Piąty miecz przeszywa duszę Maryi, gdy staje Ona pod krzyżem umierającego Syna. Wydarzenie to opisuje na kartach swej Ewangelii św. Jan. Lakoniczna relacja zawiera w sobie tak wiele treści, że nie dziwi fakt, iż obraz cierpiącej Maryi stojącej pod krzyżem Chrystusa stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen w chrześcijaństwie.
Motyw Stabat Mater jest niezwykle istotnym elementem literatury i sztuki religijnej, a w szerszym kontekście – także uniwersalnym obrazem matki opłakującej śmierć swojego dziecka. To obraz zrozumiały dla każdego, archetypiczny, znajdujący swe odbicie w każdej epoce i w każdej sytuacji, w której człowiek musi mierzyć się z bólem straty ukochanej osoby. To również w pewnym sensie odwołanie się do losu tych wszystkich kobiet, którym na przestrzeni dziejów tak często przychodziło żegnać swoich synów, mężów, braci i ojców.
Rozwijającemu się na gruncie duchowości pasyjnej kultowi Matki Bożej Bolesnej zawdzięczamy jedno z największych literackich arcydzieł epoki średniowiecza – sekwencję „Stabat Mater Dolorosa”, której autorstwo przypisywane jest włoskiemu mistykowi i poecie, Jacopone da Todi. Ten napisany w XIII wieku łaciński utwór, kreśląc niezwykle realistyczny obraz cierpienia Maryi, odsłania przed nami bardzo ludzkie oblicze Matki Ukrzyżowanego.
Na gruncie polskim motyw Stabat Mater swą najdoskonalszą realizację znalazł w piętnastowiecznym „Lamencie świętokrzyskim”. Poemat ten opisuje żal i cierpienie stojącej pod krzyżem Maryi. To Ona jest narratorką, kierującą swe skargi do otaczających ją ludzi, a także pocieszającą umęczonego Syna, by choć w ten sposób ukoić Jego ból. Ogromny ładunek emocjonalny utworu stanowi próbę oddania przeżyć zbolałej Matki doświadczającej śmierci Jezusa.
Od późnego średniowiecza postać stojącej pod krzyżem Maryi stała się również częstym motywem w malarstwie. Śledząc rozwój wizerunku Matki Bożej Bolesnej w kolejnych stuleciach, zauważamy, iż pierwotna statyczność, którą widzimy na przykład u Giotta czy Masaccia, stopniowo ustępowała bardziej ekspresyjnym przedstawieniom.
Mistrzem w tej materii jest niewątpliwie piętnastowieczny niderlandzki artysta Rogier van der Weyden. Jego obrazy cechuje duży dramatyzm. U van der Weydena możemy więc zobaczyć Maryję zakrywającą zbolałą twarz skrajem szaty, wznoszącą dłonie ku górze czy klęczącą u stóp krzyża i pełnym bólu gestem obejmującą go. Podobną ekspresję odnajdujemy także u tworzącego półtora stulecia później hiszpańskiego malarza określanego przydomkiem El Greco.
Ponieważ artyści zwykle umieszczali pod krzyżem także św. Jana Ewangelistę, często jest on ukazywany jako ten, który podtrzymuje omdlewającą z bólu Najświętszą Maryję Pannę. Taką formę przedstawienia widzimy na przykład u Jana van Eycka, Hansa Memlinga czy wspominanego już van der Weydena.
Maryja, która podąża za swym Synem na Kalwarię, pozostaje z Nim do końca. Mimo bólu rozdzierającego Jej duszę w milczeniu trwa Ona u stóp krzyża. Ta, która powiedziała: „Niech mi się stanie”. Ta, która nosiła Chrystusa w swym łonie i tuliła Go do piersi w betlejemskiej grocie. Ta, która usłyszała proroctwo Symeona i która musiała uciekać z ojczystej ziemi, by chronić Jezusa przed siepaczami Heroda. Ta, która patrzyła, jak wzrastał On w łasce u Boga i ludzi. Ta, która była świadkiem Jego pierwszego cudu. Nikt tak jak Ona nie rozumiał zbawczego sensu męki Chrystusa.
