Ta, której duszę przeszył miecz

„Kto niezdolny współczuć czule Bólom Matki Syna bóle? Czy ma takie serce kto?” Jakub z Todi, Stabat Mater Dolorosa

Ta, której duszę przeszył miecz…

Pola uprawne, sady i łąki wpisują się w krajobraz ziemi sandomierskiej. Przejeżdżając przez te rolnicze tereny, można odnieść wrażenie, że zielonym niwom nie ma tu końca. Tymczasem w Sulisławicach przed podróżnym wyrasta niespodziewanie monumentalna, neogotycka świątynia, której wieże górują nad okolicą. Ktoś, kto przybywa tu po raz pierwszy, może doświadczyć niecodziennego uczucia, że właśnie przeniósł się w czasy średniowiecznych katedr. Tymczasem wewnątrz tej ogromnej świątyni, zamiast strzelistego gotyckiego ołtarza, znajduje się niewielkie, ale bezcenne malowidło, które od wieków przyciąga tu pielgrzymów…

O Bolesna Matko Pana, obok Syna rozpłakana…

Obraz został dwustronnie namalowany. Jego rewers przedstawia oblicze Jezusa z chusty św. Weroniki, a awers ukazuje Maryję, która boleje na widok umęczonego Syna. Jego postać została na obrazie wyeksponowana. Jest On cały skrwawiony, z koroną cierniową na głowie, ukazuje zadane Mu rany – przebite dłonie i bok, z którego wypływa Przenajświętsza Krew. Maryja w geście matczynej miłości obejmuje Jezusa. Jej lewa dłoń spoczywa na Jego lewym ramieniu, prawa zaś – na prawym boku, poniżej rany zadanej włócznią rzymskiego żołnierza. Dłonie Maryi podtrzymują umęczonego Zbawiciela, a Ona sama wyraźnie jest pochłonięta rozważaniem Męki Syna. Pozostaje wyjaśnić, czym jest konstrukcja, w której stoi Chrystus. Przez jakiś czas dopatrywano się w niej Bożego grobu, na co miałyby wskazywać rany Jezusa. Koncepcja ta kłóciła się jednak z otwartymi oczami Zbawiciela, który został ukazany jako żywy, a skoro tak, to tajemniczą skrzynią, w której stoi, nie może być grób. Niektórzy skłaniali się ku tezie, że obraz ukazuje scenę zmartwychwstania i ukazania się Maryi. Niestety, ikonografia chrześcijańska nie zna przedstawienia Chrystusa Zmartwychwstałego z koroną cierniową na głowie i broczącymi ranami. Czym zatem jest owa tajemnicza skrzynia, w której stoi Zbawiciel? Odpowiedź na to pytanie przynosi biblijna Księga Izajasza, gdzie czytamy: „Dlaczego krwawa jest Twoja suknia i szaty Twe, jak u tego, co wygniata winogrona w tłoczni? Sam jeden wygniatałem je do kadzi, z narodów – ani jednego nie było ze mną (…). Rozglądałem się: nikt nie pomagał…” (Iz 63,2–5). A zatem skrzynia, w której stoi Jezus, jest prymitywną tłocznią winogron, służącą niegdyś do wyciskania soku z winnych gron, co było zadaniem tych, którzy stali najniżej w hierarchii społecznej. Chrystus został ukazany jako sługa Pański, który podjął się trudnej pracy – odkupienia i zbawienia człowieka. Warto zwrócić uwagę na pozę, jaką przyjmuje Chrystus. Jest to starożytny gest oranta – osoby proszącej, modlącej się, błagającej. Ten znak możemy rozpoznać w kościele, w postawie kapłana, który sprawując Mszę Świętą, zwraca się do Boga, polecając w modlitwie między innymi uczestników Eucharystii. Podobnie Chrystus – najwyższy Kapłan – przedstawia Bogu wszystkich, którzy na Niego spoglądają. Scenę tę można interpretować jeszcze inaczej. Otóż przedstawiony na obrazie Chrystus jest Tym, który został zdeptany, upokorzony, ubiczowany, zbity i wreszcie zabity przez rzymskich żołnierzy. A zatem On sam stał się winnym gronem, z którego wytłoczono życiodajny napój – Przenajświętszą Krew, która zmyła nasze grzechy.

