2 czerwca 2013 r., w czasie nabożeństwa pompejańskiego w Skoczowie na Kaplicówce, mieliśmy okazję poznać ks. Rafała Brzuchańskiego, kapłana diecezjalnego, misjonarza, który przez dziesięć lat apostołował na Ukrainie, a ostatnie dwa lata w Rosji na Dalekim Wschodzie.
Na ziemi dla nas innej, ziemi… nieludzkiej. Ziemi, która kojarzy nam się ze wstrząsającym obrazem ludzkiego cierpienia, jakie zgotowała światu komunistyczna utopia, z okrucieństwem realizowana przez sowiecki aparat przemocy. Kapłan mówił, jak „przeżywał” tę ziemię:
Niepokalane Serce Maryi chce być rozpoznawalne w Rosji
Maryja o swoje dzieci walczy w każdym zakątku świata. Wskazuje na zagrożenia i prowadzi do Nieba. Z chwilą poświęcenia świata i Rosji Niepokalanemu Sercu Matki Bożej przez bł. Jana Pawła II, wiele zaczęło się w tej materii zmieniać. Rosja to specyficzny kraj, największy terytorialnie na świecie, który bardzo potrzebuje Ewangelii i Jezusa. Potrzebuje wyleczenia z ran zadanych przez zawirowania historii i wielu niedobrych ludzi. W walce o duszę Rosji wiele zależy od aktywnego uczestnictwa w ewangelizacji. Również nasza modlitwa, ludzi żyjących poza Rosją, odgrywa w tej walce szczególną rolę. Czy uda się nawrócić Rosję przed ponownym przyjściem Pana? Pozostaje nadzieja. Chrześcijanin to człowiek modlitwy i nadziei. A nadzieja zawieść nie może.
Pan dał mi łaskę przebywania w Rosji na Dalekim Wschodzie, gdzie zrodziła się potrzeba pomocy duszpasterskiej w parafii Narodzenia Pańskiego w Magadanie.
Kołyma
Kołyma. Taką nazwę nosi rzeka. Takie same słowo u starszego pokolenia, znającego historię, wywołuje okrutne skojarzenia. Geograficznie jest to obszar wielkością przypominający mniej więcej trzy powierzchnie Polski; pomiędzy Jakucją, Czukotką i Kamczatką, od południa oblany wodami Morza Ochockiego.
W 1929 r. w tej części świata, bezludnej, o surowym klimacie, gdzie zima zaczyna się początkiem października, a kończy w maju, zaczęto budować miasto Magadan. Wcześniej odkryto tu złoża surowców mineralnych, w tym złota, węgla, różnego rodzaju rud oraz uranu. Sowiecka władza, na czele ze Stalinem, postanowiła w specyficzny sposób wykorzystać ludzi w celu eksploatacji kołymskich skarbów. Zarządzono budowę obozów pracy zwanych gułagami. Stworzono w tym celu odpowiednie prawo, napisano paragraf „58”, na podstawie którego ogłaszano wyroki. Za co? Za noszenie medalika, za udział w nabożeństwach w cerkwi i kościele. Za przynależność do organizacji patriotycznych, za nielegalne zebrania, za kontestowanie nowej władzy ludowej, za rzekomo „zdradę ojczyzny”. Sześć lat w obozie to była kara mininalna. Do największej eksterminacji i zsyłek na Kołymę doszło w latach 40. XX wieku, zwłaszcza po zakończeniu II wojny światowej, gdy Związek Radziecki poszerzył swoje granice. Na Kołymę trafiali Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Polacy, Niemcy i oczywiście sami Rosjanie. Praktycznie cała Europa środkowa i wschodnia. Transportem więźniów zajmowało się NKWD wraz z przedsiębiorstwem „Dalstroj”. W celu przewiezienia z Europy skazanych, wykorzystywano kolej, a w końcowej fazie statki, które z Władywostoku–Nahodki przez Morze Ochockie przewoziły więźniów do portu w Magadanie. To nie była wycieczka. Wielu skazanych, jak mówią żyjący świadkowie, zmarło w czasie podróży. Przez Kołymę, w latach 1930–1956 „przewinęło się” wg rosyjskich źródeł ponad 20 mln więźniów–pracowników. Możliwe, że kołymska ziemia stała się grobem dla około 2 milionów ofiar. Ich doczesne szczątki pozostaną tam do dnia przyjścia Pana. Obozy zaczęto zamykać po śmierci Stalina. Oficjalnie ostatni łagier przestał pracować w 1957 r.
