Opis cudu Pięćdziesiątnicy musi rozpalić serce każdego chrześcijanina. Na pewno każdy z nas chciałby zobaczyć cud i poczuć wiarę namacalnie – wprawdzie Chrystus powiedział „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20:29), ale o ileż łatwiej byłoby otrzymać jakiś „namacalny dowód” działania Boga…
Noc sylwestrowa 1900 roku
To pragnienie było także udziałem pastora Charlesa Parhama z miasta Topeka w stanie Kansas. Postanowił zrobić wszystko, by tego doświadczyć – wraz z grupą swoich słuchaczy rozpoczął modlitwę o dar języków.
Wydawało się, że Bóg wysłuchał zgromadzonych w noc sylwestrową 1900 roku. W pewnym momencie jedna ze studentek, Agnez Ozman, zaczęła wydawać z siebie dźwięki, nie znane nikomu z obecnych. Zgromadzeni zgodnie orzekli, że jest to język chiński. Wkrótce i inne osoby poczęły zachowywać się podobnie.
Zarówno pastor, jak i jego podopieczni byli absolutnie przekonani, że wydawane dźwięki należą do istniejących języków różnych narodów. Byli tego tak pewni, że kiedy Agnez poczęła również pisać „po chińsku” zamieścili wykonany przez nią „napis” w gazecie (patrz zdjęcie). Pastor w wywiadzie dla „Kansas City Times” oświadczył:
„Częścią naszej pracy będzie nauczenie Kościoła, jak bezużyteczne jest spędzanie czasu przez lata na przygotowywaniu misjonarzy do pracy w obcym kraju, kiedy wszystko, co muszą zrobić, to prosić Boga o moc.”
Rzekome „chińskie pismo” Agnes Ozman uznane przez zapaleńców z Topeka za owoc daru języków. Oczywiście przedstawione tu kształty nie mają najmniejszego związku z pismem chińskim.
To niewiarygodne, ale przekonanie o otrzymanym darze mówienia wszystkimi językami było tak silne, że zaniechano sprawdzenia, czy wydawane dźwięki są w ogóle jakimś językiem. Wkrótce zbór w Topeka rozesłał „charyzmatyków” po całym świecie, aby głosili orędzie w Japonii, Chinach, Indiach i innych egzotycznych krajach.
Oczywiście stało się to, co się stać musiało: nie byli w stanie porozumieć się z tubylcami. Nie tylko nie było mowy o ewangelizacji, ale wręcz nie potrafili dogadać się w najprostszych, życiowych sprawach – niektórzy nawet głodowali.
Kompromitacja była całkowita, zbór podupadł, a sam pastor Parham uwikłał się niebawem w rzekome „egzorcyzmy” w czasie których „uwalnianym” odmawiano jedzenia i picia, wskutek czego przynajmniej 3 osoby zmarły.
Dalsze nadużycia
Zadziwiające, że na tym historia rzekomego „daru języków” się nie skończyła. Czarnoskóry uczeń pastora, William Seymour (którego Parham nie wpuszczał do głównej Sali zboru wraz z „białymi”, każąc mu siedzieć osobno, w korytarzu) założył własną wspólnotę na Azusa Street (ulica Los Angeles). Pomny na blamaż z Topeka, zrezygnował z utrzymywania, iż wydawane dźwięki są słowami obcego języka. Przyjął, że dar języków nie musi się wiązać z mówieniem… jakimkolwiek językiem. Było to sprytne posunięcie: Charles Parham został skompromitowany między innymi dlatego, że można było sprawdzić, czy dźwięki, jakie wydają jego studenci, mają cokolwiek wspólnego z jakimkolwiek językiem: takiego kryterium nie można było zastosować do uczestników spotkań na Azusa Street, bo nie uznawali konieczności, aby wypowiadane słowa były w ogóle… słowami.
Trafnie tę tezę podsumował wielki przyjaciel Odnowy, będący jednak także jej obiektywnym badaczem, Ksiądz Biskup Andrzej Siemieniewski:
„Od początków nowożytnego ruchu charyzmatyczno-pentekostalnego, czyli od początku XX wieku, ludzie posługujący się glossolalią wierzyli, ze mówią którymś z języków ludzkich.
Początkowo wierzyli, że pozwoli im to głosić Ewangelię w innych krajach bez potrzeby uczenia się języków obcych, później – że będą mogli przynajmniej modlić się w jakimś obcym języku. Wreszcie, po kilkudziesięciu latach realia zmusiły do reinterpretacji tej tezy: zaczęto uczyć, że większość nowotestamentowych wzmianek o mówieniu językami odnosi się do glossolalii w takiej postaci, w jakiej najczęściej obecna jest we współczesnym ruchu odnowy charyzmatycznej”.
Na Azusa Street, gdzie dominowały osoby czarnoskóre, wprowadzono do modlitw wiele elementów charakterystycznych dla kultur afrykańskich. Właśnie tam ruch charyzmatyczny otrzymał elementy często dziś z nim kojarzone: żywiołowość, ale także transy, upadki, nieskoordynowane ruchy ciała i okrzyki.
Przekroczono kolejną barierę
Choć zjawisko posiadało wątpliwe podstawy teologiczne, było bardzo efektowne – nareszcie podczas spotkań „coś się działo”. Niektórzy inni pastorzy uznali, że rzekome „mówienie językami” pozwoli im przekonać słuchaczy o tym, że są posłani przez Boga. Przy tym wszystkim istniała tendencja do posunięcia się coraz dalej – kiedy już „dar języków” nieco się znudził, poczęto „wyganiać szatana” a nawet pojawiły się twierdzenia o masowych uzdrowieniach.
Kościół katolicki i prawosławny – ale także historyczne wspólnoty protestanckie – długo sprzeciwiały się podobnym praktykom. W późnych latach 60-tych XX wieku została przekroczona kolejna bariera. Trzech wykładowców katolickiego uniwersytetu w Pittsburgu, uczęszczających na spotkania protestanckie, postanowiła wprowadzić w to „doświadczenie” grupę modlitewną katolickich studentów. To zapoczątkowało ruch charyzmatyczny w Kościele katolickim.
Niestety, efektowność „mówienia językami” przyćmiła wątpliwe podstawy teologiczne i biblijne tego zjawiska. Podobnie było z innymi praktykami ruchu charyzmatycznego. Na przykład ze zjawiskiem „spoczynku” (upadek na ziemię spowodowany modlitwą i położeniem rąk na głowę obmadlanego), który został potępiony przez Komisję Teologiczną Odnowy – mimo to dziś występuje w większości grup charyzmatycznych.
Prenumerata "Królowa Różańca Świętego"
„Królowa Różańca Świętego” to czasopismo poświęcone Matce Bożej Różańcowej oraz nowennie pompejańskiej.