Słownik języka polskiego podpowiada, że wychowanie to wszystkie działania, które mają na celu kształtowanie człowieka. W pojęciu tym zawierają się zatem edukacja, umiejętność kulturalnego zachowania, zdolność budowania adekwatnych wypowiedzi, umiejętność zadbania o siebie… Skoro jednak słowo „wychowanie” odnosi się do wszystkich zabiegów formujących człowieka, to znaczy, że obejmuje ono również oddziaływanie na osobowość, w tym także na sferę duchową.
Już te kilka zdań pozwala zauważyć, że „wychowanie dziecka to nie miła zabawa, ale zadanie, w które trzeba włożyć wysiłek bezsennych nocy, kapitał ciężkich przeżyć i wiele myśli…” (Janusz Korczak). Zapraszam Was, Drodzy Czytelnicy, do tego, abyśmy otworzyli się na „wiele myśli” dotyczących wychowania. Artykuł ten rozpoczyna cykl, w ramach którego będziemy przyglądać się sylwetkom osób „wychowanych na różańcu” i „wychowujących przez różaniec”. Bohaterką dzisiejszego spotkania będzie bł. Marcelina Darowska (1827–1911).
Powołana do małżeństwa, macierzyństwa i…
O Marcelinie można powiedzieć, że była osobą, która doświadczyła pełni kobiecości. Mimo że czuła się powołana do szczególnej bliskości z Bogiem, przyjęła wolę ojca jako wyznacznik swojej przyszłości i wzięła ślub z Karolem Darowskim. Jej doświadczenie małżeńskie było silnie osadzone w wierze i przybliżało ją do Stwórcy. To, co czuła wobec swojego męża, opisywała następująco: „To wiem jednak na pewno, że uczucia, które mam dla niego, są tak szczere i święte, iż Bóg, nie wątpię, ma w nich upodobanie”. Nowożeńcy w podróż poślubną wybrali się do Częstochowy. Tam, na Jasnej Górze, przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, złożyli swoje obrączki i powierzyli siebie opiece Maryi. Pamiątką z podróży poślubnej, jaką przywieźli małżonkowie, była kopia jasnogórskiego obrazu, przed którym Marcelina często się modliła. Wkrótce rodzina Darowskich się powiększyła. Na świat przyszły dzieci – Józef oraz Karolina. Szczególne znaczenie miały chwile, które Marcelina spędziła, klęcząc u stóp Matki, tuż po nagłej śmierci męża. Karol Darowski, zachorowawszy na tyfus, odszedł do Pana zaledwie dwa i pół roku po ślubie. Wówczas młoda wdowa postanowiła, że chce poświęcić swoje życie Bogu. Przed wizerunkiem Madonny, przywiezionym z Jasnej Góry, złożyła prywatny ślub czystości.
Mimo tragedii, jaka ją spotkała, nie zaniedbywała swoich matczynych obowiązków. Jednocześnie nie ukrywała przed najbliższymi pragnienia wstąpienia do zakonu, które było wciąż żywe w jej sercu. Nawiązała kontakt z o. Hieronimem Kajsiewiczem oraz Józefą Karską. Owocem spotkania tych osób stało się Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP, którego przełożoną wkrótce została Marcelina. Wspólnota ta istnieje do dzisiaj i rozwija się, prowadząc dzieła wychowawcze, między innymi żeńskie szkoły.
Działalność matki Marceliny w zgromadzeniu, którego charyzmatem jest wychowywanie dzieci i młodzieży, zwłaszcza dziewcząt, można odczytywać jako owoc jej dotychczasowego życia, szczególnie oddanego Matce Bożej. Mowa nie tylko o doświadczeniach okresu małżeńskiego i szczególnym umiłowaniu Maryi w jasnogórskim wizerunku, lecz także o tym, jak Marcelina przeżywała swoją duchowość wcześniej. Gdy była dzieckiem, uwielbiała odmawiać „Anioł Pański” i różaniec. Te maryjne modlitwy, powtarzane przez dziewczynkę na co dzień, oddziaływały na nią. W ten sposób przyczyniły się do ukształtowania jej kobiecości. Oswojona ze słowami oddania się Bogu („oto ja służebnica Pańska”), powtarzająca „bądź wola Twoja”, zapatrzona w pełną Bożej łaski Dziewicę z Nazaretu i owoc Jej życia – Pana Jezusa, gotowa była przyjąć postawę służby.
W każdym położeniu, w jakim się znalazła, starała się „uniżyć”, w zgodzie z ewangelicznym wezwaniem: „Kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,43–45). Marcelina realizowała obowiązki według stanu, w jakim była. Jako ziemska córka – odznaczała się posłuszeństwem, jako żona – wyróżniała wiernością, jako matka – z troską pielęgnowała swoje dzieci, jako opiekunka zgromadzenia – była oddana swojej posłudze i ogarniała matczyną miłością wszystkie swoje współsiostry oraz wychowanki; jako córka Boga – potrafiła zawierzyć Ojcu w niebie, na wzór Maryi.
