„Sześć lat temu zostałem wyrzucony z parafii za alkoholizm, trafiłem do bardzo dobrego ośrodka terapeutycznego, przeszedłem terapię i zamieszkałem we wspólnocie alkoholików i narkomanów po terapii.”
Spotykamy się pierwszego sierpnia – w miesiącu trzeźwości. Episkopat Polski wzywał, aby tego dnia wstrzymać się od używek, nie tylko od alkoholu, w duchu jedności z tymi, którzy są uzależnieni, w myśl słów ewangelii: „(…) jedni drugich brzemiona noście”. Na czym polega ta idea i jak ją wcielić w życie?
Nieraz się wydaje, że takie działania nie mają sensu, bo Polacy piją coraz więcej i zdaje się, że teraz już przypada paręnaście litrów spirytusu na głowę w Polsce, to jest strasznie dużo alkoholu, jeśli przeliczyć na tych, którzy piją, ale Pan Jezus powiedział: proście – otrzymacie. Trzeba nieustannie trwać w tej modlitwie, wypraszając ducha trzeźwości i abstynencji w naszym narodzie. Może nasza modlitwa nie uratuje całego narodu, ale może ocali dziesiątki, setki, a może tysiące tych, którzy popadli w ten nałóg i każdego dnia walczą, żeby się z niego wyzwolić. Uważam, że właśnie w sierpniu – w okresie kiedy są wakacje, kiedy ludzie grillują, piją piwo, bywają na różnych imprezach, na których jest alkohol – należy ofiarować swoją abstynencję po to, aby uratować niewielu, a może i wielu, w naszej ojczyźnie od nałogu pijaństwa.
Czy to wyzwanie nie wydaje się podwójnie trudne w czasie wakacji? Trwają dożynki, które wielu kojarzą się z piciem alkoholu, a tu Episkopat wzywa do trzeźwości. Niektórzy podchodzą do alkoholu jak do rozrywki, która „się należy”. I tym trudniej jest podjąć wyzwanie w czasie, kiedy jest wiele pokus.
Ale właśnie ten duch pokuty z naszej strony może przynieść efekt. Nie tylko pokuta, lecz także modlitwa, umartwienie, rezygnacja z przyjemności mogą przynieść dobre skutki dla przyszłych pokoleń. Nie wiemy, kiedy nasza modlitwa zaowocuje, czy w tym roku, czy za 10 lat, czy za 15. To jest tak jak z beatyfikacją Mateusza Talbota. Czekamy na nią, modlimy się o nią, ale na pewno w końcu ta modlitwa przyniesie efekt. I w momencie beatyfikacji odczytamy, że to jest najwłaściwszy moment, żeby on został ogłoszony błogosławionym.
Skąd księdza inspiracja Mateuszem Talbotem?
Sześć lat temu zostałem wyrzucony z parafii za alkoholizm, trafiłem do bardzo dobrego ośrodka terapeutycznego, przeszedłem terapię i zamieszkałem we wspólnocie alkoholików i narkomanów po terapii. Zamieszkał tam z nami diakon, który nie był uzależniony, ale chciał dojrzeć do swojego kapłaństwa. I pewnego dnia tak on do mnie powiedział: „Słuchaj, znalazłem kandydata na ołtarze, który jest alkoholikiem”. I tak rozpoczęła się moja przygoda z Mateuszem Talbotem. Myślę, że teraz już Mateusz czuwa nade mną, żebym był autentycznym świadkiem trzeźwienia, księdzem alkoholikiem, który potrafi pokazać swemu środowisku, że można żyć bez tej używki.
Trafiliśmy do Grzegorza Jakielskiego, który prowadzi stronę www.mateusztalbot.pl.
Zadzwoniliśmy do Grzegorza, otrzymaliśmy pierwsze materiały. Grzegorz to człowiek, który oczywiście kocha swoją rodzinę, ale najbardziej jest zakochany w Mateuszu Talbocie. Widzę, jak nieustannie go promuje. Każda chwila, każde spotkanie to jest jego opowiadanie o Mateuszu Talbocie i szukanie ludzi, którzy będą mu w tym pomagać i jednocześnie będą wspierać modlitwą beatyfikację. Grzegorz to niesamowity apostoł Mateusza Talbota. Największy apostoł Mateusza na świecie.
Byłem świadkiem, jak w Niepokalanowie ludzie wyciągali z jego samochodu mnóstwo obrazków, dewocjonaliów, różnych przedmiotów związanych z Talbotem; gromadka osób brała, co było – takie jest zapotrzebowanie na modlitwę w intencji uzależnionych i na wstawiennictwo Talbota w Polsce. Grzegorz opowiadał nam w wywiadzie w „Królowej Różańca Świętego”, że jest świadkiem jego działania. Będąc w szpitalu, modlił się za jego pośrednictwem i ocalał z siedmiu śmiertelnych chorób. To wydaje się cudem za wstawiennictwem Talbota. Grzegorz jest tak mocno związany z tą postacią, że wydaje się nieoficjalnym postulatorem generalnym.
Matt Talbot. Święty alkoholik Grzegorz Jakielski
Matt Talbot to jeden z najbardziej niezwykłych świeckich świętych, żyjących na przełomie XIX i XX wieku. W latach młodości był pogrążony w nałogu alkoholowym. Splot zdarzeń spowodował, że porzucił picie i z dnia na dzień, dzięki postanowieniu trwania w łasce Bożej, wytrwał w trzeźwości.
Oczywiście, jest „postulatorem”. To niesamowite, że Grzegorz, który nie jest alkoholikiem, tak mocno zaprzyjaźnił się z Talbotem, który był alkoholikiem i jest kandydatem na ołtarze. Oni są z sobą tak związani, jak Talbot był związany „uchem” ze swoim ciałem.
Grzegorz jest bardzo skrupulatnym człowiekiem i doszedł do wielu informacji o Talbocie, które wcześniej nie były znane. Jest autorem książki o tym Słudze Bożym, a ksiądz napisał do niej krótki wstęp.
Znam także inne książki o Talbocie – ale są raczej krótkie. Podziwiam Grzegorza za to, że zadał sobie tyle trudu i szukał ciekawych informacji związanych z życiem Mateusza Talbota. Dla mnie z kolei Talbot to człowiek zawierzenia. Zawierzył całkowicie Panu Bogu. W momencie kiedy został odsunięty przez kolegów, kiedy zauważył, że nie ma przyjaciół wśród pijących, przylgnął całą duszą i całym ciałem do Pana Boga i zaufał Mu do końca. I ta ufność wobec Pana Boga przynosiła piękne owoce jego życia.
Jakie cechy świętości Mateusza Talbota zrobiły największe wrażenie na księdzu?
Przede wszystkim to, że potrafił codziennie realizować przykazania Boże; że w każdym człowieku widział samego Jezusa. Starał się w miarę środków pomagać tym, którzy tego potrzebowali. Był człowiekiem otwartym na niesienie miłości drugiemu człowiekowi. A jednocześnie był apostołem dobra, spokoju, radości i przestrzegał tego, żeby wokół niego było piękne słownictwo. Żeby nie było ludzi, którzy przeklinają, wypowiadają złe słowa. To jest fascynujące, co ten człowiek w swoim życiu robił.
Drugim, co zrobiło na mnie wrażenie, było to, że chłopak, który uciekał ze szkoły, zaczyna czytać. I to nie jakieś banalne książki – zaczyna czytać wielkie dzieła. Dzięki łasce Boga potrafi zrozumieć to, co czyta. To jest wielki dar od Boga, że ten prosty człowiek potrafił tak głęboko zanurzyć się w rozmyślania na temat Boga. Tego dokonać mógł tylko Talbot, który całkowicie i bez reszty zaufał Panu Bogu. Oddał się Mu do końca.
