Piękna historia o wierze, nadziei i miłości

Photo of author

Autor: Marek Woś

Ślub

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

Historia, którą wam przedstawię wydarzyła się naprawdę, a wszelkie przedstawione w niej osoby wcale nie są przypadkowe. Chcę wam opowiedzieć o wierze, nadziei i miłości, starając się używać prostych słów i przekazać coś ważnego, coś być może niektórych z was rozśmieszy, rozgniewa, zadziwi lub przeciwnie – zainspiruje, wzbudzi na nowo do życia, zmusi do weryfikacji zachowań i poglądów. Nikogo z was nie zamierzam pouczać, a moja historia wcale nie musi być wzorem, jak należy postępować. Chcę tylko, abyście mnie wysłuchali, bo to, co powiem, jest wypełnieniem przyrzeczenia i obietnicy, którą złożyłam kilka miesięcy temu.

Półtora roku temu na mnie i moją rodzinę spadł ogromny cios – diagnoza nowotworu złośliwego u osoby bardzo mi bliskiej. To wiadomość, która przenika całe ciało i przeszywa serce. Prysnął czar spokojnego i beztroskiego życia, a rozpoczęła się walka z czymś tak naprawdę nieobliczalnym. Do tej pory zajęci własnym życiem zjednoczyliśmy siły i staraliśmy się stawić temu czoła. Dobre wiadomości nadeszły bardzo szybko. Większość lekarzy uznała, że choroba nie jest zaawansowana, a operacja, która się odbyła, ostatecznie wyeliminowała problem. Pozostało podziękować Bogu za łaskę zdrowia i wrócić do swoich spraw. Tak – dokładnie tak, jak powiedziałam – podziękować i zapomnieć. Jaka była moja wiara w tamtym czasie ? Roszczeniowa. Choć czasami nieświadomie, ale ileż to razy traktujemy modlitwę na zasadzie transakcji handlowej – ja proszę, Ty spełniasz. A jeśli nie dostaję tego, o co proszę, to widocznie Ciebie nie ma i pozostaje liczyć na siebie. Trudno jest wierzyć. Bo przecież nie ma Boga w tragediach, które nas dotykają ani w chwilach szczęścia, które zawdzięczamy głównie sobie. Człowiek rozumny potrafi sobie wszystko realnie wytłumaczyć, a wiarę pozostawia osobom starszym lub naiwnym.

Często w sytuacji, gdy jesteś chory lub dzieje się coś złego słyszysz od wielu słowa: „Musisz wierzyć, że będzie dobrze”. Zatem w co lub w kogo konkretnie?

W krótkim czasie doszło do kolejnej operacji, która była następstwem, jak się okazało, błędów i zaniedbań poprzednich lekarzy. I kolejna straszna diagnoza. Lekarz pocieszał i zapewniał, że tym razem wszystko jest na dobrej drodze, wdrożył kilkumiesięczne leczenie. Zapytałam wówczas Boga – czego Ty od nas chcesz? Z drugiej strony dziękowałam Mu za to, że wreszcie spotkaliśmy na naszej drodze kompetentnych lekarzy.

W kościele św. Józefa w Opalenicy wisi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W tamtym czasie klęczałam przed nim prawie codziennie. Zwróciłam się do Matki Bożej i zaczęłam odmawiać różaniec. Jedną małą cząstkę, codziennie. Nie byłam jednak w tej modlitwie wytrwała, nużyła mnie i szybko przy niej zasypiałam.

Po kilku miesiącach po zakończonym leczeniu biopsja ku zdziwieniu lekarzy i naszym ponownie wykazała komórki nowotworowe. Kolejna operacja i wynik, który sugerował rozsianie komórek nowotworowych w orga­nizmie. Co wtedy czuliśmy, wiedząc, że medycyna nie ma już nic więcej do zaproponowania? Pamiętam, że fragment modlitwy Ojcze nasz: „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” wyjątkowo mnie drażnił. Nie godziłam się z tym, nie rozumiałam. Po co zatem się modlić, jeśli Bóg i tak uczyni coś wedle swej woli i z pewnością nie jest MIŁOŚCIĄ?

W moim sercu zrodził się bunt, pojawiały się pytania, które nie dawały spokoju. W końcu musiałam wybrać: albo oprę się na osi wiary, albo z niej zrezygnuję; albo dostanę taką łaskę, że będę mogła w pełni świadomie wierzyć i żyć nie tylko dla siebie, ale i dla drugiego człowieka, albo będę całkowicie zapatrzona w siebie i to nie będzie miało nic wspólnego z wiarą.

Wróciłam do wiary, szukając ratunku dla siebie, ale przede wszystkim dla tej chorej osoby, która dała mi życie; dla kogoś, kto był, jest i będzie dla mnie wszystkim, i którego kocham od zawsze.