Powołana do dziecięctwa Bożego
To wszystko nie wzięło się znikąd. Dziecięca ufność, która wyróżniała wiarę błogosławionej, miała swoje źródło w nieustannym kontakcie z Panem. Marcelina z łatwością mogłaby pozwolić sobie na wymówkę, po którą często sięgamy: mam męża, dzieci, dom na głowie – nie mam czasu na modlitwę. Przykład błogosławionej pokazuje nam, że możemy znaleźć czas na kontakt z Bogiem w każdym stanie i w każdym czasie. Z pomocą przychodzi modlitwa różańcowa, którą tak wielu z nas odmawia, wykonując codzienne obowiązki. Niezliczone „Zdrowaśki” wypowiadane są podczas prasowania, wieszania prania, zmywania naczyń czy przygotowywania posiłków… Decydując się na modlitwę „przy okazji”, zaczynamy żyć na co dzień z Bogiem, który nam towarzyszy.
Jeżeli te formy wydają się zbyt wymagające, możemy sięgnąć po akty strzeliste. Matka Marcelina zachęcała do ich odmawiania, podkreślając, że dzięki nim uczymy się zwracać nasze myśli ku niebu. Tym samym praktykujemy nieustanne czuwanie, do którego wzywa nas Jezus: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 36,41). Gotowość do tego, by zapraszać Boga do naszej codzienności, choćby przez westchnienie: „Panie, ratuj!”, gdy przychodzi pokusa, „Jezu, ufam Tobie”, gdy ogarnia nas strach, czy „Boże, uwielbiam Cię”, gdy odczuwamy wdzięczność za dobro, które nas spotkało… jest receptą na wymówki dotyczące niemożności wygospodarowania czasu na modlitwę.
Powołana do świętości
Błogosławiona Marcelina doskonale znała trud bycia partnerem w małżeństwie, rodzicem, samotnym rodzicem, przełożoną… W każdej z tych ról znajdowała przestrzeń dla Boga, co pozwalało jej zachować spokój. Szczególne nabożeństwo do Niepokalanej, która wielbi Boga, wyczekuje na Ducha Świętego, błogosławi innym i ma odwagę stanąć pod krzyżem, wskazuje nam na Maryję jako na tę, która może być naszą nauczycielką w szkole modlitwy angażującej całego człowieka.
W Matce Bożej szczególnie piękne jest to, że Jej słowa nie były puste. Deklaracje służby Bogu i akty uwielbienia, które wypowiadała, szły w parze z Jej czynami. Patrząc na Maryję, zastanówmy się, czy to, co głosimy, i to, co mówimy do Boga, jest spójne z tym, co robimy i myślimy. Czy nasze słowa i czyny to jedno? Czy raczej bliżej nam do faryzeuszów, o których Pan Jezus powiedział, sięgając po słowa z Księgi Izajasza: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie” (Mk 7,6)?
Powraca w tym miejscu motyw jedności. Tak jak powiedzieliśmy na początku, wychowanie obejmuje wiele aspektów, które powinny pozostawać ze sobą w harmonii, by kształtować całego człowieka. Proces ten nie spoczywa tylko na barkach rodziców, opiekunów, nauczycieli i nie kończy się wraz z osiągnięciem pełnoletności. Każdy z nas jest bowiem powołany do ustawicznego formowania siebie. „Samowychowanie”, o którym mówi się w pedagogice, obejmuje również duchowość człowieka. Ta zaś pozostaje w ścisłym związku z innymi sferami życia. Codzienny różaniec może sprawić, że będzie nam łatwiej dochować wierności Bogu i pozostać wiernymi w wypełnianiu naszych codziennych obowiązków, wedle stanu, w jakim jesteśmy.
Zapatrzenie w Maryję, do którego zaprasza nas matka Marcelina, niech będzie dla nas inspiracją: „JEDNO WAM JESZCZE NAJSZCZEGÓLNIEJ POLECAM: kochajcie, czcijcie duszą i sercem, słowami i czynami Niepokalaną Matkę naszą Maryję. Trzymajcie się Jej wiernie i niezachwianie we wszystkich chwilach i kolejach życia waszego. Na początku i u kresu prac waszych, waszej doczesnej pielgrzymki. Garnijcie się do Niej w uciskach i trudnościach – a Ona was wspomoże; oddawajcie się Jej w pokusach, opuszczeniach i oschłościach, a Ona was usilni i z Panem Jezusem zbliży – sobą zapełni przestrzeń z Nim dzielącą; szukajcie Jej nie mniej w pomyślnościach i pociechach, a bezpieczne od miękkości i złudzeń będziecie. Pamiętajcie zawsze, żeście Jej dziećmi, że z was chwała się Jej należy. Uczcie drugich Ją miłować, do Niej się uciekać, a niebo im przychylicie”.
Przywołane wyżej słowa pochodzą z testamentu bł. Marceliny Darowskiej – jednej z nas – kobiety, żony, matki, przełożonej zgromadzenia zakonnego, córki Najwyższego… Doświadczyła ona w swoim życiu działającej obecności Maryi, wielokrotnie pielgrzymowała na Jasną Górę, prowadziła zgromadzenie pod patronatem Niepokalanej, które do dziś zajmuje się wychowaniem kolejnych pokoleń… Odeszła do Pana, trzymając w ręce krzyżyk od różańca… Maryja towarzyszyła jej w życiu i w godzinie śmierci… Jednym z ziaren, które dało początek tym owocom, był… dziecięcy różaniec Marceliny i modlitwa „Anioł Pański”. Błogosławiona przez całe życie pozostała wierna „Zdrowaśkom” niczym małym rzeczom, o których Pismo Święte mówi, że są ważne, bo dzięki wierności im Pan może postawić nas nad większymi sprawami i zaprosić do swojego królestwa (por. Mt 25,21). Bądźmy wierni. Wychowujmy (się) przez różaniec!