W środowisku robotniczym, w którym obracał się Talbot, często były używane mocne słowa. Za każdym razem, kiedy słyszał przekleństwa, zdejmował czapkę i przepraszał Pana Boga. Koledzy widząc to, na początku robili mu na złość i klęli więcej. Z czasem uszanowali jednak to postępowanie, zaczęli kląć mniej, a może i w ogóle. Wielu było takich, którzy zostali zaprowadzeni przez Mateusza do kościoła. Zachęcał, żeby do niego szli, żeby korzystali z dobrodziejstw życia sakramentalnego. Sam wstawał codziennie o piątej rano, przed otwarciem kościoła klęczał na kamiennych schodach. Mateusz był ascetą, jednym z największych w czasach nowożytnych. Wiemy, że nosił łańcuch. Ksiądz zażartował, że Mateusz z Grzegorzem są tak z sobą związani jak łańcuch, który przylegał do ciała Mateusza.
Oni się nawzajem przenikają poprzez modlitwę i duchowe rozmyślania. Myślę, że to wielki dar od Pana Boga, który otrzymali Grzegorz i Mateusz. I my tego daru nie jesteśmy do końca w stanie zrozumieć.
Czym może Mateusz Talbot zainspirować przeciętnego Polaka, takiego, który żyje wiarą od niedzieli do niedzieli? Co takiego jest w Mateuszu Talbocie, co my, członkowie Kościoła, powinniśmy wziąć pod uwagę i zapamiętać?
Myślę, że taką rzeczą jest bycie chrześcijaninem w każdej chwili i każdego dnia. Talbot się „ładował” w kościele – oddawał się modlitwie, sakramentom świętym – a po wyjściu z niego dalej realizował swoje chrześcijańskie życie, to codzienne. Wśród swoich ludzi, swoich znajomych.
Myślę, że ta książka będzie docierać do osób świeckich z tego względu, że Mateusz był człowiekiem świeckim; że autorem tej publikacji nie jest ksiądz i że nie opowiada ona o księdzu; że jest o człowieku, który pracował fizycznie, mieszkał ubogo wśród ludzi, wśród rodzin, wśród kolegów, z którymi na co dzień przebywał. I on był autentycznym apostołem Chrystusowej miłości wobec nich. I myślę, że on może w ten sposób zarażać tych, którzy wyszli z nałogu – bo przecież wielu wychodzi – żeby byli apostołami trzeźwienia w swoim środowisku. I warto byłoby, żeby Mateusz stawał się dla tych ludzi inspiracją do tego, żeby potrafili oprócz tego niesienia trzeźwości nieść także wartości, o których Mateusz mówił całym swoim życiem. Przede wszystkim myślę o słownictwie.
Byłoby fantastycznie, gdyby ludzie zaczęli zachwycać się Mateuszem i próbowali na co dzień żyć tak jak on. Nie chodzi o to, żeby zakładali łańcuchy, żeby się biczowali, żeby codziennie chodzili do kościoła. Ale żeby byli zjednoczeni z Panem Bogiem w niedzielnej eucharystii, w sakramentach, a na co dzień byli takimi apostołami autentycznego dobra, jakie niósł z sobą Mateusz. Miesiąc trzeźwości, miesiąc abstynencji. Wielu z nas jest na drodze trzeźwienia. Wiele osób dobrowolnie podejmuje w tym miesiącu abstynencję. Módlmy się, aby jak najwięcej Polaków podejmowało ją dla dobra naszej ojczyzny. Ojczyzna tonie. Tonie właśnie w alkoholu, młodzi toną w narkomanii, w różnego innego rodzaju uzależnieniach, a nam potrzeba wolności. Nie tylko wolności politycznej, geograficznej. Potrzeba nam wolności naszego ducha. Każdego z nas. Poprzez wolność każdego z nas zrodzi się autentyczna wolna ojczyzna. Módlmy się o to i życzmy sobie, aby Polska była wolna od wszelkiego rodzaju uzależnień.