„Wówczas podeszło do Niego kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę». Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania”
Łk 20, 27-36
To dość powszechna pokusa – złapać Boga na słowie, pokazać mu, że się myli, że nie ma racji, a jego obietnice są złudne. Ulegli jej saduceusze, członkowie stronnictwa żydowskiego opierający swoją wiarę tylko na Pięcioksięgu. Mojżesz nie zapisał w nim niczego o zmartwychwstaniu, dlatego saduceusze odrzucali tę prawdę wiary. Stąd ułożony kazus – na pierwszy rzut oka sprawnie obrazujący absurdalność wiary w powstanie ze śmierci. Smaku dodaje fakt, że ta opowieść nawiązuje do podania o męczeństwie siedmiu braci opisanego w 2 Księdze Machabejskiej, a stanowiącego jedno ze źródeł wiary faryzeuszów w życie wieczne. Członkowie Sanhedrynu chcą więc wciągnąć Pana Jezusa w swój wewnętrzny spór religijny – nie dlatego, że uznają go za autorytet, ale by zdyskredytować go przed swoimi oponentami.
Prawo lewiratu, bo o nim mowa w przedstawionym przez saduceuszów kazusie, zobowiązywało brata zmarłego męża do poślubienia wdowy po nim, aby zapewnić jej potomka, a tym samym jej utrzymanie oraz zachowanie imienia zmarłego (por. Pwt 25,6). Zauważmy: jeśli nie ma życia wiecznego, prokreacja staje się jedynym sposobem na realizację pragnienia przezwyciężenia widma śmierci. Życie bezżenne, bezdzietne to bezsens, poddanie się nieuniknionej śmierci bez owocu swojego istnienia. Taką perspektywę mają saduceusze.
Jezus w odpowiedzi zupełnie zmienia optykę. Skoro umarli zmartwychwstaną, życie samo w sobie zachowane jest na wieczność. Jak czytamy w dalszej części perykopy, Pięcioksiąg, na którym opierają się oponenci Chrystusa, mówi o żyjącym Abrahamie, Izaaku i Jakubie, nawet po ich ziemskiej śmierci. Musi zatem istnieć inne życie, a nadzieja wskrzeszenia oparta jest na Bożej obietnicy.
Mało jest miejsc w Biblii, w których Pan Jezus zdradza cokolwiek o życiu niebieskim. Tutaj jednak odkrywa część tej wspaniałej prawdy. Czeka nas tam istnienie w zupełnie innej formie: „żenić się nie będą”. To nie jest jednak logion obniżający wartość małżeństwa. Ono samo, jak czytamy w listach św. Pawła, stanowi znak miłości Boga do Kościoła. Chodzi o coś innego, odpowiedzi należy szukać w kontekście dyskusji o prawie lewiratu. Ci, którzy żyją w niebie, mają udział w chwale i nieśmiertelności Boga. Nie muszą już szukać wszelkimi sposobami możliwości przedłużenia pamięci swojego imienia. Oni już nie umierają, co więcej, mają dostęp do pełni miłości Boga. Tej miłości, która nasyca wszelkie pragnienia, daje pełnię szczęścia i w której człowiek jest w pełni zrealizowany. Tej miłości, której małżeństwo jest tylko (i aż!) doczesnym znakiem.
Jeśli więc nadzieja wskrzeszenia i nieśmiertelności w ramionach Ojca jest prawdziwa, możliwe jest, aby oddać dla niej wszystko. Chrystus mówi o tych, którzy zostali uznani za godnych udziału w życiu przyszłym, którzy „nie będą się żenić ani za mąż wychodzić”. Opierając się na tekście greckim, lepiej byłoby przetłumaczyć ten logion w czasie teraźniejszym: „zostali uznani” oraz „nie żenią i za mąż nie wychodzą”. To prawda, wypełniająca wszystkich w niebie miłość i chwała Boża, wzniosą nas ku nowemu sposobowi życia, w oderwaniu od miłości małżeńskiej. Są jednak tacy, których Bóg uznaje już teraz za godnych życia w ten sposób, którzy – zupełnie dobrowolnie – rezygnują z małżeństwa dla życia obyczajami niebian.
