W bogatej twórczości Henryka Sienkiewicza warto zwrócić uwagę na wciąż mało znaną, wręcz zapomnianą w czasach PRL-u nowelę Pójdźmy za Nim! Została ona wydana w 1892 r. i w pewnym sensie stanowi literacką zapowiedź Quo vadis.
Akcja utworu dzieje się w starożytnym Rzymie, a jednym z jej bohaterów jest Kajus Septimus Cinna, rzymski arystokrata, który po skończonej służbie w legionach powrócił do Wiecznego Miasta. Tu rozpoczął żywot lekkoducha i hulaki. Otaczał się pięknymi przedmiotami, znał literaturę i filozofię, ale dla własnej wygody odrzucił religię i zasady moralne. Żył „nie tylko jak żołnierz, który szaleje, ale patrycjusz, który przebiera”. W pewnym momencie Cinna doświadczył uczucia przesytu i rozczarowania, zmęczenia i przejmującego niepokoju o sens własnej egzystencji. Dramat swojego życia zagłuszał jeszcze bardziej zachłanniejszym korzystaniem z uciech życia w Aleksandrii, lecz gdy i to nie pomogło, postanowił zakończyć swoje życie. Proroczy sen ocalił go od samobójstwa i wpłynął na zmianę życia, a przyjaźń z Tymonem Ateńczykiem, mędrcem poszukującym rozwiązania tajemnicy „przeznaczeń świata i człowieka”, odmieniła jego losy. Pokochał też z wzajemnością jego córkę, Anteę. Małżeństwo z nią przyniosło mu szczęście i ukojenie.
Jednak po upływie roku kobieta zaczęła chorować. Dotknęła ją tajemnicza, nieuleczalna i wyniszczająca choroba – porażały ją koszmary potwornych zjaw o trupich twarzach. Żaden lekarz nie mógł jej pomóc i gdy śmierć nieubłagalnie sięgała po cierpiącą kobietę, Cinna za radą żydowskiego lekarza podjął próbę ratowania małżonki w zdrowszym klimacie Jerozolimy, gdzie znajomy z dawnych lat, prokurator Pontius, przyjął ich serdecznie.
Tymczasem w piątkowy, upalny poranek sąd „zaciekłych kapłanów” i „parszywa tłuszcza” zmusiły Piłata do wydania wyroku śmierci, co do słuszności którego on sam nie był przekonany. Prokurator, snując refleksje o zakończonym właśnie procesie, podkreślał nawet swoją sympatię do Skazańca, potępiając jednak wszystkie Jego nauki. W sposób szczególny zadziwiała go Jego postawa podczas biczowania: „Gdy Go bito, cierpliwy był jak jagnię i błogosławił ludziom. Gdy spłynął krwią, wzniósł oczy do góry i modlił się. To najdziwniejszy człowiek, jakiego w życiu widziałem”.
Piłat zaprosił przybyłych z Rzymu przyjaciół na publiczne widowisko ukrzyżowania, mające zapewnić – z braku innych atrakcji – rozrywkę gościom. Niespodziewanie Antea, którą systematycznie nawiedzała Hekate – bogini ciemności, zapragnęła zobaczyć tego człowieka, który głosił miłość i obiecywał życie po śmierci. Kobieta była przekonana, że nowa prawda, której nadejścia oczekiwał jej ojciec, wyraża się w nauce Skazańca. Zrozumiała też, że tylko On może „wydobyć umęczoną duszę ludzką z pomroki i więzów”.
Wkrótce po przybyciu na Golgotę Cinna i Antea dostrzegli zbliżający się pochód. Wśród zaciekłych sędziów Sanhedrynu, tłumu faryzeuszy i sprawiedliwie skazanych łotrów dostrzegli okrytego ranami Nazarejczyka. „Szedł wśród urągowiska ciżby, jakby oderwany już od ziemi, jakby niebaczny na okrzyki nienawiści lub jakby nad miarę ludzkich przebaczeń przebaczający i nad miarę ludzkiej litości litościwy, bo już nieskończonością ogarnięty, już nad ludzkie zło wyniesiony, cichy bardzo, słodki i tylko ogromem smutku całej ziemi smutny”.
Antea bardzo głęboko przeżyła to spotkanie. Drżąca ze wzruszenia, zapłakana, zrozpaczona „na pół przytomna z żalu, litości i oburzenia na ślepe okrzyki ciżby, zaczęła chwytać hiacynty i kwiat jabłoni, i rzucać pod stopy Nazarejczyka”.
Scena ta jest wyrazem właśnie obudzonej wiary chorej kobiety, która wypowiada krótką modlitwę: „Tyś jest Prawdą…”.
Sobotni, pochmurny i deszczowy poranek nie zapowiadał słonecznej niedzieli. A jednak nazajutrz się wypogodziło. W południe zaś uzdrowiona już Antea doświadczyła niespodziewanej łaski „obcowania” ze zmartwychwstałym Zbawicielem:
„…na jej obliczu nie było przerażenia. Rozchyliły się usta, oczy patrzyły coraz szerzej – i jakaś niezmierna radość poczęła rozjaśniać jej twarz.
– Słup światła zbliża się ku mnie – mówiła dalej. – Widzę! To On, to Nazarejczyk!… Uśmiecha się … O słodki!… O miłościwy!… Ręce przebite wyciąga, jak matka, ku mnie. […] On niesie mi zdrowie, zbawienie i wzywa mnie do siebie”.
Warto podkreślić, że dolegliwość Antei nie była chorobą fizyczną. Kobieta była nękana przez okrutną, nieznaną chorobę, którą żydowski lekarz nazywa opętaniem. Kiedy w życiu człowieka rodzi się aż tak bardzo paraliżujący strach? Kiedy strach staje się tak wielki, że człowiek zaczyna chorować? Często dzieje się tak wtedy, gdy nie ma w nim Boga… Gdy Antea spotkała w swoim życiu Chrystusa, została uzdrowiona z wszelkich demonicznych napadów lęku, a dręcząca ją Hekate zwyczajnie odeszła. A zatem przesłanie utworu pozostaje wciąż aktualne…
„… w Jego ranach jest nasze uzdrowienie…”
Zauważmy, że Sienkiewicz zatytułował swój utwór słowami Pójdźmy za Nim, co niewątpliwie ma znaczenie symboliczne. Pójdźmy za Nim, czyli pójdźmy za ubiczowanym, pokrytym ranami, zbroczonym krwią, ukrzyżowanym Zbawicielem. Pan Jezus wyjawił św. Brygidzie, że podczas męki zadano Mu 5480 ran. Najczęściej czcimy rany Jego rąk, stóp i serca, nie wiedząc, że największą boleścią Zbawiciela była rana na ramieniu, powstała wskutek dźwigania krzyża, co zostało objawione św. Bernardowi. Z kolei francuskiej stygmatyczce i wizjonerce, s. Marii Marcie Chambon, Zbawiciel przekazał, że Najświętsze Rany człowiekowi odwołującemu się do nich dają moc nad Sercem Boga, podtrzymują świat w istnieniu, uświęcają dusze i zapewniają im postęp w dobrym, wydając owoce świętości.
Nieocenioną rolę mogą odegrać tu osoby chore, które swój ból świadomie łączą z cierpieniami Chrystusa i w ten sposób uczestniczą w Jego zbawczej misji, przyczyniając się do zbawienia grzeszników. Z kolei przy chorych i w ich intencji warto modlić się aktem strzelistym: O mój Jezu, przebaczenia i miłosierdzia przez zasługi Twoich świętych Ran. Zbawiciel zapewnił, że ta krótka modlitwa ulży duszy i ciału chorego.
Wśród licznych obietnic danym czcicielom Najświętszych Ran i Krwi Zbawiciela, znajdziemy również następujące zapewnienie: „Ci, którzy w ciężkiej chorobie ofiarują za siebie, w połączeniu z ich cierpieniami, Moją Najdroższą Krew i Moje Rany, prosząc Mnie przez Moją Najdroższą Krew o pomoc i zdrowie, będą zaraz wysłuchani, ich boleści złagodnieją i natychmiast przyjdzie poprawa. Jeśli są nieuleczalnie chorzy, niech jakiś czas wytrwają, a nadejdzie jeszcze dla nich pomoc”. Prośmy zatem wytrwale i z cierpliwością o uleczenie naszych duchowych i fizycznych dolegliwości. Stańmy w ciszy i w milczeniu przy umęczonym Zbawicielu. Otwórzmy przed Nim nasze serca i uwierzmy, że spłynie na nas uzdrowienie z Ciała zdradzonego, spętanego łańcuchami, upokorzonego, biczowanego, cierniem ukoronowanego, zawieszonego na drzewie krzyża, pogrzebanego, zmartwychwstałego i nieustannie wśród nas obecnego w Najświętszej Eucharystii…