Maryja stoi pod krzyżem. Pozostając w największej bliskości ze Zbawicielem, znajduje w sobie siłę, aby być wierną do końca. Nie ucieka, nie chowa się, ale odważnie trwa przy swoim Dziecku.
Cierpienie Matki Bożej doskonale opisuje średniowieczny dominikanin, Peregryn z Opola, który w swoim „Kazaniu na Wielki Piątek” mówi: „Maryja w niczym nie mogła pomóc Synowi. Słyszała, że pragnie, a nie mogła Mu podać wody. Widziała Jego rany, a nie mogła ich opatrzyć. Widziała Jego skrwawione ciało, a nie mogła go obetrzeć. Widziała, że opada Mu głowa, a nie mogła jej podtrzymać i utulić. Widziała, że krew spływa na ziemię, a nie mogła jej zebrać. Widziała, że Syn Jej płacze na krzyżu, a nie mogła osuszyć Jego łez”.
Święty Ambroży powie o Niej wprost: „Czytam, że stała, nie czytam, że płakała”. Matkę Bożą ogarnia ból, ale nie rozpacz. Wpatrując się w rany Syna, widzi bowiem zbawienie świata.
Postawa Matki Ukrzyżowanego wyraża więc, obok wierności, także oczekiwanie. Choć po ludzku wszystko zdaje się kończyć wraz ze śmiercią Jezusa, Maryja trwa, mając pewność, że zwycięstwo nie należy do śmierci, lecz do Boga. Wybrana z Nazaretu wie, że Ten, Który Jest, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
To właśnie tu, na Golgocie, pośród bólu, cierpienia, osamotnienia i hańby dokonuje się najważniejsze wydarzenie w dziejach świata. Więź, która łączy Maryję z Jezusem, pozwala Jej dotknąć tajemnicy zakrytej przed innymi. Patrzący z daleka widzą jedynie konającego skazańca. Ona dostrzega w Nim Zbawcę świata.
Ciało Jezusa, rozciągnięte pomiędzy niebem i ziemią, wytycza nowy kierunek ludzkich nadziei. Ukrzyżowany Chrystus staje się bramą pomiędzy światem przyrodzonym a nadprzyrodzonym, staje się drogą wyzwolenia dla udręczonej grzechem ludzkości. Stojąca pod krzyżem Maryja, Najczystsza spośród rodzaju ludzkiego, jako pierwsza ma przystęp do tej tajemnicy, jako pierwsza pojmuje ją sercem. Całe Jej dotychczasowe życie zmierzało ku tej jednej chwili, gdy musiała stanąć u stóp swego ukrzyżowanego Syna. Jej życie, życie pokornej Służebnicy Pańskiej, rodzi owoc heroicznej wierności i zgody na wszystko – dosłownie wszystko, co przygotował dla Niej Najwyższy. Trwanie Maryi pod krzyżem jest zatem wielkim „tak” wypowiadanym już nie słowami, ale całą sobą.
Tuż przed śmiercią Chrystus, spoglądając na swą Matkę, kieruje do Niej ostatnie słowa. Tradycja nazwała je testamentem z krzyża. Zwyczaj ustnego zarządzania przed śmiercią swymi dobrami był powszechną praktyką w starożytnym Izraelu. Prawo dziedziczenia przysługiwało jednak jedynie mężczyznom. Fakt, iż konający Chrystus zatroszczył się o los swojej Matki, powierzając Ją opiece św. Jana, nabiera szczególnego znaczenia, gdy uświadomimy sobie, jaki był wówczas los pozbawionej rodziny wdowy. Gdyby Umiłowany Uczeń Pana nie zaopiekował się Maryją, wówczas czekałoby Ją życie w nędzy i poczuciu lekceważenia ze strony innych.
Tomasz Parciński