Agnieszka: Trzeźwość męża
Choć odmówiłam już kilka nowenn pompejańskich, to pierwszy raz składam świadectwo. Nie wszystkie moje intencje zostały wysłuchane, ale podczas modlitwy otrzymałam bardzo dużo łask, o które nie prosiłam. Działy się piękne i niesamowite rzeczy i wiem, że to dzięki kochanej Matce Bożej.
Jedna z moich intencji została wysłuchana w stu procentach. Modliłam się o trzeźwość mojego męża, który nie pije już od roku i nawet specjaliści dziwią się, jak to jest możliwe w jego sytuacji. Ale ja wiem, dzięki komu tak jest!
W odmawianiu nowenny pomagały mi przeczytane świadectwa, dzięki nim wzrastała we mnie nadzieja i siła. Czasami podczas modlitwy czułam, że nie jestem sama, że ktoś pomaga mi się modlić. Były też i trudne momenty, szczególnie pod koniec. Coś zaciskało mi gardło, nie umiałam się skupić i doczekać końca modlitwy.
Najtrudniejszą intencją, w jakiej się modliłam, była ta o nawrócenie i przemianę mojego męża. Musiałam pokonać bardzo dużo przeszkód. Wytrwałam również dzięki temu, że byłam w stanie łaski uświęcającej. Mój mąż się zmienił, zaczął chodzić do kościoła, chociaż jeszcze nieregularnie, ale ja wierzę, że przyjdzie czas, kiedy spotka Boga.
Matko, dziękuję Ci za wszystkie otrzymane łaski, za Twoją opiekę, siłę i nadzieję!
Wiktoria: Zaczęłam się modlić z powodu poczucia głębokiej samotności
Pod koniec marca skończyłam odmawiać swoją pierwszą nowennę pompejańską, której intencją było znalezienie dobrego męża. Zaczęłam się modlić z powodu poczucia głębokiej samotności i bezradności. Cały czas myślałam o tym, że pewnie już nigdy nie założę rodziny, ciągle chciało mi się płakać. Widok dzieci powodował pogorszenie mojego stanu.
Już jakiś czas wcześniej słyszałam o nowennie, ale byłam przekonana, że nie dam rady jej odmówić. Co prawda coś mi ciągle mówiło, że powinnam, ale wzbraniałam się przed tym w przekonaniu, że nie podołam. W końcu, w akcie całkowitej desperacji, zaczęłam się modlić. Nie była to wzorowo odprawiona nowenna. Często raczej taka z przysypianiem i trudnościami w koncentracji. Ale dałam radę!
W modlitwie sugerowałam Maryi, że jeśli nie miałaby nic przeciwko, to chciałabym być z kimś, z kim kiedyś się spotykałam, ale nasze drogi się rozeszły. Już po kilku dniach poczułam, że ten ktoś na pewno nie jest właściwą dla mnie osobą. Jednak pod koniec nowenny znowu zaczęłam o nim myśleć i modlić się w jego intencji innymi modlitwami. Efekt był taki, że 3 dni po skończeniu nowenny spotkałam przypadkiem tego mężczyznę. Sądząc po tym gdzie mieszkamy i jakie było prawdopodobieństwo tego spotkania, myślę że był to przypadek wspomagany przez Maryję. Nie był sam. W mojej głowie pojawiły się domysły (nie trzymali się za ręce, więc dziewczyna czy koleżanka, może nawet mnie nie zauważył), ale najważniejsze było to, że poczułam, że tak właściwie to on jest mi całkiem obojętny.
To nie wszystko, co dostałam. Najważniejsze było to, że odzyskałam utraconą chęć do pracy, znowu zaczęło mi zależeć na tym, co robię. Zajmuję się nauką. Moje badania utknęły w miejscu niecały rok temu. Całkowicie straciłam już zapał, zaczęłam wątpić w swoją wiedzę i umiejętności. Kilka dni po skończeniu nowenny nastąpił przełom i to taki konkretny. Dziś czuję się prowadzona w tym, co robię. Ktoś podpowiada mi co i jak robić, przypomina, gdy o czymś zapomnę. Ponadto skończył się mój problem z nieczystością. Pomimo tego, że nadal jestem sama, nie martwię się tym, nie mam stanów depresyjnych. Doświadczam też takich drobniejszych łask, jak np. w przypadku przeziębienia, które się zaczęło i zniknęło samo z siebie na drugi dzień, choć byłam pewna, że będzie mnie trzymać tydzień, jak zawsze. Efekty nowenny widzę nie tylko w swoim życiu. W czasie kiedy się modliłam stan zdrowia bliskiej mi osoby wrócił do normy, zdarzył się jej też mały wypadek, jednak ostatecznie wszystko dobrze się skończyło.
Prośba, w intencji której odmawiałam nowennę, nie została jeszcze spełniona, jednak spotkało mnie i spotyka nadal naprawdę dużo dobrego. Nie martwię się już. Jestem spokojna, bo ufam. Wiem, że z każdym problemem mogę się zwrócić do Maryi, a rozwiązanie przyjdzie we właściwym momencie. Wierzę, że jeszcze będę miała rodzinę, a jeżeli nie, to Maryja sprawi, że łatwiej będzie mi wytrzymać samej ze sobą. Dziękuję Matko!
Łucja: Po śmierci bardzo bliskiej mi osoby
Dzisiaj zaczęłam odmawiać moją piątą nowennę. Niedawno skończyłam poprzednią i wiem, że ta nie będzie ostatnią. Mam 23 lata i moją pierwszą nowennę zaczęłam odmawiać około 3 lat temu po śmierci bardzo bliskiej mi osoby. Było mi wtedy wyjątkowo ciężko.
Nie mogę powiedzieć, że ból minął… ale on na zawsze pozostanie. Mogę za to powiedzieć z całą pewnością, że Matka Boża pomogła mi wtedy to po prostu przetrwać. Jestem dość samotna i chciałabym spotkać odpowiedniego mężczyznę, niestety zawsze trafiam na niewłaściwe osoby. Moje niektóre intencje także tego dotyczyły. Nie wszystkie zostały jeszcze wysłuchane bezpośrednio i nie zawsze widziałam dobre czy wyjątkowe rzeczy, które mnie spotykały podczas trwania nowenny.
Jednak wszystko, co chcę przekazać tym świadectwem to to, że mimo czasem niespełnionych bezpośrednio intencji WARTO podjąć się odmawiania nowenny. Daje niesamowitą siłę i spokój, a przede wszystkim nadzieję. Pomaga się zdystansować i zobaczyć sprawy na zimno, z boku – nawet takim raptusom i niecierpliwcom jak ja. Wierzę, że nasze wszystkie intencje się spełnią, tylko w odpowiednim czasie. Cierpliwości, trzeba zaufać. Komu, jak nie Bogu i Matce Przenajświętszej?
Marta: Wyśmiałam wtedy to „klepanie” zdrowasiek
O nowennie pompejańskiej usłyszałam od mojej mamy. Wracając do domu na weekendy, widziałam długie modlitwy na kartkach. Pamiętam, że trochę wyśmiałam wtedy to „klepanie” zdrowasiek, mimo że do kościoła chodziłam i również się modliłam. Po czasie mama przyznała się do odmawiania nowenny pompejańskiej za jednego z członków naszej rodziny.
Gdy szukała skutecznej modlitwy w Internecie, trafiła na jakąś nowennę „nie do odparcia” i w tym momencie w domu wyłączył się prąd. Później jednak nic podobnego się już nie wydarzyło. Moja mama zaczęła odmawiać cudowną nowennę, ale efekty modlitwy było widać dopiero po czasie. Oczywiście teraz też nie jest idealnie, ale w porównaniu ze stanem poprzednim jest o wiele lepiej.
Przeżywając ciężki okres w moim życiu – miewałam wtedy stany lękowe – postanowiłam odmówić nowennę pompejańską. Pamiętam, że gdy raz się modliłam i prosiłam Pana Boga, aby je ode mnie zabrał, zrobiło mi się na kilka sekund czarno przed oczyma. Wystraszyłam się, ale od tego czasu stanów lękowych było coraz mniej, a teraz nie ma ich już wcale. Jeżeli tylko powracają do mnie niepokojące myśli odmawiam różaniec albo idę na Mszę Świętą i one po prostu odchodzą. Uczestniczyłam też we Mszy o uzdrowienie i uwolnienie. Pierwsza nowenna była o pokój serca, kolejna o radość. Odmawiając ją, potrafiłam wychodzić z domu, gdy lał deszcz, cieszyć się i dziękować Bogu za tak piękny dzień. Zaczęłam się więcej uśmiechać do ludzi i nawet pytali się mnie, z czego się śmieję, a ja po prostu chodziłam taka spokojna i radosna.
Dla dziewczyn szukających miłości i dobrego męża: kiedyś usłyszałam, że trzeba się modlić też o to, żeby umieć przyjąć tę miłość, którą Pan Bóg ześle. Zaczęłam się modlić do św. Józefa i nowenną pompejańską. Chciałam wtedy, żeby Pan Bóg mi dał znać, czy kiedykolwiek poznam jakiegoś dobrego chłopaka i czy nie modlę się „na marne” o dobrego męża. Wydawało mi się, że Bóg nie słyszy moich próśb, że może On chce czegoś innego niż ja bym kiedyś chciała. Ale gdy Twoje serce czegoś pragnie, to Pan Bóg pragnie tego bardziej! To z rekolekcji poszłam na niedzielną Mszę Świętą, na inną godzinę niż zwykle i siedziałam na miejscu, w którym normalnie nie siadałam. Po kilku dniach napisał do mnie chłopak, że zobaczył mnie na Mszy i czy nie chciałabym się z nim spotkać. Zaczęłam myśleć, że właściwie to siedziałam w kościele przed obrazem, na którym jest św. Józef. Chłopak był sympatyczny, jednak nic z tego nie wyszło. Ale sam fakt, jak Bóg działa! Zaufajcie Mu, On sam wie lepiej, kiedy ma dać nam to, o co prosimy. Jeżeli zaufamy Mu, to on nam naprawdę daje znaki, że trzyma nas mocno i w odpowiednim momencie spełni pragnienia naszych serc. Niejednokrotnie tego doświadczałam i to wręcz namacalnie. Bóg nie dając nam tego, o co prosimy, często chce naprawić nasze serca. W moim przypadku widzę, jak Jezus dzień w dzień przemienia moje zamknięte i poranione kiedyś grzechem nieczystości serce. Zsyła mi dobrych ludzi i poprzez nich działa, a i tak czuję, że każdego dnia muszę się przełamać i zaufać Mu na nowo.
Odmówiłam później kilka nowenn w różnych intencjach i zawsze towarzyszył mi cudowny spokój i jakaś nadzieja, że wszystko się ułoży. Często odmawiałam różaniec w drodze na uczelnię albo w tramwaju i czasem nawet w bardzo pochmurny dzień akurat wtedy wychodziło słońce, chociaż na parę sekund. Tak, jakby Maryja chciała mi rozjaśnić moje chwile zwątpienia i dać nadzieję, że zawsze jest ze mną. Warto pomyśleć o dodatkowej modlitwie codziennie do nowenny, wybrać jakiegoś świętego, który będzie nam pomagał. Moimi są święty Antoni, święty Józef i święta Tereska z Lisieux. Warto też czytać książki o tematyce religijnej. Szukałam kiedyś w Internecie czegoś, co pomogłoby mi trochę zrozumieć moje serce. Dlaczego jestem tak zamknięta i nieufna. Natrafiłam na „Urzekającą”, która wtedy była mi bardzo pomocna. Pan Jezus obiecał, że będzie z nami przez wszystkie dni i tak robi, a kto szuka znajduje. Maryja jest dla nas po to, żeby nam pomagać jak nasza matka i działa w sposób delikatny i cudowny.
Mam nadzieję, że to świadectwo komuś doda nadziei i otuchy. Rozgłaszajcie o nowennie wszystkim znajomym. W gimnazjum odmówiłam akt zawierzenia siebie Matce Bożej, bo „przez przypadek” obrazek na odwrocie miał taką modlitwę. Pomyślałam, co mi szkodzi. Odtąd ona się mną opiekuje i wiem, że bez niej nigdy bym nie przeszła tej drogi, którą przeszłam, i to jeszcze obronną ręką. Módlcie się do naszej Matki, a Pan Jezus spełni pragnienia waszych serc!
Daria: Natychmiastowa interwencja Matki Bożej – nawrócenie
Nowennę pompejańską w intencji nawrócenia bliskiej mi osoby zaczęłam odmawiać na początku tego roku. Odkąd tylko znam Pawła nigdy nie był zbyt blisko Pana Boga, do kościoła chodził sporadycznie, od święta, a odmawianie różańca było mu zupełnie obce. Nie skończyłam nawet pierwszej części błagalnej nowenny, gdy już zauważyłam zmianę w jego zachowaniu. Zadzwonił do mnie i powiedział, że był w kościele pomodlić się, kupił książkę o tematyce religijnej i zamierza pójść do spowiedzi. Były to dla mnie tak niewiarygodne i piękne słowa, że łzy wzruszenia same popłynęły mi z oczu.
Kontynuując nowennę, dostrzegłam dalsze postępy w jego relacji z Panem Bogiem. Obecnie regularnie uczestniczy w Mszach Świętych, często się spowiada, wiele mówi o Bogu i odmawia różaniec. Myśli nawet o wyjeździe na spotkania modlitewne. Wszystko to wydarzyło się na przestrzeni zaledwie dwóch miesięcy. Chciałam podkreślić, iż w trakcie odmawiania nowenny również ja dostąpiłam wielu łask. Zapanował we mnie wewnętrzny pokój, wyciszenie, zniknął stres, obawy i lęki, które jeszcze niedawno mi towarzyszyły w związku z trudną sytuacją w pracy. Doświadczyłam Bożej miłości i pokoju. Maryja wciąż jest obecna w moim życiu. Jestem w trakcie odmawiania kolejnej nowenny i wiem, że Matka Boża nie zostawi mnie samej z moim problemem.
Kochani, pragnę zapewnić wszystkich swoim świadectwem, że Maryja chce udzielać i udziela niezliczonych łask, sprawia rzeczy niemożliwe, trzeba tylko oddać się jej opiece i powierzyć jej swoje intencje. Zachęcam wszystkich do odmawiania nowenny i życzę dużo wiary i wytrwałości.
Z Panem Bogiem.
Beata: Maryja pokazała mi miejsce na moim ciele, w którym jest guzek
Nowennę postanowiłam odmawiać po powrocie z sanatorium. Ciągle gdzieś między znajomymi o niej słyszałam, ale nie miałam pojęcia, co to jest. Wróciwszy do domu, zajrzałam do Internetu i wpadłam na świadectwa osób, które odmawiają nowennę pompejańską, następnie zakupiłam książeczkę z tą modlitwą.
Podejmowałam wiele prób odmówienia nowenny, ale w połowie przerywałam, wreszcie udało mi się dokończyć chociaż jedną, i to całkiem niedawno. Różaniec odmawiałam w intencji napełnienia mnie Duchem Świętym, przemiany siebie i mojego życia. Podczas odmawiania różańca Maryja powoli zaczęła mi pokazywać, że człowiek, który nazywał się moim przyjacielem, tak naprawdę nim nie jest i nigdy nie był. Zależało mu tylko na mojej pomocy, bo jako osoba wierząca nie potrafiłam mu odmówić jedzenia czy pieniędzy. Mieszał w moim życiu bardzo dużo, skłócał mnie z ludźmi i z rodziną, wszędzie siał zamęt. To był naprawdę bardzo zły człowiek, który wykorzystywał moją słabość, próbował manipulować jak marionetką i kontrolować moje życie. Wreszcie Najświętsza Panienka przyszła z odsieczą i uwolniła mnie od tej toksycznej znajomości. Łatwo nie było, bo odwiedzał mnie w moim domu bardzo często i dogadywał, że jestem nieatrakcyjna, że się starzeję, że do niczego się nie nadaję i nigdy nikogo sobie nie znajdę, bo jestem za gruba, i za brzydka, że nikt za mną nie przepada… Podczas odmawiania nowenny Maryja pokazywała mi całe wnętrze tego człowieka i jego prawdziwe zamiary wobec mnie. Po prostu próbował mnie zniszczyć i zabrać mi to, co ważne i piękne w moim życiu. Śmiał się z mojej wiary, chodzenia do kościoła i modlitwy, wypominał mi przeszłość, która była dla mnie bardzo przykra i bolesna. Zły szalał z podwójną siłą, a ja się zamykałam w swoim pokoiku i gorliwie się modliłam, ufając i zapraszając Matkę Różańcową, by wspólnie ze mną odmawiała te piękne „zdrowaśki”.
Podjęłam walkę o siebie z Maryją i warto było. Telefon mojego pseudoprzyjaciela zamilkł i jego wizyty ucichły. Nie odwiedza mnie ani nie dzwoni. Moja rodzina była mocno zaskoczona tym, że w końcu przejrzałam na oczy, ale to nie moja zasługa, tylko Maryi. Teraz mam wreszcie święty spokój i mogę spokojnie odmawiać kolejne „zdrowaśki” z Królową Różańca Świętego.
Druga rzecz, o której chciałam powiedzieć, to że podczas nowenny, gdy trzymałam różaniec w ręce, Maryja pokazała mi miejsce na moim ciele, w którym pojawił się dość spory guzek. Niedługo idę na usg i pewnie będę miała wykonywaną biopsję, aby sprawdzić czy to nie zmiana rakowa. Myślę, że choćby było to najgorsze, to Maryja zawsze będzie przy mnie. Dziękuje Ci Matko za łaski, za dary, za to, że jesteś i towarzyszysz mi w każdej chwili mojego życia. Maryjo, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam… Kocham cię, Twoja córka Beata.
Lucyna: Miałam kryzysy wiary i szatan dręczy mnie nieustannie, ale..
Miałam kryzysy wiary i szatan dręczył mnie nieustannie, ale… moja modlitwa została wysłuchana. Prosiłam o sugestię, jak mogę sobie pomóc i otrzymałam ją. Długie lata nie umiałam odmawiać różańca, było mi to obojętne, miałam problemy z nauką pamięciową tekstu Zdrowaś, Maryjo, a Msze mnie nudziły.
Taki był mój stan ducha i towarzyszyło mu ogromne cierpienie i zagubienie. Powrót do Kościoła trwał latami i nie było łatwo. Do dziś zresztą nie jest, jednak walczę. I co wiem… Otóż najwłaściwsze rozwiązania są najprostsze i znajdują się ZAWSZE w zasięgu naszej ręki, choć nasz sceptycyzm odbiera im ich siłę. Zawsze na krótko. Różaniec jest taką modlitwą, która działa cuda. W wypadku nowenny pompejańskiej nigdy mnie nie zawiódł! Wyprosiłam to, czego naprawdę potrzebowałam i co zawsze było – jak mniemam – zgodne z wolą Bożą. Tak stało się też ostatnio, choć nawet nie zdążyłam dobrnąć do końca nowenny i bywało, że odmawiałam ją na poły śpiąc, zmęczona. Matka Boża wysłuchała mojej prośby!!! We mnie jednak była prawda żywa i szczere uczucie. W nowennie bowiem nie chodzi Matce Bożej o jej klepanie, ale o czystość intencji i przekazu. Dlatego polecam ją ze szczerym sercem wszystkim zasępionym. Ta modlitwa naprawdę działa cuda i jest doskonałą formą kontaktu z naszymi dobrymi opiekunami duchowymi, bo pamiętajmy, że Szatan szaleje i zsyła nam demony, w których istnienie wielu, moim zdaniem naiwnie, wątpi. Dzisiaj nie rozstaję się z różańcem i wiem, że można wyprosić wszystko, chyba że… nasze cierpienie w temacie służy czemuś, co odkrywa się przed nami lub nie po pewnym czasie. Pamiętajmy, że cierpienie ma ogromną moc kreatywną i bywa, że Bóg posługuje się nim dla naszej bardzo istotnej metamorfozy. Żaden poród, a tym bardziej wszelkiej zmiany, nie obywa się bez bólu. Bywa, że musimy go unieść.
Barbara: Udało się!
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica!