Zrozumiałam, że musimy się modlić wszyscy całą rodziną, wyrzekając się grzechu, wolnego czasu i wszelkich przyjemności. I że należy zwrócić się do Boga, jak małe dziecko do Ojca, ugiąć kolana w wielkiej pokorze. Przypadkowo dowiedziałam się o Nowennie Pompejańskiej, która polega na odmawianiu co najmniej trzech części różańca codziennie przez 54 dni. Aspekt wytrwałości jest w tej modlitwie bardzo ważny. Całą swoją nadzieję upatrzyliśmy w modlitwie różańcowej i Matce Bożej Królowej Różańca Świętego. Błagaliśmy o łaskę, której tak bardzo potrzebowaliśmy i pragnęliśmy – łaskę zdrowia.

Modliła się najbliższa i dalsza rodzina, modlił się również ktoś bardzo dla mnie ważny i bliski memu sercu – człowiek, z którym planowałam związać swoje życie. Nie potrafię wyobrazić sobie większego dowodu miłości ponad to, że ten człowiek pomógł mi w ciszy i spokoju swego serca i charakteru przejść przez najgorsze momenty mojego życia. Człowiek, który usłyszał z moich ust najgorsze słowa wynikające z mojej niemocy i rozpaczy, człowiek który kazał wierzyć, gdy ja tak bardzo wątpiłam, człowiek, który we wszystkim pokładał nadzieję i wszystko przetrzymał, który walczył o mój uśmiech i kawałek miejsca w moim przepełnionym bólem sercu. Wreszcie człowiek, który nie unosił się gniewem o czas, który zabierałam jemu, a przeznaczałam na modlitwę różańcową.

Gdy pojawiła się choroba w naszej rodzinie, plany związane ze ślubem stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Z jednej strony ogromna radość, z drugiej ból i brak pewności co przyniesie kolejny dzień. Taki blask słońca spowity mgłą. Czekaliśmy.

To wówczas złożyłam przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy przyrzeczenie, że jeśli otrzymamy łaskę, o którą prosimy, to ślub zaplanujemy na pierwszą sobotę października, w wigilię Święta Matki Bożej Królowej Różańca Świętego, a ja tego dnia wygłoszę świadectwo Jej wielkiej chwały i potęgi. Przyrzekłam także, że od tego dnia będę na każdej sobotniej nowennie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Kościele, będę też odprawiała nabożeństwo 15-stu sobót, które przygotowuje wiernych na przyjęcie wielkich łask w dniu jej Święta – 7 października tego roku.

Dni upływały nam na modlitwie, także do św. Rity, św. Ojca Pio, św. Judy Tadeusza. Byliśmy jak skała, silni wiarą, wzmocnieni nadzieją doznawaliśmy w tym czasie łask i małych cudów, których po ludzku nie da się wytłumaczyć żadnym racjonalnymi argumentami ani wiedzą lekarzy. Wiem, że na niejednych twarzach pojawił się teraz uśmiech politowania, ale jestem w pełni świadoma i pewna swoich słów i odpowiedzialności, jaka się z tym wiąże. To, co widzieliśmy i odczuliśmy, nikt nie jest w stanie zakwestionować.

Terminy badań kontrolnych odwlekały się w czasie, za to termin ślubu zbliżał się wielkimi krokami. Lekarze, chcąc upewnić się, jak dalece choroba jest zaawansowana, zlecili badanie PET (jest to najczulsza metoda wykrywania wszystkich komórek nowotworowych w organizmie). Termin tego badania z lipca został nieoczekiwanie przesunięty na 6 września, czyli na miesiąc przed ślubem.

Ślub w parafii w Opalenicy
Ślub w parafii w Opalenicy

Przygotowywałam się do ślubu, w myślach powtarzając: „Matko Boża – ja pamiętam a Ty? Pomóż nam, jeśli nie ze względu na mnie, to na mojego przyszłego męża, który absolutnie nie zasłużył sobie na to wszystko”.

W dniu badania USG, które poprzedzało badanie PET siedziałam w poczekalni razem z moją mamą, trzymając różaniec na kolanach, nie bacząc na to, że oczy wszystkich oczekujących w kolejce są skierowane na nasze dłonie. Podczas badania okazało się, że węzły chłonne od wielu miesięcy znacznie powiększone wróciły do normy i nie ma śladu wznowy.

Na wyniki badania PET musieliśmy czekać dwa tygodnie.

18 września tego roku otrzymaliśmy wynik badania – brak komórek nowotworowych w organizmie, żadnych śladów wznowy.

3 października był ostatnim dniem drugiej nowenny pompejańskiej, którą odmawialiśmy od maja tego roku.

Przypadek? Zbieg okoliczności? Cud? Każdy z was niech sam sobie odpowie na to pytanie. Dla mnie odpowiedź na nie pozostanie tajemnicą wiary.

Karolina

Photo of author

Marek

Woś

Redaktor naczelny KRŚ, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista, człowiek od "brudnej roboty".

Mogą zainteresować Cię też:

5 1 głos
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments