Marsz dla Królowej Polski cz. 6     

Z Neapolu do Rzymu pozostało mi jakieś 200 km, a w nogach mam już ponad 2000, które przeszedłem przez 42 dni, aby uczcić stulecie odzyskania niepodległości. Chcę też podziękować za to Maryi, nawiedzając Jej sanktuaria, które mijałem po drodze: Górkę Duchowną, Bardo, Mariazell, Rawennę, Loreto, Pompeje. Chciałem jeszcze zwiedzić w Neapolu kościół, w którym 14 sierpnia 1608 r. Maryja objawiła się włoskiemu jezuicie Juliuszowi Mancinellemu. Gdy odmawiał Litanię Loretańską, powiedziała mu, że życzy sobie, aby wśród innych wezwań nazywać Ją Królową Polski, bo naród ten szczególnie sobie umiłowała. Nie mogłem jednak znaleźć tej świątyni, a było już późno i nie miałem czasu, żeby zostać w Neapolu i szukać jej następnego dnia. Zmieniłem plany i zamiast być w Watykanie 16 października na obchody 40. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża Jana Pawła II, postanowiłem dojść tam dwa dni wcześniej, w niedzielę rano 14 października. Miały się wtedy tam odbyć uroczystości kanonizacyjne Vincenza Romana i Nunzia Sulprizia, których groby nawiedziłem po drodze, a także papieża Pawła VI, arcybiskupa Romera i innych.
Pieszo do Montichiari przez Włochy
Pieszo do Montichiari przez Włochy Fot. © K. Jędrzejewski
Z neapolitańskiego parku, gdzie spałem, wyruszam w dalszą drogę przed świtem, w czwartek 14 października. Idę przez takie miejscowości, jak: Marano di Napoli, Qualiano, Villa Literno, które są zaniedbane i kojarzą mi się z meksykańskimi miasteczkami z westernów. Kontrastuje z nimi Cancello ed Arnone, w którym stacjonuje wojsko i na każdym kroku panuje nienaganny porządek. Pod koniec dnia dochodzę do nadmorskiego miasteczka Mondragone, gdzie niestety chmurzy się i zaczyna padać. Chronię się w kościele, w którym akurat kończy się różaniec i za chwilę ma się rozpocząć msza święta. Jakaś kobieta podchodzi do mnie, każe mi pójść za sobą i prowadzi mnie do zakrystii, do księdza. Mówię mu łamaną włoszczyzną, bo nie rozumie po angielsku, że idę pieszo z Polski, i pytam, czy nie znalazłoby się dla mnie jakieś schronienie na noc. Duchowny każe mi zostawić plecak w zakrystii i przyjść po mszy. Na koniec dnia dostaję jeszcze od Maryi, oprócz mszy, nocleg pod dachem w przykościelnej salce, a także parę pizz na kolację. Ciężko jest je wszystkie zjeść, więc zostawiam kilka na następny dzień. Zasypiam zmęczony, dziękując Maryi za te wszystkie łaski, które mi zsyła. Następnego dnia znowu wstaję przed świtem, żeby ruszyć w dalszą drogę. Jest jeszcze ciemno, ale na szczęście już nie pada. Idę główną drogą przez takie miejscowości, jak: Marina di Minturno, Scauri, Formia, by stąd już cały czas iść wzdłuż morza przez pięknie położoną Gaetę i Pianę Di Sant’Agostino, gdzie miałem ochotę się wykąpać w wielkim błękicie Morza Tyrreńskiego, ale nie miałem już czasu. Idę niebezpiecznymi, skalistymi, nadmorskimi drogami pełnymi tuneli do Sperlongi, w której znajdują się archeologiczne wykopaliska. Nie mogę jednak pozwolić sobie na zwiedzanie ich, bo kiedy do nich dochodzę, ściemnia się i muszę już szukać miejsca na spoczynek. Znajduję go za miastem w czymś przypominającym las, gdzie mimo ciemności udaje mi się rozbić namiot.
Pieszo do Montichiari przez Włochy
Pieszo do Montichiari przez Włochy Fot. © K. Jędrzejewski
W sobotę przed świtem ruszam w dalszą drogę przez małe nadmorskie miejscowości do Terraciny, nad którą na górze Giove wznosi się starożytna świątynia Jupitera. Nie mam już jednak czasu, żeby tam wchodzić, muszę iść dalej, jeśli chcę zdążyć. Jeszcze tylko wchodzę na chwilę do kościoła i modlę się o siły tak mi potrzebne. Mam stąd do Watykanu jeszcze około 100 km i jakieś 24 godziny. Idę teraz starożytną rzymską drogą Via Appia, która z Terraciny wiedzie cały czas w linii prostej właściwie do samego Rzymu. Jest trochę monotonna, bo nie ma na niej żadnych zakrętów ani wzniesień, urozmaicają ją tylko rosnące wokół niej aleje wielkich pinii, które dają cień. Dzięki temu mogę się na niej rozpędzić i w 10 godzin przejść prawie 50 km do Cisterny di Latina. Jestem tutaj przed 20, kiedy już robi się ciemno. Wchodzę do przydrożnego baru, gdzie kupuję sobie kawę i jem posmarowany masłem czekoladowym chleb. Pytam właściciela baru, którędy najlepiej iść do Rzymu, bo jest tu wiele sprzecznych drogowskazów. Wiadomo, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale która jest najkrótsza i najbezpieczniejsza? Mówi, że wszystkie są bardzo niebezpieczne o tej porze w sobotę, bo jeżdżą po nich pijani kierowcy wracający z dyskotek i imprez. Kieruje mnie na taką, która – jak twierdzi – jest spokojna. Pytam jeszcze innych napotkanych ludzi, którzy też mnie tam kierują. Jest bardzo spokojna i nic właściwie nią nie jeździ, co początkowo mnie cieszy. Idę bardzo szybko. Jednak w miarę upływu czasu niepokoi mnie coraz bardziej brak ruchu i drogowskazów oraz to, że nie ma kogo zapytać, czy to jest właściwa droga. W końcu mijam jakąś miejscowość, w której z powodu późnej pory wszystkie domy są już pozamykane. Udaje mi się jednak znaleźć jakichś ludzi, którzy okazują się chorwackimi Cyganami. Mówią mi, że to nie jest droga do Rzymu, tylko do Anzio, więc zamiast pójść na północ, szedłem na wschód. Straciłem jakieś dwie godziny, a właściwie cztery, bo muszę się wrócić z powrotem do Cisterny i znaleźć właściwą drogę.
Ograniczony dostęp

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Krzysztof

Jędrzejewski

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x