Nigdy jeszcze ludzkość nie rozporządzała tak gigantycznymi zdobyczami techniki i nauki, ale też nigdy jeszcze takim lękiem i pustką nie przejmowała ją myśl o jutrze, jak w minionym i obecnym wieku.Tym powiewom nowych prądów uległ młody Japończyk, Tagashi Nagai. Tagashi Nagai urodził się w 1908 roku w Izumo, w tradycyjnej rodzinie japońskiej pielęgnującej shinto – podziw dla natury i ogromny szacunek dla świata. W wieku 20 lat poszedł w ślady ojca i rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie w Nagasaki. W tym czasie był zdecydowanym agnostykiem i materialistą. Wyznawał, jak wielu jego kolegów, zasadę: „Pijmy, śpiewajmy, tańczmy, grajmy, nim wystygnie w nas młodzieńcza krew”. Odrzucał wszelką myśl o Bogu czy duszy nieśmiertelnej, bo te „straszydła” wymyślono, by popsuć zabawę młodym. Podczas wiosennych wakacji, między drugim a trzecim rokiem studiów, matka Takashiego doznała udaru mózgu. Takashi, w którym – spośród pięciorga swoich dzieci – pokładała największą nadzieję, stanął u łoża śmierci. Jednak śmiertelny paraliż nie pozwalał już matce mówić. Jedynie z uporem patrzyła synowi w oczy. Spojrzenie to zburzyło całkowicie jego filozofię materialistyczną. Zrozumiał, że dusza matki rozpościerała opiekuńcze skrzydła nad jego zbłąkaniem. Po pogrzebie matki wracał do Nagasaki całkowicie załamany. Aby oswoić się z jej śmiercią, zdecydował się na odbycie części podróży statkiem. Na pokładzie parowca sięgnął po egzemplarz „Myśli” Blaise’a Pascala, które fascynowały go już w szkole średniej. Teraz stały się jego duchowym przewodnikiem do katolicyzmu. Po powrocie do Nagasaki rzucił się w wir pracy, ale pytania wywołane śmiercią matki nie opuszczały go. Wynajął pokój w dwupiętrowym domu u rodziny Moriyama, wywodzącej się ze starego rodu chrześcijańskiego. Pobyt tam odegrał decydującą rolę w jego życiu. Codziennie o godzinie 5.30 budziły go dzwony z pobliskiej katedry, zbudowanej przez biednych japońskich rolników i rybaków. Następnie słyszał modlącą się na głos, śpiewnym dialektem z Nagasaki, rodzinę Moriyama. W południe i o 6.00 wieczorem głos dzwonów rozbrzmiewał na nowo, a ludzie zatrzymywali się, by odmówić modlitwę „Anioł Pański”. W roku 1932, mając 24 lata, zachorował na zapalenie ucha, które zagrażało zapaleniem opon mózgowych. Starsza kobieta, która go pielęgnowała, jednocześnie odmawiała różaniec i prosiła Najświętszą Maryję Pannę o wzbudzenie w nim wiary i o cudowne uzdrowienie. Modlitwy zostały wysłuchane. Jednak częściowa głuchota zmusiła go do wyrzeczenia się obranej specjalności; poświęcił się rentgenologii. W styczniu 1933 roku otrzymał wezwanie do służby wojskowej w Mandżurii. Midori, córka państwa Moriyama, przyrzekła mu pamięć w modlitwie. Mówiła: „Proszę, nie pozwól mu umrzeć w Mandżurii. Proszę, pozwól mu wrócić bezpiecznie. On Cię jeszcze nie poznał, drogi Panie, ale wszyscy w szpitalu mówią o jego szlachetności i poświęceniu dla chorych. Maryjo, on był tak smutny w ostatnią noc, gdy pozostał sam. Ty wiesz, że on stracił matkę. Proszę Cię, zastąp mu ją. Obiecuję odmawiać codziennie różaniec za niego i postaram się pisać listy, by dodać mu odwagi, tak jak pisałaby jego matka. Proszę, dopomóż mi, abym dobrze to robiła”. W jednej z paczuszek Takashi otrzymał od Midori katechizm; studiował go intensywnie w wolnych chwilach. Po powrocie z Mandżurii przyjął chrzest w katedrze Urukami, a dwa miesiące później ożenił się z Midori Moriyama. Z żarliwością służył chorym, z pasją rzucał się w niezbadaną ciągle dziedzinę promieniotwórczości, publikował rozprawy, krzątał się wśród podopiecznych Stowarzyszenia św. Wincentego á Paulo. „Współcierpieć i współradować się z chorymi!” – było mottem jego życia, a gdy zawodziły nauki lekarskie, uciekał się do modlitwy. W fartuchu lekarza przemierzał fronty Dalekiego Wschodu. Nieprzerwana służba przy aparatach rentgenowskich w walce z gruźlicą panującą wśród wynędzniałej ludności Chin uczyniła doktora Nagai ofiarą zabójczego promieniowania. 9 sierpnia 1945 roku o godzinie 11.02 oślepiający błysk nad morzem dachów olbrzymiego miasta Nagasaki został spowodowany wybuchem bomby atomowej. Żelazobetonowe gmachy i ciała ludzkie, w temperaturze milionów stopni, w ułamku sekundy zamieniły się w gaz. Potężna fala podmuchu powietrza, a potem jeszcze potężniejszego powietrznego ssącego wiru, zmiażdżyła, jak niewidoczny walec, olbrzymie pałacie miasta. Unicestwionych zostało 40 tysięcy istnień, było ponad 100 tysięcy rannych! Z 10 tysięcy katolików dzielnicy Urakami uratowało się 200 osób. W chwili wybuchu doktor Nagai był przy swej zwykłej pracy. Żelbetonowy szpital, położony niecały kilometr od miejsca wybuchu bomby atomowej, stanął w płomieniach. Nagai rzucony podmuchem, z głową zalaną krwią, jedną ręką tamując krew płynącą z rany, drugą opatrywał ofiary. U bram szpitala poraziła go niepojęta groza. Nagasaki zniknęło! Jak okiem sięgnąć, tylko płaskie gorące pogorzelisko, niedobitki ludzi oraz dzieci wlokące strzępy ciał swoich rodziców. Dom doktora Nagai spłonął, a w popielisku znalazł zwęglone ciało żony Midori i krucyfiks. Krzyż z drzewa spalił się w ogniu, ale Chrystus z brązu pozostał nietknięty. „Wszystko mi zabrano, tylko ten krucyfiks odnalazłem”. Milcząc, modlił się za duszę żony i tysięcy ludzi, którzy zginęli wraz z nią. Wiosną 1947 roku, od dwóch lat nieuleczalnie chory na białaczkę, przestał wstawać z łóżka. Aby wyżywić rodzinę, zaczął pisać. We wstępie do swojej książki napisał: „Kochane moje dzieci, kochajcie swego bliźniego jak siebie samego…”. Całe jego dalsze życie było stałą i heroiczną służbą dla bliźnich. Najsławniejsza jego książka, „Dzwony Nagasaki”, przerobiona na sztukę teatralną, była wystawiana w teatrze. Celem Pawła Nagai było propagowanie myśli chrześcijańskiej. Uśmiechem pokrywał swe cierpienie. W 1949 roku doktor Nagai został publicznie wyróżniony za zasługi dla swego narodu. Odwiedził go cesarz, który ofiarował mu srebrny puchar. Papież Pius XII przesłał mu, za pośrednictwem kardynała Gilbroya, błogosławieństwo z odręcznym listem. Jednak w marcu 1951 roku stan jego zdrowia się pogorszył. W kwietniu, niedługo po ukończeniu ostatniej książki, wylew krwi sparaliżował mu ramię. Otrzymał wiatyk przed przewiezieniem do szpitala. Stracił przytomność. Po przebudzeniu chrapliwym głosem wypowiedział słowa: „Jezus, Maryja, Józef, w ręce Wasze oddaję ducha mego”. W lewej ręce ściskał różaniec z czarnych pereł otrzymany od Ojca Świętego Piusa XII oraz krzyż podany przez syna Makoto. Na jego twarzy zarysował się lekki uśmiech, jak u dziecka patrzącego na matkę. Kapłan obecny przy śmierci wypowiedział wzruszające słowa: „Dzisiaj jest pierwszy dzień maja, miesiąca Maryi. Nie przypuszczam, że to jest przypadek. Myślę, że Ona przyszła sama, aby zaprowadzić go do domu Pana”. Paweł Nagai zmarł 1 maja 1951 roku w Nagasaki, a uroczysty pogrzeb odbył się 14 maja. Chwila z tego pamiętnego dnia została opowiedziana przez naocznego świadka: „Jak serce, które nagle przestaje bić, tak 14 maja 1951 roku w południe życie w Nagasaki zatrzymało się na minutę. Stanęły tramwaje, samochody, rowery; ustała praca w fabrykach, w warsztatach, na polach, w sklepach. Ludzie pozostali nieruchomi tam, gdzie zastał ich sygnał, a codzienne słowa zawisły na ich ustach. Na statkach zakotwiczonych w porcie podniosło się przejmujące wycie syren, przerywając podniosłą ciszę, na to wezwanie odpowiedziało powolne i ciężkie bicie dzwonów. Katolickich, protestanckich, buddyjskich… wszystkie dzwony w mieście i na wsi, od wzgórz po morze, dzwoniły przez sześćdziesiąt sekund, by uczcić zmarłego. Przez te sześćdziesiąt sekund miasto i naród przeżywały na nowo straszliwą tragedię, jaka 9 sierpnia 1945 roku (dzień wybuchu bomby atomowej) zebrała żniwo w postaci dziesiątków tysięcy ofiar, obróciła w popiół tysiące ognisk domowych, zatruła czyste powietrze na wzgórzach i nad morzem. Japonia uczestniczyła w uroczystym pochówku Paola Takashi Nagai, a w nim oddawała hołd wszystkim ofiarom atomowej apokalipsy”.
Takashi Nagai
Mogą zainteresować Cię też: