Boży człowiek. O chrzcie świętym

Coraz trudniej znaleźć osoby, które cieszyłyby się z faktu poproszenia ich o pełnienie funkcji rodzica chrzestnego. Ludzie boją się, że jest to równoznaczne z niemałymi wydatkami. W literaturze staropolskiej możemy znaleźć teksty zwane genetliakonami. To utwory pisane z okazji narodzin dziecka. Były układane przez ojca chrzestnego lub pisane na zamówienie przez artystów-poetów. Niektóre z nich nosiły tytuły „Wieniec krzesny” lub „Czepek krzesny”. Dedykowano je nowo narodzonemu dziecku oraz jego rodzicom. W tytułach często uwzględniano nazwisko ojca. Utwory te zawierały gratulacje składane rodzicom. Stanowiły też formę powitania nowego człowieka na świecie oraz złożenia mu życzeń wszelkiej pomyślności. Nowo narodzony potomek otrzymywał również garść wskazówek, jak dobrze żyć. Najistotniejsza była zachęta do trwania w wierze, podkreślana przez liczne nawiązania do sakramentu chrztu świętego. Praktyka pisania „tekstów powitalnych” – z okazji narodzin czy chrztu dziecka, nie jest obecnie powszechna. A szkoda. Myślę, że poza telefonem czy SMS-em z gratulacjami dla świeżo upieczonych rodziców, warto napisać kartkę, która byłaby pamiątką zarówno dla rodziców, jak  i dla dziecka. W życiu nie brakuje momentów, w których trudno być matką, ojcem, dorastającym czy dorosłym dzieckiem. Wtedy powrót do początku – radosnych wspomnień, entuzjazmu, nierzadko euforii towarzyszącej narodzinom nowego członka rodziny czy dziecka przyjaciół – potrafi być ukojeniem właśnie dla tego dziecka bądź jego bliskich. To plaster na zranienia. Drobne, ale być może ważne remedium na coraz częstsze – także wśród młodych ludzi – poczucie bezsensu istnienia. Pisanie takich „tekstów powitalnych”, które nie muszą być poezją, a prostym wyrazem naszej radości – w dowolnej formie (np. kilka zdań, krótki list), może być praktyką świecką. Nie trzeba wierzyć, by cieszyć się z nowego życia. A czy trzeba wierzyć, by cieszyć się z cudzego chrztu? W amerykańskich szkołach uczy się dzieci sztuki argumentacji w taki sposób, by były w stanie pomóc innym uzasadnić, lepiej zrozumieć ich stanowisko – nawet jeżeli się z nim nie zgadzają. W rzeczywistości – nie tylko polskiej – to trudne. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by bronić zaciekle swojego zdania, krytykować poglądy odmienne od naszych. Tak jest po prostu łatwiej niż próbować zrozumieć drugą stronę. Sytuacja nie jest może jednak beznadziejna. Spotkałam na swojej drodze osoby, które pomagały mi bronić moich poglądów, choć same ich nie podzielały. Stawały w obronie prawa do posiadania przeze mnie swoich przekonań, choć były im dalekie. I właśnie te sytuacje jawią mi się przed oczami, gdy myślę o chrzcie.