Z dziejów obrazu i sanktuarium

Obraz, a właściwie obrazek o rozmiarach mniej więcej 22 × 22 centymetry, został namalowany przez anonimowego artystę średniowiecznego z kręgu tak zwanej szkoły sądeckiej w połowie XV wieku na wieczku bursy, czyli skrzyneczki, w której duchowny przynosił na pobojowisko Komunię Świętą. Konający widzieli najpierw Matkę Bożą i Jezusa trudzącego się nad zbawieniem człowieka, a następnie, kiedy kapłan otwierał bursę, dostrzegali wizerunek Jezusa z chusty św. Weroniki. W tak przemyślany sposób artysta chciał zapewnić konających, że w chwili śmierci Maryja ukaże im Oblicze swego Syna. Nie wiemy, w jaki sposób wizerunek trafił na Wschód. Niewykluczone, że został zabrany na wojnę wraz z bursą lub już jako samodzielny obraz, który towarzyszył żołnierzom w czasie bitew. Tam trafił w ręce prawosławnego księdza. Do Polski powrócił około 1610 roku, po wojnie polsko-moskiewskiej, wraz z popówną, Dorotą Ogruchiną, branką Wespazjana Rusieckiego, która nie znała pochodzenia wizerunku, ale pamiętała, że cała jej rodzina otaczała go szczególną czcią. Dziewczyna, niepewna swej przyszłości, przez całą drogę do Polski modliła się do Matki Bożej w obrazie, który zabrała ze sobą. Kiedy W. Rusiecki przekonał się o prawości Doroty, wydał ją za mąż za Macieja Praela, kościelnego z Sulisławic. Małżonkowie doczekali się trojga dzieci, które z czasem zaczęły podglądać matkę modlącą się przed obrazem ukrytym w skrzyni, a pod nieobecność rodziców otworzyły ją i ujrzały obraz Matki Bożej. Wyniosły go na zewnątrz i zarzuciły gdzieś podczas zabawy. Po jakimś czasie Dorota odnalazła utracony wizerunek i uznała, że najlepszym dla niego miejscem będzie świątynia. I tak malowidło trafiło do kościoła w Sulisławicach, gdzie w 1655 roku zaczęły się dziać nadzwyczajne rzeczy. Zakrystianin dostrzegł zapalone świece na bocznym ołtarzu, które płonąc, nie spalały się. W wigilię Narodzenia NMP zaś nie tylko płonęły świece, lecz także w cudowny sposób odezwała się sygnaturka na kościelnej wieży. Kapłani przeprowadzili rewizję w świątyni, ale nie znaleźli wyjaśnienia zagadki. Zamknęli kościół na klucz i dla bezpieczeństwa opieczętowali go. Wkrótce sygnaturka znowu odezwała się, zeszło się dużo ludzi, a kiedy kapłani otworzyli świątynię, ujrzeli zapalone świece na głównym ołtarzu, a nad tabernakulum – jakby „zawieszony” w powietrzu – obraz ofiarowany przez Dorotę, który wcześniej znajdował się w bocznym ołtarzu. Od tego czasu do Sulisławic zaczęły przybywać pielgrzymki, a ludzie doznawali wielu łask. Ożywiła się wiara ludu tej ziemi w trudnym czasie, kiedy to Szwedzi najechali Rzeczpospolitą. Z historii wiemy, że niszczyli oni zamki i kościoły, ale kiedy przybyli do Sulisławic, nie odważyli się zniszczyć świątyni. Jeden z żołnierzy wszedł wprawdzie do jej wnętrza, ale zdjęty trwogą uciekł, zabrawszy jedynie obrus z ołtarza. Stacjonujący w pobliskim Ujeździe szwedzki gen. Essen nawet przekupił ludzi, aby dostarczyli mu obraz, ale próby wyniesienia obrazu z kościoła się nie powiodły. Jednak dla bezpieczeństwa wizerunek wywieziono za Wisłę. W domu Marianny Podłęskiej w Kamieniu powtórzyło się tajemnicze zapalenie świecy stojącej przed obrazem. Podczas szwedzkiej zawieruchy obraz trafił jeszcze do Rzemienia i Chorzelowa k. Mielca, gdzie – jak wierzono – jego obecność uchroniła miasto od grabieży. Po zwycięstwie nad Szwedami wizerunek Matki Bożej umieszczono w głównym ołtarzu świątyni w Sulisławicach, gdzie doznawał coraz większej czci wiernych. Liczne cuda i łaski, jakie spływały na pielgrzymów, sprawiły, że ówczesny biskup krakowski, Andrzej Trzebicki, powołał specjalną komisję, która zbadała historię obrazu i wszystkie nadzwyczajne wydarzenia. Na podstawie pozytywnych orzeczeń tej komisji biskup wydał w 1659 roku dekret uznający obraz za cudowny. W 1888 roku w Sulisławicach konsekrowano nową świątynię, do której przeniesiono obraz ze starego kościoła, 8 września 1913 roku zaś koronowano obraz, czego dokonał ówczesny biskup sandomierski Marian Ryx. Trzy razy wizerunek Matki Bożej został skradziony, ale zawsze wracał na swoje miejsce w niemalże cudowny sposób. Niewątpliwie Matka Boża upodobała sobie to miejsce i nadal rozdziela tu łaski tym, którzy ich potrzebują.
5 1 głos
Oceń ten tekst
Photo of author

Izabela

Marciniak

Polonistka, w "Królowej Różańca Świętego" pisze głównie na temat sztuki sakralnej oraz o literaturze religijnej.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x