— Uważajcie —
aby wasze serca nie były
ociężałe wskutek obżarstwa,
pijaństwa i trosk doczesnych!
(Łk 21)
Kościół wykazał się wspaniałą intuicją, wskazując nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu jako jeden z grzechów głównych. Warto zauważyć, że wskazał czynnik odpowiadający za nieuporządkowanie w tej kwestii na wiele wieków przed rozwinięciem się psychiatrii. Nieumiarkowanie to wieloaspektowy grzech, wiążący się z V przykazaniem. Spróbujmy to nieco wyjaśnić.
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu można nazwać problemem spożywania. Około pół wieku temu naukowcy odkryli mechanizm odczuwania przyjemności. Mówiąc w skrócie: w mózgu znajduje się „centrum przyjemności”, do którego docierają sygnały z organizmu. Odczuwanie przyjemności wiąże się z wydzielaniem dużych ilości dopaminy – to ona odpowiada za odczucia przyjemności, np. podczas spożywania pokarmów. Dzięki temu odczuwamy satysfakcję po posiłku lub jej brak, kiedy jesteśmy głodni. Jak można się domyślać, wydzielanie dopaminy nie jest stałe. Naukowcy szacują, że zjedzenie obiadu oznacza wzrost jej wydzielania o 50%. Przyjemność związaną z jedzeniem stymulują przede wszystkim pokarmy takie jak np. czekolada.
Czekolada jest na długiej liście używek oddziałujących na ośrodek przyjemności. Cóż na niej znajdziemy? – Kofeinę, nikotynę, alkohol, narkotyki… Wszystkie te substancje stymulują mózg i uzależniają, choć każda z nich w innym stopniu działa na nasz organizm. Szacuje się, że zapalenie papierosa przez palacza powoduje wzrost wydzielania dopaminy o 200%, a zażycie narkotyku aż o 1000%. Te silne stymulanty wpływają na mózg o wiele szybciej niż zjedzony posiłek – aby narkotyk zaczął działać, wystarczy zaledwie kilka sekund.
Równocześnie ze wzrostem poziomu dopaminy, zmniejsza się wrażliwość jej receptorów. Dlatego, aby osiągnąć to samo odczucie przyjemności, potrzebne jest zwiększanie dawek. To tłumaczy, dlaczego alkoholikowi nie wystarczy jedno piwo, a narkomani, aby utrzymać poziom swoich doznań, muszą stale zwiększać ilość narkotyku. Dopamina wydziela się w coraz mniejszej ilości, rośnie tolerancja organizmu na używki. To wyjaśnia, dlaczego z czasem nie wystarcza nam pół kostki czekolady (a tyle tylko potrzeba, aby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie na magnez), ale czujemy nieposkromioną chęć zjedzenia całej tabliczki.
Drugie niebezpieczeństwo to kwestia wpadnięcia w nałóg – także nałóg jedzenia. Wystarczy wziąć narkotyk tylko kilka razy, aby wystąpiły objawy uzależnienia. Wskutek jego odstawienia rośnie poziom hormonu stresu. Osoba uzależniona – od czegokolwiek – po odstawieniu stymulantów przestaje odczuwać przyjemność z codziennego życia, które wydaje jej się nudne i męczące. Traci kontrolę nad ciałem i swoimi zachowaniami, poszukuje kolejnych bodźców, nawet jeśli przyjemności rujnują jej życie.
Tak działa mechanizm przyjemności. Ktoś powie, że większość katolików nie nadużywa alkoholu, nie pali, a narkotyki nie stanowią istotnego problemu. Wszyscy jednak jemy, aby przeżyć, a przyjmując posiłek, uruchamiamy szlak dopaminowy. Co w wypadku, kiedy nie znajdziemy umiaru w tej codziennej czynności?
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu nazywane jest jednym dosadnym słowem: obżarstwem. Zastanówmy się, jak ten grzech zagraża nam na wielu różnych płaszczyznach.
Po pierwsze, jedzenie bez potrzeby albo ponad potrzebę, wiąże się z V przykazaniem i grzechem przeciw ciału. Obżarstwo rujnuje zdrowie, prowadząc do ciężkich chorób, skłania do jedzenia produktów niepełnowartościowych, za to o intensywnym smaku, dających szybką przyjemność: tłustych, słodkich, niezdrowych.
Po drugie, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu kłóci się ze sprawiedliwością: są przecież ubodzy, którzy cierpią głód. To egoizm skłania nas do tego, by nie dzielić się żywnością z biednymi. Obżarstwo likwiduje naszą społeczną wrażliwość także wtedy, kiedy szukamy pokarmów drogich i wyrafinowanych. Nadmierna konsumpcja prowadzi też do marnowania żywności.
Po trzecie, obżarstwo wiąże się często z nieposłuszeństwem. Ma to miejsce np. wtedy, gdy spożywamy mięso w piątek albo z powodu braku kontroli nad sobą ignorujemy te jedyne dwa nakazane dni postne w roku, jakimi są Środa Popielcowa i Wielki Piątek, a nawet odpuszczamy sobie godzinny post eucharystyczny!
