Ojciec Marian Waligóra – paulin z Jasnej Góry, przez dwie kadencje przeor klasztoru w Częstochowie. Pasjonują go górskie wędrówki i fotografia, jest biegaczem długodystansowym. Z o. Marianem rozmawiamy o różańcu, maryjności Polaków oraz przesłaniu z Fatimy.
25 marca 2022 r. papież dokonał zawierzenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Jak powinniśmy odczytywać tę odpowiedź na wezwanie Maryi w Fatimie? I jak jako świeccy powinniśmy się w to włączyć?
W niedzielę po 25 marca mieliśmy spotkanie Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej, zaraz po zawierzeniu Rosji i Ukrainy przez papieża Franciszka Matce Bożej. Jest ono bardzo mocno związane z wydarzeniami w Ukrainie, a więc z tym strasznym doświadczeniem wojny i cierpienia. Bardzo mocnym znakiem było dla nas to, że Ojciec Święty ten modlitewny akt zawierzenia włączył w wielkopostną liturgię pokutną. Pokazał Kościołowi, że zawierzenie Bogu również naszego osobistego życia musi mieć konsekwencje w zmianie naszego postępowania. Nie może być tylko samym aktem, za którym nie idzie nic więcej. To zawierzenie Maryi Rosji i Ukrainy musi oczywiście dotknąć bardzo głęboko ludzi, którzy są członkami tych narodów, ale też musi dotyczyć całego Kościoła Świętego, nas samych – jeśli ma naprawdę zaowocować.
Na spotkaniu rodziny różańcowej mówiliśmy o wadze tego wydarzenia, właśnie o tym, że to jest bardzo mocny znak dla całej wspólnoty Kościoła. Nie tylko w tym sensie, że powierzamy się opiece Maryi, że razem z Maryją ufamy samemu Panu, ale też dlatego, że to my jesteśmy wezwani, by żyć zawierzeniem w bardzo konkretnym postępowaniu, w przemianie naszego życia, w podejmowaniu osobistego nawrócenia. Cóż z tego, że będziemy oczekiwali, żeby nawróciła się Rosja i Ukraina, by zastanowili się ci, którzy wywołali wojnę, jeżeli my sami nie będziemy nic robić z naszym życiem? Wydaje się, że Ojciec Święty, wypowiadając akt zawierzenia w ramach wielkopostnej liturgii pokutnej, sam też klękając do kratek konfesjonału, bardzo czytelnie pokazał, że to wydarzenie musi przejść przez serce chrześcijanina.
Mocno uderzyło mnie, jak solidarnie cały świat katolicki odpowiedział na inicjatywę Ojca Świętego. Bo oto w przeróżnych zakątkach świata pasterze Kościoła i wierni wypowiadali to zawierzenie z wielką nadzieją i zaufaniem, tym bardziej że w Polsce przeżywamy bardzo realne lęki związane z tą wojną. Jest w nas obawa, że może nas to wszystko bardzo konkretnie dotknąć. Mamy świadomość, że wojna się toczy nie gdzieś tam bardzo daleko, ale tuż za naszą granicą. Dlatego myślę, że akt zawierzenia jest też wielką łaską, by na nasze ludzkie lęki nałożyć zaufanie Bogu przez ręce Maryi. Z jednej strony zawierzenie daje umocnienie, a z drugiej – niesie wielką nadzieję. To jest mocne światło i znak, że mamy tak naprawdę żyć oddaniem się Bogu przez przemianę życia.Czy jest jakaś szczególna idea związana z Fatimą, którą powinniśmy wcielić w życie? Czy w Ojca opinii, wezwanie do nabożeństwa pierwszych sobót w duchu wynagrodzenia Maryi, jakie świat usłyszał w Fatimie jest nadal aktualne?
Wezwanie do praktykowania pierwszych sobót miesiąca ma swój renesans. My jako wspólnota rodziny różańcowej przeżywamy je w szczególny sposób, jest ono wpisane w nasz charyzmat różańcowy. Na Jasnej Górze pierwszosobotnie zawierzenia gromadzą, szczególnie w okresie pielgrzymkowym, po kilka tysięcy osób. To jest też okazja do zawierzenia życia osobistego i rodzinnego. To coś niezwykłego. Często widzę, gdy przyjeżdżają małżeństwa w kryzysie, rodziny przeżywające trudności, że wręcz namacalne jest to, jak oni rzucają się w objęcia Matki Bożej. Na Jasnej Górze można zobaczyć, że ludzie wierzący potrzebują oddania się Maryi, zawierzenia całego swego życia. Często nawet nie umiemy do drugiego człowieka powiedzieć wszystkiego, co kryje się w nas, a w tym akcie potrafimy zawrzeć, zapisać wręcz, najskrytsze, najbardziej intymne prośby. I to jest siła tej modlitwy. Chyba też dlatego mamy pierwsze soboty miesiąca, aby człowiek otwierał się z Maryją na Boga i wypowiadał siebie przed nim.Pierwsze soboty to nabożeństwo różańcowe. Współcześnie widoczne są dwa trendy: z jednej strony mówi się, że różaniec jest orężem, bronią, narzędziem walki duchowej, a z drugiej strony akcentuje, że to jest modlitwa kontemplacyjna, jak to podkreśla szczególnie Jan Paweł II w „Liście o różańcu”.
To jest właśnie bogactwo tej modlitwy. Ona jest tak niezwykła, że w każdych czasach możemy się w niej odnaleźć, przede wszystkim przez wielką prostotę. Bo to, co jest piękne w różańcu, to jego wielka prostota. Mogę podzielić się swoim osobistym doświadczeniem, że jest to modlitwa, która towarzyszy mi nie tylko w jakichś bardzo pobożnych momentach życia, ale też kiedy idę na spacer, biegam czy wędruję w górach. To rzeczywiście jest najprostsza modlitwa, którą mogę odmawiać i to tak, że nikomu nie przeszkadzam. Nie absorbuję modlitwą uwagi całego świata wokół mnie, a tak naprawdę w sercu jestem z Panem i nawet wykonując różne dla mnie przyjemne aktywności, także w wymiarze duchowym przeżywam piękne chwile. Myślę, że właśnie na tym polega wyjątkowość tej modlitwy.
Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!
…i wspieraj katolickie czasopisma! Mnóstwo ciekawych tekstów o duchowości pompejańskiej oraz świadectwa!
A że dla niektórych jest ona „orężem do walki”, bo jak wiadomo niezwykle popularne są męskie grupy modlitewne, gdzie mężczyźni bardzo gorliwie wspólnotowo odmawiają różaniec, to tylko trzeba się cieszyć. Tu nie mamy na co się obrażać ani dziwić, że takie grupy powstają, bo to jest naprawdę szczera modlitwa, która płynie pełna zaangażowania, a nie tylko z jakiejś chęci udowodnienia czegoś czy pokazania, że potrafię walczyć. Oczywiście, musi być to zawsze dobrze prowadzone, tak by modlitwa była modlitwą, a nie tylko jakąś manifestacją, a wtedy różaniec będzie naprawdę działał cuda w naszym życiu.
My jako rodzina różańcowa tę modlitwę przeżywamy w szczególnej więzi z Jasną Górą. Pielgrzymi, którzy zapisują się do naszej wspólnoty, doświadczenie modlitwy związane z Jasną Górą przez codzienny różaniec przenoszą do swojego życia. To jest właśnie bogactwo modlitwy, która może stać się okazją nie tylko do duchowej więzi i walki duchowej, ale też do kontemplacji, zamieniania wypoczynku na czas modlitwy, przebywania z Bogiem zawsze, jak Maryja.
Różaniec odmawiany z zaangażowaniem, z sercem, to faktyczne spełnianie prośby Matki Bożej z Fatimy. Bo ma być odmawianie, a nie puste powtarzanie „zdrowasiek”. Naprawdę niby tutaj nie robimy nic tak wielkiego, a z drugiej strony, sami nawet nie wiedząc o tym, tą modlitwą rzeczywiście zmieniamy świat. Przemieniając samych siebie, dajemy mu nowy oddech.Jasna Góra to nasz narodowy symbol. To duchowa stolica Polski i tu od wieków skupia się wielka miłość Polaków do ich Królowej. Współcześnie wiara zdaje się słabnąć. Skoro tu bije serce narodu, to jakie „tętno” Ojciec wyczuwa?
Tak, tutaj bije serce narodu, jak mawiał Jan Paweł II. I to serce bije różnymi tonami. Czasem są one radosne, podniosłe, a czasami ciężkie, bardzo trudne. Rzeczywiście, to co dzieje się w społeczeństwie, to nasze wspólnotowe przeżywanie religijności, jest bardzo żywe na Jasnej Górze. To, czym żyje Polska, od razu przekłada się też na pobożność wiernych. Dlatego tutaj nie możemy zapomnieć choćby o tym rysie patriotycznym, który od wieków jest bardzo mocno związany z Jasną Górą. Jasnogórskie śluby narodu i śluby lwowskie, które ponawiamy 3 maja, to wszystko niesie w sobie i historię, i to nasze „teraz” – to, co dziś przeżywamy.
Można powiedzieć, że pielgrzymowanie odbija to, co przeżywa nasze społeczeństwo. W czasach Solidarności pielgrzymki piesze były wielką manifestacją polskości, manifestacją wolności. To na Jasnej Górze mogliśmy powiedzieć prawdę o tym, co kryje się w naszych sercach, bo wtedy media w ogóle nie dopuszczały do propagowania takich treści, bo wtedy była tylko jedna i słuszna droga.
W ostatnich czasach widzimy, jak chętnie rodziny pielgrzymują na Jasną Górą. To jest niezwykłe. Oczywiście pandemia troszkę to przyhamowała, ale widać, że młode rodziny bardzo chętnie przyjeżdżają do Matki Bożej. W tym świecie tak mocno zlaicyzowanym widać, że przychodzi pogłębienie życia duchowego. Wielu młodych ludzi bardzo głęboko przeżywa spotkanie z Maryją i my, spowiednicy, możemy o tym zaświadczyć, widząc, co dzieje się w konfesjonale. Jest naprawdę bardzo dużo pogłębionych spowiedzi. To jest nasza siła – to moralne, duchowe odrodzenie. My, posługujący w tym świętym miejscu widzimy, że wielu ludzi jest naprawdę bardzo świadomych swojej religijności. A to jest dobry kierunek. Bo w naszym chrześcijańskim życiu nie możemy być tylko powierzchowni, ciągle tylko od akcji do akcji. Potrzeba pogłębienia, które wpłynie na realną zmianę w moim życiu duchowym, w relacjach z bliskimi.
Jasna Góra jest duchowym centrum Polski ale też czasem staje się celem ataku i nawet profanacji.
Kiedy pojawiają się jakieś nieprzychylne Jasnej Górze teksty, jakieś programy, widać, że jest to związane z „nieprzychylnością” wobec Maryi. W tych sytuacjach bardzo jasno ujawnia swą aktywność zło. Z tej fundamentalnej „złości na Maryję”, na tę, która jest cała oddana Bogu, wypływa dyskredytowanie wielkich łask, których tutaj ludzie doświadczają. Jesteśmy świadomi, że jako Jasna Góra jakoś zawsze będziemy „solą w oku”, znakiem sprzeciwu dla świata, który po prostu idzie pod prąd tego, co proponuje wspólnota Kościoła czy świat ludzi wierzących.
Pocieszający jest fakt, że mimo różnych ataków z wielu stron widać, że to „programowe działanie” nie odstrasza młodych ludzi. Wręcz przeciwnie, wielu z nich szuka właśnie w tym świecie chaosu spotkania z Maryją. Przybywają tutaj w grupach i indywidualnie. Wielu z nich, żyjąc na stałe za granicą, w czasie pobytu w ojczyźnie przyjeżdża tutaj, żeby się pomodlić, ożywić swoje życie duchowe.
Z drugiej strony, co jest oczywiste, na Jasnej Górze nie stykamy się z takimi problemami, jakie są w parafiach. W dużych miastach zeświecczenie jest bardzo mocne. Jasna Góra ma trochę inną rolę i tutaj zawsze będą przychodzić pielgrzymi, zawsze ludzie będą szukać Matki Bożej. Taka jest też rola sanktuarium: być w pewnym sensie oazą odnowy duchowej. Dawać wytchnienie, umocnienie, uspokojenie i okazję do głębokiego nawrócenia.
Kiedy zaczynamy wgłębiać się w orędzia z Fatimy i słowa o potrzebie wynagrodzenia za zniewagi Maryi, możemy zastanawiać się, czy to proroctwo jest właśnie o naszych czasach. Widzimy współcześnie, jak nieraz wręcz wulgarnie podważa się dogmaty maryjne.
Myślę, że uderzenie w Matkę Bożą wiąże się też z tym, że jej postawa duchowa jest wyrzutem dla świata, który idzie w drugą stronę. Ale przecież z Biblii wiemy, że to jest niewiasta, która starła głowę „starodawnego węża” – więc ten wąż wciąż szuka sposobu, żeby zaznaczyć swoją obecność i pokazać, że mimo wszystko on ciągle walczy. I oczywiście, ta walka dobra ze złem będzie dotykała tej, która jest nieskalana, cała oddana Bogu, cała piękna. Jej postawa duchowa, właśnie zawierzenie, jest wyrzutem dla świata, który idzie w drugą stronę.
Poza tym świat, który żyje bez Boga, tak naprawdę ciągle musi mierzyć się z tym, że jego wysiłki są przegraną, mimo że mu się wydaje, iż triumfuje. Te diagnozy są bolesne, bo widzimy, co się dzieje w strukturze społeczeństwa, jakie są ogromne oddziaływania złego. Widzimy, jak młodzi ludzie są bardzo zniewalani, jak nie potrafią się oprzeć tej kulturze, cywilizacji zeświecczenia.
Ale, Bogu dzięki, te trudne okoliczności generują też wśród części ludzi wierzących działanie w drugą stronę. Zaczynają myśleć, że to nie jest tak do końca, jak nam się podaje, jak się proponuje w głównym nurcie. I to jest pocieszające. W jakimś sensie jesteśmy małą trzódką w wielkim morzu świata i nie możemy się bać. Nawet jako Polska, w tym morzu zlaicyzowanej Europy, jesteśmy wciąż wyspą, gdzie życie religijne jest nadal żywe. My wciąż jesteśmy społeczeństwem w większości katolickim, maryjnym. Będą dotykały nas prądy odrzucające katolicyzm, Maryję, ale nie traćmy ducha.
Wspomniał Ojciec, że biega i wędruje odmawiając różaniec.
Tak, zdarza się.
Czy różaniec i bieganie mają jakieś wspólne cechy, jak np. wytrwałość czy długodystansowość?
Tak, gdy się biega długi dystans, można odmówić nawet wszystkie cztery części różańca.
Różaniec odmawiam wtedy, kiedy biegam spokojnie. Jeśli biegam, jak to mówimy, jakieś poważniejsze odcinki, to raczej wtedy już jest trudniej się skupić na modlitwie, bo ciało przy dużym wysiłku stawia swoje wymagania, bardziej angażuje wtedy i fizycznie, i umysłowo.Dziękuję za rozmowę!