Ojciec Michał Osek OP jest przeorem gdańskich dominikanów i proboszczem parafii św. Mikołaja w Gdańsku. Kiedy w styczniu 2019 roku obejmował oba te stanowiska, budynek kościoła był od kilku tygodni zamknięty z powodu ryzyka zawalenia się sklepienia jednej z naw bocznych. Przez niemal dwa lata toczył walkę o otwarcie świątyni, a do dziś koordynuje przedsięwzięcie renowacji jednego z najstarszych kościołów prowincji dominikańskiej w Polsce. Pochodzi z Katowic, a w zakonie jest od czternastu lat. Czytelnikom „Królowej Różańca Świętego” opowiada o charyzmacie dominikańskim, zmaganiach z trudami współczesnego świata oraz miejscu Maryi i różańca w życiu braci Zakonu Kaznodziejów.
Czy trudniej jest być dziś dominikaninem niż jeszcze dwa lata temu?
Chyba wszystko jest dziś trudniejsze, nie tylko w kontekście życia zakonnego. Gdy chodzi o życie zakonne, to wydaje mi się, że trzeba dbać o to, żeby nie pomylić izolacji czy dystansu społecznego z klauzurą zakonną. Już teraz można pomylić klauzurę z kwarantanną, z izolacją. Wiem też, że są osoby, które w tym czasie wyrażają swoją gotowość do podjęcia życia zakonnego, rozumiejąc klauzurę jako formę izolacji, a jest znaczna różnica pomiędzy życiem zakonnym a wycofaniem z życia. Nie zawsze da się skierować życie zakonne na takie tory, zamknąć w takich ramach, aby dawać owoce i trwać w wycofaniu ze świata.
Święty Dominik nie zaplanował, aby dominikanie byli zakonem klauzurowym i zamkniętym.
Tak, to prawda. Święty Dominik znał życie zakonne w wersji mniszej, czyli wspólnoty, które zakładały klasztory oddalone od miast, np. benedyktyni, cystersi. Nasz założyciel dostrzegł, że potrzebne jest otwarcie, zupełnie nowe podejście do życia zakonnego. Jego wizja harmonizuje te dwie rzeczy: konieczne oddalenie i obecność w świecie. I tak, na przykład, habit jest wprost wyjęty z życia mniszego, a z drugiej strony działamy apostolsko. Dominik zrealizował próbę połączenia życia klauzurowego, zakonnego z działalnością duszpasterską.
Czyli jak czujecie realizowanie maksymy dominikańskiej laudare, benedicere, praedicare w dzisiejszych czasach? To chyba trudne.
Myślę, że ono się po prostu realizuje w każdym czasie i w każdym miejscu, bo w tych trzech słowach zawiera się opis duchowości, podejścia do Boga. To zawołanie mówi o modlitwie, więc tak naprawdę może się realizować cały czas. Trudniejsze jest chyba realizowanie drugiego dominikańskiego hasła: contemplata… Tu już nie wystarczy otworzyć kościół. Dziś trzeba też włączyć transmisje, przygotować liturgię, prowadzić parafię w internecie. To jest dużą zmianą, bo zapewne przed pandemią nikt nie wykonałby takiego wysiłku, chociażby w związku z dostępnością liturgii on-line. W tym roku liturgia triduum paschalnego stała się najszerzej dostępną na całym świecie w historii. Kamery skierowane na ołtarz, pokazujące każdy ruch, każdy element liturgii, sprawiły, że konieczne było dołożenie jeszcze większych starań, aby wszystko odbyło się jak najlepiej. Zamiast po prostu rozpocząć triduum, wyjść do ołtarza i głosić, zaczęliśmy się przez ostatnie miesiące zastanawiać na przykład, gdzie ustawić paschał, aby nie zakłócić odbioru w kamerze, w którym miejscu ma się odbyć chrzest, żeby był w kadrze. A wszystko to po to, aby izolacja nie rozproszyła wspólnoty podczas najważniejszych dni dla chrześcijan. Pamiętam, że pierwsze transmisje, podczas których nie było przed nami fizycznie ludzi, a jedynie kamera i kamerzysta, były bardzo trudne. W ciągu roku każdy z braci w naszym klasztorze starał się wykonać ogromną pracę, aby oswoić się z głoszeniem przed kamerami. Chyba nikt z nas się tego nie spodziewał.
Ten trud pojawia się po obu stronach.
Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Zresztą liturgia Kościoła nie bierze pod uwagę, że może nie być zgromadzonego Kościoła. Kiedy przebywałem w izolacji z powodu kwarantanny w klasztorze, starałem się uczestniczyć w transmitowanych rekolekcjach. Wówczas doświadczyłem, jak wielki trud zadają sobie ludzie, biorąc udział w mszy on-line. Choć moja sytuacja była nieporównywalna, bo wciąż miałem dostęp do sakramentów, to doświadczenie sprawiło, że podziwiam osoby, które potrafią sobie zapalić świeczkę przy ekranie komputera czy laptopa, uprzątnąć biurko i modlić się podczas nabożeństwa on-line.
Być dominikaninem dziś
Co dla Ojca oznacza „być dominikaniniem”?
To są tego typu pytania, których ja sam sobie na co dzień nie zadaję. To jest trochę tak, jakby zapytać kogoś: „A jak to jest, że oddychasz? Wyjaśnij mi to”. I kiedy się nad tym zastanawiamy, jest taka refleksja nad tym, co się dzieje, gdy oddychamy. Pytanie o bycie dominikaninem pojawia się na różnych etapach formacji zakonnej. W nowicjacie to pytanie nieustannie się powtarza, wciąż padają pytania: „Czy chcesz być dominikaniniem? Czy chcesz być w tej wspólnocie? Czy jesteś dyspozycyjny dla zakonu?”. Ale potem, kiedy przychodzą wyzwania dnia codziennego, takie rozterki, przynajmniej w moim przypadku, znikają. Są jednak takie miejsca w życiu zakonnym, w których wraca się do tego pytania, ale inaczej się je przeżywa, na przykład podczas rekolekcji albo dni skupienia. W naszym klasztorze co tydzień czytamy wspólnie konstytucje zakonne. To też taki moment, w którym możemy sobie ponownie uświadomić, w czym uczestniczymy; że nie tylko my tak żyjemy, ale i bracia na całym świecie. Wtedy myślę, że to, w czym biorę udział, przekracza nasze możliwości głoszenia, a Bóg dyskretnie wspomaga w tym, co Jemu jest przydatne.
A gdyby przyszedł taki młody chłopak i chciał się koniecznie dowiedzieć, czy nadaje się na dominikanina, to jak opisałby mu Ojciec charyzmat dominikański?
Charyzmat dominikański bierze się z dwóch obszarów związanych z początkami naszego zakonu. Pierwszy obszar to jakaś wielka potrzeba Kościoła, aby ktoś głosił Ewangelię. Tutaj musimy przywołać świat XIII wieku, w którym funkcjonował nasz założyciel. Kościół rozeznał na Soborze Laterańskim w 1215 roku, że biskupom brakuje pomocników, którzy głosiliby Ewangelię. Ojcowie zgromadzeni na soborze zorientowali się, że nie może być tak, że tylko biskup może głosić, bo w tamtych czasach tylko on miał taki przywilej. Zwykli księża na parafiach nie mówili kazań. Często jednak z różnych względów, jak na przykład wojny, obszar diecezji, choroby czy po prostu zaniedbania – biskupi nie pełnili tej funkcji należycie. Dlatego stwierdzono, że potrzeba, żeby biskupi „wyznaczyli sprawdzonych mężów, aby głosić Ewangelię”. Drugie źródło charyzmatu to współczucie św. Dominika, który wędrował po południowej Francji i tam zobaczył ludzi, bardzo intensywnie szukających Boga, ale te poszukiwania nie doprowadziły ich do poznania Chrystusa. Mowa tu o katarach i albigensach, o ludziach, którzy potknęli się w tych poszukiwaniach Boga. Starali się unikać wszystkiego, co złe, wszystkiego, co materialne, a więc także sakramentów. Każdy sakrament zawiera element materialny w swojej celebracji, a więc i je odrzucili, stając się heretykami. Jednak święty Dominik dostrzegł ich starania. Zobaczył, jak pokutują i starają się dostąpić odpuszczenia grzechów, jednocześnie nie idąc tą ścieżką, która daje doświadczenie Boga żywego. Myślę, że charyzmat dominikański to właśnie połączenie z jednej strony wołania o głoszenie Ewangelii jak w czasach apostołów, a z drugiej święty Dominik dostrzegający ludzi poszukujących Boga i jednocześnie nieumiejących Go znaleźć.
Co ciekawe, Dominik dostrzegł również w szczególny sposób kobiety: zarówno Maryję, jak i zwykłe kobiety. Jeszcze zanim założył zakon męski, stworzył zakon żeński, a Maryja stała się patronką Zakonu Braci Kaznodziejów.
