Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż to się stanie. Łk 12, 49-50
Często wydaje nam się, że znamy Biblię – a przynajmniej Ewangelię – na wskroś. Słuchając liturgicznych czytań, niemal odruchowo dopowiadamy dalszy ciąg zdań. A jednak – wiele perykop, choć znajomych jak powtarzane od dzieciństwa melodie, wydaje się być przed nami zamknięte ze swym sensem niosącym dobrą nowinę.
Fragment, nad którym chcę się zatrzymać, na pierwszy rzut oka może wydawać się niepokojący i nieco sprzeczny z wcześniejszymi wydarzeniami opisanymi przez ewangelistów. Znajdujemy się w dwunastym rozdziale Ewangelii św. Łukasza. To ta jej część, w której Pan Jezus postanowił już zdążać bezpośrednio do Jerozolimy, aby wydać swoje życie. Scena chrztu w Jordanie została dawno za czytelnikiem. Mimo to Chrystus zapowiada swój chrzest (gr. baptizma – zanurzenie). W dodatku łączy go z wypowiedzą o ogniu (a nie, jak intuicyjnie można się spodziewać, o wodzie). Pozornie nic tu się nie zgadza.
Aby zrozumieć tę wypowiedź, spróbujmy najpierw zobaczyć, jakie skojarzenia mogła wywołać w jej pierwotnych słuchaczach. Jezus kieruje ją do grona swoich uczniów, Żydów wyrosłych na tradycji Tory i Proroków.
Ogień w Starym Testamencie odnosił się do obecności i działania Bożego. W czasie fundamentalnych dla losów Narodu Wybranego wydarzeń, ogień z nieba spalał ofiary dla Najwyższego. Pojawił się w mroku nieprzeniknionym wśród zwierząt przerąbanych przez Abrahama, aby dopełnić zawartego przymierza (por. Rdz 15, 7-21). Podobnie Biblia mówi o „ogniu, który wyszedł od Pana i strawił ofiarę całopalną”, opisując wprowadzenie Aarona do posługi kapłańskiej (por. Kpł 9, 22-24). Motyw ognia odnajdujemy też w opisie poświęcenia Świątyni Salomona: „Skoro Salomon zakończył modlitwę, spadł ogień z nieba i strawił całopalenie oraz żertwy, a chwała Pańska wypełniła dom. Kapłani nie mogli wejść do domu Pańskiego, ponieważ chwała Pańska napełniła dom Pański” (2 Krn 7, 1-2).
Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!
…i wspieraj katolickie czasopisma! Mnóstwo ciekawych tekstów o duchowości pompejańskiej oraz świadectwa!
Zobacz Zamów PDFNajbardziej spektakularną opowieść o ogniu spadającym z nieba na ofiarę znaleźć można w 1 Krl 18, 20-40. Autor natchniony relacjonuje tam starcie proroka Eliasza z prorokami Baala. W walce o wierność Izraela jedynemu Bogu Eliasz zaproponował swoisty test: obie strony miały złożyć swoje ofiary, nie podkładając jednak pod nie ognia. Ta ofiara, którą Bóg (lub Baal) przyjmie, zapalając ogniem, wskaże na prawdziwego Boga. Dla podkreślenia wagi cudu prorok polecił swoją ofiarę zalać obficie wodą. Hagiograf zapewnia: „spadł ogień od Pana i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jaki też pochłonął wodę z rowu” (1 Krl 18, 38).
Kiedy więc Chrystus mówił do uczniów: „przyszedłem ogień rzucić na ziemię” – w ich pamięci niechybnie pojawiły się właśnie te obrazy mówiące o Bogu przyjmującym w cudowny sposób w decydujących momentach historii ofiarę swojego ludu. Zaskakujące – Jezus nie mówi, że sprawi zesłanie przez Boga ognia na ziemię, ale że to On ten ogień rzuci. Pada więc wyraźna deklaracja o Jego bóstwie, z pewnością zrozumiała dla słuchaczy. Tylko… co z ofiarą, na którą miałby zstąpić ten niebiański ogień?
Jej zapowiedź pada w kolejnym zdaniu: „Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie”. Jeszcze większe napięcie widać w oryginalnym brzmieniu tekstu, które w dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby następująco: „Zanurzeniem mam być zanurzony i jakże jestem dręczony (uciskany), dopóki się to nie dopełni”. Obok pragnienia rzucenia ognia pojawia się jeszcze jedno intensywne przeżycie Pana Jezusa – sięgające do głębi serca przynaglenie dopełnienia swojej misji w tajemniczym chrzcie. Pada tu w oryginale czasownik gr. teleo, który znajdzie się w Janowym opisie męki. Ostatnim słowem przed śmiercią Ukrzyżowanego było właśnie: „Dokonało się!” – gr. tetelestai (por. J 19, 30). Chrzest, o którym mówi Jezus, jest więc wskazaniem na Jego mękę. Ten, który rzuca ogień z nieba na ofiarę, Sam się nią stanie. Zanurzony we własnej Krwi otworzy wierzącym źródła chrzcielne wypływające z Jego rozszarpanego Serca.
Niektórych oburza ta tajemnica, bo czy Bóg miałby być tyranem żądającym aż krwawej ofiary od swojego Syna. Jezus odsłania jednak zupełnie inną prawdę: „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je daję” (J 10, 17-18a). Przez Wcielenie, stając się człowiekiem, Syn Boży przyjmuje zadanie, aby jako jeden z nas w pełni odpowiedzieć na miłość Ojca. W odwiecznym życiu Trójcy Najświętszej objawia się ona jako rodzenie Syna przez Ojca oraz oddawanie przez Syna życia Ojcu – w Duchu Świętym. Ta ciągła wymiana, ciągłe oddawanie Siebie w miłości, toczy się także w ziemskim życiu Pana Jezusa. Ofiara, którą składa z Siebie, jest ofiarą miłości, w którą brutalnie wtargnął grzech człowieka, czyniąc z niej ofiarę krwawej kaźni. Chrystus nie pragnie więc męki, w sensie tęsknoty za niewyobrażalnym cierpieniem, lecz płonącego ognia, który trawiąc Go, w pełni odda Go Ojcu. To ze względu na grzech człowieka ofiara dzieje się w kontekście brutalnej śmierci na krzyżu.
Myśl idzie jeszcze dalej. Ogień ma zostać rzucony nie tylko na Chrystusa Pana, ale na całą ziemię. To łaska płynąca ze śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Święty Jan Chryzostom, komentując przebicie Serca Jezusa na krzyżu, pisze: „Jak z boku Adama Bóg stworzył kobietę, tak też Chrystus dał nam ze swego boku wodę i Krew, z których utworzył Kościół”. Z zanurzenia Jezusa w mękę płynie dla nas zanurzenie chrzcielne, w którym stajemy się synami w Synu Bożym. Święty Paweł z zachwytem woła: „Z miłości (Ojciec) przeznaczył nas dla Siebie, jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 5a). Dzięki temu przylgnięciu i utożsamieniu się z Chrystusem także nasze życie może być przyjęte przez Ojca, także na nie spada ogień z nieba. Płonie on w ten sposób w nas codziennie, kiedy żyjemy chrzcielnym przyobleczeniem się w Chrystusa.
Ogień przychodzący z nieba pojawia się jeszcze w opisie Pięćdziesiątnicy. Duch Święty, który płonął w Chrystusie, aż do złożenia Jego ofiary, zstępuje teraz na Kościół. To On jest – jak zauważa św. Hieronim – Ogniem obiecanym przez Jezusa, przychodzącym, aby prowadzić uczniów i kształtować ich na synów Bożych (por. Rz 8, 14). On włącza ich w ofiarę Jedynego Syna i życie Trójcy.
Święty Andrzej z Krety zauważył, że w każdym sakramencie promieniuje „światło trzech słońc”, w każdym działa cała Trójca – „trzy słońca, promieniujące światłem wzajemnego współprzenikania”. W kontekście naszych rozważań zatrzymam się jeszcze przy Eucharystii. W niej Boski Ogień z Nieba, Duch Święty, zstępuje na ofiarę Kościoła, przemieniając ją w zbawczą Ofiarę Syna Bożego i z Nim oddaje nas Ojcu. Nie składamy jednak naszego życia Ojcu tak jak Jezus, bo nie jesteśmy zdolni to tej miłości i takiego oddania. Składamy je w zjednoczeniu z Synem Bożym, włączając się w Jego ofiarę
Tak, każda msza święta jest zstąpieniem Ducha Świętego, jest realizacją pragnienia Jezusa, aby Ogień, który przyszedł rzucić na ziemię, zapłonął. Pieśń autorstwa syryjskiego poety z IV w. św. Efrema sławi tę prawdę:
W Twym chlebie żyje ukryty Duch,
który nie może być spożyty;
w Twym winie płonie ogień,
który nie może być wypity.
Duch w Twym chlebie,
ogień w Twym winie
są wielkimi cudami,
jakie przyjmują nasze usta.
(przeł. W. Kania)
Pozwolić Pan Jezusowi, aby rzucił swój Ogień na ziemię, to zacząć od prośby o rozpalenie swojego serca. Modlę się często, abym płonęła żarem troski o Eucharystię, o jak najczęstszą komunię sakramentalną z moim Bogiem. Proszę, aby stał się dla mnie Ogniem pochłaniającym (por. Hbr 12, 29), który rozpali mnie i oczyści. I wiem, że to musi spowodować rozłam ze światem, który Jezus zapowiada w dalszych wersach. O tym jednak w kolejnych rozważaniach.
Agata Skorupska-Cymbaluk