Król w cieniu Królowej

Po dynastii Piastów i Jagiellonów na tronie polskim zasiadali m.in. królowie z rodu Wazów. Za panowania tych władców ugruntował się w Rzeczpospolitej kult maryjny. I może nie byłoby w tym nic szczególnego,  gdyby nie fakt, że Wazowie wywodzili się ze Szwecji, kraju protestanckiego.

Jan III Waza, spodziewając się, że jego syn najprawdopodobniej zostanie królem Polski, pozwolił swojej małżonce, Katarzynie Jagiellonce, na katolickie wychowanie syna. Zygmunt III Waza rzeczywiście został królem Polski w 1587 r. i okazał się gorliwym katolikiem, a jego wiarę umacniały kolejne małżonki z dynastii Habsburgów: Anna i Konstancja. Wspierał go też ks. Piotr Skarga, nadworny kaznodzieja króla, pełniący tę funkcję przez 24 lata.

Jan Kazimierz i O. Kordecki, mozaika
Jan Kazimierz i O. Kordecki, mozaika., Fot. © Marek Woś

Z kolei Władysław IV, syn Zygmunta III Wazy i Anny Habsburżanki, był czcicielem Maki Bożej Częstochowskiej. Jako król sprawował pieczę nad klasztorem jasnogórskim i potwierdził jego wcześniejsze nadania i przywileje.
Na Jasnej Górze przez tydzień modlono się przy zwłokach królewskiej małżonki, Cecylii Renaty Habsburżanki zmarłej w 1644 roku. I tu również Władysław IV przywiózł swoją drugą żonę, Marię Ludwikę Gonzagę. Wtedy też miał wypowiedzieć do paulinów następujące słowa: „W Warszawie i w Krakowie, czyli też w obozach przebywam, zawsze tu do Niej myślą i sercem się obracam i przed tym najcudowniejszym obrazem w modłach i litaniach się korzę”.

Po śmierci Władysława IV na tronie polskim zasiadł jego przyrodni brat, Jan II Kazimierz Waza. Był on synem Zygmunta III Wazy i Konstancji Habsburżanki. I choć dziecko było faworyzowane, królowa kochała wszystkie swoje latorośle, otaczając również opieką Władysława, syna swej zmarłej siostry. Kiedy Jan Kazimierz miał pół roku, ks. Skarga na prośbę Konstancji ofiarował dziecko Bogu na ołtarzu wileńskiej katedry. Dzieciństwo przyszłego króla i jego rodzeństwa upływało u boku religijnych rodziców, szczególnie matki, która każdego dnia uczestniczyła w różnych nabożeństwach, odmawiała brewiarz i różaniec. Była nietolerancyjna wobec protestantów i skłaniała męża do zwalniania dworzan – innowierców. Swoją postawą przyczyniła się do tego, że – jak pisał o. Załęski – „i magnat dumny, i szlachcic butny nie wstydzili się klęczeć (…) przed Najświętszym Sakramentem, pójść ze świecą w ręku w orszaku procesyjnym i należeć do bractw religijnych”.

Jan Kazimierz wyrósł na człowieka religijnego. Żył w dobrych układach z przyrodnim bratem, którego poparł w staraniach o tron, a następnie wyruszył na bitewne pola. Brał udział w wyprawie przeciwko Rosji i walczył pod Smoleńskiem. Przebywając już we Lwowie, ciężko zachorował na ospę i był umierający. W jego biografii, pióra E. Wassenberga, czytamy: „Po straceniu już wszelkiej nadziei przez lekarzy, zrobiwszy ślub do Najświętszej Panny, jakby cudem boskim do zdrowia powrócił. Wtenczas zaledwo siły odzyskał, uznając szczególniejsze nad sobą miłosierdzie Bogarodzicy, Wspomożycielki swojej, publicznie w kościele księży karmelitów mszy świętej słuchał, przed komunią zaś zawiesił na obrazie Matki Boskiej, przez ręce Grzegorza Lejera, jezuity, spowiednika swego, złotą tablicę jako wotum”. W 1635 r. zaciągnął się do służby cesarskiej. Jako pułkownik był dowódcą liczącego cztery tysiące oddziału lisowczyków, a następnie, jako dowódca pułku, wziął udział na pograniczu niemiecko-francuskim w bitwie z Francuzami.