Odmówiłam dwie nowenny i chciałam złożyć świadectwo pierwszej odmawianej i wysłuchanej. Trzy lata temu wpadłam w okropne problemy finansowe i myślałam, że nie ma już dla mnie wyjścia z tej tragicznej, jak mi się wtedy zdawało, sytuacji. Pomyślałam wtedy o nowennie, o której już kiedyś czytałam w Internecie. Postanowiłam wtedy, że spróbuję, bo to moja jedyna szansa, aby z tego marazmu wyjść, choć bałam się, że mogę nie dać rady codziennie odmówić trzech części różańca.
Modliłam się wtedy praktycznie, jak mi się wówczas wydawało, o cud, aby spłacić wszystkie długi w ciągu roku. Po pewnym czasie wszystko zaczęło się układać. Miałam coraz więcej pracy, wręcz tyle że „nie wyrabiałam”, a tym samym więcej pieniędzy. Udało się, odmówiłam nowennę i wyszłam z tych problemów. Dziękuje Ci bardzo, Matko Najświętsza, bo nie wiem czy bez modlitwy i wiary w Ciebie dałabym radę. W najbliższym czasie planuję odmówić jeszcze dwie nowenny w innych intencjach. Ta nowenna według mnie czyni cuda.
MATKO BOŻA POMPEJAŃSKA, DZIĘKUJĘ CI.
Milena: Matka Boża uwolniła mnie od niechcianych bluźnierczych myśli
Moja przygoda z różańcem tak naprawdę rozpoczęła się niedawno… Zaczęłam modlić się nowenną 3 września. Wcześniej odmówiłam kilka razy różaniec. Trochę czytałam, trafiłam na świadectwa innych osób i z dnia na dzień postanowiłam, że zacznę.
Intencją było nawrócenie mojego męża. Wcześniej odmówienie jednego różańca było dla mnie naprawdę ciężkie, strasznie się przy nim męczyłam, nie umiałam się skupić i już na samym początku odmawiania myślałam o tym, żeby jak najszybciej skończyć. Przez ten cały czas byłam tylko blisko Jezusa, a nie modliłam się do Matki Bożej, bo nie pozwalały mi na to bluźniercze myśli, które pojawiały się w trakcie modlitwy. Każde podejście do różańca trwało krótko: zaczynałam, a po kilku dniach odkładałam różaniec…
Tym razem jednak było inaczej. Kilka dni przed odprawieniem nowenny zobaczyłam, że całkiem dobrze mi idzie odmawianie i stwierdziłam że zacznę nowennę z intencją, jaką wymieniłam wyżej. Część błagalna poszła z łatwością… Byłam zdziwiona i zaskoczona, że nagle zaczęłam znajdować czas dla Matki Bożej; w każdej wolnej chwili, gdy synek zasypiał w ciągu dnia (wtedy miał 5,5 miesiąca) ja sięgałam po różaniec i przychodziło mi to z łatwością. Gorzej już było, gdy doszłam do części dziękczynnej. Bywało tak, że odkładałam wszystkie części na koniec dnia. Wtedy się załączało „nie chce mi się…”, bywało też tak, że zasypiałam wykończona, przesypiałam kilka godzin, a potem budziłam się w środku nocy i modliłam. Na szczęście udało mi się odmówić nowennę każdego dnia.
Zadziwiająca jest moc różańca… W tych momentach najbardziej trudnych, kiedy byłam śpiąca i nie chciało mi się podnieść z łóżka, gdy zaczynałam odmawiać różaniec nagle wszystko znikało. Nagle zaczynało mi się chcieć odmawiać i pamiętam, że gdy kończyłam jedną część różańca i myślałam: „ojej jeszcze dwie części zostały”, to nagle doznawałam czegoś wspaniałego, co dawało mi siłę i chęć do odmawiania kolejnych części. To było coś niesamowitego. Ta modlitwa po prostu płynęła, jakby nie miała końca.
Mimo że modliłam się w intencji męża, to jednak Matka Boża w cudowny sposób zaczęła mnie zmieniać…
Maryja uwolniła mnie od niechcianych bluźnierczych myśli, które pojawiały się na modlitwie. Na obecną chwilę, gdy się jakieś pojawią, a pojawiają się bardzo rzadko, to je lekceważę i już się tak nimi nie przejmuję. Jedną z przyczyn, dla których ciężko mi było modlić się do Matki Bożej były właśnie te myśli. Nie chciałam się modlić, bo w momencie, gdy mówiłam „Zdrowaśkę” one przychodziły i w ten sposób zadręczałam się… Modliłam się z przerwami, w których non stop przepraszałam Maryję. Taka modlitwa była dla mnie bardzo ciężka, bo im bardziej chciałam się zbliżyć do serca Maryi, tym to wszystko nasilało się, a ja z tym nie dawałam sobie rady.
Po odmówieniu nowenny dużo się zmieniło. Dziękuję Ci, Matko, że uwolniłaś mnie od tych myśli i od zadręczania się, za polepszenie relacji z moim mężem, za to, że różaniec dla mnie stał się teraz codziennością, że w momencie, gdy go odmawiam czuję pokój i ciepło w sercu, za to, że czuję Twoją opiekę nade mną, za to, że dałaś mi silną broń – RÓŻANIEC, którym mogę pokonać wszystko! DZIĘKUJĘ
Tomasz: Związek i relacje
Na nowennę pompejańską natrafiłem pierwszy raz około 2016 roku. Nie potrafiłem wówczas jej odmawiać, zabrakło mi sumienności oraz wytrwałości w postanowieniu. Po jakimś czasie, będąc po kilku nieudanych związkach i paromiesięcznej obecności na portalach i grupach randkowych, postanowiłem ponownie spróbować. Znalazłem wówczas waszą aplikację, która bardzo mi pomogła w sumienności, kolejności modlitwy i poukładaniu tajemnic różańcowych. Podchodziłem do tematu sceptycznie, jednak odmawiałem wcześniej różaniec, więc pomyślałem – dlaczego nie spróbować.
Najtrudniejszy był pierwszy dzień, zacząłem odmawiać nowennę wieczorem i zasnąłem. Poczułem jednak miłość Maryi i postanowiłem zacząć znowu. W połowie miałem lekki kryzys, ale chciałem wytrwać.
W czasie odmawiania nowenny, po jakimś czasie, poczułem spokój. Ograniczyłem swą obecność na portalach randkowych, skupiłem się na tym, co było wokół mnie.
W okolicach ostatnich 2 tygodni modlitwy odnowiłem znajomość z kobietą, którą znałem wcześniej. Zbliżyliśmy się do siebie, co poskutkowało związkiem. Powoli, coraz lepiej poznajemy się.
Jestem wdzięczny Matce Bożej za prowadzenie. Chcę również pocieszyć tych, którzy nie widzą jeszcze działania nowenny wokół siebie. Warto wtedy zaufać Bogu i Maryi.
Iwona: Różaniec to nie „klepanie”
Chciałabym dać świadectwo o tym, w jaki sposób różaniec i nowenna pompejańska wpłynęły na moje życie i relację z Bogiem. Jest to tym bardziej zaskakujące, że przez wiele lat odnosiłam się z dystansem do wszelkiego rodzaju nowenn, a sam różaniec uważałam za dobry sposób na bezsenność, ale niekoniecznie na zbliżenie się do Boga.
Jako nastolatka pojechałam z mamą na pielgrzymkę do Medjugorie. Usłyszałam tam, że Matka Boża w orędziach prosi, by codziennie odmawiać różaniec i bardzo się tym wezwaniem przejęłam. Niestety nikt mi nie wytłumaczył, jak to robić, przyjęłam więc metodę „klepania”, tzn. bezmyślnego powtarzania słów modlitwy, co – jak łatwo się domyślić – było bardzo żmudne i nudne. Doszło do tego, że zaczęłam naprawdę mocno nie lubić różańca, miałam jednak jakieś wewnętrzne przeświadczenie, że skoro Matka Boża prosi, to muszę go odmawiać.
Pewnego dnia na spowiedzi wyznałam księdzu, że nie lubię odmawiać różańca, na co on powiedział po prostu: „To go nie odmawiaj, widocznie ta modlitwa nie jest dla ciebie”. I tyle. A ja poczułam, jakby ktoś zdjął mi z pleców ogromny ciężar. Natychmiast porzuciłam różaniec, zaczęłam nawet uważać, że jest to modlitwa dla osób, które nie mają głębokiej relacji z Panem Bogiem i nie potrafią modlić się inaczej niż przy użyciu gotowych formułek.
Temat różańca powrócił do mnie po wielu latach, gdy już jako mężatka i matka zaczęłam nową pracę, w której relacjonowałam wydarzenia z życia Kościoła w Polsce. Tak się złożyło, że był to maj 2017 roku, kiedy Kościół żył 100. rocznicą objawień Matki Bożej w Fatimie. Niezbyt się wtedy interesowałam objawieniami, jednak, chcąc nie chcąc, musiałam o nich pisać. Zauważyłam, że zewsząd napływały do mnie opinie różnych autorytetów – biskupów, ludzi ważnych dla Kościoła, a nawet papieży – dotyczące mocy i wartości modlitwy różańcowej. Moje przekonanie, że jest to modlitwa dla duchowych analfabetów zaczęło się z wolna chwiać. Uznałam, że skoro osoby takie jak Jan Paweł II, którego trudno posądzić o brak duchowej głębi i intelektualną słabość, cenią tę modlitwę, to coś w niej musi być. Postanowiłam znowu się nią modlić, na początek jedną dziesiątką dziennie, bo odmówienie całej części wydawało mi się wyczynem nie do przeskoczenia.
Przełom nastąpił po kilku miesiącach, kiedy wraz z mężem i synem jechałam samochodem z Katowic do Warszawy. Droga była długa, syn spał, a ja, korzystając z okazji, postanowiłam odmówić swoją dziesiątkę. Przypomniała mi się wówczas obejrzana niedawno konferencja o różańcu, w której pewien dominikanin zachęcał, by słowa modlitwy wypowiadać głośno albo chociaż poruszać ustami, czego do tej pory nie robiłam. I to właśnie okazało się przełomowe.
Do tej pory modląc się na różańcu, skupiałam uwagę na słowach modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. W tamtym momencie pojęłam, że są one jedynie tłem, a nie jej sednem. Wypowiadając te słowa na głos, mogłam przestać o nich myśleć, a całą uwagę skupić na tajemnicy, którą rozważałam. I tak rozważając np. drogę krzyżową, zaczęłam wyobrażać sobie Jezusa niosącego krzyż ulicami Jerozolimy. Wyobrażałam sobie, jak upada, jak św. Weronika ociera Mu twarz, jak poganiają Go rzymscy żołnierze. Wyobrażałam sobie najdrobniejsze szczegóły, nawet to, że kiedy Jezus upadał, jego krew mieszała się z kurzem ulicy; słyszałam krzyk gapiów. To było naprawdę niesamowite. Czułam się trochę tak, jakbym oglądała film o Panu Jezusie, a trochę tak, jakbym tam rzeczywiście była i obserwowała Go, stojąc w tłumie.
Kiedy skończyłam odmawiać część bolesną różańca, spojrzałam na zegar na desce rozdzielczej samochodu. Był 13 maja 2018 r., dokładnie 101. rocznica objawień w Fatimie. To nie mógł być przypadek. Nie było nim również to, że mój trzyletni syn przespał całą drogę z Katowic do Warszawy, co nie zdarzyło mu się nigdy w życiu, nawet gdy był niemowlęciem (a jeździliśmy tędy kilka razy w roku). Po prostu Matka Boża chciała mi zapewnić jak najlepsze warunki do odkrycia różańca. Zrozumiałam, że cała ta sytuacja była jej prezentem dla mnie.
Od tego czasu pokochałam różaniec. Zaczęłam odmawiać go regularnie w autobusie, w drodze do pracy. Po pewnym czasie rozszerzyłam go sobie o nowe tajemnice. Doszłam do wniosku, że skoro mogę medytować np. przemienienie Jezusa na górze Tabor, to dlaczego nie mogę rozważać innych fragmentów Ewangelii np. fragmentu mówiącego o rozmnożeniu chleba czy uzdrowieniu paralityka? Zaczęłam więc tak robić. I tak czasami przez pięć tajemnic rozważałam różne fragmenty ostatniej wieczerzy albo rozważając tajemnice bolesne, przechodziłam po kolei od modlitwy Pana Jezusa w Ogrójcu, poprzez pojmanie Go, zaparcie się Piotra, proces Jezusa przed Sanhedrynem, przed Piłatem itd. Przed każdą dziesiątką czytałam stosowny fragment Pisma Świętego.
Po jakimś czasie zaczęła mnie nachodzić myśl o odmówieniu nowenny pompejańskiej, jednak wciąż nie miałam na to czasu. Łączenie macierzyństwa z pracą na pełen etat było zajęciem bardzo obciążającym.
Sposobność pojawiła się, kiedy zaszłam w drugą ciążę i poszłam na zwolnienie lekarskie. W ciągu dnia starszy syn był w przedszkolu, a ja spędzałam kilka godzin sama w domu. Uznałam, że taka okazja może się długo nie powtórzyć i zaczęłam odmawiać nowennę. Zwłaszcza, że miałam też konkretną intencję.
Mój pierwszy poród był bardzo ciężki. Spowodował różne problemy zdrowotne, z którymi borykam się do dziś, musiałam po nim przejść operację i kilkutygodniową rehabilitację. Przyczynił się też do tego, że przez kilka miesięcy cierpiałam na depresję poporodową. Będąc w drugiej ciąży bałam się, że historia się powtórzy. Nowennę odmawiałam więc w intencji dobrego porodu i czasu po porodzie.
Te kilka tygodni odmawiania nowenny wspominam jako czas ogromnej bliskości z Jezusem. Spędzałam codziennie ok. półtorej godziny obserwując Go, słuchając, co mówi, patrząc, jak uzdrawia chorych, naucza, dźwiga krzyż i spotyka się z apostołami po zmartwychwstaniu. Zobaczyłam wtedy wiele rzeczy, na które nie zwróciłam wcześniej uwagi, czytając Ewangelię. Doszło do tego, że kiedy nowenna się skończyła zaczęło mi brakować różańca.
Poród okazał się pozytywnym doświadczeniem, podobnie jak pobyt w szpitalu. Miałam jednoosobową salę z kanapą dla męża, który był z nami całą dobę. Synek urodził się zdrowy, nie było problemów z karmieniem, których bardzo się bałam, a ja szybko doszłam do siebie. Tym razem nie tylko nie miałam depresji poporodowej, ale przez kilka miesięcy po porodzie towarzyszył mi znakomity nastrój.
Nawet kiedy nastały ciężkie czasy, bo świat opanowała pandemia koronawirusa, a rządowe zalecenia sprawiły, że półtora miesiąca po porodzie zostałam (podobnie jak inni rodzice) zamknięta w domu z dziećmi, to pomimo zmęczenia, o dziwo, dawałam radę wszystko ogarnąć i nie zwariowałam. 🙂
Paradoksalnie owoce nowenny właśnie wtedy ujawniły się w pełni. Kiedy w pierwszym odruchu zaczęłam mocno bać się tego tajemniczego wirusa i choroby, którą może on wywołać, zaczęły do mnie wracać treści przemedytowane podczas odmawiania nowenny pompejańskiej. Przypominałam sobie, jak Jezus uzdrawiał choroby, uciszał burzę na jeziorze, wyrzucał złe duchy. Docierało do mnie, że On nad wszystkim panuje, wszystko może i wszystko od Niego zależy. Wiedziałam, że ja i moi bliscy możemy zachorować, ale nawet jeśli tak się stanie, to znaczy, że On do tego dopuścił, tak jak dopuścił do swojego pojmania i ukrzyżowania. Że nawet jeśli dzieje się coś pozornie złego, to On jest i czuwa, a każde ciężkie doświadczenie z Nim można przejść i może z tego wyniknąć jakieś dobro.
Często wracała do mnie scena z Ewangelii, w której żołnierze przyszli pojmać Pana Jezusa i na Jego słowo: „To Ja jestem” wszyscy padli dwukrotnie na ziemię. W tak dramatycznej chwili Jezus dał dowód swojej wszechmocy. Mógł ich powstrzymać. Nie zrobił tego, bo wiedział, że tak będzie dla wszystkich lepiej. Zrozumiałam, że tak dzieje się w życiu każdego z nas, jeśli chcemy iść przez życie z Bogiem. Cierpienie nas nie omija, choroby nas nie omijają, ale w tym wszystkim jest dobry Bóg, który czuwa i wszystko jest w Jego rękach.
Zaczęłam czytać „Dzienniczek” św. Faustyny Kowalskiej i całkiem na nowo uczyłam się zaufania do Jezusa. Pomimo całego zamętu, spowodowanego pandemią i powiększeniem rodziny, stałam się dużo spokojniejsza, radosna, a nawet dużo bardziej zorganizowana, na czym skorzystała cała rodzina. Każdą wolną chwilę wykorzystywałam na modlitwę. Odmawiałam różaniec w nocy, kołysząc synka do snu lub karmiąc, a kiedy już można było wychodzić z domu, modliłam się także na spacerach.
Zauważyłam też, że moje sumienie stało się bardziej wrażliwe. Zaczęłam dostrzegać powszednie grzechy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Na przykład drobne, pozornie nic nieznaczące kłamstewka, które wcześniej przychodziły mi bez trudu czy niby nieszkodliwe obmawianie innych w rozmowach z koleżankami. Chwilami czułam, jakby to mój Anioł Stróż mówił mi do ucha: „Nie rób tego”, kiedy miałam powiedzieć coś negatywnego o drugiej osobie.
Równocześnie czułam, jakby przypominał mi o robieniu dobrych rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła. Zawsze miałam problemy z odkładaniem rzeczy na swoje miejsce, z dokańczaniem różnych prac, działałam raczej chaotycznie. A tu nagle dobry duch zaczął „przypominać” mi o różnych sprawach. Wyglądało to tak, że kiedy w nawale codziennych obowiązków już miałam porzucić jakąś czynność, by zająć się inną, nagle przychodził taki impuls: „Zrób to teraz do końca, bo potem na pewno zapomnisz!” albo: „Odłóż to na miejsce, bo potem tego nie znajdziesz!”. Postanowiłam być wierna tym natchnieniom, co poprawiło także moje relacje z mężem, bo dotąd moje wieczne roztrzepanie bardzo go irytowało.
Dzięki nowennie pompejańskiej otrzymałam wszystkie łaski, o które prosiłam, a jeszcze więcej takich, o które nie prosiłam i się ich nie spodziewałam. I to te drugie okazały się o wiele bardziej mi potrzebne.
Najważniejszą jest zupełnie nowa jakość w relacji z Jezusem. Czuję, że w czasie nowenny spędziłam z Nim naprawdę dużo czasu i lepiej Go poznałam. Nie wiem, jak to wyrazić, ale stał się dla mnie bardziej realny i bardziej obecny w codziennym życiu. Czuję, jakbym naprawdę Go widziała. Mam wrażenie, że wiem, jak wygląda, jakie ma spojrzenie, jak się porusza. To naprawdę niesamowite.
Dlatego wszystkim polecam odmawianie różańca. To naprawdę nie musi być „klepanie” formułek, lecz kontemplacja i rozważanie życia Jezusa i Maryi. A kiedy ktoś się w nim rozsmakuje, to polecam nowennę pompejańską.
Na koniec dodam tylko, że zaczynając tę nowennę nie miałam złudzeń, że jest to „modlitwa nie do odparcia”, jak niektórzy lubią ją nazywać. Uważam, że modlitwa chrześcijańska to nie „czary-mary”, a Jezus to nie złota rybka, spełniająca wszystkie życzenia. Wierzę, że Pan Bóg wie lepiej, co dla nas dobre, więc jeśli modlimy się o coś, co ma nam w dłuższej perspektywie przynieść szkodę, to On nie spełni takiej prośby. Dlatego wypowiadając swoją intencję, zawsze dodawałam: „Zrób to, jeżeli taka jest Twoja wola” i naprawdę liczyłam się z tym, że Jezus może zdecydować inaczej. W końcu to On zna przyszłość i konsekwencje naszych działań, prawda?