O Michale Archaniele i czasach ostatecznych rozmawiamy z ks. Krzysztofem Poświatą, wicegenerałem zakonu Michalitów, Kustoszem relikwii bł. Bronisława Markiewicza.
Żyjemy w czasach przedłużającej się pandemii, za wschodnią granicą toczy się wojna, która niesie ryzyko głodu na świecie oraz dalszej eskalacji konfliktu zbrojnego. Wśród wiernych narasta niepokój i coraz częściej słyszy się o „czasach ostatecznych”. Na myśl przychodzi Apokalipsa (rozdział 6): otwierane pieczęcie i czterej jeźdźcy, symbolizujący zarazę, głód, wojnę i śmierć. Czy uważa Ksiądz, że jesteśmy świadkami apokaliptycznego przełomu?
Nie jestem prorokiem. Myślę jednak, że dla chrześcijanina każdy dzień jest swego rodzaju „czasem ostatecznym”, możliwością powrotu Pana. Niepokój narasta pośród ludzi, natomiast serca wiernych (wierzących) niech wypełnia nadzieja. Nie warto wpadać w popłoch, ulegać jakiejś zbiorowej ekstazie lęku. Pomyślmy o dżumie, która w XIV wieku stała się przyczyną śmierci ponad 25% ludności ówczesnej Europy. Pomyślmy o wielkim głodzie na Ukrainie w latach 1932-1933, który zebrał szaleńcze żniwo kilku milionów ofiar. A dwie wielkie wojny poprzedniego wieku? Wtedy dopiero ludzie musieli być przekonani, że to na pewno „czasy ostateczne”. Póki co – żyjmy dalej, oczekując Jego przyjścia w chwale.
Wspomnianej wizji św. Jana towarzyszy opis anioła z „pieczęcią Boga żywego”, który niesie wybawienie uciśnionemu Ludowi Bożemu. Czy możemy identyfikować tego anioła z Michałem Archaniołem? Jak postrzega Ksiądz rolę Michała Archanioła w obecnych czasach?
Potężny anioł, pytający głosem donośnym: „Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?”, to początek 5. rozdziału Apokalipsy – być może najbardziej dramatyczny moment całej Księgi. W Godzinkach ku czci św. Michała Archanioła śpiewamy, że „w dniu ostatnim głos trąby tego Archanioła…”. Ostatni dzień, ostateczne czasy – zapewne wtedy św. Michał nie będzie obojętnie stał w kącie, ale jego obecność żywo i zdecydowanie się zaznaczy. Warto wtedy być blisko niego.
Obecne czasy to niewątpliwy przełom, na pewno w kulturze europejskiej i amerykańskiej. Skłaniam się ku opinii francuskiej filozof Chantal Delsol, że przypominają one à rebours IV wiek – coś umiera, coś się rodzi. Na naszych oczach umiera świat wiary, chrześcijańska kultura, która przez minionych szesnaście stuleci kształtowała świadomość, była oddechem, wznosiła katedry i uniwersytety, szpitale i klasztory. W obecnej dobie „cichej apostazji” jednoznaczna, zdecydowana, pokorna, a przez to ogromnie mocna postawa św. Michała Archanioła dla wielu jest drogowskazem, pewnikiem duchowego wędrowania, punktem odniesienia pośród zagubień i wątpliwości.
Jak podają statystyki organizacji „Open Doors”, 309 milionów chrześcijan w 50 krajach cierpi prześladowania. W Afryce chrześcijanie są mordowani codziennie z powodu wiary oraz odmawia się im prawa do odprawiania obrzędów religijnych. Przez siedem lat pełnił Ksiądz posługę na Białorusi, w miejscowości Gatowo pod Mińskiem, budując świątynię. Jaka jest specyfika duszpasterstwa w tym kraju?
Mapa religijna Białorusi jest zróżnicowana. Wiele parafii diecezji grodzieńskiej bardzo przypomina nasze, polskie. Dużo ludzi uczęszcza na Msze święte, korzysta z sakramentów, chodzi w procesjach. Im dalej na wschód, tym trudniej. Poprzedni arcybiskup Mińska, Tadeusz Kondrusiewicz, zwykł był nazywać tamte ziemie „duchowym Czarnobylem”, gdzie bezbożny system komunistyczny spustoszył ludzkie serca – zatruł je, skaził, wypalił niemal do cna. Ze smutkiem nieraz mówił, że szybciej wróci biologiczne życie na terenach, na które spadł radioaktywny popiół, niż zakwitnie duchowe życie w sercach przeżartych ateistyczną ideologią spod znaku czerwonej gwiazdy.
Komunizm chciał stworzyć człowiekowi raj na ziemi. Do dzisiaj można to odczuć przez niesłychane zanurzenie człowieka w doczesności, która tak szczelnie wypełnia głowę i serce, że nie ma on ani czasu, ani ochoty, ani potrzeby zadawania pytań związanych z wiecznością, Bogiem, życiem po śmierci. Dopiero choroba lub niespodziewana śmierć kogoś młodego potrafi wytrącić z tego letargu. Wiele razy zaobserwowałem, że były to momenty zwrotne w życiu tamtych ludzi.
Oficjalne komunikaty władz białoruskich mówią o „dobrej współpracy” z Kościołem katolickim, z drugiej strony polskim duchownym wytyka się „obcość” i odprawianie nabożeństw bez zezwoleń. Stają przed nimi problemy administracyjne. Na jakie trudności napotykają księża w posłudze w tym kraju?
Obecny prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka określił kiedyś siebie mianem „prawosławnego ateisty”. Rzeczywiście, władze dbają o to, by z zewnątrz wszystko wyglądało na dobrą współpracę z różnymi religiami i wyznaniami, czyli z judaizmem, islamem i chrześcijaństwem – prawosławnym i rzymskokatolickim. Ale nie zapomnę dwóch zdarzeń: mieliśmy spotkanie wszystkich kapłanów i sióstr zakonnych archidiecezji mińsko-mohylewskiej. Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz spóźniał się i kiedy wreszcie dotarł na salę nie mógł wydobyć z siebie głosu, ręce mu drżały, a pod nosem powtarzał: „Nawet w Moskwie nikt mnie tak nie potraktował”. Okazało się, że był na spotkaniu z odpowiedzialnym za sprawy religii na Białorusi L. Guliaką, który potraktował najwyższego rangą duchownego rzymskokatolickiego w państwie jak przysłowiowego małego chłopca, którego można go złajać, postraszyć, poniżyć. Inne wydarzenie miało miejsce w 2016 r., kiedy w Grodnie odbywał się Kongres Eucharystyczny. Pośród zaproszonych gości był m.in. biskup ełcki Jerzy Mazur, który wiele lat wcześniej pracował na Białorusi w Baranowiczach jako werbista i wybudował tam kościół. Władze nie pozwoliły mu jednak, by jako biskup odprawił tam Mszę świętą. Ówczesny nuncjusz apostolski Claudio Gougerotti, mocno oburzony, stwierdził, że to chyba jedyny kraj na świecie, który mógł wydać taką decyzję.
Dla władz białoruskich każdy duchowny z – nazwijmy to „Zachodu” – jawi się jako potencjalny szpieg Watykanu, ktoś obcy, na kogo trzeba uważać. Stąd zapewne utrudnienia, czy wręcz zakaz, by nowi kapłani i siostry zakonne z Polski przybywali i mogli pracować.
Co spowodowało, że wybrał Ksiądz Zgromadzenie Michalitów? Czy to z powodu szczególnego kultu świętego Michała Archanioła czy też inspiracją był bł. Bronisław Markiewicz?
Pochodzę z michalickiej parafii, więc niemal od zawsze przyglądałem się życiu i pracy kapłanów z naszego Zgromadzenia. A że od wczesnego dzieciństwa słyszałem wewnątrz siebie ten zapraszający, tajemniczy głos, po skończeniu szkoły podstawowej znalazłem się w Miejscu Piastowym. Kilkadziesiąt kilometrów wiózł mnie tato motocyklem, a później przesiedliśmy się do ciężarówki, którą kierował jego brat. Miał kurs na Rzeszów, dołożył więc nieco kilometrów. Nie przypominam sobie, bym wtedy wiele wiedział o ks. Markiewiczu, a pewnie jeszcze mniej o św. Michale. Kilka tygodni po rozpoczęciu zajęć szkolnych w 1981 r. nasz wychowawca zorganizował w kościele spotkanie ze świętej pamięci ks. Wincentym Stachowskim, wychudłym staruszkiem o wyglądzie ascety. Był to ostatni z żyjących michalitów, który osobiście spotkał i pamiętał naszego Założyciela. Żadnego słowa nie pamiętam, ks. Stachowski mówił cicho i niewyraźnie, zresztą parę tygodni później zmarł, ale jakiś tajemniczy urok ostatniego świadka pozostał na zawsze. Tak więc podziw, wdzięczność i zachwyt wobec Patrona i Założyciela przychodziły z kolejnymi latami. Ważne, że wciąż rosną i końca nie widać.
Bronisław Markiewicz – założyciel michalitów – był znany z ogromnego zaangażowania duszpasterskiego na rzecz młodzieży, a także poświęcenia się walce z alkoholizmem. Problem nadużywania alkoholu dotyka wiele polskich rodzin, zauważa się wielkie wzrosty uzależnionych wśród kobiet i młodych ludzi. Co możemy wynieść z doświadczenia bł. Bronisława Markiewicza w walce z plagą pijaństwa?
Przeczytałem ostatnio takie ładne zdanie: „Można być przyjacielem wina, ale trzeba być nieprzejednanym wrogiem pijaństwa”. Chyba tak mógłbym powiedzieć o ks. Markiewiczu. Wypowiedział walkę alkoholizmowi, bo ta plaga niszczyła rodziny i pojedynczego człowieka, kradła zarobione z trudem pieniądze. Czego możemy uczyć się od niego? Determinacji, niezważania na sarkazm i śmiechy innych. Jeśli człowiek wie, co chce osiągnąć, dokąd zmierza, to niełatwo go zatrzymać, ani przestraszyć. „Niech się natrząsają i szydzą – swoje będę robił”, powtarzał. Można się też uczyć pomysłowości w tej walce, wybierania odpowiedniej strategii, taktyki zarówno „kija” jak i „marchewki”. Jak trzeba było grzmieć, to grzmiał, nazywając wprost np. zdrajcami narodu i wiary tych, którzy chcieliby wychowywać młode pokolenie z kieliszkiem wódki czy szklanką piwa w ręku. Ale też oferował inne formy spędzania czasu, ukierunkowywał zainteresowania dzieci i młodzieży. Są takie roczniki „Powściągliwości i pracy” z przełomu XIX i XX wieku, w których każdego miesiąca pojawia się jakiś tekst dotykający tego palącego problemu.
Warto dodać, że w Miejscu Piastowym, gdzie w latach 1892-1912 żył i pracował bł. Bronisław Markiewicz, podejmujemy z gorliwością i zaangażowaniem tę cząstkę duchowej spuścizny Założyciela. Odbywają się tu comiesięczne spotkania dla osób uzależnionych, dwa razy w roku rekolekcje, Wesele bez toastu, Sylwester bez toastu. W ostatni poniedziałek lipca po raz 18. przeżywaliśmy tu Ogólnopolską Modlitwę o Trzeźwość Narodu, a dwa tygodnie wcześniej, czyli 13 lipca (w dniu urodzin Błogosławionego) dotarła do nas 38. Piesza Pielgrzymka Młodzieży, która modli się w tej samej intencji, przemierzając przez 12 dni ponad 400 kilometrów z Warszawy, od grobu bł. kard. Stefana Wyszyńskiego. Ten ostatni, 50 lat temu, głosząc homilię na schodach naszego sanktuarium, nazwał program duszpasterski ks. Markiewicza „budzącym sumienia”, który może pomóc, by Maryja była „Królową kołysek, a nie cmentarzy”.
Rozmawiał mw