W 1638 r. wyruszył z kolei do Hiszpanii, gdzie miał objąć stanowisko wicekróla portugalskiego i admirała hiszpańskiego. Podczas podróży został jednak przez Francuzów pochwycony, oskarżony o szpiegostwo i uwięziony. Po odzyskaniu wolności Jan Kazimierz przez trzy lata przebywał w kraju, a następnie, zupełnie niespodziewanie, wyjechał do Włoch, gdzie w Loreto wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Przez dwa lata przebywał w nowicjacie, ale ze względu na surową dyscyplinę wystąpił z zakonu. Wkrótce otrzymał kapelusz kardynalski. Nie akceptował jednak tej wysokiej godności i ostatecznie z niej zrezygnował.

Tymczasem w maju 1648 r. zmarł Władysław IV, nie pozostawiając następcy tronu. W tej sytuacji na króla Polski Jan Kazimierz został wybrany. Tuż po elekcji modlił się podczas mszy świętej, a w drodze do Krakowa na koronację zatrzymał się w Częstochowie. Przed przyjęciem korony pielgrzymował na Skałkę i wziął udział w nabożeństwie. Koronacja Jana Kazimierza odbyła się 17 stycznia 1649 r. podczas uroczystej mszy świętej. Kiedy po przyjęciu komunii świętej król zasiadł na tronie, prymas Łubieński, który przewodził tej uroczystości, wypowiedział znamienne słowa: „Na tym królewskim tronie niech cię utwierdzi Bóg. Siedź i zatrzymaj miejsce od Boga tobie przeznaczone”.

Po uzyskaniu dyspensy papieskiej król poślubił w maju 1649 r. wdowę po bracie, Marię Ludwikę Gonzagę. Wkrótce królowa sprowadziła do Polski księży misjonarzy św. Wincentego á Paulo, siostry szarytki, które posługiwały chorym i wizytki, które podjęły pracę edukacyjną wśród dziewcząt.

Potop szwedzki

W latach 1648–1654 trwała wojna domowa na południowo-wschodnich kresach, nazwana później powstaniem Chmielnickiego. Rewoltę tę w 1654 r. wsparła Rosja, doprowadzając tym samym do wybuchu wojny polsko-rosyjskiej. I na tak osłabioną Rzeczpospolitą w 1655 r. najechali Szwedzi, co zapoczątkowało okres tzw. potopu szwedzkiego.
Mimo że król był doskonałym dowódcą wojskowym, przed każdą bitwą przystępował do sakramentu spowiedzi, wysłuchiwał mszy świętej, modląc się gorliwie, a po każdym zwycięstwie składał dary w świątyniach.

Augustyn Kordecki (Henryk Stattler, 1859 r.)
Augustyn Kordecki (Henryk Stattler, 1859 r.)., Fot. © Marek Woś

Jan Kazimierz był władcą maryjnym. Podczas swego panowania pielgrzymował do różnych sanktuariów, m.in. do Sokala i aż dziewięć razy do Częstochowy. Był z tym miejscem szczególnie związany, toteż nic dziwnego, że obrona Jasnej Góry podczas szwedzkiej nawałnicy była dla niego sprawą priorytetową. Król w porę przestrzegł zakonników przed niebezpieczeństwem obrabowania jasnogórskiego skarbca, wezwał do siebie prowincjała, o. Teofila Bronowskiego, z którym omówił plan obrony i zaapelował do okolicznych starostw o pomoc w ochronie klasztoru. Paulini zdążyli ukryć kosztowności, a prowincjał – przy wsparciu króla – zorganizował załogę obronną, która dzielnie broniła jasnogórskiej fortecy przez 40 dni (18 listopada – 27 grudnia 1655).
Tymczasem w efekcie niepowodzeń wojskowych i po fali licznych zdrad na rzecz króla szwedzkiego, król doświadczył załamania i wraz z rodziną schronił się w Głogówku na Śląsku. Najprawdopodobniej tam również – z inicjatywy króla – dotarł jasnogórski obraz, który z obawy przed szwedzką profanacją wywiózł z Częstochowy o. Bronowski. Obraz został umieszczony w tamtejszym klasztorze paulinów, a Jan Kazimierz spędził przed nim wiele godzin na żarliwej modlitwie.