Ewangelista napisał o nich „są równi aniołom”. Co to znaczy? Czy bezżenni dla nieba stają się istotami czysto duchowymi, wyrwanymi z cielesności i płciowości? Przecież mamy zmartwychwstać w ciele, zupełnie inaczej od często spotykanego wyobrażenia eterycznych dusz, unoszących się w nieznanej pustce. Zupełnie nie, ten obraz to blade echo platońskich poglądów, a nie prawda biblijna. Poza tym decyzja o konsekracji, celibacie czy cichym oddaniu się samotności dla Boga nie zmienia natury, człowiek nie staje się aniołem, ale jest jak anioł. Ciało jest częścią naszej osoby, nie grobowcem ducha. Święty Paweł korygował Koryntian, pisząc o naszym ciele: „Wiemy bowiem, że kiedy zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką ludzką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie” (2 Kor 5,1).
Greckie angelos znaczy tyle co „posłany”. Żyć na równi z aniołami, to pozwolić posyłać się Bogu z jego orędziem o zmartwychwstaniu, jak aniołowie przy grobie. To być jak aniołowie przy grocie betlejemskiej, głoszący chwałę Boga i pokój ludziom jego upodobania. Może nawet jak serafini z wizji Izajasza, wołający nieustannie „Święty, Święty, Święty!”
Przede wszystkim życie jak aniołowie to życie otwarte na wieczność Bożą. Aniołowie mają w niej nieustanny udział. Nasza ziemska egzystencja kończy się śmiercią, ale żyjąc życiem nieba, człowiek już teraz przekracza granicę śmierci, jakby całym życiem głosił zmartwychwstanie. Przecież znak rezygnacji z małżeństwa i rodzicielstwa sam w sobie stanowi pytanie do świata o sens takiego życia, sens zrozumiały tylko w Chrystusie wprowadzającym nas do wieczności. Święty Jan Paweł II w adhortacji „Vita consecrata” stwierdził, że konsekracja „jest szczególnym eschatologicznym wizerunkiem niebiańskiej Oblubienicy i przyszłego życia, w którym Kościół zazna wreszcie pełni miłości do Chrystusa – Oblubieńca. Sobór Watykański II, przypominając wiekowe nauczanie Kościoła, idzie w tej myśli jeszcze dalej: konsekracja w wyższym stopniu (…) zapowiada przyszłe zmartwychwstanie i chwałę Królestwa niebieskiego” (LG 44).
Wrócę jeszcze do myśli, że małżeństwo stanowi znak miłości Chrystusa do Kościoła. Paweł Apostoł tak właśnie ujmował miłość małżeńską (Ef 5, 21-33). Dlatego stanowi ono sakrament, widzialny znak ukrytej rzeczywistości łaski. Łaski, która umożliwia małżonkom miłość aż po wydanie swojego życia dla współmałżonka, ale też daje moc do ukazywania światu prawdy o miłości Bożej.
Czystość konsekrowana, o której mówi Pan Jezus w medytowanym fragmencie, nie jest jednak sakramentem. Ani śluby zakonne, ani przyrzeczenie celibatu składane przed sakramentem święceń, ani konsekracja dziewic nie stanowią sakramentu. Dzieje się tak, ponieważ sakrament jest znakiem niewidzialnej łaski, a więź oblubieńcza z Chrystusem jest samą rzeczywistością, nieukrytą za sakramentalnymi znakami. To życie niebian, realizowane tu i teraz, przez tych, których Bóg sam uznał za godnych udziału w świecie przyszłym już dziś. Czystość, bezżenność są świadectwem tego wybrania na wyłączność w miłości dla Boga. Tej miłości, która czeka każdego człowieka, bez względu na stan życia, w niebie. Wybranych Bóg zachęca do przekroczenia czasu, własnej śmierci i duchowej przestrzeni, aby już teraz wszystkie siły skupić na życiu pełnią Bożej miłości, tak absorbującej i fascynującej, że każda inna blednie w jej świetle.
To także jeden z rysów życia jak aniołowie. W Ewangelii św. Mateusza Jezus zdradza, że aniołowie zawsze wpatrują się w oblicze Ojca w niebie (por. Mt 18,10). Skupienie całego życia na przylgnięciu do Boga, na ciągłym wsłuchiwaniu się w jego wolę – tak żyją aniołowie. Podobnie pisze o dziewicach poświęconych Bogu św. Paweł: „Kobieta niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to by była święta i ciałem i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi” (por. 1 Kor 7, 34).
W niebie wszyscy zbawieni będą żyć jak aniołowie, w chwale Boga, nieustannie sycąc się bezkresem jego miłości i poznając jego fascynującą obecność. Niektórzy są zaproszeni już na ziemi, aby żyć w ten sposób. Myślmy o nich w Kościele z wdzięcznością jako drogowskazach nieustannie skierowanych na dom Ojca.
Agata Skorupska-Cymbaluk