Marsz dla Królowej Polski w stulecie niepodległości. Część 5.

Wyruszam z Pompejów w dalszą drogę w środę 10 października 2018 r. rano po Mszy Świętej w sanktuarium u stóp Matki Bożej Różańcowej. Do Rzymu, a właściwie Watykanu, pozostało mi jeszcze ponad 250 kilometrów. Teoretycznie do 16 października, kiedy planuję dojść na czterdziestą rocznicę wyboru Jana Pawła II na papieża, pozostało mi sześć dni, więc powinienem spokojnie zdążyć. Jednak, chcąc zaoszczędzić czas, nie zwiedzam już terenu wykopalisk po erupcji Wezuwiusza w 73 roku. Nie chce mi się czekać w długiej kolejce po bilety i potem jeszcze chodzić przez parę godzin, zwiedzając ruiny starożytnych Pompejów. Gdyby nie było takich tłumów i gdybym się nie spieszył, może bym się skusił na zwiedzanie, a tak oglądam tylko – przy wejściu na teren wykopalisk – pawilony z ciałami wydobytymi z wulkanicznego pyłu, który przysypał mieszkańców Pompejów.
ofiara wybuchu Wezuwiusza
Zastygłe w lawie ciało mieszkańca dawnych Pompejów Fot. © K. Jędrzejewski
Leżą tutaj zastygli w przedśmiertnych pozach, mimo że minęło już tyle wieków od ich śmierci, jakby chcieli przypomnieć nam, że podobny los czeka każdego z nas. Możemy tylko liczyć, że nasza śmierć nie będzie tak gwałtowna, bo Maryja modli się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej. Oni niestety jeszcze Jej nie znali i nie mogli się modlić przez Jej wstawiennictwo o szczęśliwą śmierć, więc dlatego są tacy przerażeni. Jednak do większości ze zwiedzających turystów z całego świata wcale nie dociera, że mają do czynienia ze zmarłymi i myślą, że to rzeźby. Idę dalej, zostawiając ich za sobą, zwłaszcza że byłem już tutaj w 1997 i w 2011 r. – wtedy zwiedzałem wykopaliska. Mijam Pompeje i następne miejscowości, które leżą w cieniu Wezuwiusza. W Torre del Greco widzę bilbordy reklamujące kanonizację Vincenzo Romano, miejscowego proboszcza, który pomagał biednym po wybuchu Wezuwiusza w 1794 r.; był bardzo pobożny i ożywił religijność wśród miejscowych przez propagowanie różańca. Ma za to zostać ogłoszony świętym w niedzielę 14 października na placu św. Piotra w Rzymie. Wchodzę do kościoła i modlę się przed jego relikwiami. Wtedy przychodzi mi myśl, że dobrze byłoby być na tej kanonizacji, ale to tylko myśl.

Herculanum

Następnie mijam Herculanum, gdzie przechodzę po platformie nad wykopaliskami, skąd z wysokości można zobaczyć całe starożytne miasto, podobnie jak w Pompejach, wykopane z wulkanicznego pyłu. Dochodzę do kas biletowych, jednak znowu, chcąc zaoszczędzić czas, rezygnuję ze zwiedzania i wracam z powrotem do głównej drogi do Neapolu. Cały czas idę drogą, z której z jednej strony w oddali widać morze, a z drugiej Wezuwiusza. W końcu około godziny 16.00 mijam tablicę z napisem „Neapol”. Chciałbym przed zmrokiem wyjść z miasta, jednak obawiam się, że mi się to nie uda i będę musiał szukać gdzieś noclegu. Nie wiem dokładnie, w którą stronę iść, a wszyscy, których pytam, mówią co innego, więc „idę za głosem serca”. Około godziny 18.00 zaczyna się ściemniać, a ja wchodzę do jakiegoś kościoła, który przyciąga mnie oryginalną zewnętrzną iluminacją. W środku modli się wielu ludzi, a pod ołtarzem w szklanej gablocie spoczywa ciało jakiegoś młodego człowieka.
Nunzio Sulprizio
Sł. Boży Nunzio Sulprizio Fot. © K. Jędrzejewski
Okazuje się, że to Nunzio Sulprizio, który zmarł po wielu cierpieniach w opinii świętości w 1836 r., w wieku dziewiętnastu lat, a który (czy to przypadek, że akurat tutaj wszedłem, a nie do innego kościoła) ma zostać kanonizowany w najbliższą niedzielę na placu św. Piotra. Właśnie rozpoczyna się Msza Święta, więc zostaję, a po niej próbuję spytać się księdza o jakiś nocleg, jednak bezskutecznie.
Widok z wyspy Capri
Widok z wyspy Capri Fot. © K. Jędrzejewski

Nie daję za wygraną

Nie daję tak łatwo za wygraną i idę do następnych kościołów, które są w pobliżu, ale i tam nikt nie chce mi pomóc. Albo się mnie boją, albo rzeczywiście nie mają dwóch metrów miejsca. Tułam się po mieście. W końcu spotykam jakiegoś Gruzina na schodach kolejnego kościoła, w którym mnie nie przyjęto. Jest w moim wieku, pytam go najpierw po angielsku, a potem po rosyjsku, czy nie wie, gdzie jest jakiś park, gdzie mógłbym się przespać. Mówi, że niedaleko, a ja pytam, czy tam jest bezpiecznie. A on mówi mi, że jeśli idę z Bogiem i wierzę, że On się mną opiekuje, to nie mam się czego bać. W tych kilku słowach pozbawił mnie wszelkiego lęku, jaki miałem w sobie. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, siedząc na schodach kościoła, po czym poszedłem w stronę parku, w którym w końcu znalazłem spoczynek pod opieką Bożej Opatrzności. I choć Neapol uchodzi za niebezpieczne miasto, to mnie nie spotkało w nim nic złego. Wstałem jeszcze przed świtem, bo zmieniłem swoje plany. Doszedłem do wniosku, że skoro trafiłem tutaj do dwóch kościołów, w których były relikwie przyszłych świętych, a ich kanonizacja miała nastąpić w najbliższą niedzielę, to znaczy, że mam być na tej kanonizacji. Musiałem więc jeszcze przyspieszyć, żeby zdążyć, bo miałem tylko trzy dni i jakieś 200 kilometrów drogi do pokonania. Wierzyłem, że z Bożą pomocą mi się to uda, a Maryja doda mi sił.
0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Krzysztof

Jędrzejewski

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x