Mierzalne skutki grzechu
Czym to się kończy? Najłatwiej zmierzyć ten grzech… miarą. Z wiekiem rośnie nam obwód w pasie i to jest najlepszy dowód na to, że coś jest nie tak. Brak samokontroli w spożywaniu prowadzi do tego, że stajemy się łakomi i chciwi, a powolne zwiększanie „dawki przyjemności” prowadzi do zrujnowania naszego zdrowia.
Wróćmy do nałogów: około 10 milionów Polaków jest uzależnionych od nikotyny. To oznacza przedwczesną śmierć 70 tysięcy ludzi rocznie… Szacuje się, że dym nikotynowy zawierający aż 4000 szkodliwych substancji odpowiada za połowę nowotworów u mężczyzn w średnim wieku. Około 6 milionów Polaków nadużywa alkoholu, a połowa spożywa alkohol prawie codziennie. 20% pacjentów trafia do szpitali z powodów, których przyczyną pośrednią lub bezpośrednią jest alkohol. Corocznie nadużywanie alkoholu zabija 10 tysięcy Polaków.
Trucizny ludzkiego serca Laura i Claudio Gentili
Książka ta jest przewodnikiem dla tych, którzy chcą dogłębnie poznać własne serce, często opanowane przez wady, które chrześcijańska tradycja określa jako "grzechy główne". Może stać się ona ścieżką zarówno dla cyklu katechez grupowych i wspólnot, jak i dla wszystkich wychowawców, a zwłaszcza dla młodych.
Ktoś zauważy nie bez racji, że alkohol i nikotyna nie są substancjami potrzebnymi do życia. Spójrzmy więc na statystyki związane z jedzeniem. Podają one, że 46% Polaków cierpi na nadwagę lub otyłość. Już co piąte dziecko w wieku szkolnym ma problem z utrzymaniem normalnej wagi ciała. Otyłość jest przyczyną cukrzycy, chorób krążenia, nowotworów złośliwych, zaburzeń hormonalnych, zmian zwyrodnieniowych układu kostnego i przekłada się na skrócenia życia. Szacuje się, że trzy razy więcej ludzi na świecie umiera z powodu otyłości niż przez niedożywienie.
Spójrzmy na społeczne efekty obżarstwa. Nadmierna konsumpcja oznacza wymierne straty: tylko w Polsce na śmietnik trafiają corocznie ok. 2 miliony ton jedzenia. Z drugiej strony w naszym kraju są dwa miliony osób, które cierpią z powodu skrajnego ubóstwa i niedożywienia. Syty głodnego nie zrozumie – mówi przysłowie. Obżarstwo zmniejsza wrażliwość na los bliźniego i przekłada się na sprawy zbawienia, co doskonale ilustruje przypowieść o Łazarzu (Łk 16, 19–31):
„Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. Zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz”.
Jak pokonać ten grzech?
Zastanówmy się raz jeszcze nad obżarstwem i jego skutkami duchowymi. Święty Jan Kasjan nieumiarkowanie w jedzeniu nazywał pierwszą wadą w łańcuchu prowadzącym do całkowitego upadku. Święty Robert wskazywał, że oznacza ono zaćmienie umysłu, próżną wesołość i gadaninę, prowadzi do nieczystości i osłabienia duszy.
Święty Ignacy Loyola sugerował spożywanie pokarmów prostych, które nie wywołują uporczywych pokus, i unikanie pokarmów wyszukanych. Dał on takie rady w Regule: „Podczas jedzenia [należy] myśleć o Chrystusie, Panu naszym, jakby się Go widziało jedzącego z apostołami swymi, jak pije, jak spogląda, jak mówi, i starać się Go naśladować. W ten sposób umysł będzie głównie zajęty myślami o Panu naszym, a mniej pokrzepianiem ciała (…). Innym znów razem podczas posiłku można myśleć o innych rzeczach – o życiu świętych, o jakiejś pobożnej kontemplacji, albo o jakiejś sprawie duchowej, którą ma się załatwić. Bo zwracając uwagę na te sprawy mniej się człowiek zajmuje przyjemnością i zadowoleniem w jedzeniu. Nade wszystko trzeba się strzec, żeby cały nasz umysł nie był zajęty jedzeniem, i żeby jedząc nie dać się porwać apetytowi, lecz żeby mieć panowanie nad sobą tak w sposobie jedzenia, jak i w ilości pokarmów. (…) Wielce do tego (…) ustalić sobie na najbliższy obiad lub wieczerzę odpowiednią ilość pokarmów (…) a jakakolwiek chęć jedzenia, ani też żadna pokusa nie powinna nas skłonić do przekroczenia tej ustalonej ilości. (…) Ażeby lepiej przezwyciężyć swoją nieuporządkowaną chęć jedzenia i wszelką pokusę nieprzyjacielską, jeśli jest się kuszonym do jedzenia więcej, właśnie jeść mniej”.
A nade wszystko słuchajmy naszego Zbawiciela, który ostrzega: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21). Poszcząc i zachowując wstrzemięźliwość, bierzmy przykład z Niego i wspaniałej tradycji Kościoła, czyniąc z tej praktyki pokutnej narzędzie wzrostu duchowego.