Magadan
Magadan jest jedynym miastem na Kołymie, rozciągniętym pomiędzy dwiema zatokami, zamieszkany przez niecałe 100 tys. mieszkańców. Inne miejscowości, nazywane „pasiołkami”, rozsiane są wokół kołymskiej trasy i jej odnóg. Współczesny Magadan żyje swoim rytmem, wyznaczanym przez przyrodę i ludzi. Wielu znajduje tu zatrudnienie w górnictwie, przetwórstwie, rybołówstwie i w budżetówce. Jednak klimat i trudności z pracą powodują dużą migrację ludności.
Parafia Narodzenia Pańskiego. W jedynej rzymskokatolickiej parafii na Kołymie duszpasterzuje ks. Michael Shields z Alaski. Historia powstania parafii w Magadanie pokazuje różne metody działania łaski Bożej. Z chwilą, kiedy rozpadł się ZSRR i ociepliły się stosunki z USA, w 1991 r. do Magadanu z Alaski dotarł biskup diecezji Anchorage. W mieście nie było świątyni. Ale byli wierni (wielu z nich przeżyło łagry), którzy chcieli mieć swój kościół, swoją parafię. I… stało się. Po powrocie biskupa na Alaskę erygowano w diecezji Anchorage fundację, wspierającą wspólnotę rzymskokatolicką na Kołymie.
Katolicy w Magadanie obchodzili w 2010 r. jubileusz 20-lecia wyjścia z podziemia. Bo trzeba zaznaczyć, że w tej części świata oficjalnie można głosić Chrystusa dopiero od dwudziestu paru lat. Co prawda w czasach carskiej Rosji docierali tu prawosławni misjonarze, ale ich praca została zniweczona przez komunistyczne władze. W latach zsyłek docierali tu kapłani i wierni, ale ich przepowiadanie ograniczone było drutem kolczastym, okalającym strefy cierpienia i morderczej pracy. Oni stali się „niemym ziarnem” rzuconym w ziemię. Oby z tej ofiary wyrosło dobro.
Jednym z wielu dowodów działania Pana w Magadanie jest zbudowana dziesięć lat temu niewielka świątynia pod wezwaniem Narodzenia Pańskiego. Stanowi wotum wdzięczności Bogu za dar wolności. To także miejsce modlitwy za ofiary i oprawców. Wokół świątyni znajduje się zaplecze duszpasterskie. Do kościoła przylega skromna kaplica – Męczenników Kołymskich, której wnętrze zdobią dwie charakterystyczne ikony, przedstawiające świętych katolickich i prawosławnych; świadków Chrystusa. Razem cierpieli za wiarę i sprawiedliwość w czasie represji.
Wieczorem lub nocą odmawialiśmy różaniec. On trzymał nas przy życiu i nadziei
W kaplicy Męczenników Kołymskich pani Bronia złożyła swój dar – różaniec, ugnieciony z chleba w czasie pobytu w obozie pracy. Pani Bronia, Litwinka i katoliczka, aby zrobić ten różaniec, który stał się dla niej ostoją człowieczeństwa i wiary, nie jadła chleba przez trzy dni. Pod różańcem złożyła swoją obozową chustę z numerem. Gdy tylko pogoda i stan zdrowia pozwala, pani Bronia przychodzi na Msze święte i cały czas dziękuje Bogu. Za każdy dzień życia. Jej koleżanka, Olga z Ukrainy, która kilka lat przepracowała w obozach twierdzi, że tylko dzięki modlitwie przetrwali trudny czas łagrów:
„Proszę księdza, kiedy nas tu przywieziono, byliśmy młodzi. Pracowaliśmy w tajdze. Ciężka to była praca. Ludzie słabsi często chorowali. Wielu umierało z wycieńczenia i chłodu. Jedzenia było mało. Ale nie to było najtrudniejsze. Nie mieliśmy cerkwi, nie było kościoła, Mszy świętej, spowiedzi. U nas w domu zawsze świętowano niedzielę. A tu nic – tylko praca i praca. Nieraz byliśmy bici i poniżani. I dlatego w barakach po przyjściu z pracy, najczęściej wieczorem lub nocą odmawialiśmy różaniec. On trzymał nas przy życiu i nadziei. Ci, którzy się nie modlili, szybciej tracili nadzieję, równowagę, popadali w depresję, umierali. My tylko dzięki modlitwie różańcowej przeżyliśmy to wszystko”.
Bronisława z Litwy często powtarzała: „Tylko modlitwa, różaniec i wiara. To mnie utrzymywało przy nadziei. Ja teraz dziękuję Bogu za wszystko. Już mi niewiele lat zostało, ale cieszę się, że mogę chodzić do kościoła”.
Wierni parafii Narodzenia Pańskiego pochodzą z wielu zakątków świata. Są wśród nich Rosjanie, Ukraińcy, Łotysze, Białorusini, Litwini, Buriaci i Czukcze. Babcia Jana pochodzi z Białorusi, ale modlić się umie tylko po polsku. Do kościoła już nie chodzi z uwagi na wiek i chorobę. Odwiedzają ją siostry szarytki. Jednak duża migracja ludności odbija się na charakterze parafii i duszpasterstwa. Byli więźniowie łagrów powoli odchodzą do wieczności. Do kościoła zaglądają obecnie ich potomkowie lub ci, którzy w latach istnienia Związku Radzieckiego przyjechali tu do pracy.
Społeczeństwo Dalekiego Wschodu jest otwarte na duchowość, jednak większość stanowią ludzie obojętni religijnie (najczęściej tylko ochrzczeni), wśród nich wyznawcy prawosławia oraz sekt. Zdarzają się również przypadki obnoszenia się z ateizmem, wynikającym z miłości do poprzedniego systemu. Istnieje też nieokreślona grupa nieochrzczonych. Daleki Wschód Rosji dla człowieka z Polski jawi się jak pewnego rodzaju pustynia. To swoista próżnia wynikła z zawirowań historii oraz ścierania się dobra i zła. Czy człowiek współcześnie żyjący w obszarze nazywanym „końcem świata,” a przez innych „początkiem” jest w stanie wypełnić tę próżnię Bogiem i człowieczeństwem? W każdym razie walka o człowieka i o miejsce Boga w jego życiu trwa nadal.
Wspólnota katolicka w Magadanie jest niewielka. „Nie bój się mała trzódko” – powiedział kiedyś Pan. Statystyki i wykresy nie budują Kościoła. Buduje go łaska Boża i konkretni ludzie, którzy odpowiadając Bogu zaufali Mu i pokochali Go. Fundament założony przez męczenników Kołymy jest mocny. Żadne siły go nie przemogą. Należy mieć nadzieję, że Niepokalane Serce Maryi będzie zwyciężać w sercach wiernych również na Dalekim Wschodzie. Obecnie największym skarbem Kołymy są ludzie i to oni są drogą Kościoła, którą pragnie kroczyć Zbawiciel.
To świadectwo kapłana, tu w Skoczowie, na Świętym Wzgórzu – na Kaplicówce, będzie trwało w naszych sercach, będzie skłaniało do intensywnej modlitwy; modlitwy o jakiej mówiła siostra Łucja, kierując do świata orędzie Matki Bożej: Poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi, codzienny różaniec, Nabożeństwo Pierwszych Sobót pozostają ważne w odniesieniu do Rosji, by jej nawrócenie stawało się coraz pełniejsze.