W tym czasie król wystosował list do papieża Aleksandra VII z prośbą o pomoc. W odpowiedzi przesłanej królowi czytamy m.in.: „Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie zwracasz się do Tej, która sama chciała być Waszą Królową? Maryja Was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała”.
Dlaczego taką nieco dziwną, ale i jednoznaczną odpowiedź papież przesłał królowi? Zapewne nie każdy wie, że w 1608 r. jezuita, o. Giulio Mancinelli, który wcześniej przyjaźnił się ze Stanisławem Kostką, wówczas jezuickim nowicjuszem, i który był świadkiem jego śmierci, miał w neapolitańskim klasztorze wizję Matki Bożej i klęczącego przed nią Stanisława. Zakonnik zawołał: „Wniebowzięta! O Królowo Wniebowzięta, módl się za nami”. Maryja odpowiedziała: „Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”. Ojciec Giulio wówczas wykrzyknął: „Królowo Polski Wniebowzięta, módl się za Polskę!”. Objawienie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie: w 1610 r., kiedy to o. Mancinelli przybył z pielgrzymką do Polski i celebrował mszę świętą u grobu św. bp. Stanisława, oraz w 1617 r., ponownie w Neapolu, gdzie Maryja znowu poprosiła jezuitę, aby nazywał ją Królową Polski i przepowiedziała mu datę jego śmierci (o. Giulio rzeczywiście odszedł w dniu, który zapowiedziała mu Maryja: 15 sierpnia 1618 r.; warto dodać, że w to samo święto, 50 lat wcześniej zmarł św. Stanisław Kostka). Objawienia te zostały uznane przez papieża Aleksandra VII, niech zatem nie dziwią nas słowa jego listu do króla.
Zakończona sukcesem obrona Jasnej Góry zapoczątkowała kontrofensywę polską, a Częstochowa i cudowny obraz stały się symbolem oporu Polaków. Zaczęła się rozwijać partyzantka górali, mieszczan i szlachty. Na wieść, że wojsko chce odstąpić od Szwedów, król przedostał się do Polski przez słowacczyznę. Przebywał m.in. w Krośnie i Łańcucie. W lutym 1656 r. przybył do Lwowa, gdzie organizował wojsko, prowadził rozmowy, wydawał odezwy i opracowywał działania strategiczne, bacznie przyglądając się wojennym poczynaniom Stefana Czarnieckiego.

W hołdzie Maryi

W tym też czasie król nosił się z pragnieniem podziękowania Maryi za powrót do ojczyzny i za cudowną obronę jasnogórskiej twierdzy. Zamiary te popierała m.in. królewska małżonka, Maria Ludwika. I tak, 1 kwietnia 1656 r., Jan Kazimierz, wraz z całym dworem i duchowieństwem, udał się do lwowskiej katedry, złożył insygnia i w języku łacińskim odczytał tekst słynnych ślubów lwowskich, ułożonych przez jezuitę, Andrzeja Bobolę, zaczynających się następująco:
„Wielka Boga – Człowieka Rodzicielko i Panno Najświętsza! Ja, Jan Kazimierz, z łaski Syna Twego, Króla królów i Pana mego, i z Twego miłosierdzia król, padłszy do stóp Twoich najświętszych, Ciebie za Patronkę moją i za Królową państw moich dzisiaj obieram”.

Wydarzenia z lwowskiej katedry przedstawił Jan Matejko na jednym ze swoich obrazów „Śluby Jana Kazimierza”. Na pierwszym planie malowidła dostrzegamy parę królewską. Władca klęczy przed ołtarzem, na którym dostrzegamy złożone insygnia królewskie. W geście ślubowania powtarza słowa przysięgi odczytywane przez arcybiskupa lwowskiego, Jana Tarnowskiego (według innych źródeł przez biskupa przemyskiego, Andrzeja Trzebickiego). Za królową, trzymającą w dłoni różaniec, artysta ukazał m.in. Stefana Czarnieckiego, klęczącego z wyciągniętą szablą, Stanisława Rewerę-Potockiego, wielkiego hetmana koronnego, a także księcia zbaraskiego, trzymającego chorągiew z godłem Polski, marszałka Jerzego Lubomirskiego z laską marszałkowską i hetmana Stanisława Lanckorońskiego, trzymającego buławę. Wśród tych postaci dostrzegamy również chłopa z gromnicą w jednej dłoni i kosą ustawioną na sztorc – w drugiej, co niewątpliwie symbolizuje chłopską partyzantkę przeciwko Szwedom, stanowiąc jednocześnie aluzję malarza do czasów późniejszego powstania kościuszkowskiego, w którym chłopi walczyli z kosami ustawionymi na sztorc.

