Kolejny raz Andrzej trafił do zakładu karnego w 2010 roku. Zanim jednak to nastąpiło, bohater tej historii notorycznie ćpał przekonany, że już nikt nie jest mu w stanie pomóc. Marzył o śmierci, chciał rozstać się z życiem, ale brakowało mu odwagi… Sam nie wie, dlaczego po opuszczeniu ZK trafił na spotkanie, gdzie jakiś człowiek mówił o Jezusie. Dla Andrzeja ten przekaz był wiarygodny, gdyż padał z ust byłego skazańca. Prelegent przekonywał, jakoby Jezus zmienił jego życie. Ale gdzie był Bóg w moim życiu, kiedy go potrzebowałem? – Zastanawiał się wzburzony Andrzej. Mimo buntu stał się coraz częstszym gościem ewangelizacyjnych spotkań. Pewnego dnia wezwał Boga na ratunek. Jak relacjonuje: „Zapragnąłem zmiany swojego życia, gdy wszyscy już spali, powiedziałem: Jezu, jeżeli naprawdę istniejesz i masz faktycznie taką moc, jak mówią, to pomóż mi, nie chcę już ćpać”. Kilka dni później odrzucił narkotyki i uznał Chrystusa za swojego Pana. Przestał nie tylko ćpać, ale odstawił też nikotynę i zaprzestał używania wulgaryzmów. Doświadczył i doświadcza tego, czego nie jest w stanie opisać słowami. Jest przekonany, że stał się innym człowiekiem. W swoich wypowiedziach często posiłkuje się fragmentami Pisma Świętego. Cytuje fragment Ewangelii Jana 3,3 (Jeżeli ktoś się nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego). „Wiem też, że tego czego nie potrafiłem zmienić ja, psycholog i wielu innych, zmienił Chrystus, gdy się mu oddałem” – przekonuje ostatecznie Andrzej. Aby wykluczyć ewentualną możliwość identyfikacji bohatera artykułu imię oraz niektóre dane zostały zmienione lub przemilczane. W kolejnych numerach przedstawię kilka świadectw byłych i obecnych więźniów. Później nastąpi czas podsumowań i wyciągania wniosków. Już dzisiaj można powiedzieć, że przypadki nawróceń w środowisku więźniów należą do rzadkości. Zastanowimy się dlaczego tak jest i przybliżymy sylwetki tych, którym się udało, i tych, którzy z szansy na zmianę nie skorzystali.
Za murami
Cykl artykułów „Za murami” rozpoczynamy od historii Andrzeja. (Pisownia oryginalna) „Byłem przestępny dla tych, którzy o mnie nie pytali, dałem się znaleźć tym, którzy mnie szukali – to słowa proroka Izajasza. Chcę dziękować Bogu poprzez Jezusa, że pozwolił mi odnaleźć siebie, choć w ogóle go nie szukałem” – tak rozpoczyna swoje świadectwo były więzień, który jeszcze niedawno odsiadywał wyrok w jednej z polskich placówek karnych.
Sięgając do wspomnień, Andrzej określa swoją rodzinę mianem patologicznej. Jak zauważa w spisanym świadectwie, „jego dom nie był domem miłości, tata nadużywał alkoholu. Bił mamę, znęcał się fizycznie i psychicznie”. Jako 9 letni chłopiec z matką i rodzeństwem uciekał z domu, z obawy przed ojcem tyranem. Właściwie tylko matka zapewniała środki na utrzymanie. Ojciec marnotrawił każde posiadane pieniądze na alkohol. Z czasem również i matka miała wszystkiego dość i zdaniem Andrzeja poszła w ślady ojca alkoholika. Obiecał więc sobie, że będzie żył inaczej jak rodzice. Jak opowiada, coraz częściej uciekał jednak z domu, spał na klatkach schodowych i dworcach, a co gorsza, poznał starszych kolegów, którzy wprowadzili go w świat alkoholu i narkotyków. Jako trzynastolatek trafił do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Nienawidził otaczających go rówieśników i wychowawców. Najbardziej nienawidził swoją matkę. Był przekonany, że całą miłość skupiła nie na nim, lecz na jednym z jego braci.
Po opuszczeniu placówki zamieszkał z matką, która w tym czasie wzięła rozwód. Postanowił się zmienić. Poszedł do szkoły, poznał dziewczynę i wkrótce sam został ojcem. Niestety nadal brnął w świat alkoholu i narkotyków. Dla rodziny stał się tyranem gorszym od własnego ojca. Znęcał się fizycznie i psychicznie. Rozpoczęły się pierwsze konflikty z prawem i otrzymał pierwszy wyrok, o którym nic nie mówi. Nie chce też dokładnie powiedzieć, co wydarzyło się w roku 1999. Wiadomo tyle, że został pchnięty nożem. Przeszedł poważną operację i tylko cudem udało się go uratować.
Od tego czasu zmienił nieco życie, zaczął chodzić na pielgrzymki, niestety szukał też pomocy u bioenergoterapeutów. Żadne z tych inicjatyw nie okazały się pomocne. To dramatyczny czas w życiu Andrzeja. Umierają jego bracia, a on sam wyrzuca najbliższą rodzinę z domu. „Przez 9 miesi piłem i ćpałem, aż mnie zamkli i straciliśmy to mieszkanie, ciągle lądowałem w psychiatrykach”.
Ciekawe są dalsze słowa tej wypowiedzi: „to dziwne, chwilami byłem normalny, a chwilami wchodziło we mnie coś, nad czym nie potrafiłem panować”.
Mogą zainteresować Cię też: