Czy umielibyśmy pomóc komuś bez wywyższania się i bez narzekania, nie oczekując przy tym wdzięczności? Czy bylibyśmy w stanie cieszyć się z cudzego szczęścia, bez zazdrości? Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą” (Łk 1, 28) – tymi słowami Archanioł Gabriel przywitał Maryję w chwili Zwiastowania. Być może niejednokrotnie wyobrażaliśmy sobie, jak wyglądał ten moment. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób Maryja „zmieszała się na te słowa” (Łk 1, 29) i razem z Nią rozważaliśmy, „co by miało znaczyć to pozdrowienie” (Łk 1, 29). Wielokrotnie podziwialiśmy Ją za odwagę powiedzenia Bogu „tak”. Znamy na pamięć zdanie: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38). Często mamy przed oczami tę scenę z Ewangelii, a Kościół przypomina nam ją przy różnych okazjach. Czy jednak na pewno dobrze znamy ten moment z życia Maryi? Czy pamiętamy inne sytuacje opisane przez Ewangelistów, w których jest mowa o Matce Boga?
Poznajmy się bliżej
Warto zadać sobie te pytania, ponieważ często zdarza się, że nasza znajomość Maryi jest w gruncie rzeczy powierzchowna i schematyczna. Szanujemy Ją, czcimy, zanosimy Jej nasze problemy na modlitwie, chronimy się w Jej ramionach… Czy jednak wiemy o niej coś więcej ponad to, że jest naszą „Ucieczką”?
Kościół nadał Maryi tytuł „Ucieczka grzesznych” (łac. Refugium peccatorum). Stało się tak, ponieważ chrześcijanie zwracali się do Niej z prośbami o nieustanną opiekę, pomoc w rozwiązywaniu problemów, wybawienie od niebezpieczeństw i… byli wysłuchiwani. Do dzisiaj powtarzamy słowa modlitwy „Pod Twoją obronę…”, zwracając się do Maryi jako do naszej Orędowniczki, Pośredniczki, Pocieszycielki… W Litanii loretańskiej nazywamy ją naszą Matką i Królową… Dobrze mieć przekonanie, że jest przy nas ktoś bliski, na kogo możemy liczyć. Może warto zatem spróbować zwrócić się do Niej w sposób, który wyrażałby naszą potrzebę bliskości? Może warto powiedzieć do Niej: „Maryjo, moja piękna Przyjaciółko, módl się za nami…”(por. Pnp 4, 1).
Przyjaźń – także ta duchowa – wymaga zaangażowania obu stron. Nie możemy być bierni i liczyć na to, że „niebo” wszystko za nas zrobi. Jeżeli traktujemy poważnie naszą duchowość i zależy nam na budowaniu więzi z Maryją, warto podjąć wysiłek zbliżenia się do Niej, odkrywania Jej na nowo – nawet, gdy wydaje nam się, że wiemy już o Niej wszystko. Zastanówmy się, jak to zrobić.
Duchowy spacer z różańcem w ręku
Ludzie sobie bliscy często chodzą pod rękę. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że idziemy w ten sposób na duchowy spacer z Maryją? Przywykliśmy do tego, że chronimy się pod płaszczem Matki Bożej – „naszej Ucieczki”. Czy jednak potrafimy pozwolić na to, by Maryja chwyciła nas pod rękę i poprowadziła? Może wydaje nam się, że skoro nosimy na szyi maryjny medalik, trzymamy w kieszeni różaniec, a w samochodzie przechowujemy obrazek Matki Bożej, to znaczy, że mamy z Nią nieustanną, trwałą i prawdziwą więź… Czy jednak na pewno jest ona wyrazem pełnego zaangażowania z naszej strony, a nie tylko powierzchownym kontynuowaniem tradycji?
Nierzadko otaczamy się „świętymi przedmiotami”. Trzymamy różaniec w kieszeni kurtki lub w torebce i na tym kończy się nasza pobożność. Rzadko sięgamy po niego, by rozważać Tajemnice. Podobnie rzecz ma się z modlitwami, w których zwracamy się do Maryi za pomocą tytułów – czy zastanawiamy się, co te określenia dla nas znaczą? Co wynika z tego, że nazywamy Maryję, np. Królową Pokoju? I dalej: Czy, mając kontakt ze słowem Bożym, naśladujemy naszą Matkę w zasłuchaniu w jego treść? Czy tak jak Ona zastanawiamy się nad tym, co znaczą trudne sytuacje w naszym życiu i rozważamy je w świetle zasad, które przekazał nam Bóg (por. Łk 2, 19)? Czy zapraszamy Ją do uczestnictwa w naszych radościach tak, jak zrobili to nowożeńcy, u których gościła na weselu w Kanie Galilejskiej (J 2, 1-12)?
Wróćmy jeszcze na moment do sceny Zwiastowania. Przypomnijmy, że Anioł, z którym rozmawiała Maryja, poinformował Ją także o tym, że „Elżbieta poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną” (Łk 1, 36). Gdy Maryja dowiedziała się o ciąży swojej krewnej, „poszła z pośpiechem” (Łk 1, 39) do Elżbiety, by towarzyszyć jej w przeżywaniu tego szczęścia i podzielić się z nią swoją radością. To pod dachem jej domu uwielbiła Pana słowami, które znamy dziś jako „Magnificat”.
Jak często przypominamy sobie o tym, że Biblia afirmuje właśnie taką kobiecość i taką przyjaźń? Kobiecość, która jest ściśle związana z łaską Boga, dla którego „nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37). Przyjaźń, która wyraża się nie tylko w dzieleniu trosk, ale i we wspólnym przeżywaniu radości. Trwając w Jego miłości (J 15, 10), jesteśmy w stanie rozwijać w sobie te cechy, które tak fascynują nas w Maryi: odwagę i rozwagę, zdolność do działania – bez narzekania, gotowość do bycia dla innych, pokorę, mądrość, opanowanie…
Te przymioty nie są dla nas nieosiągalne. Dużo łatwiej jest jednak zdobywać je w dobrym towarzystwie! Znamy powiedzenie: „Kto z kim przestaje, takim się staje”. Jeżeli będziemy „przestawać” z Maryją, spędzać z Nią czas jako z „Różą duchową”, naszą „piękną przyjaciółką” – z pewnością będzie nam łatwiej pracować nad sobą.
Czytając zapisy rozmów, w których uczestniczyła Maryja, można zauważyć, że miała Ona szczególny dar – dar wchodzenia w relacje. Dziś powiedzielibyśmy, że kompetencje interpersonalne i komunikacyjne Matki Bożej były na arcywysokim poziomie. Wiedziała co, do kogo i w jaki sposób powiedzieć, aby działać skutecznie. Wiedziała, co robić, by postąpić najlepiej, jak się dało w określonej sytuacji. Maryja, dopingując Jezusa do dokonania pierwszego cudu, wypowiedziała tylko jedno zdanie: „Nie mają już wina”(J 2, 3) i mimo, że Jezus nie zadeklarował: „Spokojnie, mamo, coś wymyślę, pomogę im”, ufała, że Jej Syn, nie zostawi młodej pary bez wsparcia. Nie wiedziała, „co wymyśli” Jezus, ale miała pewność, że będzie to dobre – dlatego zwróciła się do osób usługujących podczas uroczystości słowami: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5).
Historia z Kany oraz inne sceny z życia Maryi, a zwłaszcza odwiedziny Elżbiety w stanie błogosławionym (bibliści twierdzą, że Maryja najpewniej została u niej „około trzech miesięcy” (Łk 1, 56) po to, by wesprzeć ją w trudach ciąży i być może także połogu), pokazują jak ważna jest w życiu postawa przyjacielska. Pismo Święte w tym fragmencie zdaje się również podkreślać potrzebę budowania relacji na linii kobieta-kobieta i wskazywać na dobra płynące z jej mądrego kształtowania, które bez wątpienia jest wyzwaniem…
Drogie Czytelniczki, czy byłybyśmy w stanie – na wzór Maryi – spędzić „około trzech miesięcy” na pomocy przyjaciółce znajdującej się w potrzebie? Drodzy Czytelnicy, czy potrafilibyśmy sami wyjść z taką inicjatywą i zaoferować naszą obecność przy osobie znajdującej się w trudnym położeniu, w czasie, gdy nasza sytuacja także nie byłaby najlepsza? Czy umielibyśmy pomóc komuś bez wywyższania się i bez narzekania, nie oczekując przy tym wdzięczności? Czy bylibyśmy w stanie cieszyć się z cudzego szczęścia, bez zazdrości?
Myślę, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że trudno o prawdziwie przyjacielską postawę na co dzień. Pracując jednak nad sobą i „przestając” w dobrym towarzystwie Maryi, możemy osiągnąć naprawdę imponujące rezultaty w dziedzinie przyjaźni – z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Praca nad sobą to nieustanny proces, którego nie można przyspieszyć, dlatego warto być dla siebie cierpliwym i wyrozumiałym, choć nie: pobłażliwym.
W kolejnym artykule, w dalszym ciągu będziemy szukać recepty na budowanie udanych relacji. Towarzyszkami naszych poszukiwań będą siostry – Marta i Maria.