biorę więc na siebie. Dam panu 13 lirów za odnowienie tego obrazu wartego trzy liry. Niech go pan doprowadzi do takiego stanu, by można go było zawiesić w kościele.

Malarz przyjął propozycję. Minął pierwszy tydzień, potem drugi i trzeci, a malarz obrazu nie oddawał. Misje dawno już się zakończyły, a księża powrócili do swoich parafii uradowani z obfitych żniw w winnicy Pańskiej. Na szczęście mieszkańcy zapaleni słowami misjonarzy cierpliwie czekali na nowy obraz i gromadzili się codziennie wieczorem na różańcu przed litografią. Ten ich zapał pozwolił mi założyć upragnione Bractwo różańcowe, aby każdy jego członek mógł zyskać odpusty zaraz po odsłonięciu obrazu. (…)

Pierwsza renowacja obrazu

Zbliżał się koniec stycznia 1876 roku. Pewnego dnia odebraliśmy wiadomość, że malarz Galella przyniósł obraz. Biedak zrobił, co tylko mógł. Wszystkie szczeliny i dziury zamalował grubo farbą, a cały obraz pokrył pokostem, co nadało mu nieco świeżości. Ale twarz Najświętszej Panny pozostała tak samo bez wyrazu i uroku. Brakowało korony na głowie i odpowiedniego odstępu od ramy. Zyskaliśmy tylko tyle, że obraz mogliśmy wystawić do publicznej czci bez obawy, że przy okazji wizytacji biskupiej zostaniemy poproszeni o jego schowanie. Odebrałem obraz dosyć zadowolony i zapytałem uprzejmie malarza o cenę jego pracy.

– Sześćdziesiąt franków – zabrzmiała odpowiedź.

– Sześćdziesiąt?! Cały obraz kosztował tylko trzy, a pan żąda sześćdziesiąt za odnowienie? – spytałem zaskoczony.

– Moja praca jest warta więcej. Tyle wydałem na samą farbę, pokost i inne materiały. 

– Jeżeli tak, to niech pan sobie zatrzyma ten obraz i sprze­da go z zyskiem. Wystarczy nam litografia, przynajmniej dopóki nie postawimy nowego kościoła. 

Lecz malarz był dobrym katolikiem i gdy tylko usłyszał, do czego przeznaczyliśmy obraz, i że ubodzy chłopi składają się na budowę świątyni, wzbraniał się przyjąć nawet 13 franków, które mu obiecałem. Wziął tylko 10, a trzy oddał z powrotem mówiąc: 

– Chcę być pierwszym ofiarodawcą nowego kościoła. 

Rzeczywiście, te trzy franki malarza były pierwszą ofiarą złożoną przez artystę na rzecz świątyni pompejańskiej. Nie mógł on przewidzieć tego, że został pierwszym z wielu arty­stów włoskich, którzy uwiecznili swoje nazwiska dobrowolnymi pracami nad kościołem. Jakże czułby się szczęśliwy, gdyby wiedział, że Opatrzność jego właśnie przeznaczyła do odnowienia obrazu, który w niedługim czasie miał zasłynąć cudami na cały świat i odbierać cześć tysięcy wiernych. (…)

Druga renowacja obrazu

Aby uzupełnić historię obrazu doznającego dziś tak wielkiej czci, pragnę opisać, co zdarzyło się cztery lata później. Cześć Królowej Różańca Świętego w Pompejach stale wzrastała, podczas gdy obraz w wilgotnym kościółku parafialnym ulegał coraz większemu zniszczeniu. Pewnego dnia niejaki Federigo Maldarelli, znakomity malarz neapolitański, ofiarował się go gruntownie wyreperować i odnowić. Z radością przyjąłem tę ofiarę. Poprosiłem go przy tej okazji, by św. Różę przemalować na św. Katarzynę. Obie święte dziewice należą do zakonu dominikańskiego. Chociaż pierwsza z nich jest pierwszą świętą, którą wydała Ameryka, to jednak wolałem u boku Królowej Różańca widzieć moją szczególną patronkę, dziewicę ze Sieny. Jako Włoszka była chlubą mojej ojczyzny, a zarazem matką i mistrzynią trzeciego zakonu.

Prosiłem pobożnego malarza, aby koronę z róż św. Róży zamienił w koronę cierniową, a na dłoniach domalował stygmaty. Największą trudność sprawiała rumiana, kwitnąca twarz św. Róży, która zupełnie nie nadawała się na twarz św. Katarzyny. Przypomnijmy sobie owe ascetyczne i łagodne oblicze, które odmalował Vanni na jednym z obrazów pozostawionych po świętej, znajdującym się w kościele domini­kańskim w Sienie. Ku mojemu zadowoleniu artysta obiecał wszystko to wykonać. Następnego dnia moja żona wysłała obraz do pracowni malarza.

W ciągu tych trzech lat Królowa Różańca Świętego okazała przez liczne łaski i cuda swoje upodobanie w dziełach dokonujących się w Dolinie, a zwłaszcza w budowie kościoła poświęconego Jej czci. Nawet z Neapolu przybywało mnóstwo pielgrzymów, aby złożyć podziękowanie Najświętszej Pannie za odebrane łaski i uprosić nowe. (…)

Maldarelli naprawiał obraz w swojej pracowni od czerwca do sierpnia 1879 roku. Dołożył też wszelkich starań, aby mu nadać piękna i wspaniałości. Osiągnął to poprzez odmalowanie na nowo twarzy widniejących na nim postaci. Płótno obrazu, jak to już wcześniej wspomniałem, było bardzo zniszczone. Maldarelli poradził się znakomitego znawcy, niejakiego Francesca Chiarielliego, który miał swoją pracownię w pałacu rodziny Luperanich. Przypominam sobie, że na odnowienie płótna wręczyłem Chiarielliemu 60 franków. Według najnowszej i bardzo praktycznej metody zdjął on warstwę farb ze starego, podartego płótna, i przeniósł ją na płótno nowe i większe od poprzedniego. Po tym zabiegu Maldarelli mógł wykończyć obraz, którego braki, zwłaszcza nad głową Najświętszej Panny, były bardzo rażące. Znakomicie wywiązał się z tego zadania: nadał obra­zowi ciemniejsze, jednolite tło, co sprawia dobre wrażenie szczególnie, gdy patrzy się z oddalenia.

Ograniczony dostęp

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!

© Rosemaria

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Bartolo

Longo

Doktor prawa, adwokat, społecznik, członek trzeciego zakonu dominikańskiego, założyciel sanktuarium w Pompejach i Miasta Miłości.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
2
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x