Na uwagę zasługują też takie rekwizyty, jak m.in. chorągiew z orłem w koronie, gobelin z czteropolowym herbem Rzeczpospolitej z orłami i litewską Pogonią, ozdobny lichtarz z prezbiterium katedry wawelskiej czy wreszcie korona Kazimierza Wielkiego, złożona na ołtarzu. Ta specyficzna malarska dekoracja symbolizuje wielkość i potęgę Rzeczpospolitej Obojga Narodów, co było niezwykle cenne w czasie, kiedy obraz powstał. Był to bowiem rok 1893, czas zaborów i niewoli narodowej. Ukazana dzięki tym rekwizytom świetność dawnej Rzeczpospolitej miała niewątpliwie wzbudzić w oglądających nadzieję na odzyskanie niepodległości.
Powróćmy jednak do roku 1656. Parę dni po ślubach królewskich wojsko polskie pokonało pod Warką Szwedów, co uznano za znak opieki Maryi. Zdobyto wówczas 16 chorągwi nieprzyjaciela i wszystkie przesłano do Lwowa. Jedną z nich Jan Kazimierz, klęcząc przed obrazem Matki Bożej Łaskawej, rzucił do jej stóp. W kościele jezuitów nuncjusz papieski, Piotr Vidoni, odprawił nabożeństwo. Litanię loretańską zakończył, dodając uroczyście po raz pierwszy wezwanie: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. W ten sposób ogłosił Maryję Królową Polski, a tytuł ten przylgnął do jasnogórskiego wizerunku.

Trzeba podkreślić, że królewskie śluby przede wszystkim zmobilizowały naród, w tym również chłopów, którym Jan Kazimierz obiecał ulżyć w ich ciężkiej doli do walki z najeźdźcą (ostatecznie nie dotrzymał tej obietnicy). Wojna polsko-szwedzka trwała jeszcze cztery lata. Zakończyła się podpisaniem pokoju w Oliwie, 3 maja 1660 roku. Nowa wojna na wschodniej granicy kraju i nieudana wyprawa moskiewska króla, jego bezowocne starania o ustalenie elekcji vivente rege (wybór i koronacja nowego króla za życia panującego monarchy), które doprowadziły do wybuchu rokoszu Lubomirskiego i wojny domowej w Polsce, wreszcie śmierć małżonki – wszystkie te niepomyślne wydarzenia doprowadziły do kolejnego załamania króla i jego abdykacji we wrześniu 1668 roku.

Wiosną następnego roku Waza wyjechał do Francji, gdzie Ludwik XIV zapewnił mu dochody z ośmiu opactw. Jan Kazimierz prowadził tu życie głęboko religijne i myślał o powrocie do kraju. Plany te jednak pokrzyżowała choroba i śmierć w 1672 roku. Został pochowany w Nevers. W 1676 r. sprowadzono jego ciało do Polski i uroczyście pochowano w podziemiach katedry wawelskiej.
Jan II Kazimierz Waza sprawował władzę w szczególnie trudnym czasie. Prowadził liczne wojny, ale zawsze były to wojny z krajami niekatolickimi i m.in. w obronie katolickich wartości i kultu Matki Bożej. Zawierzając jej kraj i swoich poddanych, oficjalnie ustanowił Maryję Królową Polski. Po potopie szwedzkim religijna treść ślubów lwowskich weszła na stałe do tradycji polskiego narodu. Akt ten miał charakter religijny i świadczył o głębokim przywiązaniu króla do wiary w Boga i jego Matkę.

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Izabela

Marciniak

Polonistka, w "Królowej Różańca Świętego" pisze głównie na temat sztuki sakralnej oraz o literaturze religijnej.
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x