Chrzest święty i obyczajowość

Chrzest święty bywa traktowany jako obrzęd, który „trzeba” wykonać jak najszybciej po narodzeniu, bo taka jest tradycja, bo ludzie będą krzywo patrzeć…; chrzest to rodzinne, wystawne przyjęcie, okazja do wręczenia prezentów… Wyobraźcie sobie, że po wpisaniu w wyszukiwarkę „chrzest święty” i zrobieniu spacji pierwsza podpowiedź w wynikach wyszukiwania, która mi się wyświetliła, brzmiała: „chrzest święty tort”… To znaczy, że częściej szukamy informacji o tortach proponowanych na chrzest niż na temat sakramentu…
Chrzest dorosłych w rzece Jordan
Chrzest dorosłych w rzece Jordan Fot. © L. Mróź
Tymczasem jego istotą nie jest ani tort, ani (d)oceniające spojrzenia innych, ani uroczyste stroje – poza białą szatą dziecka. Chrzest ma wymiar uwalniający – od grzechu pierworodnego i włączający we wspólnotę Kościoła. To nie tort jest symbolem chrztu, a znak krzyża, zapalona świeca i wspomniana biała szata. I bywa, że zmęczeni nową sytuacją rodzice, wdrażający się do nowych ról, ze świecą mogliby szukać odpowiednich kandydatów na rodziców chrzestnych. Bywają osamotnieni w tych poszukiwaniach. Bo, jak zrozumieć, że zależy im na kimś, kto będzie świadkiem wiary dla ich dzieci? Osobą, która pomoże im w niej trwać, nawet wtedy, gdy sama będzie miała wątpliwości? Kimś, kto będzie wsparciem dla dziecka w sytuacjach naprawdę trudnych? Czy zgodził(a)byś się na takie odpowiedzialne, chrzestne rodzicielstwo? Rodzicielstwo, które wymaga towarzyszenia dziecku w jego rozwoju, w jego wierze i zmaganiach z kryzysami? Wiele osób wybiera rodziców chrzestnych pod kątem ich majętności. Zależy im na tym, by dziecko dostało odpowiednio bogate prezenty na Komunię, z okazji ślubu… Kwestia wiary jest drugorzędna. Czy zgodził(a)byś się na bycie chrzestną/ym „od dawania pieniążków”? Czy chciał(a)byś wziąć odpowiedzialność „tylko” za dofinansowywanie chrześniaka/aczki? Coraz trudniej znaleźć osoby, które cieszyłyby się z faktu poproszenia ich o pełnienie funkcji rodzica chrzestnego. Ludzie boją się, że jest to równoznaczne z niemałymi wydatkami – od chrzestnych nierzadko oczekuje się najbogatszych prezentów „z okazji” i wręczania upominków bez okazji. Obawiają się też, że nie są odpowiednimi świadkami wiary, bo co prawda do kościoła chodzą, ale od święta i wcale nie mają ochoty spowiadać się przed chrztem dziecka… Lękają się też odmowy. Nie mówią rodzicom dziecka o swoich obawach. Nie chcą ich ranić. Nie chcą narażać na szwank wzajemnej relacji. Poza tym przecież „dziecku się nie odmawia”, bo to – według ludowych zabobonów –  może sprowadzić nieszczęście… I w ten sposób „produkowani” czy powoływani są kolejni rodzice chrzestni, którzy nie są zadowoleni ze swojej roli, szybko stają się nieobecni, ograniczają kontakty, tłumacząc się brakiem czasu i licznymi obowiązkami, pojawiają się tylko od święta albo w ogóle znikają z życia dziecka oraz jego rodziców, gdy tylko nadarzy się okazja…

Zmiana myślenia

Zmiana myślenia wydaje się tu potrzebna na obu poziomach. Po pierwsze trzeba pozbyć się przekonania, że rodzic chrzestny to „ten od pieniążków”. Uwolnienie chrzestnych od oczekiwań finansowych, w szczerej rozmowie z nimi, to pierwszy krok do radości płynącej z budowania relacji z chrześniakiem/aczką. Po drugie warto powiedzieć kandydatom na chrzestnych, że nie muszą być „świętsi od papieża”. Jako dorośli ludzie mamy świadomość, że w życiu mogą zdarzać się wątpliwości, kryzysy – także wiary. Jeżeli staną się ich udziałem, to mają do tego prawo. Nie muszą udawać przed chrześniakiem/aczką i jego/jej rodzicami. Ważne, by wspierali dziecko w jego wierze, w jego wyborach. Zrobią to przez samą ich obecność w jego życiu, dając dowód wierności zobowiązaniom – nawet jeśli nie ze względu na Boga, to przez wzgląd na człowieka. Bożego Człowieka.
Ograniczony dostęp

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!

5 1 głos
Oceń ten tekst
Photo of author

Patrycja

Pierzynka


Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x