Postawa świętego Dominika wobec Maryi i kobiet mu współczesnych jest dziś dla nas podpowiedzią, aby słuchać kobiet Kościoła. Najpierw słuchamy Maryi i z tym wszystkim, co ona nam przynosi, staje się ścieżką, aby odkrywać Chrystusa. Pozostaje nam bliska teologia maryjna, która ma swoje odbicie choćby w ikonach prezentujących Maryję wskazującą dłonią na Jezusa jako na drogę, prawdę i życie. W dzisiejszych czasach, kiedy kwestia płci jest wciąż bardzo szeroko dyskutowana, warto podkreślić, że kobieta nie jest nikim gorszym w Kościele. Choć struktura nie pozwala na święcenia kobiet, to nie jest tak, że są mniej istotne. Kobiety w równym stopniu tworzą Kościół. W naszej społeczności przy kościele św. Mikołaja kobiety są liderkami duszpasterstw, przełożonymi we fraterni, stają na czele projektów. Ich wkład w tę wspólnotę jest ogromnie cenny. Z mojego punktu widzenia ta wrażliwość, którą mają kobiety, wiele wnosi również w nasze życie. Bez ich obecności przy wspólnocie nasze realizowanie funkcji duszpasterskich byłoby inne, czasem bardziej oschłe. Zarówno to, że jest z nami Maryja, jak i to, że w naszym życiu duszpasterskim są kobiety, uważam za naturalne środowisko, ale też wielkie błogosławieństwo.
Dominikanie i różaniec
Czy dominikanie wciąż wykazują przywiązanie do różańca?
Według konstytucji każdy z braci ma obowiązek każdego dnia odmówić różaniec. To taka modlitwa, która towarzyszy nam od początku. W nowicjacie różańcem zaczynaliśmy dzień. W naszym klasztorze zwykle odmawiamy różaniec indywidualnie, chyba że mamy dni skupienia, rekolekcje albo szczególne intencje. Gdy dominikanie mają jakąś intencję, to zanoszą ją właśnie przez różaniec. Codziennie we wszystkie dni powszednie w kościołach dominikańskich zwykle odprawia się nabożeństwo różańcowe, w naszym kościele przed mszą o godzinie 12. Jednym z najważniejszych świąt u dominikanów jest święto Matki Bożej Różańcowej, często poprzedzane rekolekcjami.
W kalendarzu dominikańskim znajdujemy także święto Matki Bożej Opiekunki Naszego Zakonu.
Święto Matki Bożej Opiekunki Naszego Zakonu łączy się często z przypomnieniem legend dotyczących naszego zakonu. Jedna z nich jest związana z przedstawieniem znajdującym się w ołtarzu głównym naszego kościoła, ale podobne znajdują się w wielu świątyniach dominikańskich na całym świecie. To Matka Boża Miłosierdzia, która wygląda inaczej niż ta z Ostrej Bramy. Obraz pokazuje Maryję, która ma dookoła siebie, pod płaszczem, dominikanów i dominikanki. Legenda głosi, że po swojej śmierci święty Dominik wprowadzony został przez świętego Piotra do nieba, a tam rozejrzał się wokół i zapłakał. Wtedy Maryja miała go spytać, dlaczego płacze, a Dominik odpowiedział, że płacze, ponieważ założył zgromadzenia zakonne, a do nieba nie trafił ani jeden z braci zakonnych, ani jedna z sióstr. W związku z tym Dominik uznał, że całe to dzieło było pozbawione sensu, bo nie ma z niego bożych owoców. Wówczas Maryja odsłoniła swój płaszcz i ukazała, że wszyscy dominikanie i dominikanki są pod jej płaszczem.
Gdańscy dominikanie mają też w swoim kościele inne, bardzo szczególne przedstawienie Maryi.
Tak, to ikona Matki Bożej Zwycięskiej. Przyjechała ona z braćmi ze Lwowa w 1946 roku. Zauważam, że choć jest ona zabytkiem niepochodzącym oryginalnie z kościoła św. Mikołaja, to jest w jakiś sposób bardzo szczególna dla osób odwiedzających naszą świątynię. Sam, kiedy mam jakieś zmartwienie lub wracam po kilku dniach nieobecności do Gdańska, idę prosto przed ołtarz Matki Bożej Zwycięskiej. Ta ikona jest też wyjątkowo bliska wielu mieszkańcom Gdańska. Przybyła ze wschodu, jak znaczący procent ludności, który po II wojnie światowej zasiedlił to miasto. Maryja ma swoje szczególne miejsce w tym mieście, a ten obraz wpisuje się w ducha i historię Gdańska. Historia naszego zakonu, losy Matki Bożej Zwycięskiej i Gdańska w niezwykły sposób, z Bożym prowadzeniem, splotły się ze sobą.